Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dom polski - druga świetność

Redakcja
Zamek w Bobolicach Fot. Mariusz Młynarczyk
Zamek w Bobolicach Fot. Mariusz Młynarczyk
-Zamek w ruinie jest hołdem dla najeźdźcy - lapidarne stwierdzenie Jarosława Laseckiego, b. senatora RP, który podjął się tytanicznego wysiłku odbudowy zrujnowanego do cna zamku w Bobolicach, najtrafniej oddaje postawę inwestorów przywracających dziś świetność historycznym budowlom.

Zamek w Bobolicach Fot. Mariusz Młynarczyk

Pałace na sprzedaż

Bobolice ilustrują skalę tego typu przedsięwzięć. Zamek, zbudowany przez Kazimierza Wielkiego i usytuowany na linii tzw. Orlich Gniazd, stanowił niegdyś ważny punkt w systemie obronnym Rzeczypospolitej. Zniszczony podczas szwedzkiego potopu, padł ofiarą grabieży, po której została jedynie ruina. W trakcie trwającej 12 lat odbudowy, prowadzonej pod okiem m.in. dr. Waldemara Niewaldy z Politechniki Krakowskiej, dr. Sławomira Dryi z Uniwersytetu Jagiellońskiego oraz dr. inż. Stanisława Karczmarczyka z Politechniki Krakowskiej, odtworzono kosztem ok. 20 mln złotych niemal całą potężną budowlę, która zachowała się do naszych czasów jedynie w postaci fragmentów murów. Najlepiej zachowany mur ściany wschodniej w 75 proc. pochodzi z epoki.

Co najbardziej dało się we znaki rekonstruktorom? - Przede wszystkim kwestie związane z uzyskaniem odpowiednich decyzji administratorskich i konserwatorskich, które pochłonęły nam aż cztery lata - stwierdza Jarosław Lasecki. - Zastosowanie proponowanych przez służby konserwatorskie zewnętrznych stalowo--betonowych wsporników zabezpieczających było nie tylko technicznie niewykonalne, ale przede wszystkim mogło zaburzyć harmonię krajobrazu wokół zamku. Jako pierwsze zrekonstruowaliśmy XVII-wieczną, czworoboczną wieżę bramną oraz mury obwodowe zamku dolnego. Następna w kolejności była odbudowa poszczególnych partii zamku górnego.

Dzisiaj zamek w Bobolicach, otwarty 3 września, z udziałem przedstawicieli władz RP, stanowi jedną z atrakcji szlaku Orlich Gniazd. Doświadczenia zdobyte w trakcie odbudowy zainteresowały inwestorów zagranicznych. Jarosław Lasecki przyjmował u siebie m.in. samorządowców z Portugalii, włoskiej Umbrii, Czech (w związku z odbudową zamku Makovica) oraz Meklemburgii, którzy dzielili się swoimi doświadczeniami dotyczącymi zamku Ulrichshusen. Najbardziej zaskakujące było spotkanie z przedstawicielami ambasady tajwańskiej, której plon stanowiła wizyta tamtejszych biznesmenów planujących u siebie w kraju realizację kopii bobolickiego zamku.

Zapewne jednym z pierwszych inwestorów, który przecierał szlaki przed rekonstruktorami zamków, był krakowianin arch. Jerzy Donimirski, który mając 16 lat, odzyskał decyzją sądu ówczesnej Polski Ludowej pałac Pugetów, odebrany dziadkom - Annie i Stefanowi Stablewskim. Zakupione przez niego w roku 1997 ruiny w Korzkwi wymagały śmiałej wyobraźni. Po upływie 14 lat Donimirski jest nie tylko właścicielem odbudowanego i chętnie odwiedzanego korzkiewskiego zamku, ale również kilku innych obiektów historycznych odrestaurowanych z podobnym pietyzmem.

Należy do nich m.in. Pałac Pugetów, Dwór Kościuszko i hotel na Gródku. - W moim przypadku procentowało z pewnością doświadczenie zdobyte przy okazji odbudowy kolejnych obiektów. Nie ma jednak przesady w stwierdzeniu, że podejmowanie się takiej działalności wymaga nie lada odporności i doświadczenia, zaś późniejsze zarządzanie odbudowanymi obiektami - specjalistycznych umiejętności. Jest to jedna z najtrudniejszych form działalności, związana z dużym ryzykiem biznesowym - stwierdza Jerzy Donimirski.
Zmiany, które nastąpiły w naszym kraju po roku 1989, nie doprowadziły do restytucji dawnej własności. Reprywatyzacja nie powiodła się (w roku 1990 powstało Polskie Towarzystwo Ziemiańskie, które stawiało ją sobie za jeden z głównych celów swej działalności). Zamki, pałace, hotele, a zwłaszcza dwory, stanowiące niegdyś matecznik polskości i - nierzadko - niszczone z zapałem w okresie całego PRL-u, zwracane były niegdysiejszym właścicielom zazwyczaj w tych przypadkach, gdy ich zabór dokonał się z naruszeniem przepisów peerelowskiego prawa, m.in. dekretu o reformie rolnej.

Właściciele tylko nielicznych - przykładem może być chociażby zamek w Nowym Wiśniczu pozostający w zarządzie Fundacji Lubomirskich - potrafili poradzić sobie z utrzymaniem obiektów, które pozbawione zostały swego naturalnego zaplecza w postaci obiektów gospodarczych (destylarni, browarów, młynów itp.) oraz terenów upraw. Próbę integracji odnawiającego się środowiska posiadaczy obiektów zabytkowych stanowiło założone w roku 2003 z inicjatywy Jerzego Donimirskiego Stowarzyszenie Domus Polonorum (Dom Polski), które zrzesza miłośników dziedzictwa narodowego i promuje w kraju oraz poza jego granicami opiekę nad zabytkami kultury ziemiańskiej znajdującymi się w posiadaniu właścicieli prywatnych, a także tradycje dworu szlacheckiego i otaczającego go krajobrazu kulturowego.

Pojawia się nowy właściciel...

Rzeczywistość okazała się jednak znacznie bardziej dynamiczna. Niewątpliwy fenomen, jakim jest odzyskiwanie świetności przez obiekty historyczne, stanowi efekt zainteresowania się nimi ze strony podmiotów gospodarczych oraz osób dysponujących dużym kapitałem, którzy odnawiają zabytki bez jakiegokolwiek wsparcia ze strony państwa. Motywy działania ze względu na skalę inwestowanych środków trudno w wielu przypadkach uznać za czysto racjonalne. Bardziej, jak się wydaje, wynikają one z przekonania, że inwestowanie w miejsca, które mają ponadczasową wartość, jest rodzajem misji, która w długofalowej perspektywie przynosi wielorakie korzyści. - Dlaczego zdecydowałem się na tak karkołomne przedsięwzięcie? - mówi Ryszard Skotniczny, właściciel dworu w Komborni, a wcześniej współwłaściciel jednej z krakowskich firm branży komputerowej. - Otóż przez pewien czas szukaliśmy z żoną miejsca dla siebie i zdaliśmy sobie sprawę, że nie możemy stworzyć go sami za naszego życia. Zdecydowaliśmy, że zajmiemy się odbudową czegoś, co tworzyły przed nami całe pokolenia.

Udokumentowana historia Komborni sięga co najmniej XIV wieku. Należała ona m.in. do rodzin Kamienieckich, Bonerów i Urbańskich. Jej ostatnim właścicielem był zamordowany w Oświęcimiu Henryk Szeliński. Pod koniec XIX wieku mieszkał w Komborni Stanisław Pigoń, historyk polskiej literatury, który pisze o dworze i jego właścicielach w swoich wspomnieniach "Z Komborni w świat". Względnie dobry stan tego obiektu jest zasługą m.in. wcześniejszych właścicieli - Akademii Medycznej i Nowego Stylu.
Dwór w Komborni to dzisiaj, wskutek dokonanych prac, duży kompleks tworzący swoistą enklawę z czterogwiazdkowym hotelem, orientalnym spa, instytutem kosmetycznym, restauracjami, basenem i zabytkowym parkiem. - To z pewnością nie jest miejsce, które byłoby odwiedzane z myślą o "pokazywaniu się". Naszym gościom zapewniamy spokojny wypoczynek w miejscu, które ma bardzo zaciszną atmosferę - podkreśla Ryszard Skotniczny. - Kombornia, sąsiadująca m.in. z zamkiem Kamieniec w Odrzykoniu, znanym z kart "Zemsty" Fredry, leży na szlaku prowadzącym w kierunku Bieszczadów. Często zatem goszczą u nas osoby zdążające w kierunku gór.

Remont i rozbudowa obiektów dworskich - jak w większości takich przypadków - wymagała licznych uzgodnień konserwatorskich. Jerzy Janczykowski, małopolski konserwator zabytków, pozostaje w stałym kontakcie z inwestorami, którzy reanimują stare budowle. - Budowli takich zgłaszanych jest do nas każdego roku co najmniej kilka. Problemem bywa zazwyczaj dostosowanie ich do wymogów uwarunkowanych przepisami przeciwpożarowymi i budowlanymi. Nie wszędzie można je w pełni spełnić, stąd bywa, że stosujemy odstępstwa - podkreśla.

Praktyka pokazuje, że powodzenie finansowe zapewnia właścicielom odnawianych obiektów zabytkowych nadawanie zabytkom funkcji komercyjnej. - W większości stają się one zespołami o charakterze konferencyjno-wypoczynkowym, bardzo często świadczącymi usługi typu leczniczego bądź SPA - mówi red. Krzysztof Kaniewski. - Najlepiej radzą sobie osoby, które miały już wcześniej jakąś styczność z branżą hotelarską czy gastronomiczną.

Zamki i pałace w sieci

Spektakularnym przykładem może być, zdaniem Krzysztofa Kaniewskiego, np. Zamek na Skale w Trzebieszowicach k. Lądka-Zdroju, położony z dala dużych metropolii i dysponujący 180 miejscami noclegowymi. Mimo swej skali i oddalenia od głównych miast jest on organizatorem wielu ogólnopolskich konferencji i nie narzeka na brak gości. W zamku tym zachowała się m.in. oryginalna stolarka autorstwa, jak się przypuszcza, Alfonsa Muchy, wybitnego przedstawiciela czeskiej secesji. - Mogłoby się wydawać, że trudniej jest prowadzić takie duże obiekty. Przykłady Trzebieszowic czy zamku Ryn jednak tego nie potwierdzają. W Polsce brakuje bowiem obiektów, które potrafiłyby przyjąć większe grono uczestników dużych spotkań i konferencji.

Rozwojowi tego typu ośrodków sprzyja ich integracja w skali ogólnopolskiej, nawiązująca w pewnym stopniu do procesu, który mają już za sobą kraje zachodnie. W Europie z powodzeniem funkcjonuje sieć Historic Hotels of Europe, będąca szeroką bazą danych m.in. o możliwościach wypoczynku w starych pałacach i zamkach. Od blisko 3 lat współpracuje z nią polska sieć Hoteli Historycznych w Polsce, stowarzyszenie utworzone utworzone z inicjatywy Barbary i Krzysztofa Kaniewskich oraz Jerzego Donimirskiego, które zrzesza obecnie 26, głównie czterogwiazdkowych hoteli w zamkach, pałacach i dworach. Obiekty o nieco niższym standardzie współpracują ze sobą z kolei w ramach sieci o nazwie Gościnne Zabytki.
Zainteresowanie możliwościami zakupu dużych budowli historycznych, w tym stanowiących serce wielkich założeń ogrodowo-parkowych dworskich, jest duże, co wynika z faktu, że można je nabyć po stosunkowo niskiej cenie, a wiele z nich reprezentuje wyjątkowe walory architektoniczne i krajobrazowe. W ubiegłym roku Polskę obiegła informacja o planach księcia Karola Mountbatten Windsor związanych z zamiarem zakupu zamku w Bożku, a później zrujnowanego kompleksu pałacowego Sarny w Ścinawce Górnej, będącej niegdyś własnością rodu von Gotzen. Zamysł brytyjskiego następcy tronu zrodził się pod wpływem lektury raportu "Śląsk: kraina umierających pałaców".

Potencjalny nabywca ma dzisiaj w czym wybierać. Na samym tylko Dolnym Śląsku znajduje się dzisiaj ok. 2,7 tys. obiektów dworskich, zamkowych i pałacowych (Wielkopolska ma ich ok. 1,3 tys., Małopolska - ok. 1,2 tys.). Część z nich czeka na nowego, bardziej troskliwego właściciela. Oferta dotycząca możliwości zakupu nieruchomości zabytkowych jest bardzo szeroka. Na wolnym rynku znajdują się obiekty naprawdę wspaniałe, m.in. XV-wieczny zamek rycerski z folwarkiem w Krągu (4 mln zł), pałac w Prochowicach z 5 ha gruntów (1,2 mln zł) czy XIX-wieczny pałac z parkiem w Kamieniu Pomorskim (1,9 mln zł).

Atrakcyjnych pozycji wyzbywa się w tym roku Agencja Nieruchomości Rolnych, oferując 50 proc. bonifikatę przy ich zakupie, która wystawiła do sprzedaży 11 zespołów dworskich i pałacowych - w Czerninie Dolnej, Dłużku, Gaju Małym, Ławicy, Luboszycach, Sieniawie, Miłkowie, Wołkowie, Tyńczyku Legnickim, Przyborowie, Pyszczynie. Bonifikata przysługiwać ma tym nabywcom, którzy zobowiążą się do wykonania prac renowacyjnych w wyznaczonym terminie pod okiem wojewódzkiego konserwatora zabytków.

Regionem, który obfituje w udane przykłady odnowy zabytkowych obiektów, jest również Małopolska. Należy do nich, poza wspomnianym już zamkiem w Korzkwi, m.in. kompleks pałacowy w Paszkówce, pałac Pokutyńskich w Krakowie, centrum konferencyjne w Tomaszowicach. Zainteresowanie inwestora dworskimi pozostałościami może przynosić zdumiewające efekty. Jednym z bardziej zaskakujących miejsc w naszym województwie jest pałac w Śmiłowicach, z którego pod koniec lat 90. ocalały jedynie fragmenty murów. Niegdyś obiekt ten należał do rodziny Juliana Zdanowskiego, b. posła na Sejm i współzałożyciela Kółek Rolniczych w Królestwie Polskim. Kres jego świetności położył pożar w roku 1966 i późniejsza dewastacja.

Jak Feniks z popiołów...

Ruiną zainteresował się Feliks Śliwa, krakowski przedsiębiorca branży elektrycznej. - Zdecydowałem się na to miejsce, gdyż wiedziałem, że budując gdzie indziej jakiś obiekt, nigdy nie będę miał wokół siebie takiej atmosfery i tak pięknego starodrzewu - z wieloletnimi wiązami, kasztanami, lipami i dębami. Nie ukrywam, że zdania w domu na ten temat były podzielone. Skala inwestycji przerażała moją rodzinę. Wywieźliśmy stąd m.in. 800 m sześc. śmieci i gruzu.
I tu swoista ciekawostka. Jan Janczykowski, pasjonat ochrony zabytków, przez długi czas, zanim pojawił się inwestor i zanim został wojewódzkim konserwatorem, dokumentował różne wątki architektoniczne w śmiłowickiej ruinie. Posłużyły one następnie do rekonstrukcji całego obiektu. Stan, w jakim znajdowały się pozostałości po pałacu, pozwolił na wprowadzenie nowych elementów m.in. w postaci dwóch skrzydeł, które wzbogaciły pierwotną klasycystyczną bryłę i nadały jej jeszcze bardziej reprezentacyjny wygląd.

Właściciel zainwestował posiadane środki nie tylko w odbudowę pałacu, który pełni funkcję restauracyjno-hotelową, ale również realizację kordegardy z pokojami gościnnymi i przywrócenie świetności parkowi. - Taki obiekt wymaga codziennej dbałości o utrzymanie, więc często - z tej racji, że potrafię wiele robót wykonać sam - można mnie tu zastać przy różnego rodzaju pracach. Znajomi dziwią się czasem, że zamiast wypoczywać, pracuję w Śmiłowicach od rana wieczora, a dla mnie jest to relaks, sposób na życie i pasja - podkreśla Feliks Śliwa. - Nie ukrywam, że cieszy nas, gdy goście pozostawiają w naszej pamiątkowej księdze wpisy świadczące o wielkim ich zadowoleniu zarówno z kuchni, obsługi i atmosfery panującej w pałacu.

Dom polski, choć często już z nowymi właścicielami, odzyskuje dawną świetność, a nawet - dzięki nowym technologiom i wysokiej jakości materiałom staje się w wielu przypadkach tak piękny jak nigdy dotąd. - W moim odczuciu mamy do czynienia bardzo często z anonimowymi, współczesnymi bohaterami, a przecież ludzie ci zasługują na najwyższe uznanie, inwestują wszak w miejsca, które są świadectwem naszej wspaniałej przeszłości, tworząc jednocześnie nową jakość w polskiej przestrzeni - uważa Jerzy Donimirski. - Wstydzę się, kiedy zaśmiecone i chylące się ku upadkowi ruiny nazywamy dziedzictwem narodowym. Na Zachodzie nie funkcjonuje pojęcie konserwatora zabytków tylko ich opiekuna, a to zupełnie co innego. Z lękiem patrzę na los zamków na szlaku Orlich Gniazd, takich jak Bydlin, Tenczynek czy Ostrężniki (będące w zarządzie wojewódzkiego konserwatora zabytków!), które - jeśli nie znajdą się inwestorzy - czeka całkowite zniszczenie - dodaje Jarosław Lasecki.

Janusz Michalczak

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski