Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Najpiękniejszy dwór w okolicy

Redakcja
Archiwalne zdjęcie dworu w posiadłości Katyń-Borek. FOT. "PAMIĘTNIKI" WACŁAWA LEDNICKIEGO
Archiwalne zdjęcie dworu w posiadłości Katyń-Borek. FOT. "PAMIĘTNIKI" WACŁAWA LEDNICKIEGO
Spędzali tu letnie miesiące, spotykali się z przyjaciółmi, polowali w sosnowym lasku, od którego pewnie posiadłość dostała miano Borek. Niemal dokładnie tam, gdzie obecnie znajduje się Polski Cmentarz Wojenny. Polowania "w lesie rokiciańskim i w zagajnikach na Kozich Pagórkach, które od lasu odcinała szosa", wspomina Wacław Lednicki w swoich "Pamiętnikach", wydanych w Londynie w 1963 r.

Archiwalne zdjęcie dworu w posiadłości Katyń-Borek. FOT. "PAMIĘTNIKI" WACŁAWA LEDNICKIEGO

Wacław był synem Aleksandra Lednickiego - właściciela posiadłości wiejskiej w Katyniu-Borku. Przez wiele lat w tym miejscu, gdzie później zamordowano tysiące Polaków strzałem w tył głowy, ludzie śmiali się, bawili, spędzali uroczo letni czas w towarzystwie rodziny i przyjaciół. "Zostało w moim sercu jak świetlana kraina najpiękniejszej, jedynie prawdziwej bajki, którą człowiekowi opowiada wdzięczna pamięć" - pisał Wacław Lednicki o tym miejscu w dalszej części "Pamiętników" już w czasach, kiedy wiadomo było o zbrodni katyńskiej.

Posiadłość Borki - wieś w obwodzie smoleńskim, liczącą wówczas 85 mieszkańców, leżącą między stacją kolejową Katyń a laskiem katyńskim - Aleksander Lednicki kupił na letnisko w 1897 r. od Marii Fiedorowny Ustromskiej, wdowy po Jewstafiju Aleksandrowiczu Ustromskim. Majątek liczył ponad tysiąc hektarów, budynek mieszkalny był brzydki, ogrodu de facto nie było, a zielsko, chaszcze i chwasty przesłaniały widok na Dniepr - nie podobał się rodzinie. To miejsce znalazł i polecił wuj Józef Poczobutt, osiadły na Wschodzie. Takie korzenie ma Andrzej Poczobut, obecny działacz Związku Polaków na Białorusi.

Aleksander miał jednak wizję i zrealizował ją. Wkrótce posiadłość stała się najpiękniejsza w okolicy. Gościło tam wielu zaangażowanych w życie polityczne i gospodarcze Rosji Polaków oraz znanych Rosjan.

Aleksander Lednicki,

na stałe rezydujący w Moskwie, był prawnikiem, polskim politykiem, działaczem społecznym i filantropem. Pochodził z szanowanej rodziny ziemiańskiej. Broniąc polskich spraw, zasiadał w Dumie - rosyjskim parlamencie - od 1906 roku.

- W moich wspomnieniach pozostał jako ukochany dziadek - mówi Maria Lednicka-Jaworowska, wnuczka Aleksandra, obecnie mieszkająca w Krakowie. - Zawsze uśmiechnięty, żartował, zawsze miał dla nas jakiś smakołyk. Co roku widywałam go tylko na letnisku, ale miło to wspominam.

Był doskonałym adwokatem. Pani Maria przypomina, że jej drugi dziadek został uratowany przez Lednickiego, któremu zawdzięczał być może życie. Matka Maria Lednicka-Jaworowska nosiła panieńskie nazwisko Heydel. Heydlowie zaś przed laty żyli w zaborze rosyjskim, ale jako poddani austriaccy. Z tego powodu na początku I wojny światowej carscy urzędnicy uznali ich za szpiegów i zesłali do Rosji. Od niechybnej katorgi uratował ich Aleksander Lednicki.

- Mój ojciec Wacław, późniejszy literaturoznawca i krytyk literacki, znawca historii literatury słowiańskiej, autor wspominanych tu już "Pamiętników", ożenił się z Izabelą Heydel, moją mamą - opowiada pani Maria.

Z perspektywy osoby dojrzałej wspomina dziadka jako człowieka prawego i zawsze dbającego o sprawy polskie.

- Mieszkał w Moskwie, ale zawsze chodziło mu o Polskę. Chciał robić karierę polityczną. Zainwestował wielkie pieniądze w wybory i niczego nie osiągnął - opowiada pani Maria. - Stracił wszystko, został goły, z długami. Miałam może 8 lat, ale doskonale pamiętam nasze ostatnie wspólne wakacje. Był smutny, zgorzkniały, szukał samotności. Załamał się. Wybrał śmierć - popełnił samobójstwo.
Dworek wraz z przyległościami został sprzedany w 1917 r., dosłownie na moment przed rewolucją październikową.

Maria Lednicka-Jaworowska znała nazwę Katyń-Borek tylko

z rodzinnych opowieści

Urodziła się 7 lat po sprzedaniu majątku. Gdy dorastała, rodzina na letni odpoczynek wyjeżdżała do Bortkuszek na Wileńszczyźnie, które zastąpiły sprzedany Katyń.

- Rozmowy o majątku moich dziadków w Katyniu koncentrowały się na opowieściach o polowaniach i bywających tam gościach. Wiedziałam, że ojciec bardzo lubił tam jeździć na wakacje, polował dokładnie zresztą w lesie katyńskim. Ale byłam młoda i wcale mnie to wtedy nie obchodziło. Więcej więc dowiedziałam się później z książek mojego ojca niż od niego samego - opowiada pani Maria. - Kiedy dorastałam, on był za granicą.

Jak pisze w swoich pamiętnikach Wacław Lednicki, wrzesień 1939 roku zaskoczył go gdzieś w Polsce, podczas wędrówek - pewnie naukowych - po różnych częściach kraju. Został nawet aresztowany przez Sowietów, ale jakimś cudem udało mu się uwolnić. Błądził rozpaczliwie między Wilnem a Lwowem, odebrał nawet tajne wezwanie z UJ o powrót na początek roku akademickiego, by podjąć czym prędzej zajęcia ze studentami. Nie zdążył, dlatego uniknął aresztowania.

"Kiedy 13 listopada przyjechałem do Krakowa, pierwsze, co usłyszałem od dozorcy domu było, że cały zespół profesorski uniwersytetu został aresztowany" - pisze w "Pamiętnikach". Potem dowiedział się, że zdarzenie to miało miejsce na kilka dni przed jego powrotem - 6 listopada.

W 1940 r. opuścił Polskę i dotarł do Brukseli. Po ataku Niemców na Belgię uciekł do Francji. "Kilka tygodni później klęska Francji zmusiła mnie do dalszej ucieczki. Po kilku dniach w Hiszpanii i tygodniach w Lizbonie, 16 sierpnia 1940 roku nareszcie dotarłem do Stanów Zjednoczonych". Wykładał na Harvardzie, a potem na uniwersytecie w Berkeley. Kiedy przeszedł na emeryturę, jego stanowisko objął Czesław Miłosz.

W 1943 roku, kiedy wiadomość o mordzie katyńskim została po raz pierwszy w świecie rozpowszechniona przez Niemców, Maria Lednicka-Jaworowska miała 18 lat. Za młoda, by zastanawiać się nad zderzeniem obu faktów: posiadania przez rodzinę sielskiego majątku w Katyniu i zbrodni na polskich obywatelach, dokonanej w lasach, gdzie jej dziad i ojciec polowali na króliki.

Może nawet tak do końca nie wierzyła, że kochany dziadek miał dworek tam, gdzie teraz mordują ludzi? Potwierdzenie przyniosła niemiecka "gadzinówka", czyli "Goniec Krakowski" - polskojęzyczna gazeta wydawana przez Niemców okupujących Polskę. 16 czerwca 1943 r. donosiła:

"Polak był kiedyś właścicielem Katynia".

Tym razem wyjątkowo mówiła prawdę.

Po nastaniu władzy bolszewickiej majątek w Katyniu-Borku przejęło NKWD. Od lat 30. dwudziestego wieku dokonywano tam masowych mordów na ofiarach czystek politycznych Stalina. W końcu, w kwietniu i maju 1940 roku wymordowano tu - strzałami w tył głowy - prawie pięć tysięcy polskich oficerów, internowanych w obozie w Kozielsku. Sielska do niedawna wieś Katyń spłynęła polską krwią i jej sielska przeszłość została na dziesięciolecia wymazana z pamięci. Wzmianki o tym, że właścicielami tych terenów byli Polacy, nie ma nawet w niewielkim muzeum, działającym przy Memoriale Katyń, gdzie w gablotach leżą zdjęcia, dokumenty, a nawet guziki z mundurów, wydobytych ze zbiorowych mogił.
Maria Lednicka, wnuczka Aleksandra, wyszła za mąż za Ignacego Jaworowskiego - kierownika pięknej stadniny koni arabskich w Michałowie pod Kielcami.

- To były najpiękniejsze konie na świecie, przyjeżdżali do nas kupcy z całego świata. Mąż był wspaniałym fachowcem i jako chyba jeden z niewielu otrzymał tytuł doktora honoris causa nie za pracę naukową, a za pracę w terenie - opowiada pani Maria. - Mieszkaliśmy tam szczęśliwie przez 50 lat. Dopiero niedawno wróciłam do Krakowa.

W latach 60. Maria zaczęła intensywnie myśleć o Katyniu. Ale w tamtych czasach nawet myślenie mogło się źle skończyć. Od lipca 2000 roku, kiedy w Katyniu oficjalnie otwarto Polski Cmentarz Wojenny, pani Maria wiedziała, że w końcu tam pojedzie.

- W 2002 r. udało mi się zrealizować wieloletnie marzenie. Pojechałam do Katynia z moim kuzynem Andrzejem Heydlem z Poznania, który już od dawna interesował się historią majątku i tym, co później się z nim działo - mówi.

Zdumiało ich, że przy szosie do Smoleńska nadal stoi stary dwór. Także brama od strony przystanku kolejowego zachowała się w dobrym stanie, tylko zdobiły ją teraz czerwone gwiazdy radzieckie, wycięte z blachy.

- Mogliśmy chodzić po całym terenie, przez nikogo nie zatrzymywani - opowiada pani Maria. - Jakiś tamtejszy pracownik zaprosił nas nawet na herbatę.

Dowiedzieli się, że w ich byłym dworku Sowieci urządzili sanatorium. Dobudowali też, niestety, kilka brzydkich, drewnianych budynków, które miały służyć jako pensjonaty. Później nocowali w nich funkcjonariusze NKWD, którzy za dnia mordowali polską inteligencję. W 1943 roku, kiedy Niemcy ujawnili zbiorowy mord na Polakach w Katyniu, niemieckie władze ulokowały w budynkach m.in. ekipę Polskiego Czerwonego Krzyża, która pracowała przy ekshumacji katyńskich mogił.

- Cała ta wycieczka, wizyta w domu dziadków i na cmentarzu pomordowanych, świadomość, że polegli z rąk ludzi, którzy spali w naszych sypialniach i jedli przy naszych stołach, zrobiła na mnie ogromne wrażenie - powiada pani Maria. - Z jednej strony - urokliwy, sielski wprost widok na leniwy nurt Dniepru, z drugiej - straszliwa bliskość cmentarza pomordowanych na terenach pobliskiego lasku, gdzie ojciec tak chętnie polował.

Chcieli wszystko porządnie sobie obejrzeć. Cudowny, zadbany park to była teraz plątanina krzewów i zielska. Na jego końcu odnaleźli drugą bramę i tuż obok niej tory oraz peron z bardzo ładnym budynkiem stacyjnym z napisem: "Katyń".

PS Pisząc o majątku w Katyniu-Borku skorzystałam z fragmentów tekstu Sławomira Kmiecika "Właścicielem Katynia był Polak", zamieszczonego na łamach "Polska Głos Wielkopolski" z 13 marca br.

ELŻBIETA BOREK

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski