Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie uważam, że powinienem napisać tę biografię inaczej

UW
ROZMOWA. ARTUR DOMOSŁAWSKI, dziennikarz, autor książki "Kapuściński non-fiction", o kontrowersjach wokół tej publikacji, oskarżeniach o naruszenie dóbr osobistych oraz kwestii reporterskiej wierności faktom.

 

- Wydawnictwo Świat Książki zawarło ugodę w sprawie postępowania z pozwu Alicji Kapuścińskiej, która oskarża je oraz Pana o naruszenie dóbr osobistych w biografii "Kapuściński non-fiction". To ostatnie słowo wydawnictwa w tej sprawie?

- Tego nie wiem. Ugoda została zawarta w piątek, według mojej wiedzy uprawomocni się ona po dwóch tygodniach. Być może wydawca rozważy więc jeszcze sprawę i zmieni swoje stanowisko. Nie ukrywam, że powitałbym taką decyzję z zadowoleniem.

- Czy wydawca kontaktował się z Panem w tej sprawie inaczej niż drogą sądową?

- Wydawca podjął negocjacje o ugodzie bez poinformowania mnie o podjęciu takich kroków. O sprawie dowiedziałem się od osoby z wydawnictwa już w trakcie trwania negocjacji. Podczas tamtej rozmowy wyczułem, że decyzja o zawarciu ugody została już podjęta. Próbowałem argumentować, że wydawnictwo nie ma żadnych powodów, żeby przepraszać za tę książkę z powodów merytorycznych.

- Świat Książki zobowiązuje się w ugodzie do zamieszczenia oświadczenia, w którym "wyrazi ubolewanie z powodu naruszenia w książce dóbr osobistych wdowy oraz córki pisarza w postaci prawa do prywatności, godności i prawa do dobrej pamięci o zmarłym". W przypadku powtórnego opublikowania książki nie zamieści w niej czterech rozdziałów, m.in. o życiu intymnym pisarza i trudnych relacjach z córką.

- Ależ ta książka właśnie zachowuje dobrą pamięć o Ka-puścińskim! W nieprawomocnej wersji ugody znalazły się treści - z mojego punktu widzenia - skandaliczne. Nowy właściciel wydawnictwa nie miał żadnych podstaw merytorycznych do tego, by przepraszać za rzekomo nieprawdziwe informacje. Przyczyny ugody mają w moim przekonaniu charakter czysto biznesowy i są związane z przemianami kapitałowymi spółki, a nie z merytoryczną oceną zawartości książki. Nie pojawiły się żadne nowe fakty, które dawałyby nowemu właścicielowi wydawnictwa podstawy do podejmowania czynności prawnych czy wydawania oświadczenia, które uderza w autora. Ja również mógłbym się teraz zastanowić nad podjęciem kroków prawnych.

- Zastanawia się Pan?

- Zastanawiam się, ale nie śpieszę. W tej chwili najważniejszy sygnał, jaki chciałbym wysłać do moich czytelników, to ten, że podtrzymuję wszystko, co w książce napisałem. Nie wyrażam zgody na dystrybucję książki bez czterech rozdziałów. Taka publikacja bez mojej zgody byłaby naruszeniem prawa autorskiego i integralności książki.

- To znaczy, że do 2017 r., bo wtedy wygasa licencja wydawnictwa na prawa do treści, czytelnicy nie znajdą w księgarniach Pańskiej książki?

- Podejrzewam, że rzeczywiście książka do tego czasu nie będzie dystrybuowana. Jednak przez trzy lata od jej publikacji nasycenie na rynku było tak duże, że czytelnik, który będzie chciał do niej dotrzeć, nie powinien mieć problemów z jej znalezieniem.

- Ma Pan poczucie, że gdyby wydawnictwo wcześniej skontaktowało się z Panem w sprawie merytorycznych zarzutów, decyzja właściciela mogła być inna?
- Odnoszę wrażenie, że nowego właściciela wydawnictwa nie interesuje wartość merytoryczna mojej książki, a ugoda ma charakter czysto biznesowy. Niedobrym precedensem wydaje mi się sytuacja, w której właściciel nie jest solidarny z autorem. Inną sprawą jest subiektywna ocena książki oraz to, czy się komuś podoba. Te dwie kwestie należy wyraźnie oddzielać.

- W książce jest fragment o tym, że pierwsze amerykańskie wydanie "Szachinszacha" ukazało się w wersji skróconej o 15 stron. Tłumaczka Agata Orzeszek relacjonuje swoją rozmowę z Ryszardem Kapuścińskim o tej rozbieżności. Odpowiada on, że skrócił tekst na żądanie amerykańskiego wydawcy. Znacząca analogia?

- Tutaj analogii nie będzie, nie zgodzę się na usunięcie tych rozdziałów. Zresztą z mojego śledztwa w tej sprawie wynika, że wydawca takich żądań nie stawiał, w związku z czym być może Ryszardowi Kapuścińskiemu przyświecały jakieś inne powody. W książce zastanawiam się, co mogło go skłonić do autokorekty.

- Trzy lata temu na łamach "Gazety Wyborczej" Jacek Żakowski recenzował "Kapuściński non-fiction" tak: "Nie spotkałem nikogo, kto by ją przeczytał i nie chciał innym czegoś o niej powiedzieć. To znaczy, że Artur Domosławski napisał ważną książkę. A teraz musimy sobie z nią poradzić. Nie wiem, czy damy radę". Ma Pan poczucie, że daliśmy sobie radę, czy wręcz przeciwnie?

- Autorowi zawsze bardzo niezręcznie jest wypowiadać się o tym, czy czytelnicy dali sobie radę. Myślę jednak, że chyba tak. Najpierw rozpętała się wielka burza, a jak wiadomo - emocje nie sprzyjają dotarciu do jądra sprawy. Mam jednak wrażenie, że od tego czasu ukazały się książki o charakterze biograficznym, które pokazują, że standard pisania brązowniczych biografii w Polsce się kończy. Mam nadzieję, że moja książka się do tego przyczyniła.

- Czy którąś z polemik, krytyk czy słów poparcia pamięta Pan szczególnie?

- Oczywiście, zwykle najbardziej chce się pamiętać głosy życzliwe, a takich było mnóstwo. Wspomnę chociażby te Zygmunta Baumana, Andrzeja Stasiuka, Teresy Torańskiej, Marcina Kuli, Wiesława Władyki i Mariusza Janickiego, Daniela Passenta, Piotra Mucharskiego, Piotra Bratkowskiego, Cezarego Michalskiego, Romana Kurkiewicza, Piotra Kofty czy Agatona Kozińskiego. Mógłbym jeszcze długo wyliczać. Padło bardzo wiele słów, dzięki którym odczuwałem wsparcie i miałem przekonanie, że moja praca miała sens.

- A były chwile, kiedy myślał Pan: może Marek Beylin, Jacek Żakowski, bardzo krytyczni w swoich recenzjach książki, mają rację?

- Nikt nie lubi być surowo krytykowany, dlatego zdarzały się momenty trudne. Staram się jednak oddzielać emocje - to znaczy uczucie przykrości z powodu tego, że komuś moja praca się nie spodobała - od argumentów. Uważam, że te są po mojej stronie. Nie czuję się przekonany przez krytyków książki. Nie uważam, że powinienem napisać ją inaczej. Jeżeli ktoś uważa, że życie Ryszarda Kapuścińskiego należy opowiedzieć w inny sposób, niech przygotuje własną biografię. Wtedy będziemy mogli je porównać.
 

- Dwoma głównymi tematami dyskutowanymi po publikacji "Kapuściński non-fiction" były wierność biografa kontra prywatność bohaterów oraz granice reporterskiej wierności faktom. Po trzech latach od publikacji książki druga kwestia wciąż wydaje się jeszcze bardziej niemierzalna niż pierwsza. O ile granice prywatności można starać się mierzyć np. empatią, pytanie o wierność faktom i kunszt reporterski wciąż pozostaje bez odpowiedzi.

- Trudność w przypadku tych sporów polega na tym, że w dyskusjach często myli się pojęcia "prawda" i "fakt". Można przekazywać prawdę o człowieku czy rzeczywistości, kłamiąc. W taki sposób opowiadają pisarze, autorzy fikcji. Mario Vargas Llosa pisał, że literatura to prawda kłamstw, to znaczy - zmyśleń, postaci bądź zachowań fikcyjnych, za pomocą których opowiada się prawdę o rzeczywistości. Fakty są kategorią bardziej mierzalną. Coś się zdarzyło lub nie, ktoś był w jakimś miejscu albo nie był. Możemy się różnić co do ich interpretacji, ale można ustalić, co jest faktem. Różnice będą dotyczyły subiektywności ich przekazywania. W dyskusjach dochodziło czasem do pomylenia między tymi dwoma pojęciami, dlatego strony sporu nie dochodziły do porozumienia. Skonfrontowałem warsztat Kapuściń-skiego z różnymi szkołami reportażu. Reprezentował on bowiem szkołę, z którą nie zgadzają się na przykład twórcy anglosascy. Po skonfrontowaniu rozmaitych faktów z życia i twórczości podjąłem autorską decyzję, że był i znakomitym reporterem, i pisarzem, choć dziś pewne jego książki traktuję jako dzieła literackie.

Rozmawiała BARBARA DZIEDZIC

O CO POSZŁO

Wydawnictwo Świat Książki wstrzymało dystrybucję "Kapuściński non-fiction".

To efekt ugody z Alicją Kapuścińską, wdową po pisarzu. Książka Artura Domosławskiego stała się kością niezgody między wydawnictwem a rodziną słynnego reportażysty. Autor biografii opisuje w niej konfabulacje twórcy "Cesarza", jego kontakty ze służbami specjalnymi PRL oraz życie prywatne, skupiając się m.in. na trudnych relacjach z córką. Alicja Kapuścińska weszła w związku z tym na drogę sądową.

W pozwie zarzuciła autorowi i wydawcom naruszenie dóbr osobistych; prawa do dobrej pamięci po zmarłym mężu, do życia prywatnego oraz prawa autorskie. Oddzielny proces wytoczyła wydawnictwu mieszkająca w Kanadzie córka pisarza - Rene Maisner. Po ugodzie zawartej właśnie przez Świat Książki procesy toczyć się będą tylko przeciw Domosławskiemu. (UW)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski