18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kaczmarski underground

Redakcja
Witold Łuczyński, rocznik 1980, gra i śpiewa utwory Jacka Kaczmarskiego od lat Fot. Piotr Subik
Witold Łuczyński, rocznik 1980, gra i śpiewa utwory Jacka Kaczmarskiego od lat Fot. Piotr Subik
Stodoła, siano, gitary, śpiew. A potem do rana nad głowami rozgwieżdżone niebo. "Zbroja", "Mury", "Obława" - znają każdy dźwięk, każde słowo. Ela Urbańska, od lat w Danii: - Tu czuć w powietrzu jego ducha... Mówią o nim Kaczmar. Albo Jacek - zwłaszcza ci, co go znali osobiście.

Witold Łuczyński, rocznik 1980, gra i śpiewa utwory Jacka Kaczmarskiego od lat Fot. Piotr Subik

Pierwsze spotkanie z artystą na zawsze zapadło Michałowi w pamięć. Po koncercie patrzył na Kaczmara, jakby był Bogiem...

Kiedy po przełomie politycznym Marcin jechał do Krakowa na pierwszy w swym życiu koncert Jacka Kaczmarskiego, przez całą drogę - i podczas występu, obiecywał sobie, że za kulisami uklęknie i pocałuje go w dłoń: w podzięce za wychowanie. Był trzeci w kolejce, gdy do garderoby weszła telewizja. Natychmiast ochłonął. Nie chciał, aby ojciec zobaczył go w TV na klęczkach. Skończyło się więc na autografie i krótkiej wymianie zdań. A Kaczmarskiego kocha niezmiennie do teraz.
I. Marcin: usztywniony kręgosłup
Marcin Szymański, przed czterdziestką, od lat w Krakowie; pracownik firmy międzynarodowej: sprzedaż, marketing, PR. Mówi o sobie "dziecko Solidarności"; w Mielcu w tym środowisku się wychował.
Kiedy ojciec wychodził z domu, mówił, że idzie do "Solidarności"; potem wracał - też z "Solidarności". Za "Solidarność" przyszła po niego milicja. Marcin musiał tym nasiąknąć.
Miał 15 lat, gdy pierwszy raz zaśpiewał Kaczmarskiego. Kumpel przyniósł do liceum gitarę i tekst; to byli "Starzy ludzie w autobusie". Mówi teraz tak: - Nie wiedziałem, kto to Kaczmarski, dlaczego go śpiewamy i skąd się nam to wzięło.
Idea zrodziła się dopiero potem, gdy zainteresował się nimi dyrektor szkoły. Skoro zadawał dociekliwe pytania, coś musiało być nie tak... I ruszyła lawina: dziesiątki kaset w najgorszej jakości; bibuła, protesty, manifestacje. Żadna tam polityka, nudzili się w małym mieście.
Kiedyś, Marcin pamięta, wrócili z pielgrzymki ludzi pracy. Ojciec akurat słuchał Radia Wolna Europa; podali informację o ich manifestacji w Częstochowie i zaraz potem zagrał Kaczmarski. Wtedy słuchało się go głównie w RWE; z nabożną czcią, wieczorami.
Kilkunastolatkowi Kaczmarski usztywnił kręgosłup. Na całe życie.
Dlatego z Michałem Leśniakiem wymyślili "Kaczmarski underground"; spotkanie dla takich jak oni - zarażonych bardem. Dla tych, co w jego kulcie wyrastali.
Kilkadziesiąt osób, od trzech lat, zjeżdża więc w okolice Gdowa - do Folwarku Wiązy w Marszowicach. Tu słucha się Kaczmarskiego. Przez te kilka dni, w starej stodole. Na sianie, wśród myszy. Albo wręcz pod gołym niebem. Mało kto kładzie się spać.
II. Witold: to był przełom
Witold Łuczyński, rocznik 1980, aktor; absolwent łódzkiej "filmówki". Gra i śpiewa Kaczmarskiego od dawna. Miał 13, może 14 lat; kończył szkołę podstawową. To na pewno była "Nasza klasa"; teraz wie, wtedy nie miał zielonego pojęcia. Wcześniej maltretował na gitarze szanty. To, co usłyszał, było niesamowite; przeżył przełom.
Był za młody, by pamiętać audycje w RWE.
Kasety, których słuchał, mówi, mogły być przegrywane tysiące razy: na kasprzakach, grundigach - nic innego wtedy nie mieli. Pożyczało się od kolegów, przekazywało następnym. Puszczali je w kółko razem z Pawłem Konopackim, z którym właśnie się zaprzyjaźnił. Zaczęli grać razem i tak zostało. Witold: - Te piosenki mają ładunek emocjonalny.
Ich autora poznał osobiście, gdy w LO organizowali koncert. Wtedy zwracał się do niego per "panie Jacku". Za to on mówił o nich: "chłopaki z Łodzi". Złośliwi twierdzą, że namaścił epigonów...
Kiedy umarł, głowa mówiła Witkowi, żeby wierzyć, rozsądek nie pozwalał. Był 10 kwietnia 2004 r.
Zdawało się, że o Kaczmarskim zapomną wszyscy. A teraz, na koncert Tria Łódzko-Chojnowskiego, w którym gra Witold, przychodzą coraz młodsze roczniki. W czasach Dody i braci Mroczków to wręcz nie do pomyślenia.
III. Krzysztof: spotkanie z mitem
Krzysztof Gajda z Poznania, lat 36. Napisał doktorat z Kaczmara, a potem jego biografię - pierwszą oficjalną. Na "Kaczmarski underground" jest po raz trzeci: "etatowy dziadek do gadania"; zna się na rzeczy.
A wszystko zaczęło się od "Murów".
Miał 17 lat, kończył liceum. To był repertuar ogniskowy, choćby "Sen Katarzyny II", "Obława". Wzięło go. Zdobył gitarę z NRD - nie stroiła. Zrezygnował z grania. Słuchać mógł nadal.
Pamięta pierwsze koncerty Kaczmarskiego w Polsce. Sale nabite po brzegi, siła rażenia ze sceny; szok. Kaczmar grywał po osiem godzin jednego wieczoru, a potem, w knajpie, do rana: - Dla wielu ludzi to było spotkanie z legendą, z absolutnym mitem. Z człowiekiem, o którym nie wiedziało się nawet, jak wygląda.
Gdyby dra Gajdę spytać, jaki prywatnie był Kaczmarski, odpowiedziałby tak: - Trudny, skomplikowany, wielowymiarowy, niejednoznaczny. Znali się przecież kilka lat. Niektórzy mówili o nim: "wieloosobnik"; i że "rozpięciarzał" się albo nawet "rozdziesięciarzał". Problemy emocjonalne, alkohol - wielu artystów przecież tak miało. Gajda opisał to w książce.
IV. Michał: prowadzony za rękę
Michał Leśniak, lat 38, na co dzień spec od zarządzania projektami. Za młodu buntownik, przewinął się m.in. przez Federację Młodzieży Walczącej.
Lubił te śpiewniki w odpisach, songi o jednostce osaczonej przez wszystkich. Lubił po prostu Kaczmarskiego.
Pierwsze z nim spotkanie na zawsze zapadło mu w pamięć. Ponoć, mówili koledzy, po koncercie patrzył na Kaczmarskiego, jakby był Bogiem.
Michał: - Był dla nas nauczycielem, mentorem prowadzącym za rękę. Ale potem, po przełomie, przestałem się z nim zgadzać. Co więcej, myślałem nawet, że to, co zdziałał, nie będzie pamiętane. Dopiero niedawno zdałem sobie sprawę, że mur pomiędzy ludźmi nadal stoi, że nie udało się go zburzyć. Że Kaczmarski aktualny jest również i dziś. Wszystko do mnie wróciło...
Kiedy więc Marcin rzucił pomysł "Kaczmarski underground", zaczęli marzyć, że fani "barda Solidarności" spotkają się, będą razem grali i śpiewali. Powzięli plan, by wszystko to działo się w stodole sprzed półtora wieku.
V. Inni: odpowiedzi, jak żyć
Piątek, sobota, niedziela - przed tygodniem. Są tu ludzie w różnym wieku: od kilku lat do sześćdziesięciu. Ci, którzy Kaczmarskiego pamiętają z czasów emigracji, i tacy, których dopiero rodzice karmili tą muzyką.
Bo Kaczmarski leci u nich z głośników podczas podróży, odpoczynku, porządków itd.
Niektóre pociechy mówią więc: "Mamo, wyłącz, to takie smutne"; inne słuchają z rozdziawioną buzią. Idą w ślady rodziców.
Kiedyś też słuchało się go na okrągło; po kryjomu. Józef Ratajczak, drukarz i kolporter pism podziemnych, członek Krakowskiego Komitetu Oporu Społecznego: - W czasach beznadziei Kaczmarski dawał odpowiedź, jak żyć.
Marcin Szymański: - Parę zwrotów z jego twórczości zawsze gra mi z tyłu głowy; różne na różnych etapach życia. Znam te utwory wszystkie, choć nigdy się ich nie uczyłem. Tysiące razy przesłuchane miały prawo mi utkwić w pamięci.
Witold, o ich uniwersalności: - To nie kierunkowskazy, to raczej narzędzia do rozpoznawania świata.
Tu, w stodole, gada się o wszystkim - byle tylko miało to związek z Jackiem. O muzyce, piosenkach, jego życiu prywatnym; o historii, polityce, przyszłości. Wreszcie o środowisku fanów.
Są ludzie, którym podoba się tylko twórczość Kaczmarskiego - i nic więcej. Są tacy, których fascynuje również jego postać - ale chłoną go razem z wadami i zaletami. Są też i bałwochwalcy; dla nich to ideał bez względu na to, co zdarzało mu się robić za życia. To ci, którzy wolą ikonę niż człowieka z krwi i kości; stawiają mu ołtarzyki. Marcin: - Każdy chce mieć Jacka dla siebie, każdy chce go widzieć po swojemu.
Są i zupełnie na jego punkcie postrzeleni.
Rok temu ktoś przywiózł koszulkę: zwykłą, marszczoną, którą Jacek Kaczmarski rzekomo miał kiedyś na sobie. Ponoć czuć było jeszcze jego zapach... Wszyscy chcieli dotknąć jej, jak relikwi. Witolda to nie dziwi: - Znam ludzi, którzy przechowują zużyte gumy do żucia, które wypluł ktoś znany. Albo czczą czyjeś ślady na piasku. Znam też takich, co oczekują uwielbienia za to, że mają nieznany rękopis Jacka, którego nikt nigdy nie widział - i do tego nie chcą go pokazać. Dla mnie to chore, ale paranoicy przecież się zdarzają.
Mówi też: - Sam nieraz uścisnąłem dłoń Kaczmarskiego, spędziłem z nim noc na wspólnym śpiewaniu, ale nie uważam, żeby mnie to w jakikolwiek sposób nobilitowało.
VI. Jacek: zagrałby i w stodole
Niektórzy grają Jacka lepiej niż on sam siebie; nawet lewymi rękami na gitarze dla praworęcznych - jak on. Ale nie wystarczy znać chwytów, trzeba też tę muzykę rozumieć. Nie bywa więc tu nikt mu obojętny; nikt, kto chce się tylko napić piwa i zarwać laski, przespać na sianie. To ludzie, którzy znali artystę albo chcą go dopiero poznawać. Tworzą nim zainspirowani.
Witold Łuczyński: - Kaczmar, cokolwiek by o nim mówić, poetą był dobrym, twórcą naprawdę dużego formatu. Miał niesamowity dar podglądania rzeczywistości, ubierania tego w słowa.
I zabawa trwa do wschodu słońca. Nawet abstynenci piją do upadłego, jakby pili z Jackiem. Przed rokiem "Kaczmarski underground" odbywało się równocześnie z weselem. I to ono skończyło się wcześniej. - Ktoś padał, spał na sianie, budził się, dołączał do nas. To normalne, przesypia się część imprezy, a zaraz potem buja znowu ze wszystkimi - opowiada z radością Agnieszka Rubinowska, współwłaścicielka Folwarku Wiązy, też zafascynowana twórczością Kaczmarskiego.
Witold szczególnie zapamiętał jedno z nim spotkanie. W domu Kaczmarskiego, w Gdańsku-Osowej, grali piosenkę za piosenką, a on, choć prawie już nie mógł mówić, cieszył się jak dziecko, komentował. Po którymś z kolei kawałku zapadła jednak cisza; Jacek miał łzy w oczach. Zdołał wydusić z siebie: "Nie zdawałem sobie sprawy, że mam tylu przyjaciół. Nie wiedziałem, że są ludzie, którzy myślą tak jak ja...".
Piotr Subik

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski