Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kina wolne od popcornu. Można w nich leżeć albo grać na bębnach

MACIEJ MAKOWSKI
Iwona Nowak, szefowa kina Mikro, któremu poświęciła całe życie FOT. JOANNA URBANIEC
Iwona Nowak, szefowa kina Mikro, któremu poświęciła całe życie FOT. JOANNA URBANIEC
REPORTAŻ. Do kina Wanda czy nowohuckiego Świtu już nie chodzi się na film, tylko na zakupy. W "Warszawie" jest klub fitness, a w kinoteatrze "Uciecha" dyskoteka. Wydawałoby się, że stare, dobre kina z kameralnym klimatem i wymagającą widownią odchodzą do lamusa. Nic bardziej mylnego. Zastępują je nowoczesne kina studyjne. A jeśli o nie chodzi, to Kraków jest miejscem wyjątkowym i niespotykanym w skali całego kraju. W sześciu edycjach konkursu Państwowego Instytutu Sztuki Filmowej na najlepsze kino w Polsce krakowskie kina studyjne zgarnęły połowę nagród.

Iwona Nowak, szefowa kina Mikro, któremu poświęciła całe życie FOT. JOANNA URBANIEC

"Cokolwiek będziesz w życiu robił - kochaj to tak, jak kochałeś kino... kiedy byłeś chłopcem..." - mówi Alfred, kino- operator w filmie "Cinema Paradiso" do Giuseppe Tornatore, głównego bohatera, który już jako słynny reżyser wraca myślami do rodzinnego, sennego, sycylijskiego miasteczka.

Jedyną atrakcją jest tam parafialne kino, które budzi u mieszkańców czasami skrajne emocje, doprowadza do wzruszeń, czy po prostu służy zwykłej rozrywce.

Można dostrzec podobieństwo między tamtym filmowym "Paradiso" a krakowskimi kinami studyjnymi, które prócz fundowania widzom artystycznych uniesień, są także miejscem spotkań, ożywionych dyskusji, a także świadkami łez czy wybuchów śmiechu, jakie towarzyszą wielu seansom.

Odważnie pod Baranami

Na korytarzach Kina Pod Baranami ludzie spotykają się nawet godzinę przed seansem, a w kinowej kawiarni potrafią przesiadywać na długo po jego zakończeniu.

Popijając kawę, rozmawiają, gestykulują, ekscytując się tym, co właśnie zobaczyli na ekranie.

Ola Stelmach jest w ciągłym biegu, jeszcze przed chwilą udzielała wywiadu, po czym pędzi dalej. - Przepraszam, ale proszę jeszcze chwilkę zaczekać - mówi z uśmiechem.

W końcu z trudem znajduje czas na chwilę wytchnienia i dłuższą rozmowę.

Ola, cztery lata temu, już jako absolwentka filmoznawstwa, zaczepiła się w Kinie Pod Baranami na praktyki. Przyjęto ją z otwartymi ramionami i już nie wypuszczono. Jej oczkiem w głowie są Baranki Dzieciom, czyli niedzielne poranki dla dzieciaków.

Ola wybiera dla nich najczęściej bajki polskie - Są fenomenalne, mądre, wyzbyte przemocy - mówi z uśmiechem. Zresztą uśmiech chyba nigdy nie znika z jej twarzy.

Najlepsze są produkcje ze studia bajek w Bielsku-Białej i z warszawskiego Studia Miniatur Filmowych. - Trwają zazwyczaj do 40 minut, bo dzieciaki dłużej nie usiedzą - tłumaczy.

Baranki Dzieciom to nie tylko seans, ale również warsztaty: zabawy plastyczne z gliną, tworzenie animacji, nawet pierwsza pomoc czy wizyta psa przewodnika.

Lecz największą frajdą dla dzieciaków są zajęcia bęb- niarskie, w które Ola zaangażowała znajomego muzyka - 50 osób, pełna sala i 20 bębnów, obłęd! - mówi podekscytowana.

Oprócz seansów i warsztatów dla dzieci Ola zajmuje się...wszystkim. I tak jest w większości kin studyjnych. - Trzeba być gotowym na poświęcenie. W życiu bym się nie spodziewała, że będę nawet pisać faktury - śmieje się.

Prócz licznych filmów premierowych, Kino Pod Baranami to mnóstwo festiwali i przeglądów. - Mamy Krakowski Festiwal Filmowy, Off Plus Camera, festiwal filmów afrykańskich, filmu niemego z muzyką na żywo, przegląd kina rumuńskiego czy portugalskiego - wylicza na jednym oddechu Ola.

- Mamy widzów żądnych wrażeń. Niebojących się kina innego - odważnego - dodaje.

Ola Stelmach doskonale odnajduje się w klimacie Kina Pod Baranami, a Bożena Gierat wie o nim wszystko. Pracuje tu od wielu lat. Jest matką właścicielki kina, Marii.
Po skończeniu filmoznawstwa nie sądziła, że wyląduje w kinie. Wolała wtedy o filmach pisać i tak też zaczynała.

Pracowała w kinie Wanda, gdzie dziś znajduje się supermarket. Dla niej emocje związane z przeżywaniem filmu, to coś nieuchwytnego, metafizycznego.

Pamięta, jak w "Wandzie" wyświetlano niesamowicie smutny "Co się wydarzyło w Madison County" z Clintem Eastwoodem i Maryl Streep.

- Lubiłam wtedy wychodzić na balkon, który znajdował się na kinowej sali. Po prostu czułam i słyszałam, jak wszyscy na widowni płakali - wspomina Bożena Gierat.

Dla niej kino jest sztuką emocji. Kocha, kiedy jest ciemno, a wszyscy razem przeżywają magię, która dzieje się na ekranie.

Często przypomina, że kiedy dawno temu powstawało kino, Edison wymyślił kinetoskop, dzięki któremu tylko jedna osoba mogła oglądać przez wizjer ruchome obrazki. Bracia Lumiere natomiast wymyślili kinematograf i pokazali film na ekranie. Zaprosili dużo ludzi, którzy wspólnie przeżyli strach, widząc pociąg, który mknie wprost na nich. - Chodzi o to, że my w kinach studyjnych kontynuujemy linię braci Lumiere, a nie Edisona - tłumaczy.

Kino Pod Baranami zrzeszone jest w elitarnej sieci kin europejskich - Europa Cinemas, od której otrzymało nagrodę za najlepszy program filmowy w Europie.

Ostatnio Maria Gierat, szefowa Kina Pod Baranami, reprezentowała ekskluzywną sieć kin europejskich Europa Cinemas podczas dorocznej konferencji amerykańskich kin studyjnych: Art House Convergence w Stanach Zjednoczonych.

Całe życie w kinie

Kino Mikro. Wczesna pora, więc jest cicho i spokojnie. Inaczej niż przed seansem, kiedy pomieszczenia wypełniają się po brzegi.

Do biura Iwony Nowak, kierowniczki kina, idę wąskim kolorowym korytarzem, po drodze mijam drzwi do tak dobrze wielu znanej sali z białym ekranem.

Iwona Nowak pali cienkiego papierosa w czterech ścianach biura, pokrytych niezliczoną ilością fotografii. Na nich wszyscy przyjaciele kina. Uśmiechają się, pozują, popijają wino, rozmawiają. Jest reżyser i scenarzysta Olo Sroczyński, filmoznawca Krzysztof Gierat, Andrzej Wajda i setki innych.

W biurze co chwilę dzwoni telefon. Jedni chcą spytać o repertuar, inni zarezerwować bilety. Zdarzają się tacy, którzy chcą po prostu porozmawiać.

Historia kina przy ulicy Lea 5, jak wszystko z nim związane, jest barwna, tajemnicza, a nawet tragiczna. W styczniu 1957 roku zostało ono po raz pierwszy otwarte dla ludzi. Wcześniej na zamkniętych seansach przed srebrnym ekranem zasiadali ubecy i milicja, a w piwnicach przetrzymywano "wrogów ludu".

Jako kino studyjne Mikro działalność rozpoczęło w 1984 roku.

Dziesięć lat później trafia tam Iwona Nowak. - To był czysty przypadek. Skończyłam chemię, pracowałam w zawodzie. Czułam jednak, że to nie dla mnie. Włóczyłam się po mieście, nie wiedząc, co z sobą począć - opowiada. Jej kolega Andrzej Wajda powiedział, że widział ogłoszenie w kinie, że potrzebują osoby na bramkę lub kasę. - Zgłosiłam się - mówi.
Uznała, że miesiąc przeczeka i zobaczy, co będzie dalej. - I czekam tak już 20 lat- śmieje się. Mikro ma troszkę dobrych demonów z przeszłości i szczególne szczęście do kinooperatorów. Kiedy tam trafiła, był nim nietuzinkowy i ekscentryczny pan Woszczyna.

Przychodził do pracy punktualnie o 13.00 - Był takim wielkim misiem i facetem, który naprawdę kochał to miejsce - wspomina. Pamięta, że kiedy przetaczał się przez hol wśród tłumów ludzi, zwykł mówić: "Czego wy szukacie, przecież grają tu okropne filmy".

- Choć sam je wszystkie kochał - dodaje.

Kolejnym dobrym duchem kina był pan Antoni. Operator starej daty, jeżdżący jeszcze z kinami objazdowymi. Miał zwyczaj spania w biurze, ponieważ twierdził, że nie może go ominąć żadna impreza. - Zawsze powtarzał, że jesteśmy dziećmi i nie pozwoli, by żadna mucha na nas usiadła.  

Kino przetrwało także niejedną zawieruchę. Kiedy 10 lat temu właściciel - firma Apollo była w trudnej sytuacji finansowej, postawiła ultimatum. - Powiedzieli, że kino nie przynosi dochodu i albo je wezmę, albo zamykamy. I wzięłam - śmieje się.

Dla Iwony Nowak kino to praca i życie towarzyskie w jednym. Tworzenie repertuaru, obsługa kasy, a nawet obsługa projektorów, szczególnie teraz, gdy są cyfrowe, co, jak przyznaje, wiele ułatwia.

- Ciężko jest popaść w rutynę, wszystko się zmienia i to jest w tym genialne - mówi z zachwytem.

Odkąd Mikro dorobiło się cyfrowego projektora, który daje możliwość wyświetlania najnowszych filmów, stało się kinem premierowym.

Jednak nie zaprzestało organizować festiwali i przeglądów.

W kinie można również obejrzeć transmisje na żywo baletów czy teatru narodowego w Londynie. - Szukamy wtedy sygnału i modlimy się, żeby akurat w tym dniu za bardzo nie padało, bo coś się może zaciąć.

Mówi, że ludzie wolą kina studyjne, bo jest cisza, spokój i nie są traktowani podmiotowo. Dla niej multipleksy to przemysł wolnego czasu.

Wchodzi się, kupuje popcorn, colę, ogląda film i szybko ucieka. - Zapłacić za bilet w Multikinie to lekkie przegięcie - kwituje z przekąsem.

Spięci Agrafką

Krowoderska 8 to miejsce z kilkudziesięcioletnią tradycją kinową.

W 1959 roku uruchomiono tu kino Zuch, grające głównie seanse szkolne. W 1978 roku kino zyskało nową nazwę: Szkolne Kino Studyjne, a od 1996 roku funkcjonowało pod nazwą Paradox.

Grano tam klasykę kina i mimo że fotele z dermy przypominały narzędzia tortur, atmosfera miejsca sprawiała, że kto raz na nich usiadł, nieustannie wracał.

Nie było jeszcze wtedy multipleksów, więc nikomu nie przychodziło do głowy, że w kinie może być inaczej niż z zaduchem i niewygodnymi fotelami.

W czerwcu 2009 roku Centrum Młodzieży zmieniło swój adres na ul. Krupniczą i przeniosło tam kino.

Natomiast Bogdan Balicki i Robert Skrzydlewski założyli Agrafkę na ul. Krowoderskiej.

Wygodne fotele, klimatyzacja i co najważniejsze, repertuar z najwyższej pułki ze słynnymi na cały Kraków przeglądami filmów Bergmana.
Dawno temu, jeszcze przed erą kina spod znaku coli i popcornu, były kina premierowe i kina tzw. drugiego obiegu, czyli dostające filmy w drugiej kolejności. Ponieważ sprzedawały się jeszcze przez kilka miesięcy po premierze, nawet małe kina mogły na nich zarobić.

To już melodia przeszłości. Dziś jest więcej tytułów i ludzi, czas biegnie szybciej. - Choć zdarzają się przypadki, kiedy potrafimy grać "Chce się żyć" przez pół roku i cały czas ludzie na to przychodzą - opowiada Bogdan Balicki.

Balicki i Skrzydlewski poznali się w Kinie Pod Baranami i związali się z nim na wiele długich lat. - To był taki rodzaj pracy, nie z przymusu, ale pracy, która bawiła - wspomina Balicki.

Jak twierdzi, był sobie panem i sprzątaczką, czyli jak w każdym kinie studyjnym: wszyscy robią wszystko.  

Pamięta, jak kiedyś wyskoczył na pierogi do pobliskiej knajpy. Usłyszał rozmowę, podczas której dwóch studentów zachwycało się nocnym seansem w Baranach. Cieszyło ich to, że można otworzyć okno i słuchać stukotu dorożek jadących po bruku Rynku.

- Dziś jest inaczej. Można usłyszeć: czemu tak głośno, dlaczego tak cicho, dlaczego gorący, dlaczego klimatyzacja nie chodzi. Zmieniły się oczekiwania widzów - śmieje się Balicki.

Tak jak w przypadku innych kin studyjnych w Agrafce w końcu musieli kupić nowoczesny projektor cyfrowy, taki jak w multipleksach.

Skończyła się przygoda z Bergmanem. Agrafka stała się kinem premierowym. Koniec końców nie zostawili widzów, którzy kochają mniejsze tytuły i przeglądy filmowe. Dla nich otworzyli nowe kino. - Kika to był przypadek. Tak jak wiele dzieci na tym świecie. Miała być druga sala Agrafki, ale nie wyszło - tłumaczy Balicki.

Po miesiącach poszukiwań idealnym miejscem okazał się stary, należący do miasta budynek po dawnym ośrodku kultury w Podgórzu.

- To był dramat ale gdy tam wszedłem, wiedziałem, że to jest to. Zaczęliśmy od burzenia. Istna partyzantka - ojciec, matka brat pomagali, w sumie to w piątkę zrobiliśmy kino w dwa miesiące - mówi. Można w nim leżeć na ogromnych pufach i pić piwo.

Jedna starsza pani, odwiedzając powstajace kino, powiedziała: ,,Jakie to miłe, że są takie piękne miejsca w tak brzydkich budynkach."

Bogdan Balicki uważa, że typowy widz, który chodzi do multipleksów, nie przyjdzie do małego kina - Oni się po prostu boją takiego miejsca. Jest małe, ciasne, nie ma popcornu, wielkiej coli.

Sam przyznaje, że przez pewien czas w jego życiu panowała stagnacja i nieznośny marazm.

Odkąd ma swoje kina, wszystko się zmieniło. Pamięta, jak ojciec powiedział do niego: ,,Wiesz co, Bogdan? W końcu zaczęło się w twoim życiu coś dziać. W ciągu trzech lat masz dwa kina, nową żonę, dziecko".

W czerwcu 2011 roku Polski Instytut Sztuki Filmowej przyznał kinu Agrafka nagrodę dla najlepszego kina w Polsce, a w 2010 roku nagrodę w dziedzinie promocji polskiej sztuki filmowej.

W styczniu 2012 kino Agrafka zostało przyjęte do prestiżowej europejskiej sieci kin - Europa Cinemas, a w sierpniu tego samego roku weszło do sieci Polskich Kin Cyfrowych.

Ostatnie takie kino

Większość kin studyjnych w Krakowie znajduje się w centrum. Jednak warto poświęcić trochę więcej czasu na dojazd, by obejrzeć dobry film w jedynym działającym kinie w Nowej Hucie.

Nie zachowały się żadne papiery, mówiące o tym, kiedy kino powstało. - Między innymi ze wspomnień naszego kinooperatora starszego pana Ireneusza Sokoła, który jeszcze niedawno tutaj pracował, wynika, że prawdopodobnie działa od 1958 roku - mówi Anna Starewicz-Caban, kierowniczka kina Sfinks funkcjonującego obecnie przy Ośrodku Kultury Norwida.

Dla niej kino studyjne powinno mieć swoją indywidualność, coś charakterystycznego w sobie, co odróżnia je od innych kin.

- Myślę, że widzowie po prostu lubią atmosferę tego kina. Jest małe, nieanonimowe i gra dobre filmy - mówi.

Dodaje, że w kinie pracują w trójkę i cenią bezpośredni kontakt z widownią. Mają zwyczaj, że każdy seans poprzedza krótkie wystąpienie, wprowadzające widza w tematykę filmu.

- Ważna jest wymiana myśli z widownią. Czasem mówią: "Bardzo nam się podobało to, co pani powiedziała, ale nie miała pani racji" - śmieje się.

Nie są kinem premierowym, ale tak jak mogą, starają się przyciągnąć widza. Działa tu Dyskusyjny Klub Filmowy ,,Kropka". Na seansach dla dzieci rozkładają wielki dywan, zabawki i kiedy maluchy się bawią, rodzice oglądają film.

Można tu obejrzeć także filmy nieme z muzyką na żywo. Dla kontrastu: rockową i jazzową. - Należymy do Sieci Kin Studyjnych. Gramy ambitne kino europejskie i polskie. Mamy nadzieję, że już niedługo doczekamy się cyfrowego projektora, co pozwoli nam wzbogacić repertuar i przyciągnąć większą publikę - nie kryje zadowolenia Anna Starewicz-Caban.

maciej.makowski@dziennik.krakow.pl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski