Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pułkownik Ryszard Kukliński. Nigdy nie zajrzymy do jego głowy

WŁODZIMIERZ KNAP
O płk. Ryszardzie Kuklińskim najczęściej można usłyszeć frazesy typu: tragiczna postać, bohater, zdrajca. Czy kiedykolwiek poznamy jego prawdziwą historię? Czy jest szansa, że Amerykanie i Rosjanie przekażą nam dokumenty o jego działalności? FOT. ARCHIWUM
O płk. Ryszardzie Kuklińskim najczęściej można usłyszeć frazesy typu: tragiczna postać, bohater, zdrajca. Czy kiedykolwiek poznamy jego prawdziwą historię? Czy jest szansa, że Amerykanie i Rosjanie przekażą nam dokumenty o jego działalności? FOT. ARCHIWUM
Trzeba mieć pełną świadomość, że o KUKLIŃSKIM zdecydowanie więcej nie wiemy niż wiemy. Jego zwolennicy i przeciwnicy przekonują nas do swoich racji i jednoznacznych ocen, lecz bez dostępu do archiwów amerykańskich oraz rosyjskich chodzimy i chodzić będziemy po omacku.

O płk. Ryszardzie Kuklińskim najczęściej można usłyszeć frazesy typu: tragiczna postać, bohater, zdrajca. Czy kiedykolwiek poznamy jego prawdziwą historię? Czy jest szansa, że Amerykanie i Rosjanie przekażą nam dokumenty o jego działalności? FOT. ARCHIWUM

W moim życiorysie nie ma tajemnic. Wszystko będę się starał opowiedzieć. Szczerze, otwarcie. Są jednak pewne materie, w których tkwi interes Stanów Zjednoczonych. W tych obszarach będę się poruszał dużo trudniej - mówił płk Ryszard Kukliński w Zakopanem, w czasie pobytu w Polsce w 1998 r.

Te słowa dość dobrze oddają istotę rzeczy, gdy chodzi o wiedzę na jego temat. On sam dał do zrozumienia, że tak naprawdę, mimo - przyjmijmy - chęci szczerych, informacje dostajemy szczątkowe i niepewne.

Trzeba mieć pełną świadomość, że o płk. Ryszardzie Kuklińskim zdecydowanie więcej nie wiemy niż wiemy. Jego zwolennicy i przeciwnicy przekonują nas do swoich racji i jednoznacznych ocen, lecz bez dostępu do archiwów amerykańskich oraz rosyjskich chodzimy i chodzić będziemy w tej sprawie po omacku.

Ale nawet wówczas, gdybyśmy komplet dokumentów dostali i ktoś miał czas, by je przeczytać, oraz wiedzę, m.in. wojskową, żeby zrozumieć, to i tak pozostałoby mnóstwo zagadek i wątpliwości. Problem podstawy polega na tym, że nikt do głowy płk. Kuklińskiego, a także ludzi, którzy wytworzyli dotyczące go materiały, nie wejrzy.

ZERO PO KUKLIŃSKIM

Przypomnijmy przy okazji, że podobno Jack Strong czy Mewa, bo tak i tak Amerykanie nazywali pułkownika, przekazał im od 35 do 50 tys. stron dokumentów. Na razie USA - w 2008 r. - odtajniły 1500 stron. Ale, co warto wiedzieć, ani jednej, którą własnoręcznie sporządził Kukliński.

Wszystkie odtajnione dokumenty są w języku angielskim. To przeróbki meldunków przekazanych po polsku lub rosyjsku przez pułkownika do CIA. Na użytek kierownictwa agencji oraz ludzi odpowiedzialnych za państwo amerykańskie zostały prze- tłumaczone na angielski i przeredagowane. Z owych ujawnionych 1500 stron najwięcej dotyczy sytuacji w Polsce przed wprowadzeniem stanu wojennego oraz przygotowań do niego. Są też charakterystyki ludzi sporządzone przez "Mewę" już po przewiezieniu go do USA, m.in. Wojciecha Jaruzelskiego.

PSU NA BUDĘ

Prof. Andrzej Paczkowski, historyk z PAN, badacz stanu wojennego, twierdzi, że źródła upublicznione przez Amerykanów nie poszerzają w istotny sposób dotychczasowej wiedzy o okresie 1980-1981. Smutne jest natomiast to, że informacje dotyczące przygotowania stanu wojennego, przekazywane przez Kuklińskiego, okazały się być psu na budę.

Ludzie, którzy stali na czele USA oraz ci, którzy im doradzali, nie znali ich. Nie mieli też cennych informacji z innych źródeł, bo inaczej prezydent Ronald Reagan nie byłby kompletnie zaskoczony wprowadzeniem stanu wojennego. Podobnie jak gen. Aleksander Haig, sekretarz stanu.

O raportach Kuklińskiego nie wiedział też prof. Richard Pipes, Polak z pochodzenia, doradca Reagana ds. Rosji sowieckiej i Europy Środkowo-Wschodniej. Zresztą 10 grudnia 1981 r. obradowała Rada Bezpieczeństwa Narodowego USA. Ani słowa nie poświęcono Polsce, zajmowano się natomiast terroryzmem libijskim. Inną sprawą jest natomiast, czy całemu Zachodowi na rękę nie było zduszenie "Solidarności" przez juntę gen. Jaruzelskiego.

AD KALENDAS GRAECAS

Tym, którzy liczą na to, że Amerykanie i Rosjanie przekażą nam informacje o działalności Jacka Stronga, nie radzę się łudzić. Rosjanie z zasady tego nie robią, chyba że mają w tym żywotny interes, lecz zwykle na takiej transakcji z nimi wychodzi się jak Zabłocki na mydle.

Postawę USA świetnie pokazują natomiast zabiegi prof. Paczkowskiego, który wystąpił do CIA o udostępnienie mu dokumentów dotyczących ppłk. Józefa Światły. Uprzejmie odpisano mu, że materiały te są dla historyków niedostępne i prawdopodobnie nigdy nie będą.

Historia Światły liczy już 60 lat i w żaden sposób nie uderza w bezpieczeństwo USA, no chyba że przekazał on Amerykanom informacje, z których wynika, iż służby komunistyczne w latach 40. i 50. zwerbowały czołowych polityków lub dowódców Stanów Zjednoczonych. W takim wypadku można byłoby zrozumieć postawę Amerykanów.

FRAZESY

O płk. Ryszardzie Kuklińskim najczęściej można usłyszeć frazesy typu: tragiczna postać, bohater, zdrajca czy uwagi, że dychotomiczne widzenie jego postaci - jako wcielenie dobra lub zła - jest z zasady błędne.

Zwolennicy, nazywający go bohaterem, antykomunistycznym wojownikiem, przekonują, że w pojedynkę wpłynął na bieg historii, powodując, że władze USA za jego sugestiami zmieniły plany wojenne. Wcześniej miały niby nie wiedzieć, że plany Układu Warszawskiego zakładają zaatakowanie Zachodu, a wojska sowieckie, idąc na Zachód, muszą przejść przez terytorium Polski.

Po drodze zaś będą miały do pokonania dwie naturalne duże przeszkody: Wisłę i Odrę i tam można je ostrzelać pociskami jądrowymi. Mówiąc poważnie, nie trzeba płk. Kuklińskiego, by pojąć, że w razie wojny światowej ta strona, która będzie sromotnie przegrywała, zapewne ucieknie się do "ostatecznego rozwiązania", czyli zmasowanego uderzenia jądrowego, co groziło i grozi zagładą niemal całej ludzkości.

Przeciwnicy płk. Kuklińskiego są równie śmieszni - mówiąc delikatnie. Nie potrafią przyznać, że niezależnie od intencji, powodów i efektów, Kukliński jest postacią heroiczną, bo przez lata wykradał dokumenty, które miały służyć panowaniu komunistycznemu nad światem. Czy zatem ci, którzy widzą w nim szpiega, marną kreaturę, zdrajcę, tym samym przyznają, że mogą służyć komukolwiek, byle służyć?

POWOLNA SPRAWIEDLIWOŚĆ

Od czasu, gdy w połowie lat 90. prof. Zbigniew Brzeziński, napisał, że "sprawa pułkownika Ryszarda Kuklińskiego jest wyrazem stosunku do PRL", tak też się powszechnie na nią patrzy. Dla tych, którzy PRL uważają za suwerenne państwo polskie, postępowanie pułkownika jest karygodne. Dla tych, którzy mają ją za kolonię sowiecką, pułkownik jest bohaterem. I tak najpewniej jeszcze co najmniej przez kilka dziesięcioleci pozostanie. Potem, o ile baza źródłowa nie poszerzy się, Kukliński uchodzić będzie za postać pozytywną.

Dlaczego? Bo tak, jak dziś nie ma się wątpliwości, że wiernopoddańcze służenie najpierw np. Szwecji, Francji, Rosji, Prusom czy Austrii w okresie I RP, a potem zaborcom, nie było czynem chwalebnym, tak kiedyś zapewne podobnie ocenione zostanie ogromne zniszczenie cywilizacyjne Polski i Polaków - bo to jest istotą rzeczy okresu PRL, a cięższego zarzutu nie można postawić i bardziej zgrzeszyć - przez ludzi działających na rzecz Związku Sowieckiego.

"KOGUCIK" CI (J)A

Ci, którzy Kuklińskiego uważają za zdrajcę, przypominają, że złamał przysięgę wojskową. Pytają o powody jego przejścia na stronę USA, kwestionują podaną przez niego datę podjęcia współpracy z Amerykanami; wskazując na Wietnam w latach 1967-1968, a nie rok 1972. Nawiasem mówiąc, Kukliński jako jedyny z Polaków otrzymał najwyższe odznaczenie od władz Demokratycznej Republiki Wietnamu). Negują podawane przez pułkownika motywy, przekonują, że szpiegował dla pieniędzy, pod groźbą szantażu, czyli ujawnienia niechlubnych kart ze swojego życiorysu.

Dezinformują przy tym, że chodzi o jego pozamałżeńskie relacje z kobietami, bo Kukliński miał, a nawet chlubił się nim, przydomek "kogucik". Nawiasem mówiąc, nieskrywane romanse z kobietami w lasach, laskach czy parkach ułatwiały mu w latach 70. przekazywanie informacji CIA. Podkreślają, że ściśle współpracował z PRL-owskimi służbami tajnymi, zarówno wojskowymi, jak i tzw. cywilnymi (choć pojęcie "cywilne służby" samo w sobie jest pozbawione sensu), począwszy od okresu stalinowskiego, gdy Kukliński był nastolatkiem. Za niemal pewnik mają, że tak naprawdę był szpiegiem GRU, czyli sowieckim.

ZA PUCHAŁĄ NA KUKLIŃSKIEGO

W tym miejscu warto poinformować, że pojawiające się teraz w mediach "sensacyjne" informacje na temat PRL-owskiej przeszłości Kuklińskiego są w gruncie rzeczy prymitywnym streszczeniem interesującego, choć jednostronnego tekstu, mającego na celu wykazać, jakim to niegodziwym oficerem i człowiekiem był Kukliński, autorstwa gen. Franciszka Puchały, I zastępcy szefa Sztabu Generalnego WP. Puchała był współautorem planu wprowadzenia stanu wojennego (innym współautorem planu stanu wojennego był Kukliński).

Gen. Puchała zamieścił artykuł w niszowym kwartalniku, choć mającym 85-letnią tradycję i cenionym: "Przeglądzie Historyczno-Wojskowym". Na marginesie dodajmy, że w tymże periodyku, choć w innym numerze, jest tekst prof. Juliana Babuli analizujący służbę Kuklińskiego w Sztabie Generalnym. Nie ulega wątpliwości, że nadal nie znają go krytycy Kuklińskiego.

W wielkim skrócie przypomnijmy, co napisał gen. Puchała, bo podane za nim informacje są sączone przez niektórych krytyków płk. Kuklińskiego.

Puchała kpi z ludzi, którzy podają, że Kukliński miał dostęp do absolutnie najważniejszych tajemnic wojskowych ZSRR, bo do takich żaden z Polaków nigdy nie był dopuszczony. "Wszyscy ci, którzy kiedykolwiek mieli do czynienia z wojskową stroną działalności Układu Warszawskiego, wiedzą, że na posiedzeniach organów wojskowych paktu, a nawet na posiedzeniach Doradczego Komitetu Politycznego nie omawiano planów wojennych.

Opracowywano je w zaciszu sztabowych gabinetów w Moskwie i przechowywano w stalowych sejfach. To, co dotyczyło Zjednoczonych Sił Zbrojnych UW w całości planowano w radzieckim, a nie polskim Sztabie Generalnym.

Do takich prac miała tam dopuszczenie tylko nieliczna grupa najwyższych oficerów radzieckich. Nie mieli takich uprawnień przedstawiciele armii innych państw UW, włącznie z ministrami obrony i szefami sztabów generalnych" - pisze Puchała. Znajomość planów wojennych ZSRR płk. Kuklińskiemu przypisywali m.in. prof. Brzeziński czy Jan Nowak Jeziorański.
Faktem jest, że zaprzeczył temu on sam. Zeznając w 1997 r. przed polskimi prokuratorami w USA powiedział: "Cała moja uwaga skupiała się na wykazywaniu Amerykanom nie tyle potencjału sowieckiego, bo ten był rozpoznany, ale na czytaniu tego potencjału, rozumieniu jego możliwości". Puchała przyznaje przy tym, że Kukliński dysponował jednakże bardzo dużą wiedzą na temat funkcjonowania UW, w tym LWP.

MŁODY, WPŁYWOWY?

Wskazuje na brakujące dokumenty dotyczące Kuklińskiego, zwłaszcza w teczkach Informacji Wojskowej, a potem WSW. W 1950 r. w nieznanych bliżej okolicznościach decyzją szefa Sztabu Generalnego gen. Władysława Korczyca został Kukliński wydalony z Oficerskiej Szkoły Piechoty.

Nie zaliczono mu trzech lat pobytu w szkole i skierowano do odbycia zasadniczej służby wojskowej. "Wówczas nastąpiło wydarzenie bezprecedensowe: zaledwie po upływie dwóch tygodni od pierwszej decyzji ten sam gen. Korczyc zdecydował o przywróceniu Kuklińskiego do szkoły" - pisze gen. Puchała.

Przypadkiem Kuklińskiego zajmował się też główny inspektor szkolenia gen. broni Stanisław Popławski. "Prawdopodobnie na polecenie gen. Popławskiego przewodniczący Państwowej Komisji Egzaminacyjnej płk Pawluczenkow dopuścił Kuklińskiego do egzaminów".

Gen. Puchała konkluduje: "Zadziwiające, że sprawą Kuklińskiego, jednego z wielu podchorążych, zajmowali się Korczyc i Popławski, wysoko w hierarchii służbowej usytuowani generałowie broni oddelegowani do Wojska Polskiego z Armii Radzieckiej, bliscy współpracownicy ministra obrony narodowej marsz. Konstantego Rokossowskiego".

Nie bez satysfakcji stwierdza: "Następny po szkole oficerskiej sukces edukacyjny odnotował Kukliński dopiero w 1960 r., kiedy to zdał maturę". Powołując się na dostępne dane, podaje, że Kukliński chętnie przekazywał wojskowemu kontrwywiadowi informacje. Innych, jeszcze bardziej sensacyjnych spekulacji dotyczących Kuklińskiego, a zwłaszcza jego służby na rzecz GRU w artykule nie brakuje.

AMERYKANIE GO DOCENILI

O ile za nieprzychylnymi tekstami i wypowiedziami na temat Kuklińskiego ze strony ludzi sprawujących kierownicze stanowiska w PRL, począwszy od Wojciech Jaruzelskiego, nie stoją twarde fakty, to Amerykanie dowiedli, że cenią płk. Kuklińskiego, także słowami, w czym są mistrzami.

Gen. William Odom, główny oficer wywiadu armii USA w latach 1981-1985 powiedział: "Raporty Kuklińskiego miały ogromną wartość informacyjną dla nas. Otworzyły nam oczy na militarną doktrynę sowiecką. Komentarze strategiczne do tych planów wpłynęły na zmianę amerykańskiej koncepcji obrony Europy środkami konwencjonalnymi, zamiast bronią atomową. Płk Kukliński przedstawił nam, w jaki sposób Rosjanie potrafią przerzucać ogromne masy swych wojsk. Nie zdawaliśmy sobie z tego sprawy. W konsekwencji utworzyliśmy siły szybkiego reagowania". Nie był to głos odosobniony, a jeden z wielu ze strony władz USA.
Oczywiście, że Amerykanie zawsze kierują się własnymi interesami. By je zrealizować, nierzadko idą po trupach do celu, bez większej przesady. Polska przekonała się o tym najboleśniej pod koniec II wojny światowej, ale nie tylko wtedy. Na szczęście bywało, że, jak w przypadku działalności Ryszarda Kuklińskiego, dalekosiężne cele Polski i USA okazywały się być zbieżne.

***

Podobno Jack Strong czy Mewa, bo tak i tak Amerykanie nazywali płk. Ryszarda Kuklińskiego, przekazał im od 35 do 50 tys. stron dokumentów. Na razie USA - w 2008 r. - odtajniły 1500 stron. Ale, co warto wiedzieć, ani jednej, którą własnoręcznie sporządził Kukliński.

Smutne jest to, że informacje dotyczące przygotowania stanu wojennego, przekazywane przez płk. Kuklińskiego, okazały się być psu na budę. Ludzie, którzy stali na czele USA oraz ci, którzy im doradzali, nie znali ich.

Od czasu, gdy w połowie lat 90. prof. Zbigniew Brzeziński napisał, że "sprawa pułkownika Ryszarda Kuklińskiego jest wyrazem stosunku do PRL", tak też się powszechnie na nią patrzy. Dla tych, którzy PRL uważają za suwerenne państwo polskie, postępowanie pułkownika jest karygodne. Dla tych, którzy mają ją za kolonię sowiecką, pułkownik jest bohaterem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski