Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kiedy zwykły flirt jej nie wystarcza, Stenka musi się sztachnąć. Życiem

Redakcja
Niektórzy potrzebują w pracy konfliktu, on ich uruchamia, z niego czerpią energię. Mnie konflikt obezwładnia - mówi aktorka. Fot. Grzegorz Mehring
Niektórzy potrzebują w pracy konfliktu, on ich uruchamia, z niego czerpią energię. Mnie konflikt obezwładnia - mówi aktorka. Fot. Grzegorz Mehring
Lęk przed wchodzeniem w pewne rejony emocji, z których buduję rolę, jest jak wirus opryszczki: na co dzień nie dokucza, ale wiem, że się go nie pozbędę - mówi DANUTA STENKA. Do księgarń właśnie trafił wywiad-rzeka z aktorką pod tytułem "Flirtując z życiem"

Niektórzy potrzebują w pracy konfliktu, on ich uruchamia, z niego czerpią energię. Mnie konflikt obezwładnia - mówi aktorka. Fot. Grzegorz Mehring

- Ostatni raz widziałyśmy się trzy lata temu, a pani wciąż tak samo piękna, młoda i uśmiechnięta.

- W Krakowie nie sposób się nie uśmiechać. Lubię tu przyjeżdżać.

- A przecież niewiele brakowało, byśmy mieli tutaj panią na co dzień, by została pani aktorką Teatru im. Juliusza Słowackiego.

- O mały włos. Po obejrzeniu mojego spektaklu dyplomowego Mikołaj Grabowski zaproponował mi angaż, ale ja byłam już po słowie z Ryszardem Majorem, moim profesorem i szefem szczecińskiego Teatru Współczesnego. Więc pojechałam, jak mawiał Major, "budować kulturę w tym centrum NRD".

- Znana jest pani niechęć do wywiadów, więc jak to się stało, że "uległa" pani Łukaszowi i wydali Państwo w "Znaku" książkę "Flirtując z życiem"?

- Łukasz zaproponował mi tę rozmowę, a wysłuchawszy moich wątpliwości powiedział: "Spotkajmy się, spróbujmy, a jeżeli nie będzie nam szło, damy sobie po prostu spokój." Znamy się od lat, więc to była kwestia zaufania. Ale niech pani nie myśli, że było łatwo. Każde nasze spotkanie, a mieliśmy ich kilkanaście, zaczynałam od słów: "Łukaszu, to jednak nie ma sensu". Tymczasem pojawiała się zamówiona kawa, szarlotka, po czym zaczynaliśmy rozmawiać o bieżących sprawach i nagle, prawie niezauważalnie, rozmowa schodziła na tor zaplanowany i przygotowany przez Łukasza.

- Potrafi pani z życiem flirtować?

- Nie traktuję mojego życia jak wyroku. To, które mam za sobą, z całym jego dobrodziejstwem inwentarza, lubię, a to, które jest, mam nadzieję, przede mną, intryguje mnie, jestem go ciekawa, każdego dnia.

- A kiedyś powiedziała pani: "Muszę sztachnąć się życiem". Co jest przyjemniejsze: flirt czy owo sztachnięcie?

- Flirt kojarzy się z pianką, sztachnięcie z mocnymi wrażeniami. Jedno i drugie jest interesujące.

- I o tym opowiada pani w swej książce, która jest długą podróżą przez pani życie zawodowe i prywatne. Wiele jest w niej rzeczy przemilczanych, pominiętych?

- Łukasz był do tej rozmowy bardzo przygotowany, toczyła się według jego planu. On nią sterował i - wracając do zaufania, o którym wspomniałam - nie próbował wedrzeć się siłą czy podstępem w rejony "nie na sprzedaż". Tego nie szukał. Tym samym dawał mi poczucie bezpieczeństwa, które pozwalało mi na szczerość tam, gdzie mnie poprowadził.

- A w chwilach zmęczenia, po długich wywiadach także, nadal zamyka się pani w łazience w kolorze ecru?

- Nie tylko w chwilach zmęczenia. Mam swój gabinet, a jednak gros czasu spędzam w łazience, w której słucham swojej ulubionej stacji radiowej, w której stoi ławeczka do ćwiczeń, kwitną kwiaty, przez okna dachowe wpada światło z nieba, a toaletka przejmuje rolę biurka.

- Ilekroć rozmawiałyśmy, to również o pani niezwykłym, wielopokoleniowym domu. Nadal jest taką oazą ciepła, miłości, bliskich ludzi?

-Tak, to jest dom, w którym zawsze ktoś jest. Dom z długimi śniadaniami w niedzielę i wolne dni, z babcinym obiadem, z dwoma psami. Niestety najbliższych ubywa. Ale i ten dom nie jest wolny od zabiegania, braku czasu.
- "Ma w sobie żywioł miłości i pozwala na scenie grać emocjom" - pisano po pani roli w "Magii grzechu". Miłość też napędza do pracy

- Nie wszystkich. Niektórzy potrzebują w pracy konfliktu, on ich uruchamia, z niego czerpią energię. Mnie konflikt obezwładnia, moim motorem jest miłość. Ona mi dodaje skrzydeł i dmucha w moje skrzydła. Ja chcę kochać swoich partnerów, reżyserów, garderobiane, charakteryzatorki, ludzi, z którymi wyruszam w podróż po tytułem spektakl, film czy jakakolwiek inna przygoda zawodowa. Nie zawsze się to udaje, ale doświadczenie pokazuje, że ludzko-ludzkie spotkania pozostają we mnie o wiele większą wartością niż wyłącznie zawodowe. I o tym między innymi rozmawiamy w naszej książce.

- Przekraczanie aktorskich barier - to pani specjalność. Nyczak, Cywińska, Englert, Warlikowski, Jarzyna, Kleczewska, to przecież kompletnie różne reżyserskie światy - czy tak trudne role odbijają się jakoś na pani życiu rodzinnym?

- Dawniej życie ze mną nie było łatwe. Kiedy zaczynały się próby, domowe sprawy schodziły na bok. Praca wysuwała się na pierwszy plan, a z nią pojawiały się lęk i huśtawka nastrojów. Wracałam z próby i do nocy zamęczałam męża rozmowami o roli. Im dalej w las, tym jest spokojniej. Coraz częściej zostawiam za drzwiami problemy zawodowe. Choć lęk, który towarzyszy niektórym rolom, lęk przed wchodzeniem w pewne rejony emocji, z których buduję rolę, jest jak wirus opryszczki: na co dzień nie dokucza, ale wiem, że się go nie pozbędę.

- Niestety żaden filmowy "wirus" na panią na razie nie czeka, co jest zaskakujące i bulwersujące, za to teatr, na szczęście, nie daje pani żyć...

- Właśnie zaczęliśmy, a właściwie wróciliśmy do przerwanych na wiosnę prób "Lodu" według Władimira Sorokina w reżyserii Konstantina Bogomołowa, jednego z najzdolniejszych dzisiaj twórców teatralnych nowej generacji w Rosji.

- Mam nadzieję, że bezsenność wywołana stresem prób już nie będzie pani groziła?

- Odkąd sięgam pamięcią wyjątkowe wydarzenia zazwyczaj odbierały mi sen. Ale pracuję nad sobą, mam azymut na spokój ducha.

- Przecież pani swym spokojem działa na innych jak plaster miodu!

- Czasami na zewnątrz wydaję się być spokojna, ale w głowie kłębią się myśli, wprowadzają zamęt. Mnie chodzi o spokój mojego ducha, spokój mojego wewnętrznego Człowieka, który nie spływałby na mnie od czasu do czasu, ale zagościłby we mnie na stałe.

POTRAFI ZAGRAĆ WSZYSTKO, CO WIELOKROTNIE UDOWODNIŁA, CHOĆ NIE KOŃCZYŁA WYŻSZEJ SZKOŁY TEATRALNEJ, lecz Studium Aktorskie przy Teatrze Wybrzeże w Gdańsku. Po szkole średniej i pracowała jako nauczycielka rosyjskiego w swojej rodzinnej kaszubskiej wsi, do głowy jej nie przyszło, że będzie aktorką.

Dziś nie wyobraża sobie siebie w innym zawodzie. Już w pierwszych latach została obsypana nagrodami, a po tytułowej Elektrze pisano: "Urodzona tragiczka, o wspaniałym, nasyconym, melodyjnym glosie". Jej aktorstwo ma coś z magii, co można zauważyć nie tylko w teatrze, ostatnio w "Królowej Margot", ale i w rolach filmowych.

Dziś Danuta Stenka, aktorka Teatru Narodowego, jest jedną z najwybitniejszych polskich indywidualności scenicznych. Właśnie wydała książkę rozmowę - rzekę z Łukaszem Maciejewskim.

JOLANTA CIOSEK

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski