Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tron kontra Avatar

Redakcja
W kinach zaczyna panowanie film „Tron: Dziedzictwo 3D”. Czy futurystyczna kontynuacja kultowego filmu z 1982 roku przebije „Avatara”, który skończył właśnie pierwszy rok? Oto nasze porównanie obu produkcji.

Efekciarstwo świata

Avatar Fot. Imperial - Cienpix

Oba filmy mają potężne atuty. Akcja „Avatara” rozgrywa się na bardzo bardzo dalekiej planecie w bardzo bardzo odległej galaktyce, ale w nie tak bardzo odległej przyszłości. James Cameron stworzył świat bardzo podobny do naszego, zwłaszcza jeśli ktoś mieszka niedaleko tropikalnej dżungli Amazonii. Efekciarstwo stoi na najwyższym poziomie, choć trudno mówić o wielkim zaskoczeniu. Po prostu drzewa są grubsze niż baobaby, góry potężniejsze niż Himalaje, a wąwozy głębsze od Wielkiego Kanionu.

Tron Fot. Forum Film

„Tron” ucieka w zupełnie inną przestrzeń. Jego świat to wirtualna realność, skonstruowana wewnątrz komputerowej pamięci. Stąd zupełnie nowa, ultra-futurystyczna stylistyka, tylko lekko nawiązująca do filmu z roku 1982. Na ekranie dominują trzy barwy - niebieski, biel i czerń - skontrastowane z pomarańczowymi akcentami. Wokół mnóstwo stali i szkła, oczywiście polerowanego na błysk. Całość robi piorunujące wrażenie. Stylistyka „Tronu” to jedna z najbardziej oryginalnych wizji w dziejach nowoczesnego kina.

Avatar - Tron: 0-1

Efekciarstwo postaci

W „Avatarze” śledziliśmy losy żołnierza-inwalidy, który dzięki nowoczesnej technice przeobrażał się w niebieskiego humanoida z rasy N’avi. Pomysł ciekawy, także od strony wizualnej, choć spłaszczona twarz kosmity nie każdemu mogła się podobać. Niemniej spece od concept artów wykonali masę świetnej roboty, tworząc oryginalne i niezwykle bogate w detale postacie.

Avatar Fot. Imperial - Cienpix

W „Tronie” jest bardziej tradycyjnie. Bohaterami są po prostu ludzie, a ich adwersarzami - programy, które wyglądają… tak samo jak my. Designerzy opracowali za to kapitalne stroje, a spece od charakteryzacji genialnie „zrobotyzowali” wirtualne postacie (widac to zwłaszcza na przykładzie grającego dwie role Jeffa Bridgesa). W sumie nie ma zaskoczenia, jednak całość robi nie gorsze niż „Avatar” wrażenie.

Tron Fot. Forum Film

Avatar - Tron: 1-1

Efekciarstwo fabuły

„Avatar” zawodzi na całej linii. Historia jest ultra-infantylna, ultra-uniwersalna i ultra-zrozumiała, zarówno dla buszmena, jak i George’a Busha. To oczywiście zaleta, ale tylko dla widza oczekującego nieskomplikowanej rozrywki podczas pałaszowania popcornu. Wątki ekologiczne czy alterglobalistyczne, owszem, pojawiają się, jednak trudno mówić o jakiejkolwiek głębszej refleksji. „Avatar” to czysty wizualny odlot bez intrygującej treści.

Avatar Fot. Imperial - Cienpix

„Tron” próbuje, próbuje, ale nie zachwyca. Oczywiście można się tu doszukiwać rozważań nad cybernetyzacją świata, buntem robotów, zagrożeniami płynącymi z wirtualnej przestrzeni. Niemniej są to refleksje równie miałkie, jak te serwowane przez „Avatara”. Autorzy scenariusza pomieszali wszystko ze wszystkim, „Biblię”, „Władcę Pierścieni”, „Gwiezdne wojny”, tworząc koktajl zrozumiały dla ludzi w wieku 8-88 lat. Danie intelektualnie raczej niestrawne.

Tron Fot. Forum Film

Avatar - Tron: 0-0

Efekciarstwo 3D

„Avatar” był pierwszym filmem, który na tak potężną skalę wykorzystał eksplozję technologii trójwymiarowej. Autorzy filmu wykonali swoją pracę doskonale. Podczas seansu nie czujemy znużenia wychodzącymi z ekranu postaciami, a jednocześnie efekty są na tyle atrakcyjne, by przykuwać wzrok. Projekcja tego filmu przypomina XIX-wieczny pokaz obrazu nakręconego przez braci Lumiere. Osoby o słabszych nerwach mogą w kilku momentach nawet zakrywać oczy.

Avatar Fot. Imperial - Cienpix

„Tron” także nie udaje, że jest trójwymiarowy. To najlepsze 3D, jakie pokazano od roku. Na początku pojawia się napis, iż kilka minut filmu z premedytacją stworzono w dwóch wymiarach. Magia trójwymiarowego świata objawia się, gdy bohater wpada do wirtualnej przestrzeni. Wtedy dostajemy porcję genialnych efektów, które w niczym nie ustępują „Avatarowi”. Ale czy go przebijają? Naszym zdaniem nie - jest remis.

Tron Fot. Forum Film

Avatar - Tron: 1-1

Efekciarstwo muzyki

„Avatar” postawił na klasyczną klasykę, czyli kompozycje Jamesa Hornera, starego hollywoodzkiego wyjadacza. Efekt? Dźwięki doskonale uzupełniają wizualność, brzmią bez zacięcia, jednak po seansie natychmiast ulatują z pamięci. Jest to muzyka doskonale ilustracyjna, która nie może istnieć bez wsparcia obrazu.

„Tron” uciekł od schematu. Rolę kompozytora powierzono francuskiemu duetowi Daft Punk, czyli mistrzom tanecznych brzmień, autorom takich hitów jak „Aerodynamics” czy „Around the World”. Francuzi świetnie czują temat, wszak na scenie pojawiają się zawsze w strojach robotów. Ich muzyka robi w kinie potężne wrażenie, zwłaszcza kompozycje oparte na elektronicznych, technologicznych samplach. Daft Punk zdecydowanie wygrywa bitwę z Hornerem.

Avatar - Tron: 0-1.

Podsumowanie

Starcie wygrywa „Tron” - zaskakujące, i nie. W ciągu roku technika poszła bardzo naprzód. Do realizacji „Avatara” James Cameron przygotowywał się przez 10 lat. Teraz stworzono film bardziej atrakcyjny w krótszym czasie. „Tron” zwycięża przede wszystkim dzięki bardziej oryginalnym pomysłom wizualnym oraz nieszablonowej muzyce. Szkoda, że oba filmy okazują się równie słabe pod względem scenariusza.

Avatar - Tron: 2-4

Rafał Stanowski

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski