Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dzieje iglarzy i sierot, co z głodu umierały

Redakcja
Dr Mateusz Wyżga z Uniwersytetu Pedagogicznego z pasją bada księgi metrykalne Fot. Barbara Ciryt
Dr Mateusz Wyżga z Uniwersytetu Pedagogicznego z pasją bada księgi metrykalne Fot. Barbara Ciryt
Wspomnienia sierot, które umierały z głodu i znajdowano je gdzieś w polach. Opowieści o samotnych kobietach, które rodziły dzieci w przydrożnych karczmach. Takie historie można wyczytać w księgach parafialnych: metrykalnych, czy księgach śmierci. Księża pisali tam o wielkich zarazach i potyczkach z Moskalami. To były czasy, gdy na cmentarzach pasły się krowy, a między grobami wieszano pranie.

Dr Mateusz Wyżga z Uniwersytetu Pedagogicznego z pasją bada księgi metrykalne Fot. Barbara Ciryt

LOKALNE HISTORIE. W Smardzowicach król Stanisław August Poniatowski został chrzestnym. Syn chłopski z Więcławic terminował w cechu złotników. Takie niezwykłe historie kryją księgi parafialne.

Jak wartościowe są księgi metrykalne, jak ciekawe informacje zawierają chcą opowiadać członkowie Stowarzyszenia Korona Północnego Krakowa. Z Instytutem Historii Uniwersytetu Pedagogicznego organizują konferencję poświęconą tym dokumentom. Odbędzie się 8 kwietnia, godz. 10 w Centrum Integracji Społecznej w Zielonkach. Stowarzyszenie chce spisać i utrwalić, choćby dla przykładu, informacje z zabytkowych księgach oraz pokazać, że są przydatne do odtworzenia nazwisk rodowych, czy nazw wsi.

Do gminy Michałowice przyszła kiedyś kobieta, która miała kłopot z dziedziczeniem majątku, bo nie zgadzały się zapisy nazwiska. W niektórych dokumentach było przez "y" w innych przez "j". - To właśnie w księgach metrykalnych wyczytała prawidłowe zapisy i rozwiązała problem dziedziczenia - mówi Jarosław Sadowski, wicewójt gminy Michałowice. On sam też korzystał z tych ksiąg szukając właściwej nazwy miejscowości Zdzięsławice. - Mieszkańcy w dowodach mieli przez "ę", a w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji był zapis Zdziesławice przez "e". Tę nazwę chciał wprowadzić minister. Poprzednie władze przez długie lata próbowały wyjaśnić rozbieżność. Dzięki księgom parafialnym udowodniliśmy, że pierwotnie było przez "ę" i to ministerstwo zmieniało swoje dokumenty, nie mieszkańcy - wyjaśnia wicewójt.

Dr Mateusz Wyżga z Instytutu Historii Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie, mieszkaniec gminy Zielonki z pasją opowiada, że na podstawie ksiąg metrykalnych badał wielowiekową osiadłość rodzin m.in. Nawarów z Batowic, czy Rożków z Zastowa. To była elita wiejska - rodziny kmiece, z nich wywodzili się wójtowie, karczmarze, młynarze. Wyżga mówi o statystach historii. Kto to taki? - To ci, którzy tworzyli ciągłość dziejów. To zwykli ludzie, bohaterowie mikrohistorii, którzy najczęściej zdążyli zaistnieć w świecie tylko dlatego, że urodzili się, wzięli ślub i zmarli - twierdzi dr Mateusz Wyżga. Dzięki tym statystom historii wiele można się dowiedzieć o przodkach, historii Małych Ojczyzn, zwyczajach, o tym, że natura wyznaczała koleje codziennego życia rolników. - Chłopki najczęściej rodziły dzieci wtedy, kiedy w gospodarstwie nie było wytężonych prac, czyli od stycznia do marca. Latem już musiały mieć siłę, żeby pójść do pracy w polu - zwraca uwagę. Przyznaje, że dzieci rodziło się dużo, ale ze względu na choroby, fatalne warunki higieniczne połowa umierała. - W chałupach zostawało po dwoje może troje. Ludzie nie traktowali dziecka jak pełnego człowieka, nie przywiązywali się nadto do nich, bo wiedzieli, że łatwo mogą je stracić. Nierzadko wątłe noworodki chrzciła akuszerka lub organista. To był tzw. chrzest z wody, który należało uzupełnić w kościele. Ksiądz w takim przypadku w księdze metrykalnej zapisywał łacińskie słowa: In periculo mortis (w niebezpieczeństwie śmierci). W niektórych księgach przy notatce o chrzcie jest krzyżyk, to znaczy, że dziecko zmarło - mówi Wyżga.
Sobór trydencki w 1563 r. nakazał prowadzenie ksiąg parafialnych, ale są i starsze dokumenty tego typu. W parafii Mariackiej w Krakowie księga pojawiła się 15 lat wcześniej. - Przeglądając ją zobaczyłam zapisy o podkrakowskich chłopach, którzy brali śluby w tym kościele. Np. w 1567 r. Stanisław z Zabierzowa zawarł tam ślub z Dorotą wdową, a w 1588 r. krawiec Bartłomiej z Zielonek pojął Zofię Smalcową, służącą niejakiego Frydericha, mieszczanina - mówi doktor z UP.

Niezwykłą opowieść zawiera księga metrykalna parafii Smardzowice z lat 1783-1797. - Jest tam podpis ostatniego króla Polski Stanisława Augusta Poniatowskiego. Zwiedzał on w lipcu 1787 r. jaskinie ojcowskie, które na jego cześć zostały przystrojone i oświetlone. Wówczas Teofil Załuski, dzierżawca starostwa ojcowskiego poprosił króla, żeby został chrzestnym jego nowo narodzonej córki. Król się zgodził - opowiada Wyżga. Chrzest był w Smardzowicach, a tamtejszy pleban Zygmunt Włyński przezornie poprosił monarchę, by wpisał się do księgi, którą otworzył na czystej stronie. - Stanisław August król - pojawił się napis. - Wokół tych wielkich liter smardzowicki ksiądz opisał całą historię i słowa króla na koniec: Gdy się drugi raz pisać tu zdarzy, dajcież mi lepszego pióra - dodaje nasz rozmówca.

Z kolei w księdze zmarłych parafii Więcławice można wyczytać o stoczonej w listopadzie 1769 r. potyczce konfederatów barskich z Moskalami i o tym, jak miejscowy ksiądz pochował obok kościelnej dzwonnicy 12 polskich żołnierzy poległych na tym polu bitwy. W Czulicach księga zmarłych zaczyna się od opisu strasznej zarazy - moru z roku 1707. Prawdopodobnie była to dżuma. Życie stracił wówczas miejscowy ksiądz wikary dr Stefan Wierzbicki. W czasie kiedy szalała zaraza ludzie z miasta uciekali do wsi. Potem w księgach parafialnych pojawiały się zapisy, jak to mieszczanie krakowscy chrzcili swe dzieci w parafiach wiejskich, Raciborowicach, Rudawie czy Modlnicy. A patronem w trudnych czasach zarazy był św. Sebastian. Przedstawiany ze strzałami wbitymi w ciało. Te strzały mają symbolizować szybkość rozprzestrzeniania się zarazy.

Wśród niezwykłych opowieści zapisanych w księgach metrykalnych są również te dotyczące kontaktów z Krakowem. Widoczne są stosunki rodzinne i towarzyskie podkrakowskich chłopów i mieszczan, którzy trzymali wiejskie dzieci do chrztu, byli świadkami na ślubach. Młodzież spod Krakowa mimo ograniczeń nakładanych przez pańszczyznę, zdobywała fachy w rzemiośle. - Terminowali czyli praktykowali głównie jako piwowarzy, słodownicy, piekarze, iglarze, nożownicy. W Więcławicach mamy przykład chłopa, który posłał syna do miasta, by terminował w krakowskim cechu złotników. Taki zawód dla chłopa? Niebywałe - podkreśla Wyżga.

W okresie staropolskim z parafii Zielonki wywodziło się wielu piekarzy, a to dlatego, że na rzece Prądnik stały liczne młyny. Tu piekli chleb dla miasta. W wielu domach do dziś stoją piece chlebowe i czasem jeszcze piecze się w nich wiejski chleb.
Ks. Ryszard Honkisz z Więcławic ma świadomość, że księgi parafialne trzeba chronić. Na ich konserwację, czyszczenie, impregnację, odrobaczanie wydaje się od 4 do 10 tys. zł. - Zabytki kosztują - zaznacza. Coraz więcej osób robi drzewa genealogiczne i w tych księgach chce szukać informacji o przodkach. - Niestety zdarzają się i tacy, którzy wyrywają kartki - mówi proboszcz. Sam przegląda często księgi metrykalne. - Przed wiekami opisy aktów urodzeń były barwne. To nie suche fakty. Ksiądz opisywał porę roku, pogodę, pochodzenie oraz wiek rodziców i chrzestnych, ich zawody, czy to parobkowie, czy gospodarze, tak samo było przy ślubach - opowiada ks. Ryszard. Zaznacza, że wiele z tych ksiąg było pisanych cyrylicą.

BARBARA CIRYT

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski