Leszek Długosz: Z BRACKIEJ
Od lat chodzę na ten kończący sezon lutowy koncert. Gorliwy entuzjasta kolęd funduję sobie ucztę. A zaczęło się? Nowicjusz na krakowskim gruncie, w domu Na Groblach, gdzie mieszkał Piotr Skrzynecki, czyli w domu Janiny Garyckiej (a właściwie jej niezapomnianej dobroci i uroku Ciotek) zapytałem: gdzie tu w Krakowie można posłuchać tak "po bożemu” śpiewanych kolęd? Usłyszałem z miejsca – najlepiej u franciszkanów! Chór Cecyliański, co niedzielę. Nie ma lepszej firmy! Tak dowiedziałem się o chórze i o tej tradycji. Opowieść więc moja ma już niemałą ciągłość. Tedy składajmy po kolei.
Chór, założony przez przebywającego pod Wawelem włoskiego franciszkanina ojca dr. Bernardino Rizzi, zasłużonego chórmistrza i kompozytora, działa od 1923 r. Franciszkanin ów dał zespołowi podwaliny i charakter. W początkowej fazie był to chór męsko-chłopięcy. Wypełniając oczywiste potrzeby sakralne, prowadził równocześnie działalność estradowo koncertową. Tak jest i dziś, z tym, że ostał się skład tylko dorosły. Podczas koncertu dowiedziałem sie, że właśnie w październiku ubiegłego roku zespół obchodził 90. rocznicę działalności. Piękna karta. Hmm... Mój staż słuchacza to też niemała już kartka.
Wyjątkowe szlachetne i pełne zdało mi się "tegoroczne brzmienie”. Wzbogacone atrakcyjną kolorystyką, głosami zaproszonych solistów. Pomiędzy innymi, chętnie śpiewającej z tym zespołem wybitnej sopranistki Elżbiety Towarnickiej. Każdy krakus meloman zna ten piękny gatunek głosu, kunszt wykonawczy. W "akustyce franciszkańskiej” pienia zaiste rozbrzmiewały anielskie. Dyrygował Tomasz Półtorak. No i wreszcie repertuar. Kolędy i pastorałki... Prócz powszechnie znanych, kompozycje ukazujące możliwości śpiewu zespołowego. Autorstwa między innymi wspomnianego Ojca Rizzi, Jana Maklakiewicza, Zygmunta Noskowskiego. Przypominano utwory dla życia muzycznego w naszym mieście postaci wielce zasłużonej, dyrygentki i kompozytorki – Ireny Pfeiffer. Siedziałem zauroczony, to powiedzieć mało, siedziałem rozrzewniony "kompletem doznań”. Trzeba widzieć, ten kościół franciszkański w "pożegnalnym migotaniu choinek”... W tajemniczym półmroku rozsnute po głębiach nawy płomyki gromnic. Przecież to wieczór Matki Boskiej Gromnicznej.
Pod powiekami obrazy przewijające się jeszcze ze scen domowych, i te z mojego tu poprzez dziesięciolecia zasiadania. Wreszcie jest i ten "bonus”! Arcyrzewna, arcyśpiewna, ta arcypolska kolęda Noskowskiego. Znana o tyle o ile, bo raczej trudniejsza do śpiewu domowego – "Witaj gwiazdko złota”. Utwór właściwie już koncertowy. Dla mnie czar, kwintesencja polskiej nuty. Kujawiak? Cały sezon czekam na tę przyjemność.
Dla której to jednej pieśni (śpiewanej jeszcze przez Towarnicką) warto mi w ogóle iść na koncert. Tego się już nigdzie nie usłyszy? Ten typ kolędowania zanika? Żegnaj więc, Gwiazdko tegoroczna. A jak się po szerokim dzisiejszym świecie rozglądam, czy ty w ogóle już nie zanikasz? Wywołany jednak na bis, ów ponaddwustuletni polonez "Bóg się rodzi”, wykonany w pełnym animuszu zespoleniu – chór, wierni, soliści i organy grzmiące najpodnioślej, to wszystko zostawiło prognozę zgoła przeciwną.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?