Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Żyć 200 lat? Może, ale potrzebuje nagadać się z kimś i pokłócić

Redakcja
105-latka z Wielmoży z prawnuczką Alą FOT. EWA TYRPA
105-latka z Wielmoży z prawnuczką Alą FOT. EWA TYRPA
JUBILEUSZ. Marianna Marcińska ma 105 lat, prowadzi życie typowej emerytki. Gdyby nie kolana, które odmawiają jej posłuszeństwa, zapewne nie siedziałaby w miejscu, bo energii jej nie brakuje.

105-latka z Wielmoży z prawnuczką Alą FOT. EWA TYRPA

W przemieszczaniu się pomagają jej, jak mówi, drugie nogi czyli tzw. balkonik, o który może się oprzeć. Czas na ogół spędza siedząc na wersalce. Ogląda telewizję, głównie wiadomości, bo interesuje się polityką i ma swoje ulubione seriale, przede wszystkim takie, przy których można się pośmiać, np. Kiepskich i wszelkie kabarety.

Gdy jest ciepło to z balkonikiem wychodzi przed dom. Lubiła też posiedzieć na werandzie z frontowej części domu. Jednak nie chce narażać małych dzieci sąsiadów z naprzeciwka, bo gdy chłopcy zobaczą panią Mariannę, wyrywają się i od razu do niej biegną. Chcą przywitać się z babcią. Ona w trosce, aby nie potrącił ich samochód, przestała ostatnio wychodzić na werandę. Bardzo kocha dzieci. Ma ośmioro wnuków i jedenaścioro prawnuków.

Seniorka zastanawia się nad życzeniami, które w zeszły weekend, w 105 rocznicę urodzin składali jej najbliżsi. - Rozważam czy rzeczywiście powinnam żyć 200 lat, bo tyle mi śpiewali. Wszystkim się tak dobrze mówi, ale co mi z tego, gdy nie mam się z kim nagadać, a nawet pokłócić. Ja im też tego życzę - mówi z żartobliwym przekąsem i dodaje, że jej nowe życie liczy się od ukończenia setki. Ma więc pięć lat. - Wiem, że teraz kradnę Panu Bogu dni, ale gdybym myślała tylko o śmierci, to pewnie dawno bym nie żyła - mówi z przekonaniem i z uśmiechem, który rzadko schodzi z jej twarzy. Lubi żartować i wspominać chwile, z których można się pośmiać.

Pamięta też czasy bardzo ciężkie, zwłaszcza z okresu pierwszej wojny światowej. Gdy wybuchła wojna miała osiem lat, ale nie zapomniała o strasznej biedzie i głodzie.

Okres II wojny, to strach przed Niemcami i wieczna praca, bo pani Marianna prowadziła sklep. Po towar jeździła do Krakowa, bo Skała była spalona, a w Olkuszu handlowali Żydzi.

Nazywa siebie sklepiarką. Mówi, że bardzo się w życiu nahandlowała i nagadała z ludźmi. Bardzo to lubiła i nadal chętnie ze wszystkimi porozmawia.

Kiedy uznała, że musi zacząć odpoczywać, sklep przejęła pasierbica Wanda. Po jej śmierci sklep zlikwidowała. - Miałyśmy razem odejść, ale ona nie chciała zaczekać na mnie - mówi tym razem ze smutkiem, bo obie panie bardzo się lubiły.

Pani Marianna urodziła się w Nowej Wsi (gm. Skała). W Wielmoży zamieszkała po zamążpójściu z mężczyzną, który owdowiał i został z trójką malutkich dzieci. Sama była młodą wdową, bo mąż śmiertelnie zachorował. Od razu pokochała maluchy. Potem miała pięcioro swoich dzieci. Bliźniaki zmarły krótko po porodzie, a Alfreda w wieku 10 lat, rok po wypadku, gdy huśtając się złamała kręgosłup. To był najgorszy okres w życiu kobiety, kiedy widziała umierającą córeczkę. Do dzisiaj nie może pogodzić się z jej śmiercią.

Seniorka dzień rozpoczyna jak wszyscy. - Na krzesełku dają mi miednicę z wodą. Myję się, ubieram, a potem czekam, aż przyniosą mi śniadanie. Potem jest podobiadek, później obiad, mała drzemka i kolacja. Jako osoba niepracująca jestem obsługiwana, karmiona, nie muszę nic robić. Czy powinnam narzekać - pyta z uśmiechem. Oczywiście do śniadania musi być czarna kawa, bo pani Marianna ma niskie ciśnienie. Innym radzi, aby na podniesienie wypić mały kieliszek koniaku - to naprawdę dobrze robi. Sama, ze względu na podwyższony poziom cukru już nie stosuje tej metody, którą też stosował jej dziadek. Wspomina, że przez 12 lat był on sołtysem Nowej Wsi. Wybrali go, bo był jednym z nielicznych umiejących czytać i pisać. Potem sołtysem został jego syn, a ojciec Marianny, a następnie jej brat. Dziedziczyli tę funkcje jak w królewskich rodach. Ale warunkiem pozostania sołtysem był majątek. Jeśli się go pozbywał, to musiał zrzec się sołtysowania. Tradycje samorządowe przeszły jeszcze dalej. Brat Marianny Józef Brożek został wójtem Minogi.
Ich rodzice przywiązywali dużą wagę do edukacji dzieci. Wszystkie umiały czytać i pisać, co na początku minionego wieku nie było powszechne. Pani Marianna uwielbiała czytać książki, głównie historyczne i podróżnicze. Każdą wolną chwilę spędzała z nimi. Nie potrafiła jeść posiłku i kłaść się spać bez książki. Pożyczała je z biblioteki w Skale. Miała też swój zbiór, ale stare wydania podobały się rodzinie i każdy zabrał jakąś książkę.

Teraz nie czyta, bo nieco gorzej widzi. Okulista niedawno zapisał jej nowe okulary, a lekarz rodzinny leki na obniżenie poziomu cukru. To jeden z niewielu kontaktów z lekarzami, bo nie ma potrzeby, aby ją często badali. Zaznacza, że w szpitalu była jedynie w odwiedzinach. Nigdy jako pacjentka.

- Mama wcale nie jest kłopotliwa. Jest bardzo samodzielna, niewymagająca, nie trzeba dla niej gotować osobnych posiłków, bo je to, co wszyscy - mówi córka Barbara Kita. Mieszka w Sosnowcu i przyjechała do mamy ze swoją dwuletnią wnuczką Alą na czas wyjazdu na wakacje brata Janusza z żoną. To oni mieszkają w jednym domu z mamą i opiekują się nią.

Ewa Tyrpa

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Żyć 200 lat? Może, ale potrzebuje nagadać się z kimś i pokłócić - Dziennik Polski

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski