Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Baloniki dla chorych na SM

Redakcja
Fot. Theta
Fot. Theta
Sensacyjna wiadomość obiegła ostatnio 60-tysięczną rzeszę chorych na stwardnienie rozsiane. Minister zdrowia Ewa Kopacz, w odpowiedzi na list jednego z pacjentów, zasugerowała, że kontrowersyjny i kosztowny zabieg udrożnienia żył szyjnych, z którym wielu cierpiących wiąże nadzieje na wyzdrowienie lub poprawę jakości życia, może być finansowany ze środków publicznych - przez NFZ.

Fot. Theta

ZDROWIE. Czy półgodzinny zabieg może okazać się - poszukiwanym od 142 lat - remedium na nieuleczalną chorobę?

Na razie pacjenci czekają po kilka miesięcy w kolejkach do trzech prywatnych klinik i płacą po kilkanaście tysięcy złotych za operację przypominającą - finansowany przez NFZ - zabieg poszerzania (angioplastyki) tętnic wieńcowych i szyjnych, stosowany powszechnie po zawale serca czy przy wieńcówce. Do zwężonego naczynia lekarz wprowadza cewnik z balonikiem i poszerza chore naczynie. Jeśli to nie wystarczy, umieszcza w chorym miejscu stenty, czyli elastyczne tulejki zapobiegające zwężeniu.

- Nikt dotychczas nie informował nas, że balonikowanie i stentowanie żył jest w koszyku świadczeń gwarantowanych, dlatego musieliśmy zapłacić za zabieg z własnej kieszeni - mówi Kazimierz, mąż Justyny, krakowskiej nauczycielki, która choruje na stwardnienie rozsiane (SM) od 12 lat. We wrześniu przeszła zabieg udrożnienia żył i czuje się znacznie lepiej.

Przed tygodniem opisaliśmy kontrowersje związane z odkryciem prof. Paola Zamboniego z Uniwersytetu w Ferrarze. Dwa lata temu opisał on zespół CCSVI - schorzenie polegające na zaburzeniu odpływu żylnego krwi z mózgu. Wywołuje tam ono nieodwracalne zmiany. Jego powodem są zwężenia żyły szyjnej. Zamboni opracował metodę udrażniania żył - poprzez balonikowanie i stentowanie.

Międzynarodowe gremia specjalistów oficjalnie uznały CCSVI za schorzenie i przyjęły procedury lecznicze Zamboniego. Profesor poszedł jednak dalej: przekonuje, że istnieje ścisły związek między zwężeniem żył a stwardnieniem rozsianym. Od 80 do 90 proc. chorych na SM cierpi bowiem na CCSVI. Zabieg udrożnienia żył ma im dawać znaczną i szybką poprawę zdrowia.

Część naukowców uważa nawet, że zwężenie żył może stanowić pierwotną przyczynę rozwoju SM. Gdyby tak faktycznie było, półgodzinny zabieg mógłby się okazać - poszukiwanym od 142 lat - remedium na nieuleczalną chorobę. Jednak neurolodzy, którzy od lat zajmują się SM, są sceptyczni. Konsultant krajowy ds. neurologii, prof. Danuta Ryglewicz, pisze do Ewy Kopacz, że "zabiegi nie tylko narażają chorych na duże koszty, ale są też dla nich niebezpieczne". Jej zdaniem "do czasu uzyskania wiarygodnych danych oraz przeprowadzenia kontrolowanych badań klinicznych, zabiegi nie powinny być wykonywane".

Część chorych zarzuca jednak neurologom, że chcą zakazać zabiegów, bo mają interes w kontynuacji kosztownych terapii farmakologicznych.

O zarzutach wobec neurologów pisze wprost - w rozpowszechnianym na forach pacjentów apelu do Ewy Kopacz - Ryszard Wierciński. To pierwszy chory zoperowany przed rokiem w katowickiej klinice.

Wierciński wylicza koszty najnowszych terapii opartych na "superlekach", które nie likwidują choroby, a jedynie spowalniają jej rozwój i objawy. Sam był leczony nowym lekiem za 4 tys. dolarów miesięcznie. "Rozwalił mi wątrobę, poza tym nic" - twierdzi . Dodaje, że inny lek (19,5 tys. euro za rok) też nie zahamował choroby. A udrożnienie żył pomogło.
"Mogę skakać!" - pisze w rok po zabiegu. Wielu innych, w tym Justyna, też odczuwa poprawę - i brak nowych rzutów choroby.

Nie brak jednak głosów, że nowe zabiegi to zwykłe żerowanie na chorych marzących o skutecznym remedium. Sceptycy, w tym ci, którzy po zabiegu nie czują się lepiej, zarzucają zwolennikom Zamboniego chęć zbicia fortuny na cierpieniu. Czyli to samo, co zwolennicy Włocha zarzucają neurologom.

Prof. Ryglewicz opiera się na stanowisku Międzynarodowego Towarzystwa Stwardnienia Rozsianego (z maja tego roku): "Dopóki brakuje mocnych dowodów na skuteczność stentowania oraz dopóki ryzyko leczenia nie zostanie należycie ocenione, wszelkie postępowanie w celu mechanicznego usunięcia problemu (poza badaniami klinicznymi) nie jest rekomendowane".

Lekarze podkreślają, że trzeba przeprowadzić wszechstronne badania na odpowiednio dużej grupie chorych. A do tego czasu - zaniechać zabiegów. Zasugerował to w liście do minister Kopacz prezes Naczelnej Rady Lekarskiej Maciej Hamankiewicz. Wierciński zareagował apelem do Ewy Kopacz - o wsparcie zabiegów. Otrzymał od niej e-mail: "Zgodnie z załącznikiem nr 1 do rozporządzenia Ministra Zdrowia z dnia 29 sierpnia 2009 roku w sprawie świadczeń gwarantowanych z zakresu leczenia szpitalnego (Dz.U. nr 140, poz. 1143 ze zm.), procedury medyczne: - przezskórna angioplastyka (PTA) żylna (kod ICD-9 - 39.500), - wprowadzenie jednego stentu naczyniowego lub kilku stentów (kod ICD-9 -00.45, 00.46, 00.47, 00.48), zostały ujęte w wykazie świadczeń gwarantowanych, wobec czego podlegają finansowaniu ze środków publicznych".

W drugiej części odpowiedzi Ewa Kopacz podkreśla, że "decyzję o sposobie leczenia pacjenta każdorazowo podejmuje lekarz."

- Problem jest taki, że pacjenci powinni dostać skierowanie na zabieg. Tylko od kogo? Bo wątpliwe, by wydali je neurolodzy - uważa Kazimierz. Zwraca też uwagę, że lekarze dotąd nie bardzo interesowali się problemami żył szyjnych. - Szukając specjalistów gotowych zoperować moją żonę, wysłałem do ordynatorów krakowskich szpitali, w których są oddziały chirurgii naczyniowej, e-maile ze szczegółami - i pytaniem, jakie badanie należy zrobić oraz co i jak mogliby wykonać. Nikt nie odpowiedział - mówi Kazimierz.

Katowicka klinika wykonała przez rok ponad 900 operacji, inkasując około 20 mln zł. Na zabieg trzeba czekać 5 miesięcy.

- Czy jakiś krakowski lekarz naczyniowy podejmie się pomocy ludziom z SM? - zastanawiają się chorzy. Zadaliśmy to pytanie wszystkim krakowskim szpitalom i klinikom naczyniowym.

- Tego typu zabiegi operacyjne w Szpitalu im. S. Żeromskiego nie są wykonywane, ponieważ nie posiadamy niezbędnej, wysokospecjalistycznej i bardzo drogiej aparatury medycznej - wyjaśnia Leszek Gora, rzecznik placówki. Dodaje, że "kontrakt z NFZ jest dramatycznie niedoszacowany", więc mimo posiadania świetnych specjalistów szpital raczej nie ma szans na uruchomienie tego typu działalności.
Nadzieje rozwiewa również płk Janusz Sroga, zastępca komendanta 5. Wojskowego Szpitala Klinicznego, zarazem szef oddziału chirurgii naczyń: - Po pierwsze, nie ma na razie wiarygodnych wyników badań klinicznych, a tym samym przekonujących dowodów na skuteczność metody Zamboniego. Po drugie, nie znane są również długoterminowe następstwa takiego leczenia, więc w publicznych placówkach - z uwagi na odpowiedzialność prawną - lekarze, delikatnie mówiąc, nie są do niej przekonani. I wreszcie problem finansowy: NFZ płaci kilkadziesiąt złotych za badanie na aparacie za 200 tys. zł, a tu jest potrzebny sprzęt za 700 tys. zł; a stawka za badanie taka sama. Do tego specjaliści muszą być dodatkowo przeszkoleni, co podnosi koszty. Więc to się publicznym placówkom nie kalkuluje. A sytuacja małopolskiej chirurgii naczyniowej jest dramatyczna! Istniejące trzy placówki są oblężone. Do poradni czeka się 9 miesięcy.

Agnieszka Marzęcka z Miejskiego Szpitala Specjalistycznego im. G. Narutowicza też akcentuje problem ekonomiczny: - Musielibyśmy dokonać zakupów dodatkowej specjalistyczej aparatury oraz rozszerzyć wachlarz wykonywanych przez nas zabiegów, co automatycznie wiąże się z koniecznością specjalizowania się lekarzy. W chwili obecnej ani w najbliższej przyszłości nie planujemy tego rodzaju zabiegów.

Zbigniew Bartuś

[email protected]

Metoda Zamboniego

Komentuje profesor JERZY SADOWSKI, kierownik Kliniki Chirurgii Serca, Naczyń i Transplantologii Uniwersytetu Jagiellońskiego:

- Doniesienia dr. Zamboniego zostały przez specjalistów na całym świecie przyjęte z dużym zainteresowaniem i w wielu ośrodkach naukowych prowadzone są w tym kierunku badania. Nie we wszystkich jednak badaniach wyniki leczenia dr. Zamboniego zostały potwierdzone.

Opisana przez dr. Zamboniego metoda nie została na forum międzynarodowym w pełni zaakceptowana i zalecona jako metoda z wyboru. W kwietniu, w Montrealu, podczas Kongresu Amerykańskiej Akademii Neurologii wytknięto duże błędy.

Metoda wymaga więc dalszych wieloośrodkowych badań. O ile sam zabieg angioplastyki naczyń żylnych nie jest trudny technicznie, to powikłania zakrzepowe stanowią niebezpieczeństwo zawałów żylnych mózgu. Co za tym idzie, gdy nie jest to metoda usankcjonowana jako zalecana, rodzi to konsekwencje prawne. Zdaję sobie sprawę, że doniesienie dr. Zamboniego obudziło wielką nadzieję wśród chorych z SM na wyzdrowienie i poprawę życia. Niemniej w warunkach Polski, w ośrodku akademickim, takim jak Klinika Chirurgii Serca, Naczyń i Transplantologii, procedura angioplastyki żył szyjnych i żyły nieparzystej w SM może być wykonywana jedynie w ramach projektu klinicznego, zaaprobowanego przez Komisje Etyczną.

W Szpitalu im. Jana Pawła II istnieje możliwość wykonania diagnostyki. Istnieje wyśmienicie wyposażony Oddział Kardiologii Interwencyjnej z doświadczonymi kardiologami i chirurgami naczyniowymi gotowymi do współpracy. Aktualnie kontrakt na zabiegi naczyniowe w 2010 roku jest już jednak znacznie przekroczony.
 

Ponadto biorąc pod uwagę, że przygotowanie, zaprojektowanie i akceptacja uczelni na prowadzenie badań trwa długo, nie należy się nastawiać na rychłe podjęcie działań. Niezależnie od tego oczekujemy na "twarde" dowody przydatności metody.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski