Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Byli ofiarami układu. Mają zrujnowane życie i kariery

EWA KOPCIK
Krakowscy menedżerowie - Paweł Rey, Lech Jeziorny i Grzegorz Nicia. Ich historia zainspirowała autorów scenariusza "Układ zamknięty" w reżyserii Ryszarda Bugajskiego. Fabularny film, który dziś wchodzi na ekrany, pokazuje mechanizmy niszczenia uczciwych przedsiębiorców przez sitwę urzędniczą FOT. ANDRZEJ BANAŚ
Krakowscy menedżerowie - Paweł Rey, Lech Jeziorny i Grzegorz Nicia. Ich historia zainspirowała autorów scenariusza "Układ zamknięty" w reżyserii Ryszarda Bugajskiego. Fabularny film, który dziś wchodzi na ekrany, pokazuje mechanizmy niszczenia uczciwych przedsiębiorców przez sitwę urzędniczą FOT. ANDRZEJ BANAŚ
Szósta rano, 25 września 2003 roku. Przed furtką ogrodzenia domu Jeziornych na krakowskich Klinach tłoczą się funkcjonariusze po cywilnemu. Pomylili dzwonki, zadzwonili do rodziców Lecha. Obudziła go mama: "Zadzwonili do mnie z CBŚ, stoją pod domem, może wyjdź do nich".

Krakowscy menedżerowie - Paweł Rey, Lech Jeziorny i Grzegorz Nicia. Ich historia zainspirowała autorów scenariusza "Układ zamknięty" w reżyserii Ryszarda Bugajskiego. Fabularny film, który dziś wchodzi na ekrany, pokazuje mechanizmy niszczenia uczciwych przedsiębiorców przez sitwę urzędniczą FOT. ANDRZEJ BANAŚ

Państwo potrafi niszczyć przedsiębiorców i ich firmy, zaszczuwać ludzi. Taka jest puenta wchodzącego dziś do kin filmu "Układ zamknięty", inspirowanego prawdziwą historią krakowskich biznesmenów

Grzecznie zaprosił ich domu, żona poczęstowała kawą. Przyszli z kamerą. Rozpoczęło się kilkugodzinne przeszukanie na oczach rodziny. W szufladzie znaleźli datowany na 12 grudnia 1981 r. nakaz internowania, a jeden z policjantów skitował: "zarzuty ma pewne, ludzie z biografią też bywają przestępcami". Mimo to, wychodząc w kajdankach z domu Lech Jeziorny, uspokajał żonę i córki: "Na pewno wszystko się wyjaśni, wieczorem będę z powrotem". Wrócił dopiero po dziewięciu miesiącach.

Zatrzymania innych podejrzanych w "aferze" Krakowskich Zakładów Mięsnych i Polmozbytu nie przebiegały już tak kulturalnie. Do domu Grzegorza Nici funkcjonariusze wkroczyli 1 września 2003 r., też o szóstej rano. Rozpoczęli rewizję, zbudzili jego sześcioletniego syna, który tego dnia po raz pierwszy miał iść do szkoły i czekał na to, jak na wielkie święto. Chłopiec nie usłyszał pierwszego dzwonka. Zamiast tego zobaczył, jak jego ojca wyprowadzają w kajdankach. Długo przeżywał lęki, że zabiorą też mamę. Pierwszy rok szkolny przesiedział w domu. Jego młodszy brat przez rok w ogóle nie mówił.

Nicia spędził w celi dziewięć miesięcy. Gdy jego żona trafiła do szpitala w zagrożonej ciąży, szybko pojawili się tam policjanci, informując lekarzy, że to żona przestępcy. Prokurator tymczasem złożył wniosek o umieszczenie ich synów w domu dziecka.- Obligowało mnie do tego prawo, skoro dziećmi nie miał kto się zająć - później tłumaczył.

Najbardziej brutalnie potraktowano Witolda Szybowskiego, zmarłego w ub. roku byłego rajdowca i właściciela większościowego pakietu akcji Polmozbytu. 19 maja 2003 r. o szóstej rano zadzwonił do Grzegorza Nici (będącego jeszcze na wolności), mówiąc, że jakiś facet celuje do niego z pistoletu. Po opuszczeniu prawie rocznego aresztu, opowiadał, jak prokurator przez kilka godzin go przesłuchiwał, a on siedział na krześle z rękami skutymi na plecach, jak bandyta.

W innym przypadku funkcjonariusze wychodząc z mieszkania po rewizji, zostawili na stole niezabezpieczony pistolet, na który zatrzymany miał pozwolenie. Zupełnie nie wzięli pod uwagę tego, że w domu zostaje nieletni syn "aferzysty".

Wielka afera

Wszystko zaczęło się w lutym 2003 r., gdy w Polmozbycie pojawiła się kontrola z Urzędu Skarbowego Kraków-Śródmieście. Po miesiącu jego naczelnik, Jerzy Jakielarz, złożył do prokuratury doniesienie o rzekomo popełnionych nadużyciach przy prywatyzacji.

W maju prok. Andrzej Kwaśniewski z nowohuckiej prokuratury zaczął stawiać pierwsze zarzuty. Usłyszeli je członkowie zarządu i rady nadzorczej Polmozbytu (aktualni i byli). Później aresztowano trzy osoby związane także z Krakowskimi Zakładami Mięsnymi, m.in. Lecha Jeziornego i Pawła Reya, szanowanych działaczy gospodarczych w III RP, a w epoce PRL-u znanych opozycjonistów. Bez skutku.

Prokuratura podała, że 16 podejrzanych (11 trafiło za kraty) stworzyło sieć powiązanych ze sobą spółek, służących wyprowadzaniu pieniędzy ze sprywatyzowanych państwowych firm. Zarzucano im, że zdefraudowali środki z kredytu, które miały być przeznaczone na restrukturyzację, a popłynęły do spółek powiązanych kapitałowo, personalnie i rodzinnie.
-Prokurator nie rozróżniał struktury korporacyjnej spółki od grupy przestępczej, a transakcji kapitałowych od prania brudnych pieniędzy. To sytuacja porównywalna do tego, jakby konstruktor bez uprawnień projektował most. W przypadku katastrofy budowlanej wiadomo, co dzieje się z takim konstruktorem. Gdy prokurator tworzy katastrofy ludzkie i biznesowe, włos mu z głowy nie spada. Wręcz przeciwnie - awansuje - mówi dziś Lech Jeziorny.

Przez dziewięć miesięcy pobytu w areszcie prokurator przesłuchiwał go tylko raz, w dniu zatrzymania Za kratami obaj z Rejem mieli status "niebezpiecznych", co oznaczało szczególny nadzór.

Gdy po dwóch latach do Sądu Rejonowego dla Krakowa-Nowej Huty trafił akt oskarżenia w sprawie Polmozbytu, nie było już w nim mowy o działaniu zorganizowanej grupy przestępczej. Zarzuty dotyczyły głównie niegospodarności i działania na szkodę Polmozbytu i spółek zależnych. Konstrukcja oskarżenia opierała się na opinii biegłego, który szacował straty na 40 mln zł. Jednak w trakcie procesu sąd zakwestionował tę ekspertyzę, a przy okazji okazało się, że sam biegły ma kłopoty z prawem. Proces w tej sprawie do dzisiaj nie zakończył się nawet w pierwszej instancji.

Obywatel w matrixie

Sześcioro podejrzanych w trakcie śledztwa jednak przyznało się do winy i dobrowolnie poddało karze. Dostali niskie wyroki w zawieszeniu. Do winy przyznał się m.in. Czesław B., który w aresztanckiej celi został dotkliwie pobity przez współwięźnia (narkomana "na głodzie") i niewiele brakowało, by stracił oko. Przyznała się też 19-letnia córka głównego udziałowca Polmozbytu. Po tym jak usłyszała od prokuratora, że ojciec już ją pogrążył i opowiadał, jak wspólnie wyprowadzali miliony ze spółki.

- To był typowy areszt wydobywczy, w myśl zasady posiedzisz, to zmiękniesz - podkreślają oskarżeni. Niektórzy przed sądem częściowo odwołali wcześniejsze wyjaśnienia.

Zasiadający na ławie oskarżonych w procesie Polmozbytu nie przyznają się do winy i twierdzą, że cała konstrukcja zarzutów "działania na szkodę spółki" opiera się na wykonanym wykupie menedżerskim. Zapewniają, że żadne pieniądze nie zostały zdefraudowane, tylko trafiły do banku jako spłata kredytu spółki, zarządzającej holdingiem, do którego należał Polmozbyt.

Podobnie było w przypadku Krakowskich Zakładów Mięsnych. W tym wątku śledztwo zostało 31 grudnia 2009 r. umorzone - po blisko siedmiu latach od jego rozpoczęcia! W uzasadnieniu inny już prokurator stwierdził, że nie było przestępstwa, a właściciele KZM na restrukturyzacji zakładów nie zarobili nawet złotówki.

Prywatyzacja KZM nastąpiła w 1995 r., przez wejście do programu Narodowych Funduszy Inwestycyjnych. Później ich właścicielem stała się NFI Magna Polonia, od której wykupili ją: Lech Jeziorny, Paweł Rey i Czesław B. Plan był prosty: przejmą starą rzeźnię, sprzedadzą teren w centrum Krakowa, na którym się znajdowała i wybudują nowoczesny zakład na obrzeżach Krakowa. Tak zrobili, tyle że po drodze zabrakło pieniędzy. Bo stara rzeźnia przynosiła straty i trzeba było do niej dokładać. Sporo kosztowało też uprzątnięcie po niej terenu, włącznie z utylizacją ton amoniaku. Nie dostali ani złotówki dotacji, choć w tym czasie państwo hojnie wspierało bogate zagraniczne koncerny z publicznych pieniędzy.
- Ale poradzilibyśmy sobie z tym wszystkim, gdyby nie atak aparatu państwa. Po uroczystym otwarciu zakładu natychmiast pojawiła się kontrola z Urzędu Kontroli Skarbowej i skandaliczne domiary podatkowe - 4,5 mln zł. Później nastąpiły nasze aresztowania. Akurat znajdowaliśmy się w ostatniej fazie uzgodnień z inwestorem branżowym, który był gotów wyłożyć pieniądze na dokapitalizowanie i rozwój tych zakładów. Miało to sfinalizować trwającą ponad cztery lata restrukturyzację. Próbowaliśmy tłumaczyć, że nie jesteśmy aferzystami, tylko przedsiębiorcami, że nasza firma nas potrzebuje. Niestety, nikt nie chciał słuchać. Zupełnie jakbym tę fabrykę wybudował sobie we własnym ogródku, a korzystała z niej wyłącznie moja rodzina - wspomina Lech Jeziorny.

W efekcie zakłady mięsne upadły, a ponad 300-osobowa załoga poszła na bruk.

Są podejrzenia, że ktoś chciał przechwycić ten biznes. Brakuje jednak twardych dowodów. Nie zamierzała ich szukać gliwicka prokuratura, która w 2009 r. wszczęła śledztwo w sprawie nieprawidłowości w postępowaniach dotyczących zakładów mięsnych i Polmozbytu. Zakończyło się ono szybko - umorzeniem. Uznano, że krakowscy śledczy nie przekroczyli swoich uprawnień lub że nastąpiło przedawnienie karalności ich czynów.

Inwestor z przywilejami

W Polmozbycie też zaszły nieodwracalne zmiany. Tuż po pierwszych aresztowaniach, posiadające 15 proc. akcji Ministerstwo Skarbu Państwa zażądało zwołania Nadzwyczajnego Walnego Zgromadzenia Akcjonariuszy w celu dokonania zmian we władzach spółki. Stawili się na nim akcjonariusze reprezentujący tylko 23 proc. akcji. Ochroniarze nie wpuścili Grzegorza Nici, pełnomocnika aresztowanych większościowych udziałowców.

Na czele rady nadzorczej stanął Jerzy Jakielarz, kontrolujący spółkę szef urzędu skarbowego. Kierował nią przez dwa miesiące, a przez następne dwa lata pełnił funkcję wiceprzewodniczącego, dostając za to wynagrodzenie. To ewenement, ale jak nas zapewniał przed kilkoma laty, nie widział w tym żadnego konfliktu interesów.

W tym czasie akcje Polmozbytu (także te zajęte przez prokuratora na poczet tzw. naprawienia szkody) skupował Paweł Czeredys, większościowy udziałowiec Polmozbytu Toruń. Płacił za nie po 80 groszy. Choć według Grzegorza Nici, rynkowa cena oscylowała w tamtym czasie między 8 a 20 złotych za sztukę. W ten sposób nowy inwestor za kilkaset tysięcy złotych, przejął 38 proc. akcji. Kolejne, dające mu pełną kontrolę nad spółką, uzyskał w 2007 r. W dziwnych okolicznościach.

Najpierw minister skarbu ogłosił przetarg na sprzedaż całego pakietu swych akcji w krakowskim Polmozbycie (15,68 proc.) z ceną wywoławczą 2,15 zł za sztukę. Polmozbyt Toruń złożył ofertę, ale nie najwyższą. Przetarg po dwóch miesiącach unieważniono, bez podania przyczyny. Niewiele później minister skarbu zgodził się na podwyższenie kapitału spółki, poprzez emisję 430 tys. nowych akcji. Walne zgromadzenie podjęło taką uchwałę. Wszystkie akcje objął Polmozbyt Toruń i to za cenę niższą niż oferował w przetargu. W ten sposób uzyskał prawo do dysponowania atrakcyjnymi terenami, w tym 6-hektarową działką przy al. Pokoju, wartą ok. 100 ml zł. Większość terenów została już wyprowadzona do innych spółek.
Grzegorz Nicia złożył w tej sprawie doniesienie do warszawskiej prokuratury, ale zostało ono umorzone. Z jakiej przyczyny? - Nie wiem. Nie otrzymałem nawet uzasadnienia, bo uznano, że nie jestem pokrzywdzonym - mówi.

W tym czasie okazało się, że przejęcie władzy w spółce było niezgodne z prawem. Krakowski Sąd Okręgowy stwierdził bezprawność walnego zgromadzenia w 2003 r., na którym szefem rady nadzorczej ustanowiono naczelnika skarbówki. Sęk w tym, że nie skutkowało to unieważnieniem kolejnych decyzji podejmowanych przez nielegalnie wybraną radę nadzorczą. Bo - zgodnie z wyrokiem Sądu Najwyższego, do 1 lipca 2008 r., czyli do czasu wydania wyroku kwestionującego ważność uchwał, władze Polmozbytu były jednak... legalne.

Ten wyrok zamyka sprawę. Choć zdaniem prof. Stanisława Sołtysińskiego, jednego z najlepszych znawców prawa handlowego w Polsce, to ewidentna luka w prawie.

Ofiary mafii urzędniczej

Co po 10 latach pozostało po tej "aferze"? Zrujnowany i zarośnięty chwastami zakład na krakowskich Rybitwach, który miał produkować kiełbasę małopolską. Połamane kariery rzekomych aferzystów oraz traumy ich rodzin. Lech Jeziorny i Paweł Rey przez 6 lat mieli zakaz zajmowania stanowisk w zarządach i radach nadzorczych spółek i przez ten czas mogli zarabiać na życie tylko jako doradcy. Witold Szybowski pracował jako taksówkarz. Grzegorz Nicia, z zawodu prawnik, po opuszczeniu aresztu przez dwa lata był bezrobotny.

Awansował jedynie prokurator Andrzej Kwaśniewski, który z "rejonówki" przeszedł do Prokuratury Okręgowej, a potem do Prokuratury Apelacyjnej. Jerzy Jakielarz, już na emeryturze, jest członkiem Krajowej Izby Biegłych Rewidentów.

Jest jeszcze film. Niepoprawny politycznie, który odsłania najczarniejsze strony polskiego wymiaru sprawiedliwości. Czy coś zmieni? - W naszej sprawie na pewno już nie. Czy film jest w stanie cokolwiek zmienić, jeśli chodzi o patologię w polskim wymiarze sprawiedliwości - też szczerze wątpię - mówi Grzegorz Nicia.

Nie ma też złudzeń Paweł Rey, który na swoim blogu napisał: "Jestem osobą brutalnie pokrzywdzoną przez organa Państwa, przez "Mafię Urzędniczą" - Skarbówkę, Prokuraturę, Ministerstwa Skarbu, Finansów i Sprawiedliwości". Lech Jeziornydo końca nadziei nie stracił, że państwo jest w stanie samo się naprawić. O swej roli w powstaniu "Układu zamkniętego" tak opowiada: - Producenci i scenarzyści tego filmu przyjechali do nas na początku 2010 r. poruszeni jednym z artykułów w prasie, chcąc się dowiedzieć szczegółów. Przedstawiliśmy im naszą historię, włącznie z dokumentami, wychodząc z założenia, że nie mamy nic do ukrycia. To nasza jedyna rola w tym filmie. Jest on inspirowany naszą historią, ale sądzę, że setki przedsiębiorców - dużych, średnich i małych - zobaczy na ekranie własne zmagania z aparatem państwa.

Film ma zamiar obejrzeć. Ale przyznaje, że będzie to trudny moment. Nic dziwnego. Oglądanie traumy, którą zna się z autopsji, nie jest niczym przyjemnym.
[email protected]

TYLKO FAKTY

Luty 2003 r. W Polmozbycie Kraków SA rozpoczyna się kontrola Urzędu Skarbowego Kraków Śródmieście. Po miesiącu naczelnik Jerzy Jakielarz kieruje do prokuratury doniesienie o nadużyciach finansowych.

22 kwietnia 2003 r. Uroczyste otwarcie nowego zakładu Krakmeat na Rybitwach. Następnego dnia we wszystkich spółkach należących do holdingu Krakowskich Zakładów Mięsnych pojawiaja się inspektorzy z Urzędu Kontroli Skarbowej, którzy naliczają domiary podatkowe -4,5 mln zł.

19 maja 2003 r. Policjanci z krakowskiego CBŚ zatrzymują członków zarządu i rady nadzorczej Polmozbytu. Prokurator stawia zarzuty 16 osobom wyprowadzenia ze spółki 65 mln zł. 11 podejrzanych trafia do tymczasowego aresztu.

30 czerwca 2003 r. Nadzwyczajne Walne Zgromadzenie Akcjonariuszy Polmozbytu wybiera na szefa rady nadzorczej Jerzego Jakielarza. Równoczesnie nadzoruje on kontrolę skarbową w tej spółce.

25 września 2003 r. Fukcjonariusze CBŚ zatrzymują trzech właścicieli zakładów mięsnych. Lech Jeziorny i Paweł Rey trafiają do aresztu na dziewięć miesięcy, m.in. pod zarzutem udziału w zorganizowanej grupie przestępczej.

Czerwiec 2004 r. Zakłady mięsne wstrzymują działalność. Ponad 300- osobowa załoga trafia na bruk.

Czerwiec 2005 r. Do sądu trafia akt oskarżenia w sprawie Polmozbytu. Proces rozpoczyna się w lutym 2006 r. i trwa do dzisiaj. 6 oskarżonych dobrowolnie poddaje się karze.

1 lipca 2008 r. Sąd Okręgowy w Krakowie stwierdza, że NWZA - na którym wybrano naczelnika skarbówki do rady nadzorczej Polmozbytu - zostało nielegalnie zwołane. Nowy inwestor w ciagu 5 lat zdążył przejąć większość akcji.

31 grudnia 2009 r. Prokuratura Okręgowa w Krakowie umarza śledztwo w sprawie rzekomych malwersacji podczas prywatyzacji Krakowskich Zakładów Mięsnych. Wobec braku znamion czynu zabronionego. Za przewlekłość postępowania Lech Jeziorny i Paweł Rey otrzymują po 10 tys. zł.

2012 r. Do Naczelnego Sądu Administracyjnego wraca sprawa domiarów finansowych nałożonych na spółki holdingu KZM. 5 lat wczesniej NSA uznał je za bezprawne i zwrócił sprawę do ponownego rozpatrzenia. Zajął się tym ten sam sam zespół inspektorów UKS i wyliczył identyczną wysokość podatków - 4,5 mln zł. Tym razem NSA utrzymał ich decyzję w mocy.

2012 r. Sąd Okręgowy w Krakowie oddala pozwy o wypłatę odszkodowania i zadośćuczynienia za niesłuszne tymczasowe aresztowania właścicieli KZM. Stwierdza, że tę sankcję nałożono na nich w śledztwie w sprawie Polmozbytu, a w tej sprawie nadal mają status oskarżonych - już od 8 lat.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski