Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jacek został bohaterem filmu. Rozmawia z ludźmi, grywa z nimi w szachy. Przegrani muszą oddać mu swoją duszę

Redakcja
Jacek Kwaśniewski skupuje ludzkie dusze za pięć złotych, czasem nawet grywa o nie w szachy. Nad Wisłą, zaraz koło sklepu Jubilat. Mówi, że nigdy wówczas nie przegrywa. Fot. Andrzej Banaś
Jacek Kwaśniewski skupuje ludzkie dusze za pięć złotych, czasem nawet grywa o nie w szachy. Nad Wisłą, zaraz koło sklepu Jubilat. Mówi, że nigdy wówczas nie przegrywa. Fot. Andrzej Banaś
Nazywam się Jacek Kwaśniewski. Jestem kolekcjonerem. Od pewnego czasu kolekcjonuję dusze nieśmiertelne. Na ogół je kupuję. W Krakowie aktualna cena to pięć złotych. Sprzedaż wiąże się z napisaniem civigrafu, a potem podpisaniem cyrografu. Zadaję wtedy pytania dotyczące Boga, duszy, sensu życia.

Jacek Kwaśniewski skupuje ludzkie dusze za pięć złotych, czasem nawet grywa o nie w szachy. Nad Wisłą, zaraz koło sklepu Jubilat. Mówi, że nigdy wówczas nie przegrywa. Fot. Andrzej Banaś

Znają go bywalcy bulwarów nad Wisłą, amatorzy szachów koło Jubilata, sporo krakowian, a nawet turystów. Traktują go różnie, bo też JACEK OD DUSZ nie jest człowiekiem jednowymiarowym

Człowiek z misją czy może szaleniec? Postać na tyle interesująca, że Igor Mołodecki nakręcił o nim dokument "Cyrograf". Film pokazał na Krakowskim Festiwalu Filmowym. Będzie można go jeszcze zobaczyć w Telewizji Polskiej w programie "Czas na dokument" Andrzeja Fidyka.

Kim jest Jacek?

Jacek urodził się w Stroniu Śląskim, w ateistycznej rodzinie. Jego tata często powtarzał: - Do kościoła chodzą albo ludzie starsi, albo pomyleni. I Jacek, dziś już człowiek dojrzały, pamięta kościół, a w pobliżu oddalony o blisko dwa kilometry ośrodek dla psychicznie chorych. I ludzi ubranych w identyczne stroje, klęczących przed ołtarzem.

Czasem jako młody chłopak wstępował do tej świątyni. Prowadziła do niej ta sama droga, którą codziennie wracał ze szkoły. Bywał też na pogrzebach i ślubach, kiedy któryś z kolegów się żenił. Ale z kolegami o Bogu nie rozmawiał, w tamtym czasie mówiło się głównie o Solidarności. Bóg, kościół, religia - kto by sobie zawracał głowę tymi tematami.

Potem, kiedy zaczął dorastać, modlił się, aby pewnego dnia móc zrozumieć Boga. Jaki jest? Do dziś nie znalazł odpowiedzi na to pytanie.- Do rodziców nie mam żalu, bo teraz w moich poszukiwaniach łatwiej mi zachować obiektywizm - przyznaje.

Był czas, że każdego dnia chodził na inne spotkanie: do Bagaitów, Świadków Jehowy, Adwentystów Dnia Siódmego. Był w kościele Jezusa Chrystusa Świętych Dni Ostatnich. I kościele rzymskokatolickim. Nie zawsze znalazł się ktoś, kto miał czas, by odpowiedzieć na jego pytania. - Nie wiem, może źle trafiałem. Czasami słyszałem, że jestem szatanem i żebym więcej do nich nie przychodził - mówi.

Dlaczego zaczął skupować ludzkie dusze? Prawdopodobnie było tak: jakiś człowiek podszedł, poprosił o pieniądze. -Wtedy zaoferowałem, że w zamian może oddać mi swoją duszę. Ale tak dokładnie nie przypomnę sobie - z trudem przychodzi mu odpowiedź na to pytanie. Może pod wpływem obejrzanego filmu, przeczytanej książki, odbytej rozmowy? Nie pamięta. Ciemna plama. Wymazane.

- Mówił, że to taka inwestycja na przyszłość. Wspominał, że zaczął skupować dusze pod wpływem jakiegoś wersetu z Biblii, że jest powiedziane - gdy przyjdzie kres życia na ziemi, nie zabierzecie ze sobą nic materialnego - przypomina sobie Romek. Kiedyś bardzo często widywali się z Jackiem na krakowskim Kazimierzu. Romek, pasjonat falerystyki militarnej, miał stoisko z orderami, wojskowymi odznaczeniami. Jacek, działający kiedyś w przemyśle muzycznym, handlował głównie starymi płytami. W miejscu, gdzie dziś zamiast targu staroci jest budowa. - Nie ma już nawet placu, gdzie ludzie dusze posprzedawali - mówi Romek.

Pamięta, że inni sprzedawcy, kiedy dowiedzieli się, że Jacek skupuje dusze, zaczęli jeden drugiemu opowiadać, że zwariował. - Można by go oczywiście, podejrzewać o satanizm. Od zawsze, na dusze ludzkie czyhał przecież szatan. Ale twierdził, że przeciwnie, poczuł misję, żeby tych ludzi ratować - dopowiada Romek.
Jacek mówi, że tych, którzy sprzedali mu swoje dusze, chce otoczyć opieką. Pomóc lepiej żyć, tu, na ziemi, zrozumieć problemy.

- Wielu z nich pochodzi z tak zwanego marginesu. Spotykamy się, rozmawiamy. Kiedyś poznałem Kasię. Wiecznie chodziła pijana - musiała, żeby nie dostać padaczki. Jeździliśmy razem na wycieczki, byłem na policji, kiedy dostała wezwanie. Ale kiedy umarła, byłem spokojny - wspomina.

Co stało się z duszą, którą mu sprzedała? - Nie wiem. To się być może po mojej śmierci okaże - odpowiada.

- Myślę, że chyba jak każdemu proponował mi, że kupi moją duszę, ale odmówiłem. Co ciekawe, kiedy powiedziałem mu: Jacku, a może Ty sprzedałbyś mi swoją duszę? Powiedział, że swojej duszy nie sprzeda - opowiada Robert.

Jacek poznał Roberta na krakowskim Rynku. Zobaczył, że mężczyzna dobrze gra na gitarze. Zaproponował zagranie kilku punkowych piosenek. Kiedyś tym się Jacek zajmował, miał studio, nagrywał zespoły.

Na początku płacił dziesięć złotych za duszę, a pięć złotych za to, jak się kogoś przyprowadziło. Potem zaczęło mu brakować pieniędzy i musiał zmniejszyć stawki.

- Sto dusz to przecież tysiąc złotych. A chętnych było dużo. Turyści, młodzież. Ludzie z miejscowego półświatka, co sprzedali duszę i mieli na piwo. Kiedyś podobno dzieciaki z gimnazjum się dowiedziały i zaczęły przylatywać całymi grupami - opowiada Romek.

Jacek przekonuje, że wiele osób po sprzedaży duszy odczuło ulgę. - Dominic Bennett z Australii, który odwiedził Kraków po sprzedaniu mi swojej duszy wykrzyknął "I am free" - wspomina. Mówi, że ma już ponad trzysta dusz. I rzadziej sprzedają mu duszę ateiści, niż chrześcijanie, bo ateiści i tak w nią nie wierzą. Podobno, jeszcze zanim do kogoś podejdzie - wie, jakiej odpowiedzi się od tej osoby spodziewać. - Kiedy kręciłem film o Jacku, spędzaliśmy ze sobą dużo czasu. I pamiętam, jak pewnego dnia powiedziałem: Słuchaj, a może do tej osoby podejdziesz? Siedzimy już tak ze dwie, trzy godziny. A on mi na to odpowiedział: Ja wiem, kto mi sprzeda duszę, ja nie do każdego podchodzę - wspomina Igor Mołodecki.

- Jak tylko usłyszałem o Jacku i wiedziałem, że będę kręcić ten dokument, chciałem zapytać egzorcystę, co myśli o tej sprawie. I pierwszy, do którego się odezwałem, powiedział, że on w życiu się z czymś takim nie spotkał, że przeprasza, ale ta sprawa go najzwyczajniej przerasta - dodaje Igor.

Jacek proponował Igorowi i całej ekipie filmowej odsprzedanie duszy. Ale ani Igor, ani nikt ze współpracujących z nim ludzi swojej duszy nie sprzedał.

Sprzedała Ania. O Ani wszyscy mówią - artystka. Studiowała na ASP w Krakowie. Rysuje, projektuje. Ma na swoim koncie wiele nagród za wyróżnione prace. Tamtego dnia, kiedy poznała Jacka, wystawiała na targu własnoręcznie wykonane lampy, z papieru. Jacek podszedł, zaczęła się rozmowa. - Była z chłopakiem. Spytałem, czym się zajmują - jak to ludzie, co handlują ze sobą na placu. I zapytałem, czy chcieliby sprzedać mi swoją duszę. Ania odmówiła, ale jej chłopak powiedział, że jest ateistą i się zgadza, bo i tak w duszę nie wierzy. Podpisaliśmy cyrograf. Jakiś czas później Ania też podpisała - wspomina Jacek
- Jacek podszedł i zaczęliśmy dyskutować, co bardzo rzadkie w dzisiejszych czasach. Ot, ciekawski, po przyjacielsku, miły, sympatyczny gość. Przedstawił nam swoją koncepcję świata i zaproponował kupno duszy. Był dość wytrwały i przekonujący. Richo, jako człowiek wierzący wyłącznie w muzykę, sprzedał mu duszę bez wahania, a ja, człek dociekliwy, dopiero po jakimś czasie. Pieniądze zainwestowaliśmy w piwo - pisze w e-mailu Ania. Od jakiegoś czasu mieszka w Stanach.

W wiadomości pisze: "Czy coś zmieniło się w moim życiu po tym, jak poznałam Jacka? Hmm, życie jest nieustanną zmianą, a Jacek jest punktem, w którym zaczęłam rozmyślać nad wymiarami istnienia. Czym jest dusza i jaką informację ze sobą niesie, czy ma jakąś? Czy w ogóle ktokolwiek, czy to człowiek, Bóg, jakiś kościół, może coś takiego posiadać? Czy w ogóle można nie mieć duszy? Choć nie podpisałam niczego krwią, bo jak wierzyć starodawnym opowieściom czytanym w dzieciństwie, cyrografy podpisuje się krwią, podpisałam cyrograf przyjaźni, jak wierzę, cyrograf budowania lepszego świata, cyrograf dobroci.

Przypieczętowaniem transakcji z Jackiem jest wypełnienie civigrafu, a potem podpisanie cyrografu. Civigraf to kartka, na której Jacek wypisał pytania, które uznał za ciekawe. Albo takie, na które sam szuka odpowiedzi. Na prośbę sam na nie odpowiada. Imię i nazwisko panieńskie matki: Stanisława Szatan. Talenty: brak. Zainteresowania: Bóg, ludzie, muzyka, film. Kim chciałeś być w dzieciństwie: jak tata - żołnierzem. Czy wierzysz w duszę nieśmiertelną: tak. Czym jest: duchową formą naszej osobowości, która może żyć po śmierci ciała. Sens życia: sprawić, żeby świat, jaki zostawimy, był lepszy od tego, który tu zastałem.

Jeden taki czysty civigraf Jacek zawsze nosi przy sobie. Niektórzy przychodzą do niego ponownie po roku. Mówią, że przez ten czas namyślili się, że chcą sprzedać mu duszę. Potem spotyka ich na Kazimierzu albo nad Wisłą, gdzie grywa w szachy. Romek: - Czasem widzę te osoby, które mu dusze sprzedały i bez duszy żyją całkiem dobrze. Ale na zdjęciach, które robiłem Jackowi, zauważyłem ciekawą sprawę. Wszyscy Ci ludzie są smutni, jakby się pozbyli czegoś cennego. Być może nie wiedzą do końca czego, ale do ich świadomości trafiło, że sprawa jest taka w zasadzie, ostateczna.

Jacek duszy nie odsprzedaje.

"Cyrograf"

Ile warta jest ludzka dusza? Czy zgodziłbyś się ją sprzedać? Za ile? Dokument pt. "Cyrograf", nakręcony przez Igora Mołodeckiego, skłania do zastanowienia się nad kwestiami życia i śmierci. Wiary. Nie daje jednak gotowych odpowiedzi. Jak mówi reżyser, Jacek - bohater zrealizowanego przez niego dokumentu - przypomina mu Sokratesa przechadzającego się po agorze. Zadaje ludziom pytania i udowadnia, że tak naprawdę niewiele wiemy o otaczającym nas świecie. W filmie możemy zobaczyć, czym kierują się ludzie decydujący się na sprzedaż swojej duszy. I czym właściwie jest dla nich dusza. Razem z autorem filmu przyglądamy się podpisywaniu przez nich cyrografu. A muzyka napisana przez Zygmunta Koniecznego sprawia, że film nabiera jeszcze bardziej, niż wskazywałby na to sam temat filmu, mistycznego klimatu. - Po nakręceniu tego filmu zdałem sobie sprawę, jak powierzchowna jest nasza wiara.Wiemy dużo o ciele i dbamy o nie, wobec pytań o duszę jesteśmy jednak bezradni. A człowiek to przecież ciało i dusza - mówi.

MAŁGORZATA PROCHAL

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski