Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Cezary Wilk: Moim marzeniem jest gra w Anglii

Redakcja
Cezary Wilk Fot. Wacław Klag
Cezary Wilk Fot. Wacław Klag
PIŁKA NOŻNA. - Oddaję na boisku serce dla Wisły, ale obecnie całowanie herbu, czy mówienie, że chcę tu grać przez dziesięć lat, byłoby oszukiwaniem kibiców. A to jest najgorsze, co może być - mówi pomocnik "Białej Gwiazdy"

Cezary Wilk Fot. Wacław Klag

- Wisła zagra w niedzielę z Koroną Kielce - zespołem, z którego przyszedł Pan do "Białej Gwiazdy". To będzie szczególne spotkanie? - zapytaliśmy Cezarego Wilka.

- Przed takim meczem uczucia są specyficzne. Szczególnie przed samą grą, kiedy człowiek sobie wspomina stare dzieje. Jeżeli już mecz trwa, to się zapomina, kto jest rywalem. A Koronę wspominam dobrze. W niej udało mi się rozpocząć grę w ekstraklasie. Mam więcej miłych wspomnień niż negatywnych, chociaż i takie bywały.

- Na których zawodników Korony będziecie musieli zwrócić szczególną uwagę?

- Nie odkryję Ameryki, jeśli powiem, że tym piłkarzem jest Edi Andradina, na którego zawsze trzeba uważać. Nieważne, czy Korona gra słabo, czy dobrze, to zawsze jest kluczową postacią tego zespołu. Uwagę trzeba także zwrócić na Andrzeja Niedzielana, który również jest szybkim, nieobliczalnym zawodnikiem. Obaj są żądłami Korony, które stanowią o obliczu tego zespołu.

- Są też bramkostrzelni. Niedzielan przewodzi nawet w klasyfikacji strzelców ekstraklasy, ale ostatnio nie zdobywa wielu bramek. Czym może być to spowodowane?

- Jest typem napastnika, który żyje z podań kolegów. Jeżeli drużyna gra słabo i tych podań brakuje, to Andrzej nie ma sytuacji podbramkowych.

- Pan pierwszą bramkę w barwach Wisły strzelił jesienią w meczu z Koroną. Wspomina Pan tego gola?

- To była trochę przypadkowa bramka, ale udało się ją strzelić akurat Koronie. Cieszyłem się z tego, ale to już było dawno temu.

- Wtedy Wisła była innym zespołem, tracącym punkty. Co się stało, że się przełamaliście i teraz rozdajecie w lidze karty?

- Od tego czasu Wisła stała się monolitem, drużyną. To nie jest już zlepek piłkarzy zagranicznych z Polakami. Jesteśmy teraz jedną grupą ludzi, którzy wiedzą, jaki mają cel i wszyscy do niego dążą. Trener Robert Maaskant potrafił to wszystko pozlepiać.

- W jaki sposób tego dokonał?

- Na to miało wpływ wiele rzeczy: treningi, sposób bycia trenera i kontakt z zawodnikami. Podejrzewam, że treningi pasują większości zawodników. Polegają one na ciągłym kontakcie z piłką. Tak samo było w okresie przygotowawczym. Wcześniej byliśmy w nim przyzwyczajeni do ciężkiej biegowej pracy, a teraz było mnóstwo zajęć z piłką. Nawet z nią odbywały się treningi tlenowe. Duże znaczenie ma także atmosfera, jaką trener potrafił wprowadzić do zespołu. Wszystkim zależy na tym, aby drużyna dobrze grała. Zawodnicy, którzy siedzą na ławce rezerwowych, a nawet ci, którzy nie mieszczą się do meczowej osiemnastki, na treningach nie pokazują frustracji i niezadowolenia. Nie jest tak, że potrafią się z taką sytuacją pogodzić. Potrafią jednak ją zrozumieć i robić wszystko, żeby to zmienić, ale w sposób czysto sportowy, czyli ogromną pracą na treningach, zaangażowaniem, pokazaniem, że to miejsce mnie się należy. Myślę, że jest to duża sztuka, aby coś takiego z zawodnikami osiągnąć.

- I mówi to zawodnik, który siedzi na ławce, bo jest zmiennikiem kapitana Radosława Sobolewskiego. A chociaż byłby Pan w lepszej formie od niego, to trener Maaskant postawi na "Sobola" i jeszcze to ogłosi. Godzi się Pan na to?
- Ja to przyjmuję. To jest szczera decyzja trenera. Trener niczego nie owija w bawełnę. Radek jest kapitanem i myślę, że gdybym był trenerem, postąpiłbym podobnie. Takiego zawodnika jak Radek nie można sadzać na ławce, bo nie zasługuje na to. Ja muszę jeszcze trochę popracować, aby go zastąpić. Mam nadzieję, że kiedyś nadejdzie taki moment. Przychodząc do Wisły postawiłem sobie za cel, żeby odejść stąd do zagranicznego klubu. Aby go zrealizować, muszę kiedyś zacząć grać w pierwszym składzie.

- A do jakiego klubu czy ligi chciałby Pan trafić?

- Nie mam preferencji co do klubów. Kibicuję Chelsea Londyn, ale trzeba mierzyć siły na zamiary. Zdaję sobie sprawę, że transfer do Chelsea to za wysokie progi dla Czarka Wilka. Chyba już za późno marzyć o grze w takim klubie. Nie ma się co oszukiwać, to nie ten poziom, tam grają najlepsi piłkarze na świecie. Zadowoliłbym się samym wyjazdem do Anglii i takie jest moje marzenie, do realizacji którego dążę. Najbardziej mi się podoba angielski styl gry. Myślę, że z moimi umiejętnościami potrafiłbym się tam odnaleźć. Lubię, kiedy na boisku dużo się dzieje, jest dużo walki, są charakterne mecze. Tak jest w Premiership, czy Championship. Fajnie byłoby tam pograć. Dużym plusem są też pełne trybuny w Anglii, choć już w Krakowie mamy tego namiastkę. Podczas ostatniego meczu z Jagiellonią był tak głośny doping, że trudno było się porozumiewać nawet zawodnikom siedzącym na ławce. Jak otworzą kolejną trybunę za bramką, to będzie w pełni jak w Anglii.

- Jest piłkarz, który jest dla Pana wzorem?

- Jest nim Gennaro Gattuso. Cenię go przede wszystkim za jego charakter i cechy wolicjonalne. To piłkarz, który nie grzeszy zagraniami technicznymi, nie czaruje sztuczkami, ale w każdy mecz wkłada maksimum zaangażowania, kieruje grą całej drużyny. Dla mnie jest wyśmienitym zawodnikiem. Tyle, ile oddaje na boisku serca, zdrowia i charakteru, to jest coś fantastycznego. Ma do tego bardzo dobry kontakt z kibicami, który czasami pobudza do większego dopingu. Mnie się to bardzo podoba.

- A jak Pan skomentuje jego zachowanie w meczu Ligi Mistrzów Milanu z Tottenhamem Londyn, kiedy to zaatakował asystenta trenera rywali Joe Jordana?

- To zachowanie było naganne i Gennaro przeprosił za nie. Wyjaśnił, że nie wie, co się z nim stało. Nie wiadomo też, na ile został sprowokowany. Słyszałem, że poza boiskiem jest bardzo spokojnym człowiekiem i w życiu codziennym by mu się coś takiego nie przydarzyło. Widać jednak, że na boisku wstępuje w niego jakiś demon. Mnie się podobają tacy charakterni zawodnicy.

- Pan ma też w sobie ukryte demony? Wyobraża Pan siebie w podobnej sytuacji?

- Boisko jest specyficznym miejscem, na którym czasem emocje biorą górę nad rozumem i człowiek głupieje. Było już wiele takich przykładów. To jest naganne, ale potrafię to zrozumieć. Mnie się takie agresywne zachowania nie przytrafiły, ale były już poważniejsze utarczki słowne z rywalami.
- A jakim człowiekiem jest Pan na co dzień?

- Poza boiskiem staram się być przede wszystkim zadowolonym z życia, zawsze uśmiechniętym i cieszyć się każdym dniem. A na boisku walka z przeciwnikiem sprawia mi radość, frajdę, stąd ta gra tak wygląda.

- Czeka Pan na to, aby zagrać w meczach europejskich pucharów, gdzie adrenalina może być jeszcze większa, niż w lidze?

- Nie wybiegam tak daleko w przyszłość. Mnie interesuje kolejny dzień, tydzień, a nie zastanawiam się, co się stanie za pięć miesięcy. Piłka nożna jest takim sportem, w którym wszystko może się diametralnie zmienić w ciągu tygodnia, czy dwóch.

- Ale zdaje Pan sobie sprawę z tego, że oczekiwania kibiców są takie, aby Wisła osiągnęła w pucharach coś więcej i nie chcą już kolejnych porażek, takich jak z Levadią Tallin, czy Karabachem Agdam?

- Rozumiem to. Wszyscy mamy taki cel. Nie czujemy się drużyną gorszą od Lecha Poznań, który pokazał w tym sezonie, że można walczyć w pucharach jak równy z równym z najlepszymi zespołami w Europie, takimi jak Manchester City, czy Juventus Turyn. Myślę, że nie ma się czego bać, trzeba podnieść głowę wysoko do góry, ciężko pracować i wierzę w to, że wyniki przyjdą: przede wszystkim uda się wygrać ligę, a później odpowiednio przygotować do meczów pucharowych.

- Wróćmy w takim razie do najbliższej przyszłości. Liczy Pan na to, że w meczu z Koroną będzie na boisku dłużej niż kilka minut?

- Nie podchodzę tak do danego meczu. Wiem, jaka jest sytuacja. Spotkanie na pewno zacznę na ławce rezerwowych, bo zwycięskiego składu się nie zmienia. Taka jest na razie moja rola w drużynie i czy będę potrzebny na minutę, czy na dwadzieścia, czy tylko będę na ławce, a wejdzie ktoś inny, to na razie schodzi na dalszy plan. Przed przejściem do Wisły założyłem sobie rozwój, aby zwiększać swoje umiejętności i wyjechać za granicę. Do tego dążę. Nie ma więc znaczenia, ile czasu zagram w kolejnym meczu.

- Powiedział Pan kiedyś, że nie jest zawodnikiem, który przychodząc do klubu całuje jego herb na koszulce.

- Przychodzenie do klubu i całowanie jego herbu po dwóch, trzech miesiącach wydaje się kompletnie sztuczne. Ja to odbieram jako oszukiwanie kibiców. Uważam, że nie można nawiązać takiej więzi nawet po pobycie w klubie przez dwa, trzy lata. Jeżeli ktoś jest wychowankiem klubu lub w nim gra od wielu lat, jak Radek Sobolewski, to ma do tego prawo. W moim przypadku byłoby to nadużycie, tym bardziej przychodząc do Wisły z Korony, gdzie przebywałem przez pięć lat. Oddaję na boisku serce dla Wisły, będę dla niej robił wszystko, co mogę, ale obecnie całowanie herbu, czy mówienie, że chcę tu grać przez dziesięć lat byłoby oszukiwaniem kibiców, a to jest najgorsze, co może być.

- Jakby obalił Pan teorię, że na dłuższą metę nie sprawdzi się drużyna złożona z piłkarzy, którzy przychodzą do niej przede wszystkim po to, aby się wypromować i zarobić pieniądze?
- To kompletnie nietrafiony argument. Jest wiele drużyn na świecie, szczególnie w Europie, które funkcjonują na takiej zasadzie. Zawodnicy, którzy są w wieku 23, 24, 26 lat przychodzą tu na dwa, trzy lata, nie po to aby przezimować, tylko po to, aby zagrać bardzo dobrą piłkę, a to będzie z korzyścią dla nich i dla klubu. Za dwa, trzy lata pójdą w górę i przyjdą kolejni. Zobaczą, aha, to jest fajny klub, w którym dwa, trzy lata można pograć na wysokim poziomie i później iść dalej. Myślę, że to działa w dwie strony - jako promocja dla klubu i zawodników. Jedni i drudzy powinni być zadowoleni. Wydaje mi się, że w przyszłości będzie to miało znaczenie dla zawodników, którzy będą decydować o swojej karierze. Jeśli zobaczą, że z Wisły wyszło w ciągu ostatnich lat przykładowo ośmiu ciekawych zawodników, to będą wiedzieć, że jest to klub, który nie blokuje transferów. Oczywiście, nie można nikomu zabraniać, aby pozostał w klubie na wiele lat, jeżeli jest to zawodnik, który wpasuje się w tę drużynę.

- Tacy liderzy, którzy grają w klubie od dawna, są niezbędni?

- Nie może być tak, że 24 zawodników w drużynie jest od pół do półtora roku. Zawsze będą zawodnicy, jak Radek Sobolewski, Patryk Małecki, czy Maciej Żurawski, który wrócił do Wisły. Tacy zawodnicy najdłużej znają teren i stają się naturalnymi przywódcami całej drużyny, przewodnikami dla innych.

- A jak było na zgrupowaniu reprezentacji Polski? W meczach z Litwą i Grecją nie wszedł Pan nawet na boisko.

- Nie ma się co dziwić. Nie gram przecież w pierwszym składzie w klubie polskiej ekstraklasy. A na kadrę przyjeżdżają zawodnicy, których grają w pierwszych jedenastkach klubów zagranicznych. Nawet bym się zdziwił, gdyby w kadrze odgrywał znaczącą rolę.

- Trener Maaskant powiedział, że miał Pan niezłe wakacje z reprezentacją Polski.

- Rzeczywiście, tak jak trener Maaskant powiedział, był to taki krótki, specyficzny urlop. Nie zagrałem ani minuty, treningi były krótkie i dynamiczne, bowiem było to przygotowanie do meczów. Ale obcowanie z najlepszymi zawodnikami w Polsce i podpatrywanie ich na treningach w perspektywie czasu może dużo dać. Rozmawiałem z Darkiem Dudką, który mówił, że przez półtora roku nie zagrał ani minuty w reprezentacji, tylko cały czas siadał na ławce rezerwowych, albo na trybunach. Na każdego przyjdzie czas.

- Żyje Pan nadzieją na to, że zagra w Euro 2012?

- Powiem szczerze, że jedynym moim piłkarskim marzeniem jest obecnie gra w Anglii. A co przy okazji tego się wydarzy, to zobaczymy. Oczywiście, na Euro 2012 każdy by chciał zagrać. Najważniejszy jest jednak dla mnie wyjazd do Anglii. Jeżeli to by się udało, to myślę, że po drodze Euro też udałoby się zaliczyć.

- A jak się Panu współpracuje z trenerem Franciszkiem Smudą?

- Specyficznie. Jest to specyficzny szkoleniowiec. Trzeba się przyzwyczaić do jego rodzaju pracy, rozmowy, ale myślę, że można sobie z tym poradzić. Ma własny pomysł na grę, do realizacji którego dąży za wszelką cenę i chwała mu za to.

Rozmawiał: Piotr Tymczak

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski