Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Małopolski slumdog: (prawie) milioner z Kęt

Redakcja
Marek Kraśnicki znał odpowiedzi na wszystkie pytania Fot. Anna Jabłońska
Marek Kraśnicki znał odpowiedzi na wszystkie pytania Fot. Anna Jabłońska
W obsypanym Oscarami filmie "Slumdog. Milioner z ulicy" prosty chłopak z dzielnicy nędzy wygrywa w indyjskiej edycji teleturnieju "Milionerzy". O Marku Kraśnickim, zwycięzcy polskich "Milionerów", eksmitowanym wraz z żoną epileptyczką i córkami do bloku socjalnego, też można by zrobić mocny film.

Marek Kraśnicki znał odpowiedzi na wszystkie pytania Fot. Anna Jabłońska

Wielka gra pana Marka

W kinowym "Slumdogu" migawki z teleturnieju przeplatają się ze scenami przesłuchania: policjanci próbują ustalić - za pomocą tortur i perswazji - skąd "nędzny pies ze slumsów" znał wszystkie odpowiedzi. Ukradł pytania? Ktoś mu podpowiadał?

"Slumdog z Kęt" mógłby się zaczynać sceną, w której sąsiadka Kraśnickich z meliny za ścianą, matka pięciorga (chyba) zabranych przez sąd dzieci, robi oczy wielkości pięciozłotówek (jak gliniarze z filmu), widząc Marka odpowiadającego na pytanie za ćwierć miliona: "Kto zagrał na saksofonie tenorowym na sławnej płycie »Kind of Blue«" Milesa Daviesa?". Szczupły wąsacz rzuca z uśmiechem: "John Coltrane", a Hubert Urbański niemalże spada z fotela. I tu następuje przebitka - nie na policjanta, tylko komornika. I eksmisję Kraśnickich.

Potem jest jak w filmie. Sceny z teleturnieju i kolejnych trafnych odpowiedzi przeplatają się ze scenami ze straszno-śmiesznego życia bohatera. Dowiadujemy się, skąd niewykształcony facet bez meldunku, nie mogący zagrzać miejsca w żadnej pracy, astmatyk, pechowiec - tyle wie.

Bo z bohaterem oscarowego hitu łączy go właśnie to, że znał odpowiedzi na wszystkie pytania. Bez kantu. Po prostu znał.

Krzyżowa

Zanim zobaczymy Marka z dzieciństwa - co wydaje się kluczem do rozwikłania zagadki - poznajemy go jako 31-letniego motorniczego tramwaju w Krakowie. Dowiadujemy się, że przyszedł na świat w Wolsztynie, wychował w Rakoniewicach, zameldowany był w Zielonej Górze, a w końcu wylądował w hotelu robotniczym na osiedlu Na Skarpie w Nowej Hucie. Jest rok 1987, końcówka komuny (ale nikt jeszcze o tym nie wie ani nawet nie śni). Marek poznaje przyszłą żonę.

Alina ma 25 lat, pochodzi z Krzyżowej koło Żywca, mieszka w Nowej Hucie. Dziewięć lat wcześniej wykryto u niej padaczkę - i od tego czasu jest na rencie. Próbowała pracować na poczcie, ale ataki epilepsji okazały się zbyt gwałtowne. Lekarze zakazali pracy. Marek od dekady też boryka się z problemami: astma atakuje od pokoleń wszystkich mężczyzn w jego rodzinie.

Tu następuje kilka romantycznych scen - bo to jest miłość. Marek i Alina pobierają się i w 1988 roku przeprowadzają do Kęt, gdzie Marek dostaje pracę i mieszkanie. We wrześniu rodzi im się córka - Kasia. Żyją sobie spokojnie.

(W tym miejscu przebitka na Marka odpowiadającego na pytanie za tysiąc złotych; potem ciąg dalszy opowieści).

Marek jest kierowcą w hurtowniach. Rozwozi papierosy (sam sporo popala). Ale przez chorobę regularnie bywa na L-4. Szefowie się burzą, zwalniają. Marek, jedyny żywiciel rodziny, choć bardzo się stara, haruje, traci pracę często.

Nowe firmy nie chcą go przyjąć. Astmatyk? Nie, dziękujemy - słyszy. Trzeba dźwigać... Jemu nie wolno. Przez kłopoty z pracą Kraśniccy przędą cienko. To rodzi stres. Stres nasila chorobę. Choroba uniemożliwia pracę. To zwiększa stres, nasila chorobę.

Zaklęty krąg.

Asentra

W 1997 r. Marek idzie na rentę. Pozostaje jednak optymistą. Zawsze nim był. Wierzy, że szybko znajdzie robotę. Siedzenie w domu go dobija. Kupują poloneza - na kredyt. Ale roboty nie ma. Pieniędzy brakuje nawet na - ciągle podwyższany - czynsz. A tu trzeba kupić leki na padaczkę i astmę. Asentra, gabapentin, relanium, zastrzyki... 300 złotych miesięcznie! A gdzie jedzenie, ciuchy? Raty za poloneza?!

(Tu przebitka na Marka odpowiadającego na pytanie za pięć tysięcy złotych; i dalszy ciąg dramatu).

Dług rośnie. Kraśniccy biorą kolejny kredyt, by go spłacić. Proszą gminę o dodatek mieszkaniowy, ale - jak wylicza urzędnik - ich miesięczne dochody przekraczają o 2 złote limit; prawo nie przewiduje spłaty kredytu...

Rodzina ledwo przędzie, popada w ruinę - teraz należałby się jej dodatek (bo ma dochody mniejsze od limitu), ale z kolei zadłużenie jest tak duże, że dodatku przyznać nie wolno.

Komornik zabiera poloneza i przychodzi wykonać wyrok oświęcimskiego sądu: eksmisję z mieszkania z powodu notorycznego niepłacenia czynszu i potężnego zadłużenia.

(Tu przebitka na Marka odpowiadającego na pytanie za dziesięć tysięcy złotych; i ciąg dalszy opowieści).

- Komornik w Kętach jest bardzo ludzki - podkreśla Marek. - Mógł przyjść z policją i nas wyrzucić. Tymczasem przybył wcześniej i powiedział: "Proszę Państwa, ja naprawdę nie mam wyjścia. Muszę was eksmitować". Odparłem, że dobrowolnie się przeprowadzę. Dał nam na to dwa tygodnie.

Ekran

Mają już wtedy dwoje dzieci - w 2000 roku urodziła się Ania. Dostają mieszkanie socjalne w odrapanym brązowym budynku przy Kościuszki. Pierwsza wizyta - ciężki szok: kupa gruzu na gołych deskach. Dowiaduje się o tym lokalna prasa i miasto robi jaki taki porządek.

Mieszkanie ma 28 metrów kwadratowych. Pokój i łazienka. Przy drzwiach wejściowych stoi wielki piec kaflowy, ponoć zdrowszy dla astmatyka. Marek przedziela izbę meblościanką - po jednej stronie powstaje kącik dzieci, po drugiej - kuchnio-salon.

- Ale ciągle wisi nad nami olbrzymi dług. Ponad sto naszych wspólnych rent. W zasadzie nie do spłacenia - mówi Alina.

(Tu kolejna przebitka: Marek odpowiada na pytanie za 50 tysięcy złotych; potem historia przyspiesza).

Jest rok 2008. Marek siedzi przed bardzo, bardzo starym telewizorem i ogląda "Milionerów". Zna większość odpowiedzi, z rozbawieniem komentuje niewiedzę uczestników.

- Tata, ty to jesteś mądry przed ekranem - rzuca Kasia.

Marek swoją ambicję ma. "Jak to przed ekranem?" - myśli sobie. I wysyła esemesa do TVN-u. Bez odzewu. Zapomina o tym.

A tu dwa miesiące później - dzwonią. Zadają kilka pytań, on wszystko wie. Potem przychodzi zaproszenie do Krakowa. Do programu! Po sąsiedzku staje przy pulpicie stado wykształciuchów. Po studiach, z doktoratami nawet! Marek, prosty robotnik rencista, czuje się nieswojo. Ale właśnie on jako jedyny układa w poprawnej kolejności tytuły ksiąg "Pana Tadeusza". Zajmuje mu to sześć sekund. I daje finał.
Czy Marek myśli wtedy o niełaskawym losie? Chorobach? Stu tysiącach długu do spłacenia? Może trochę. Ale głównie o tym, żeby dobrze wypaść. Głupoty nie palnąć. Bo byłby wstyd.

(Tu przebitka z teleturnieju: Marek odpowiada na pytanie za 100 tysięcy złotych; charakterystyczna muzyka, Hubert Urbański podnosi głos, napięcie rośnie).

Euforia

Z Krakowa wraca uśmiechnięty. Wszyscy wiedzą, że wygrał, ale nie mają pojęcia, ile. Nie wolno mu tego zdradzić. Taki zapis w umowie. Sprawa wyjaśni się dopiero w chwili emisji programu.

Jest wrzesień. W mikroskopijnym "kuchnio-salonie" gromadzą się sąsiedzi, co chwilę dzwonią znajomi. Marek jest kompletnie rozkojarzony. Nie potrafi siebie oglądać. Z każdym pytaniem napięcie, na 28 metrach lokalu socjalnego przy Kościuszki, rośnie. Przy stu tysiącach ludzie kiwają głowami z niedowierzaniem. Skąd on to wie? Skąd ty to wiesz, Marku?!

Przy dwustu pięćdziesięciu tysiącach widzom zapiera dech. Bo on znowu wie. Rezygnuje dopiero przy pytaniu za pół miliona, bo nie ma pojęcia, o jakim ciastku mówiła prezydentowa Kwaśniewska w TVN-Style. Kraśniccy nie mają TVN-Style. Sąsiadka meliniarka, której sąd odebrał ostatnie, piąte z kolei dziecko, też nie ma. Nikt tu nie ma. No to po co ryzykować.

Mówi Hubertowi Urbańskiemu, że poprzestanie na ćwiartce miliona. I że jest tego pewien. Jak wcześniej - odpowiedzi.

W socjalnym bloku - euforia. W Kętach całych - euforia! Jakbyśmy my sami wygrali... Telefony się urywają. - Miasteczko małe. Każdy każdego zna - tłumaczy Marek.

Wszyscy mu gratulują - na chodniku, na ulicy, na światłach, na rynku, w chorzowskim lunaparku, w robocie; Marek ma pracę kierowcy w przetwórni mięsa. Przychodzi przesyłka od władz rodzinnego Wolsztyna - z wymarzonym albumem o parowozach.

22-letnia Kasia pracuje w Londynie, w kawiarence u Polki. Siedem dni w tygodniu po 13 godzin. Po pół roku orki nieco już wymięka. Po wygranej taty mówi, że chciałaby wrócić, zrobić prawo jazdy, dalej się uczyć, bo warto. No i bardzo tęskni!

Szefowa na to: "Aha! Jedzie wydawać pieniążki tatusia!".

Po powrocie do Polski Kasia zyskuje wielu nowych przyjaciół. Każdy chce iść na piwo z milionerką.

Bezendu

W finale oscarowego "Slumdoga", w wyraźnym nawiązaniu do bollywoodzkich superprodukcji, główny bohater ze swą ukochaną i tłumem nędzarzy tańczy radośnie w rytmie etnicznego disco. W trakcie tańca pojawiają się na ekranie napisy końcowe - i wreszcie: "The End", w domyśle "happy". U Kraśnickich też jest trochę ekstatycznego tańca, radochy z wygranej i świętowania.

Kupują nowe meble, telewizor, komputer. Zwiedzają miejsca mające dla nich wartość sentymentalną. Pierwszy raz w życiu jadą nad morze. Zakładają Ani lokatę. W tym momencie nie pojawiają się jednak wcale napisy końcowe, ani tym bardziej - "Happy end". Ot, życie, nie film.

Z 250 tys. zł, przelanych przez TVN w listopadzie, 100 tys. na dzień dobry zabiera komornik. Kraśniccy składają wniosek o zameldowanie w lokalu socjalnym, bo bez meldunku trudno o cokolwiek. Marzą o zmianie mieszkania. Alina pokazuje zaświadczenia lekarskie: życie przy tak ruchliwej ulicy jest dla epileptyczki śmiertelnie niebezpieczne. Tęsknie patrzy na ładne bloki w pobliżu. Niesocjalne.
Ale burmistrz Kęt (który też gratulował wygranej) odmawia i meldunku, i nowego lokalu. Na gminne mieszkania czeka kolejka potrzebujących. A meldunek jest niemożliwy, bo nad Kraśnickimi nadal wisi wyrok Sądu Rejonowego w Oświęcimiu z listopada 2005 roku. Orzekający eksmisję z mieszkania przy Kościuszki - bez prawa do lokalu socjalnego. W najgorszym wypadku - na bruk.

Cztery miesiące po wygranej Marek traci pracę kierowcy w przetwórni mięsa EMDRO, której zapewniał wcześniej - jak mówi - "bezpłatną reklamę". - Idę na pierwszy od 2,5 roku dwutygodniowy urlop, a po powrocie szef proponuje mi posadę pomocnika palacza w kotłowni. A ja przecież mam astmę...

Krzysztof Droń, jeden z braci prowadzących firmę EMDRO: - Trzy samochody przez jego jazdę uległy uszkodzeniu. Nie sprawdzał oleju, nie sprawdzał wody. Długo go nie zwalniałem ze względu na jego ciężką sytuację, ale dalej tak nie mogę.

Jego zdaniem posada palacza nie jest zła: - Nie trzeba żadnej wiedzy i nie można niczego zepsuć.

"Mam przecież resztkę pieniędzy z wygranej" - myśli Marek. I odchodzi z firmy. Niedługo potem wojewoda małopolski, któremu "milioner" poskarżył się na decyzję burmistrza, nakazuje zameldować Kraśnickich w lokalu socjalnym przy Kościuszki.

Marek dostaje pracę w lombardzie, Kasia w obuwniczym. Ale wydany przez oświęcimski sąd nakaz eksmisji ciągle nad nimi wisi. Jest koniec sierpnia 2010 roku i nie wiadomo, co będzie.

Jak to w życiu.

Sekret

Przebitka na Marka zagubionego wśród gości. Za plecami (stary) telewizor. Na ekranie Marek odpowiada na pytanie za ćwierć miliona. Entuzjazm. Brawa. Marek sprzed ekranu, przekrzykując wiwatujący tłumek:

- Nie przygotowywałem się. Nie wiedziałbym przecież, z jakiej dziedziny, bo w "Milionerach" są pytania o wszystko.

No więc - skąd on to WSZYSTKO wiedział? Chyba najbardziej - z nudów. Jako dzieciak mieszkał z dziadkami i wujkiem w leśniczówce Radusz w Puszczy Noteckiej. Cztery kilometry do najbliższego sąsiada, osiem kilometrów do jedynej w okolicy wsi, piętnaście kilometrów do miasta... Głusza. Co robić?! Na dziadkowych regałach stały książki. Mnóstwo. Mity greckie, rzymskie, proza japońska, amerykańska... klasyka science fiction, geografia, historia starożytna, historia transportu...

Przeczytał wszystko. I tak się rozpędził, że nadal czyta. Ot, nawyk. Tajemnica sukcesu.

Zbigniew Bartuś, Anna Jabłońska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski