18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sensacyjna historia arrasów

Redakcja
Arras "Budowa Wieży Babel"po kilkuletniej konserwacjiwrócił do królewskich komnat. Fot. Stanisław Michta
Arras "Budowa Wieży Babel"po kilkuletniej konserwacjiwrócił do królewskich komnat. Fot. Stanisław Michta
Dzieje arrasów, czyli tkanin dekoracyjnych prezentowanych w Zamku Królewskim na Wawelu, to opowieść nadająca się na film sensacyjny. Mnóstwo tu dramatycznych zwrotów akcji, szczęśliwych zbiegów okoliczności i ludzi, którzy za wszelką cenę walczyli, by je ocalić. Właśnie mija 50. rocznica ich powrotu na Wawel.

Arras "Budowa Wieży Babel"po kilkuletniej konserwacjiwrócił do królewskich komnat. Fot. Stanisław Michta

SZTUKA. Mija 50. rocznica powrotu słynnych tkanin na Wawel

Z okazji rocznicy czeka nas specjalny muzealny weekend. W sobotę, 26 marca, o godz. 11 i 13 będzie można zobaczyć pracownię konserwacji tkanin. Tego samego dnia - o godz. 10 i 12 - przygotowano zajęcia dla dzieci. 27 marca przewidziano zwiedzanie zamku z Magdaleną Ozgą, kierownikiem Działu Tkanin Zamku Królewskiego na Wawelu (godz. 11, 12.30 i 14), zaś 28 marca o godz. 17 zaplanowany jest wykład o wojennej historii arrasów dr hab. Marii Hennel-Bernasikowej (Centrum Wystawowo-Konferencyjne na Wawelu).

Arrasy zamawiał w Antwerpii w połowie XVI wieku Zygmunt August. Miały nadać zamkowi na Wawelu iście królewskiego splendoru. - Kolekcja wawelskich tkanin ma wielkie znaczenie wcale nie ze względu na swoje rozmiary. Trzeba pamiętać, że w ówczesnej Europie liczniejszy był choćby zbiór angielskiego władcy, Henryka VIII, który słynął nie tylko z kolekcjonowania tapiserii, lecz także żon. Ale wawelskie tkaniny to największa wówczas kolekcja arrasów na świecie, która powstała dla jednego zleceniodawcy. To był kompletny projekt wystroju wnętrz, rzecz w Europie wtedy unikatowa - tłumaczy Magdalena Ozga, kierownik Działu Tkanin Zamku Królewskiego na Wawelu.

Wykonane zostały w brukselskich warsztatach według projektów malarzy flaman dzkich. Tworzą trzy grupy tematyczne: sceny biblijne, sceny krajobrazowe i zwierzęce, tzw. werdiury, groteski z herbami Polski i Litwy oraz królewskimi inicjałami.

Początkowo było ich około 160. Pierwsze arrasy pokazano publicznie podczas ślubu króla Zygmunta Augusta z Katarzyną Austriaczką. Do dziś zachowało się 136 - eksponowanych jest kilkadziesiąt. Wszystko przez ryzyko uszkodzenia. - Te dzieła wiele przeszły podczas II wojny światowej, ale największym zagrożeniem jesteśmy my. Wielu odwiedzających nie zdaje sobie sprawy, jak wielkim ryzykiem są wilgoć, związki siarki, kurz, a nawet sól, którą posypuje się w zimie chodniki. To wszystko jest wnoszone do Komnat Królewskich - tłumaczy Jerzy Petrus, wicedyrektor Zamku Królewskiego na Wawelu.

Ogromnym zagrożeniem są także flesze aparatów, które sprawiają, że oryginalne barwy blakną. Flesze są bardziej szkodliwe niż światło słoneczne. - Niestety, nie ma żadnego sposobu, by odtworzyć oryginalne barwy. Jedyne, co możemy zrobić, to walczyć o zachowanie obecnego stanu tkanin, wierząc, że może w przyszłości pojawią się metody, które pozwolą odtworzyć oryginalną kolorystykę - mówi Magdalena Ozga.

Przypomnijmy, że ustawa o muzeach stwierdza jasno, iż głównym obowiązkiem takich placówek jest kolekcjonowanie i zabezpieczanie zbiorów, a dopiero później - "w miarę możliwości" - ich udostępnianie. Znaczy to, że wawelskie arrasy mogłyby nie być eksponowane, gdyby ryzyko konserwatorskie było zbyt duże. - Dla nas jest to ostateczność i nie chcielibyśmy posuwać się tak daleko. Dlatego tak ważna jest ochrona arrasów przed fleszami - tłumaczy Jerzy Petrus.

A to wyjątkowy zabytek, jedna z niewielu pozostałości oryginalnego wyposażenia krakowskiej siedziby królów.
Podobno arrasy były tak drogie, że Zygmunt August bał się zamieszek, do jakich mogłoby dojść, gdyby szlachta dowiedziała się, jak wielkie sumy poszły na te "królewskie zbytki". Zgodnie z życzeniem władcy jego współpracownicy spalili rachunki.

Historia tych tkanin jest niezwykle pogmatwana. I sensacyjna. Po śmierci ostatniego Jagiellona arrasy na mocy królewskiego testamentu otrzymują trzy siostry króla. Po ich śmierci miały stać się własnością Rzeczpospolitej, a opiekę nad nimi miał przejąć Sejm. - To wkład Zygmunta Augusta i arrasów w rozwój polskiego parlamentaryzmu. Bo Sejm Rzeczpospolitej strzegł praw państwa do nich, niejednokrotnie walcząc z kolejnymi królami, choćby ze spokrewnioną z Jagiellonami dynastią Wazów, którzy próbowali powoływać się na swoje prawa własności - zaznacza Jerzy Petrus.

W 1633 r. cztery arrasy Jerzy Ossoliński, w imieniu króla Władysława IV Wazy, podarował papieżowi Urbanowi VIII. Po III rozbiorze Polski, na polecenie carycy Katarzyny II, arrasy wywieziono do Rosji. Niektóre tam właśnie zaginęły, inne wręcz rozcinano na części, by dopasować je do nowych wnętrz. Kilka tapiserii z Wawelu stało się nawet obiciami mebli. Dopiero na mocy traktatu ryskiego w 1921 roku udało się odzyskać 136 tkanin, choć nie wróciły wtedy wszystkie. Do dziś nie wiadomo, gdzie znajdują się na przykład werdiury z nosorożcem i delfinem. Z Rosji, w niejasnych okolicznościach, na rynek antykwaryczny wypłynęła za to jedyna kompletna tapiseria nadokienna, która od 1952 roku jest w Rijksmuseum w Amsterdamie. Z kolei arras "Upadek moralny ludzkości przed potopem", zidentyfikowany przez ks. Bolesława Przybyszewskiego i Józefa Lepiarczyka, wrócił dopiero w 1977 roku, jako dar Leonida Breżniewa dla... odbudowanego Zamku Królewskiego w Warszawie.

II wojna światowa to najbardziej ekscytujący - i dramatyczny - rozdział w historii arrasów. W 1939 roku Wawel - bodaj jako jedyne muzeum w Polsce - był gotowy do ewakuacji. Przygotowano odpowiednie skrzynie i tuby, w których schowano cenne zbiory. Niestety, zawiódł transport, ale na ratunek przyszedł flisacki galar. 3 września Stanisław Świerz-Zaleski, kustosz wawelski, i Adolf Szyszko-Bohusz, architekt, zdołali wyprawić cenne pakunki Wisłą. Tak zaczęła się wojenna tułaczka wawelskich zbiorów. Przez Rumunię trafiły do Francji, a gdy ta została zaatakowana przez Hitlera, popłynęły do Anglii. Stanisław Świerz-Zaleski i Karol Estreicher znaleźli stateczek węglowy. - Pogoda była paskudna, statek ledwo płynął, prowadzony przez pijanego szypra. Panowie czuli, że mogą nie przeżyć tej wyprawy, otworzyli więc jeden z pakunków, wyjęli Szczerbiec, miecz koronacyjny królów polskich, opisali i przymocowali go do kawałka drewna. Stwierdzili, że jeśli całość utonie, słynny zabytek może wypłynie wraz z deską - mówi Jerzy Petrus, wspominając opowieść samego Karola Estreichera.

Z Anglii dzieła popłynęły do Kanady, gdzie trafiły na tzw. Farmę Eksperymentalną w Ottawie. Tam doczekały końca wojny. Potem skarb narodowy został ukryty w różnych miejscach: dwóch klasztorach w Quebecu, Banku Montrealskim, Muzeum Prowincji Quebecu. Dopiero 1 stycznia 1961 podpisano formalny akt przejęcia całości skarbu przez rząd PRL. Arrasy wyruszyły w podróż powrotną do kraju. Ich powrotowi towarzyszył niewiarygodny entuzjazm. Gdy arrasy jechały pociągiem przez Polskę, na stacjach oczekiwały tłumy. W końcu, 18 marca 1961 roku wróciły na Wawel. Do ich oglądania ustawiały się niekończące się kolejki. Każdy chciał wiedzieć, jak wygląda legendarny "narodowy skarb".

Łukasz Gazur

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski