Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Całe życie czekała na męża, który zginął w Katyniu

Redakcja
Rodzina Godłowskich przy stole nad pamiątkami po zamordowanym w Katyniu ojcu, dziadku i pradziadku. Siedzą od lewej Jan, Marta i Włodzimierz. Stoją od lewej Stanisław, Barbara i Gniewko. Fot. Anna Kaczmarz
Rodzina Godłowskich przy stole nad pamiątkami po zamordowanym w Katyniu ojcu, dziadku i pradziadku. Siedzą od lewej Jan, Marta i Włodzimierz. Stoją od lewej Stanisław, Barbara i Gniewko. Fot. Anna Kaczmarz
U nas zawsze wszyscy szli na wojnę - mówi Jan Godłowski, historyk sztuki. Jego dziadek, prof. Włodzimierz Godłowski, wybitny badacz mózgu, brał udział w trzech wojnach, został zamordowany w Katyniu. Na wojnie zginęli także jego bracia.

Rodzina Godłowskich przy stole nad pamiątkami po zamordowanym w Katyniu ojcu, dziadku i pradziadku. Siedzą od lewej Jan, Marta i Włodzimierz. Stoją od lewej Stanisław, Barbara i Gniewko. Fot. Anna Kaczmarz

Syn Włodzimierza, Kazimierz, to profesor archeologii i współzałożyciel Instytutu Katyńskiego. W latach 70. ubiegłego wieku nielegalnie przedarł się do Katynia, aby pomodlić się na grobie ojca. Jego synowie Jan i Włodzimierz, który imię odziedziczył po dziadku, działali w KPN i Niezależnym Zrzeszeniu Studentów. A najmłodszy w rodzinie Gniewko (syn Jana) na tegoroczną maturę przygotował prezentację o Katyniu w literaturze i sztuce.

W dniu, kiedy spotykamy się w ich domu na osiedlu Oficerskim w Krakowie, Katyń pochłonął kolejne ofiary.

Jest sobota, 10 kwietnia, godz. 10. Kilkanaście minut wcześniej cały świat obiega informacja, że prawie stu najważniejszych ludzi w państwie, z prezydentem Lechem Kaczyńskim i jego żoną, zginęło w katastrofie pod Smoleńskiem lecąc na obchody rocznicy katyńskiej.

Godłowscy są wstrząśnięci. O wszystkim już wiedzą z telewizji. Z trudem udaje nam się przenieść do czasów sprzed II wojny światowej.

Jan Godłowski rozkłada na stole dokumenty i zdjęcia. Na większości z nich prof. Włodzimierz Godłowski pozuje w mundurze, albo lekarskim kitlu. Pasja naukowa jest dla niego równie ważna jak obowiązek służenia ojczyźnie.

Zgłosił się na ochotnika na trzy wojny, polsko-ukraińską z 1919 roku, bolszewicką z 1920 roku i w 1939 roku. - W 1939 roku niektórzy odradzali mu, mówili, że jest bardziej potrzebny jako naukowiec. Nie wyobrażał sobie jednak, że może postąpić inaczej - wspomina jego wnuk Włodzimierz Godłowski.

Prof. Włodzimierz Godłowski był neurologiem i psychiatrą. Pracował m.in. w szpitalu dla umysłowo chorych w Rybniku. Pod koniec lat 20. poświęcił się badaniom anatomiczno-fizjologicznym mózgu.

Miał opinię człowieka uprzejmego, ale trochę introwertycznego. W 1938 roku po ćwiczeniach w Centrum Wyszkolenia Sanitarnego szef kursu napisał o nim w ankiecie personalnej: "Bardzo inteligentny, sumienny. Obowiązkowy i pracowity. Bardzo spokojny, opanowany i taktowny. W stosunku do przełożonych wybitnie lojalny i posłuszny. Poczucie dyscypliny bardzo duże".

Jeden z jego kolegów wspominał go z czasów wojny polsko-ukraińskiej: "W akcji wykazywał całkowitą obojętność na niebezpieczeństwo, ale nie brawurował". Pamięta, że po oswobodzeniu Lwowa chodzili do teatru, zwiedzali miasto i kawiarnię, cały żołd wydawali na ciastka. Włodzimierz słynął z poczucia humoru. "Kiedy raz niespodzianie zastał nas w terenie niespodziewany ostrzał powiedział: żebym tylko nie dostał w brzuch, bo był po obfitej porcji jajecznicy" - opowiada jego kolega.

W 1938 roku prof. Godłowski dostaje propozycję objęcia Katedry Chorób Nerwowych i Umysłowych na Wydziale Lekarskim Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie. Powierzono mu kontynuowanie badań nad mózgiem Józefa Piłsudskiego. Warunkiem objęcia katedry było odbycie stypendium w Neustadt w Niemczech u wybitnego badacza mózgu prof. Oskara Vogta. W Instytucie Badania Mózgu, gdzie porównywano budowę tego organu u zwykłych ludzi z mózgiem zbrodniarzy czy geniuszów, Włodzimierz przebywa od sierpnia 1938 r. do kwietnia 1939 r.
Wraca z Niemiec do Krakowa w kwietniu 1939 roku i od razu jedzie do Wilna. - 1 października 1939 roku miał mieć w Wilnie wykład inauguracyjny. Czy zaczął badania mózgu Marszałka, czy dopiero miał je zacząć w październiku, tego nie wiemy - mówi Włodzimierz Godłowski.

27 sierpnia 1939 r. został zmobilizowany. W czasie kampanii wrześniowej wysyła do żony kilka pocztówek, w których radzi, aby nie ruszali się z Wilna, bo tam będzie najbezpieczniej. Z późniejszych relacji wiadomo, że 23 września dostał się do niewoli sowieckiej. Z tego czasu zachowało się o nim wspomnienie, jak wygłaszał w obozie odczyt o badaniach mózgu. Była to inauguracja akcji odczytowej, która potem rozwinęła się w Kozielsku.

Prof. Stanisław Swianiewicz, jedyny ocalały z Katynia, wspominał, że widywał go czytającego po angielsku pamiętniki Churchilla z pierwszej wojny. Według niego "emanował harmonią i silą wewnętrzną", ale nie łudził się, że jeńcy zostaną wyzwoleni.

Włodzimierz Godłowski został rozstrzelany w Katyniu najprawdopodobniej 9 kwietnia. - Tak wynika z moich obliczeń - mówi jego wnuk Jan Godłowski.

W 1943 roku Zofia Godłowska otrzymała zawiadomienie, że w Katyniu pod Smoleńskiem znaleziono zwłoki jej męża. Nie mogła uwierzyć w tę śmierć. Nadzieję dał jej list z 29 maja 1940 roku z Niemieckiego Czerwonego Krzyża. Znajdowała się w nim informacja, że Włodzimierz Godłowski przebywa w Kozielsku i oczekuje na wiadomości od rodziny.

Wtedy już jednak nie żył, a kartka została wysłana z kilkumiesięcznym opóźnieniem. Potem przyszła także inna depesza do Wilna "Jestem zdrów, zdrowa. Irena Morozowska". - Babcia nie znała Ireny Morozowskiej i myślała, że to zaszyfrowana wiadomość od męża - mówi Jan Godłowski.

W chwili śmierci prof. Godłowski miał przy sobie wizytówki: swoje, żony i znajomych. Między innymi na tej podstawie został zidentyfikowany. Okazało się także, że rozpoznał go jeden z lekarzy z pierwszej komisji zajmującej się ekshumacją. - Znał dziadka i nie miał wątpliwości, że to on - mówi Jan Godłowski.

Zofia Godłowska po śmierci męża została w Wilnie sama z czteroletnim synem, bez pracy i źródeł utrzymania. Jako przyjezdna nie miała prawa wykonywania swojego zawodu laryngologa. Pomogli jej inni lekarze. Założyli spółdzielnię, w której podpisywali recepty za nią, dzięki czemu mogła leczyć i miała za co żyć. - Jedna z sióstr zakonnych zamieszkała u babci. Kiedy szła do pracy, siostra zajmowała się małym Kazimierzem - mówi Marta Godłowska, synowa prof. Włodzimierza Godłowskiego.

Po wojnie Zofia przeprowadza się do Krakowa do domu swoich rodziców na osiedlu Oficerskim. Zmarła w 2002 roku mając lat 98. Nie wyszła drugi raz za mąż. - Nie wierzyła, że dziadek nie żyje. Tylu ludzi nieoczekiwanie się znajdowało po wojnie - mówi Włodzimierz.

Do Katynia nigdy nie pojechała. - Kiedy już nie było to zabronione, nie mogła z powodów zdrowotnych - mówi Włodzimierz Godłowski.
W Katyniu był za to Kazimierz Godłowski, jej syn. Przedarł się tam nielegalnie w latach 70., aby pomodlić się na grobie ojca. - Pojechał na konferencję naukową do Rosji. Tata urwał się obstawie, poszedł na dworzec i kupił bilet. Przedostał się przez dziurę w płocie. Potem wrócił na konferencję. Wszystko mu się udało, ponieważ świetnie mówił po rosyjsku, udawał Rosjanina - wspomina Włodzimierz Godłowski.

Po powrocie został jednym z założycieli Instytutu Katyńskiego. Przemycał literaturę o Katyniu ze swoich licznych wyjazdów naukowych. Jego żona, pani Marta, wspomina, że pasja naukowa zajmowała w jego życiu drugie miejsce. Najważniejsi byli synowie: Jan i Włodzimierz. - Wiedział, co to znaczy wychowywać się bez ojca. Swoim synom chciał dać wszystko to, czego jemu zabrakło - wspomina Marta Godłowska.

Kazimierz Godłowski miał cztery lata, kiedy stracił ojca. Zachowała się kartka, w której Włodzimierz Godłowski pisze "Kaziczkowi powiedz, że mam pięknego siwego konika pod wierzch" z 30 sierpnia 1939, trzy dni po tym, jak został zmobilizowany.

W 1951 roku Kazimierz chce dostać się na archeologię na UJ. Jedna z organizacji młodzieżowych odmawia mu praw zdawania egzaminu wstępnego "za dziadka w Katyniu". - Dzięki znajomym dziadka, który był przed wojną docentem na UJ, zostaje jednak dopuszczony do egzaminów - wspomina Jan Godłowski.

Kazimierz został wybitnym archeologiem, był m.in. dyrektorem Instytutu Archeologii UJ, ekspertem UNESCO do spraw badań archeologicznych w Karakorum. Zmarł w 1995 roku. - Nauka była jego wielką pasją. Bardzo lubił też uczyć, cieszył się ogromną sympatią studentów - mówi jego żona Marta Godłowska, doktor archeologii.

Synowie Kazimierza to kopie dziadka i taty. - Włodzimierz wygląda tak jak jego dziadek, a Jan jest uderzająco podobny do swojego ojca - mówi Marta Godłowska.

W szkole podstawowej Jan i Włodzimierz na lekcjach historii bez przeszkód opowiadają o Katyniu i o swoim dziadku. Ich historyczka prawie wcale nie uczy z podręczników, uważa, że są zafałszowane. Nie w każdym towarzystwie wolno jednak o wszystkim mówić. - Kiedy w obecności dyrektorki szkoły wygłaszam referat o stosunkach polsko-rosyjskich i wspominam o Katyniu, zostaje mi odebrany glos - mówi Jan Godłowski

Jan już w liceum zaczyna działać w KPN, a Włodzimierz należy do komisji uczelnianej Niezależnego Zrzeszenia Studentów. Najmłodsza "zadymiara" w rodzinie to 24-letnia Barbara, studentka polonistyki, córka Włodzimierza. - Miała niecały rok, kiedy zabraliśmy ją na demonstrację na Wawel. Kiedy zaczęło się pałowanie, uciekaliśmy z wózkiem, w którym była Basia - opowiada Włodzimierz. Studiował astronomię i fizykę. Marzył, aby pojechać do wiodącego ośrodka astronomicznego w Moskwie, miał nawet stamtąd zaproszenie. Nie dostał zgody ministerstwa nauki ZSRR. - W stanie wojennym miał dozór policyjny. Przychodził do nas co jakiś czas dzielnicowy i mówił: "proszę pani, znowu przyszedłem się pytać, co syn robi i gdzie jest" - mówi Marta Godłowska. Rodzinie pomagał wtedy sąsiad, który był ormowcem. Przekonywał dzielnicowego, że on wszystko kontroluje i jak będzie trzeba, to da znać. I nic nikomu nie doniósł.
Dwaj najmłodsi w rodzinie: Stanisław i Gniewko w tym roku zdają maturę. Stanisław chce studiować biologię, Gniewko marzy o wojsku. - Ale najpierw musisz skończyć studia - upomina go babcia Marta. W spotkaniu na osiedlu Oficerskim nie bierze udziału tylko najstarsza córka Włodzimierza, która jest na studiach doktoranckich w Anglii: zajmuje się matematyką stosowaną.

Na tegoroczną maturę Gniewko przygotował prezentację o zbrodni katyńskiej w literaturze i sztuce. Wszyscy najmłodsi są zresztą w historii katyńskiej świetnie zorientowani. - Zawdzięczamy to opowieściom prababci Zosi i temu, że dziadek Kazimierz zbierał informacje o Katyniu - mówi Barbara.

Pasją zbierania informacji o przodkach od dawna zarażeni są także Jan Godłowski, historyk sztuki, oraz jego brat Włodzimierz, astronom. - To rodzina, w której bardzo pielęgnowana jest pamięć o dziadku - mówi Adam Macedoński, jeden z założycieli Instytutu Katyńskiego.

Agnieszka Maj

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski