Wu-Hae wystąpi 10 grudnia o godz. 20 w klubie Żaczek FOT. ARCHIWUM ZESPOŁU
- Okładka płyty jest wystylizowana na szkolny zeszyt. Uważaliście na lekcjach języka polskiego?
Bzyk: - Właśnie dlatego, że nie uważaliśmy, dopiero teraz zainteresowaliśmy się poetami wyklętymi. Ja, z racji tego, że mam trochę zaległości ze szkoły, postanowiłem je nadrobić na własną rękę. Trafiłem na te wiersze przez przypadek - i od razu mnie zafascynowały.
- Co Was ujęło w tej poezji?
- Że jest inna od tej oficjalnej. Przede wszystkim osobowości tych poetów decydowały o tym, jakie tworzyli wiersze. Większość z nich była - mówiąc potocznie - pojechanymi zawodnikami, i oni pisali zupełnie odmienne rzeczy od, powiedzmy, Szymborskiej. Wojaczek czy Bursa poszli ewidentnie w głąb siebie.
- I zobaczyli tam niezbyt przyjemne rzeczy.
- Oczywiście. Ale kiedy ja spojrzałem w głąb siebie - zobaczyłem podobne historie. Dlatego sięgnąłem po wiersz Wojaczka, który opisuje stany mocno deliryczne, typowe dla alkoholików. Z kolei wiersz Bursy wybrałem dlatego, że opowiadał o trudnym dzieciństwie, w którym rodzice robili zakazane rzeczy, kiedy ich maluchy spały przy księżycu. To były też moje doświadczenia.
- Dlaczego uzupełniliście wiersze własnymi tekstami?
- Guzik napisał trochę własnych tekstów - i miały one raczej publicystyczny charakter. Stąd utwór "Kontrola" - bo ostatnio głośno było o tym, że Amerykanie podsłuchiwali wszystkie rządy. Z kolei "Tylko żal" mówi o rozstaniu zakochanych - postanowiłem opisać taką sytuację, bo brakowało mi jej w wierszach wybranych poetów.
- Uważacie się za współczesnych poetów wyklętych?
- Za poetów - nie, ale za wyklętych - tak. Mamy pecha przez całe życie. Z tą płytą też szło nam jak po grudzie. Nawet na końcu, kiedy składałem książeczkę do wkładki, przycięło mi dwie kartki, nie zauważyłem tego - i tak już zostało. Do samego końca ciążyło nad tym wydawnictwem jakieś fatum.
- To fatum sprawiło, że musieliście opuścić Łaźnię Nową i szukać nowego miejsca na próby i nagrania?
Antek Dębski: - Kiedy nas wyrzucono z Łaźni, nagrywaliśmy u Bzyka w domu, w kuchni - basy i klawisze. Potem przenieśliśmy się na zajezdnię w Łagiewnikach - i tam w jakiejś małej salce zarejestrowaliśmy bębny. Była więc porządna zadyma organizacyjna. W końcu sierpnia trafiliśmy do Dworku Białoprądnickiego, gdzie pani dyrektor udostępniła nam studio. Tam musieliśmy się przyzwyczaić do nowego miejsca - bo wszystko brzmiało inaczej niż w Łaźni. Poradziliśmy sobie jednak sami. Tylko mastering zrobili nam Niemcy z Hamburga - i muszę przyznać, że poprawili te prawie amatorskie nagrania tak, że wyszły lepiej niż się spodziewaliśmy.
- Płyta jest podzielona na dwie części. Pierwsza to klasycznie rockowe, nawet balladowe granie. To coś nowego dla Was.
Bzyk: - Starzejemy się. Dlatego pojawił się w nas pewien rodzaj sentymentalizmu i zadumy nad życiem. Zaczęliśmy się interesować rzeczami, o których nie myśleliśmy jeszcze kilka lat temu.
- Ostro robi się dopiero w drugiej części - kiedy na wokalu pojawia się Guzik.
- To właśnie ta część publicystyczna. Nie brakuje tu najbardziej typowego dla nas motywu - Nowej Huty. Tematyka ta pasuje do reszty albumu. Bo Nowa Huta to wyklęte miasto - zbudowane na ludzkiej krzywdzie i nadal niszczące wielu. My o tym głośno mówimy - i ponieśliśmy tego konsekwencje, choćby w postaci wyrzucenia z Łaźni Nowej.
- Poezja nie uratowała poetów przeklętych. W Waszym przypadku jest inaczej - muzyka uratowała Was od autodestrukcji.
- Po to zrobiliśmy tę płytę. Aby odwrócić od nas zły los. I u nas następuje odwrotny proces. Muzyka nam pomaga - bo mamy co robić, wyrażamy siebie, gramy po całej Polsce. Poza tym, oni byli introwertykami, a my jesteśmy ekstrawertykami.
Rozmawiał Paweł Gzyl
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?