Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kamienicę można przejąć na słowo

EWA KOPCIK
Ta kamienica należy do miasta Fot. Anna Kaczmarz
Ta kamienica należy do miasta Fot. Anna Kaczmarz
W ten sposób udziały w krakowskiej kamienicy przy ul. Łobzowskiej 6 niedawno trafiły w ręce ludzi, którzy ze spadkobiercami nie mają nic wspólnego. Ich pełnomocnik zapewnia, że o oszustwie nie ma mowy. Przekonuje, że w grę najwyżej może wchodzić błąd, który w obrocie nieruchomościami zawsze może się zdarzyć.

Ta kamienica należy do miasta Fot. Anna Kaczmarz

KONTROWERSJE. Zdobycie prawa własności, według patentu "na bliźniaka", jest ciągle możliwe. Wcale nie trzeba udowadniać, że przodek był właścicielem.

Czterokondygnacyjna kamienica wraz z oficyną stoi w jednym z najlepszych punktów Krakowa, zaledwie 10 minut spacerkiem od Rynku Głównego. Ma cztery lokale użytkowe i ok. 30 mieszkań (o łącznej powierzchni ok. 1500 m kw.). Szacunkowa wartość nieruchomości to 12 mln zł.

Przed wojną miała trzech właścicieli. Dwie trzecie udziałów należało do Malwiny Kohn, jedna trzecia - do braci: Maurycego i Józefa Ebel. Z urzędowych akt wynika, że przez kilkadziesiąt powojennych lat wszyscy posiadali status nieznanych z miejsca pobytu. Pod koniec ub. roku z księgi wieczystej kamienicy przy ul. Łobzowskiej wykreślono Maurycego Ebla. W jego miejsce pojawili się spadkobiercy, czyli wnuk Mark i synowa, Eleonora Ebel, obywatele USA.

CZYTAJ TAKŻE: Chcieli mieć kamienicę >>

- Z akt wynika, że sąd badał tylko dokumenty spadkowe. Skoro wydał postanowienie o dokonaniu wpisu, musiał uznać je za wystarczające - mówi Aneta Rębisz z wydziału prasowego krakowskiego sądu.

Może z tego wynikać również i to, że sąd wieczysto-księgowy wykluczył zbieżność nazwisk. Choć prawdopodobieństwo jest duże, bo w przedwojennych księgach nie podawano ani daty urodzenia właścicieli, ani imion ich rodziców. W przeszłości oszuści chętnie z tego korzystali, stosując patent "na bliźniaka", czyli podstawiając osobę o tym samym nazwisku, co zmarły właściciel.

- Sprawdziłem wszystko, co było możliwe, żeby upewnić się, że nie występują dwie osoby o tym samym nazwisku. Nie znalazłem żadnego śladu - zapewnia mecenas Marcin Jagielski, pełnomocnik rzekomych spadkobierców.

Jednak w czerwcu sąd odmówił im udziału w sprawie o zasiedzenie nieruchomości, jednoznacznie stwierdzając, że nie są potomkami faktycznego właściciela. Mec. Jagielski przekonuje jednak, że ta kwestia wcale nie jest jeszcze przesądzona.

Tymczasem Mark i Eleonora Ebel nie cieszyli się długo odzyskaną własnością. Szybko ją odsprzedali - za 95 tys. dol. Udziały (jedną szóstą kamienicy) kupiła czwórka krakowian i spółka z Jędrzejowa. Wśród nowych właścicieli jest m.in. krakowski adwokat i biznesmen Artur Bobrowski, specjalizujący się w odzyskiwaniu pożydowskich kamienic.

W marcu mec. Marcin Jagielski, który stał się również ich pełnomocnikiem, wystąpił do gminy o wydanie zarządu całą nieruchomością. Zgodnie z dyspozycją Wydziału Mieszkalnictwa UMK, wydano mu ją 1 lipca. Fakt, że kilka dni wcześniej sąd oficjalnie zakwestionował prawa poprzednich właścicieli, nie miał znaczenia. Urzędnicy zapewniają bowiem, że dowiedzieli się tym dopiero po fakcie - z pisma jednej z lokatorek. Mimo że w postępowaniu sądowym o zasiedzenie budynku od początku uczestniczy prawnik gminy.

Lokatorzy przez lata próbowali zainteresować miejskich urzędników losami nieruchomości przy ulicy Łobzowskiej 6.

Na ich wniosek prowadzone jest nawet postępowanie w sprawie zasiedzenia przez gminę.

Do 1987 roku posesją przy ul. Łobzowskiej 6 gospodarował sądowy kurator, potem przeszła ona w zarząd państwowy. Przez lata nikt się o nią nie upominał.
Próbę uregulowania własności budynku podjęli kilka lat temu lokatorzy. - Skoro kamienicę opuścili właściciele, to powinna ona należeć do miasta - argumentowali we wniosku do gminy. Urzędnicy jednak ocenili szanse na przejęcie w drodze zasiedzenia jako nikłe. Jeden z lokatorów nie dał za wygraną i sam złożył taki wniosek w sądzie.

W efekcie przed dwoma laty w wydziale cywilnym śródmiejskiego sądu ruszyło postępowanie w sprawie zasiedzenia nieruchomości przez gminę. Trwa ono do dzisiaj i pewnie nieprędko się skończy.

Sąd, próbując ustalić losy przedwojennych właścicieli i ich spadkobierców, zwrócił się do różnych instytucji. Akta powoli spływają. Z tych, które już dotarły do sądu, jednoznacznie wynika, że współwłaściciel majątku, Maurycy Ebel, przeżył wojnę. Świadczy o tym m.in. postanowienie Sądu Grodzkiego z lipca 1945 r., które formalnie "wprowadza go w posiadanie" jednej trzeciej nieruchomości przy Łobzowskiej 6, czyli własności jego i brata. Z innych archiwalnych dokumentów wynika, że rok później zmienił on nazwisko na Józef Bieniarz, a w 1957 r. jako pracownik naukowy gdańskiej Akademii Medycznej wyjechał na zagraniczne stypendium i już nie wrócił do Polski. W 1961 r. dołączyła do niego żona wraz z czwórką dzieci.

Krakowskiemu sądowi, który bada kwestię zasiedzenia nieruchomości, pozostało teraz już tylko do nich dotrzeć. Ale niespodziewanie sami pojawili się na scenie.

Okazało się, że pod koniec ub. roku z księgi wieczystej kamienicy przy ul. Łobzowskiej wykreślono Maurycego Ebla. W jego miejsce pojawili się spadkobiercy, czyli wnuk Mark i synowa, Eleonora Ebel, obywatele USA. Podstawą wpisu były trzy dokumenty. Pierwszy to dekret z 1946 r., stwierdzający, że Maurycy Ebel zmarł w czasie wojny w Skawinie i dziedziczy po nim syn Leon. Drugi - to postanowienie o nabyciu spadku po Leonie. Trzeci - był pisemnym oświadczeniem spadkobierców, że ich przodek był współwłaścicielem kamienicy przy Łobzowskiej 6. Dowodów na to nie musieli już przedstawiać.

- Sprawdziłem wszystko, co było możliwe, żeby upewnić się, że nie występują dwie osoby o tym samym nazwisku. Nie znalazłem żadnego śladu. Zarówno w księdze wieczystej, jak i w akcie notarialnym z 1939 r. nie było informacji, które by bliżej charakteryzowały współwłaściciela. Poza tym, że mieszkał przed wojną w Krakowie, niczego nie znalazłem. Adresu, daty urodzenia i imion rodziców w żadnych dokumentach nie było. Niczego, co dawałoby szansę na jakąkolwiek weryfikację - zapewnia mecenas Marcin Jagielski, pełnomocnik rzekomych spadkobierców.

W czerwcu sąd jednak odmówił im udziału w sprawie o zasiedzenie nieruchomości, jednoznacznie stwierdzając, że nie są potomkami faktycznego właściciela. Mecenas Jagielski przekonuje jednak, że ta kwestia wcale nie jest jeszcze przesądzona.

- Jak dotąd nie widziałem jednoznacznego dowodu, który by przekreślał to, że Maurycy, po którym dziedziczą moi klienci, nie był właścicielem kamienicy. Nie mam dostępu do akt, a sąd w swym postanowieniu nie podał, na czym oparł swe ustalenia. W tej chwili wiem jedynie, że było dwóch Maurycych w momencie, gdy doszło do zakupu udziałów w kamienicy - twierdzi adwokat.
Zawinił brak przepływu informacji w magistracie? Na pytania w tej sprawie, urząd odpowiada tylko pisemnie. Wydział Geodezji twierdzi, że nie brał udziału w postępowaniu spadkowym i zapewnia: ,,nie mamy kompetencji w zakresie podważania prawomocnych postanowień sądów powszechnych, jak również prowadzonych przez nie postępowań".

- Nikogo nie oskarżamy o oszustwo. Być może był to błąd, ale nie chcielibyśmy by się powtórzył przy przejęciu kolejnych udziałów w kamienicy. Dlatego chcemy, by sprawa została wyjaśniona, a błąd naprawiony - twierdzą lokatorzy.

- Zwróciliśmy się o akta do sądu i Urzędu Miasta Krakowa. Będziemy je analizować. Żadne decyzje jeszcze nie zapadły - informuje prok. Bogusława Marcinkowska, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Krakowie.

- Obawiamy się, że zanim zapadną ostateczne rozstrzygnięcia, dojdzie do kolejnych transakcji, a ostatni nabywca będzie twierdził, że działał w dobrej wierze. Zwróciliśmy się do sądu o wpisanie ostrzeżenia do księgi wieczystej, ale nasz wniosek został odrzucony - mówią lokatorzy.

Na własną rękę zaczęli więc szukać prawowitych właścicieli kamienicy. Znaleźli, i to szybko - w Stanie Illinois w USA.

- Ustalenie adresu mailowego jednego z synów Józefa Bieniarza zajęło mi nie więcej niż godzinę, dlatego uważam, że w obecnych czasach instytucja "nieznanego z miejsca pobytu" to czysta fikcja. Skontaktowałem się z nim i dowiedziałem się, że właściciel kamienicy zmarł w 1983 r., ale pozostawił spadkobierców. Wystąpili już do prokuratury i sądu, informując, że zamierzają podjąć starania o odzyskanie należnych im udziałów - opowiada jeden z lokatorów.

Obecni właściciele kamienicy okazali się jeszcze szybsi. Od maja prowadzili korespondencję z Markiem Bieniarzem, wnukiem właściciela. Proponowali mu... pomoc w odzyskaniu udziałów we własności. Tyle że należących do Józefa Ebla, który nadal figuruje w księdze wieczystej jako właściciel jednej szóstej kamienicy.

"Pański dziadek, to faktycznie Józef Ebel vel Bieniarz" - pisze w jednym z pierwszych maili pełnomocniczka Artura Bobrowskiego. I na dowód, że spadek istnieje, przesyła skan wypisu z księgi wieczystej nieruchomości. Sprzed roku, bo w aktualnym Bobrowski już figuruje jako współwłaściciel.

W kolejnym liście był już wzór pełnomocnictwa i umowy, z której wynikało, że Mark Bieniarz prosi pana Bobrowskiego, czyli "agenta", o "asystowanie" mu w poszukiwaniu własności i przeprowadzenie niezbędnych procedur. Wystarczyło ją tylko podpisać.

Mec. Marcin Jagielski pertraktacje z rodziną Bieniarzy tłumaczy następująco: - Chodziło nam tylko o sprawdzenie ich wiarygodności. Chcieliśmy się dowiedzieć, czy rzeczywiście mają jakieś prawa do tej nieruchomości i czy są w stanie to udoku- mentować. Poprosiliśmy o przedstawienie takich dokumentów, ale pomimo kilkumiesięcznej korespondencji do chwili obecnej żaden nie został przez nich przedstawiony.
 

Z relacji Bieniarzy wynika coś innego. Jak mówią, kwestia udokumentowania własności pojawiła się dopiero w odpowiedzi na ich żądanie zwrotu bezprawnie przejętych udziałów po Maurycym. Twierdzą, że wcześniej, gdy była mowa o spadku po Józefie, takie żądanie nie padło.

"NA BLIŹNIAKA"

To metoda, popularna pod koniec lat 90. Posłużono się nią m.in. przy przejęciu budynku przy ul. Lelewela Borelowskiego w Krakowie. Do emeryta Jana K. z Nowej Huty zgłosił się Jerzy Sz., który oświadczył staruszkowi, że ten jest właścicielem nieruchomości w centrum Krakowa. Emeryt o niczym takim nie wiedział, lecz w końcu zgodził się sprzedać swe rzekome udziały za 100 tys. zł. Prawdziwy Jan K., doktor medycyny, kupił kamienicę w 1933 r. Nikogo w sądzie nie zdziwiło, że osoba podająca się za właściciela musiałaby kupić kamienicę jako niemowlę, a pracę doktorską obronić w wieku przedszkolnym.

PRZEJĘTE KAMIENICE

Od początku lat 90. co najmniej kilkadziesiąt krakowskich kamienic zostało nielegalnie przejętych. Udało się odzyskać zaledwie kilkanaście. Nie zawsze udało się też ustalić winnych. W ostatnich 9 latach krakowska Prokuratura Apelacyjna oskarżyła o wyłudzenie budynków 12 osób. Z tego - jak informuje prok. Piotr Kosmaty - 11 zostało prawomocnie skazanych, ale tylko trzy trafiły za kraty, bo pozostałe wyroki zapadły w zawieszeniu.

Ewa Kopcik

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski