MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Łódzcy "bamboccioni" wolą mieszkać z rodzicami

Redakcja
Nie ma to jak życie w domu rodzinnym, nie trzeba płacić czynszu, robić zakupów i martwić się o pranie. Można się bawić do woli
Nie ma to jak życie w domu rodzinnym, nie trzeba płacić czynszu, robić zakupów i martwić się o pranie. Można się bawić do woli fot.123rf
Mama gotuje im obiady i codziennie pakuje do torby drugie śniadanie. Pierze i prasuje ich ubrania, raz w tygodniu posprząta pokój. Jest idealnie, niemal jak w hotelu, z tą różnicą, że nie trzeba płacić za usługi. Choć dawno temu skończyli 18 lat, nadal mieszkają z rodzicami. Łodzianie, z którymi rozmawialiśmy, mówią wprost: - Nie stać nas na samodzielność. Jednak są i tacy, którzy wybierają takie życie z wygody.

Wieczne dzieci

W każdym państwie jest nazwa na dorosłe dzieci. W Niemczech mówi się na nie "kidults", we Włoszech "bamboccioni", w Wielkiej Brytanii "dzieci-bumerangi".

Mimo że Polska nie słynie z tak silnych więzi rodzinnych jak Włochy czy Hiszpania. To w opiekuńczości wiele naszych mam im spokojnie dorównuje. Do tego dokłada się kryzys gos-podarczy. Wielu ludzi straciło pracę, inni w ogóle nie mogą jej dostać. Zwłaszcza młodzi, którym brak doświadczenia.

O problemie dorosłych dzieci, które nie chcą wyprowadzić się z domu, najgłośniej zrobiło się ostatnio we Włoszech. Tamtejszy sąd uznał, że 32-letniej kobiecie wciąż należą się alimenty od ojca. Włoska prasa przypomina też, że niedawno w Rzymie 36-letni muzyk wygrał proces o alimenty z ojcem, przedstawiając zaświadczenie o "inwalidztwie społecznym", które jakoby uniemożliwiało mu znalezienie pracy.

Tymczasem rodzice trojga trzydziesto- i czterdziestolatków z Wenecji Euganejskiej na północy Włoch wystąpili do sądu, aby wydał ich dorosłym dzieciom nakaz opuszczenia rodzinnego domu.

Te nietypowe sprawy sądowe sprawiły, że na nowo rozgorzała tocząca się od dłuższego czasu we Włoszech dyskusja na temat poważnego problemu społecznego, jaki stanowią tak zwani bamboccioni, czyli "dorosłe bobasy", które nie chcą opuścić rodzinnych domów i się usamodzielnić.
Przeciwko "bamboccioni" wystąpił włoski minister Renato Brunetta, który zaproponował stworzenie ustawy nakazującej wyprowadzkę od rodziców 18-latkom. Jako niechlubny przykład dużego dziecka podał sam siebie. Mówił, że nauczył się ścielić łóżko dopiero po trzydziestce, kiedy się wyprowadził z domu, bo wcześniej robiła to za niego mama. Podobnie jak inne domowe zajęcia.

"Bamboccioni " po łódzku

Zdaniem prof. Janusza Czapińskiego z katedry psychologii społecznej Uniwersytetu Warszawskiego, który jest autorem cyklicznych ogólnopolskich badań "Diagnoza społeczna", w Polsce jest tyle samo "bamboccioni" jak we Włoszech.

Na spotkaniu dla singli w łódzkim pubie Antrakt spotykam Mateusza. Wysoki brunet, czarne oczy, przystojny. Zaczynamy rozmowę. Chłopak ma 31 lat i mieszka z rodzicami, jest wiecznym studentem.

- Życie skłania mnie do ciągłego poszukiwania - mówi. Jego rodzice tłumaczą, że brakuje mu odpowiedzialności, ale dają mu wolną rękę. Mateusz studiuje prawo na drugim roku, ale to nie są jego pierwsze studia. Najpierw wybrał archeologię, potem grafikę, kulturoznawstwo i wreszcie trafił na prawo. Wierzy, że te studia dadzą mu dobry start w przyszłość.
- Znam wielu wiecznych studentów. Żyją na garnuszku rodziców, bo tak jest im wygodnie. Mają wielu znajomych i niekoniecznie liczą na wysublimowane rozrywki. Ale bardzo lubią się bawić. Nie są typowymi singlami, choć w zdecydowanej większości żyją sami. Ich życie to wieczna zabawa, a na zmianę czegoś nie pozwala im lenistwo - tłumaczy Emilia Adamczyk, założycielka grupy Singlelodz.pl. - "Bamboccioni" to w większości mężczyźni. Kobiety, choć są samotne, dążą do tego by się usamodzielnić, zarabiać i się utrzymywać. Mężczyźni się zniechęcili, bo nie mają kobietom wiele do zaoferowania. Łódzccy "bamboccioni" to panowie, którzy pod pretekstem szukania sensu życia pozostają w domu i czują się dziećmi.

Sorry, wybieram mamę

Jakub i Marlena byli ze sobą przez trzy lata. On skończył Akademię Sztuk Pięknych, ona germanistykę na Uniwersytecie Łódzkim. Po dwóch latach zamieszkali razem. Wszystko szło dobrze. On pracował w studiu graficznym, ona jako tłumaczka. Wystarczało im na czynsz, życie i zostawało na drobne wydatki. Mieszkanie w centrum miasta ułatwiało dojazdy. Mieli wspólnych znajomych, podobne zainteresowania. Nawet lubili słuchać tej samej muzyki i pić to samo piwo.

Po jakimś czasie coś zaczęło się psuć. Marlena się wyprowadziła, mając nadzieję, że to pomoże.
- Trochę od siebie odpoczniemy, nabierzemy dystansu i znowu będziemy umieli ze sobą rozmawiać - powiedziała z nadzieję Marlena.

Jakub został w ich wspólnym mieszkaniu, ale nie na długo. Spakował swoje rzeczy i wrócił do mamy. - To stało się za szybko. Nie przemyślałam dobrze przeprowadzki. Miałam nadzieję, że zrobi ona na nim większe wrażenie, a jedyne na co go było stać, to oddać nasze wspólne mieszkanie i wrócić do mamy - denerwuje się Marlena.

Mieszkali osobno, ale nie przestali do siebie dzwonić. Po miesiącu umówili się na spotkanie. Marlena była pewna - nie może bez niego żyć. Wrócą do siebie, a reszta się jakoś ułoży. Przemyśleń Kuby się nie spodziewała. - U mamy mam lepiej - powiedział krótko. - Nie muszę gotować, robić zakupów, prania ani ciągle sprzątać pokoju. Nie muszę też wydawać pieniędzy na mieszkanie i jedzenie. Podoba mi się to.

Marlena zrezygnowała z niego, ich wspólnego życia i marzeń. - Facet, który ma 29 lat i jest szczęśliwy, że mieszkając u mamy nie musi być za nic odpowiedzialny, nie jest wiele wart.
Winny jest kryzys

Dzisiejsi "bamboccioni" są ofiarami naszych czasów. W latach 80. "bamboccione" byłby postrzegany jako tchórz, ktoś bez buntowniczej żyłki. Dziś większość z nas nie ma ani lewicowych, ani prawicowych poglądów. Skończył się nawet bunt przeciwko rodzinie. Młodzi nie chcą odchodzić, skoro mają wszystko podetknięte pod nos, mieszkanie posprzątane, na stole ugotowane i kieszonkowe dla przyjemności.

Ale problem nie bierze się tylko z zamiłowania do wygodnego życia. Gdy bezrobocie sięga 9,5 proc. i jest najwyższe od trzech lat, a pensje nie dobijają do średniej krajowej, młodym trudno się usamodzielnić. Młodzi Włosi nazwali się "pokoleniem 1000 euro", bo tyle mniej więcej zarabia we Włoszech młody człowiek rozpoczynający pracę. O tym, by utrzymać się za te pieniądze, szczególnie w mieście, nie ma mowy.

- W Polsce ten problem wynika przede wszystkim z sytuacji na rynku mieszkaniowym - mówi prof. Janusz Czapiński.- Kiedyś kredyty dawano wszystkim, dziś o nie bardzo trudno. Młodzi ludzie zarabiają niewiele, często nie stać ich nawet na wynajęcie mieszkania. Przez to mężczyźni dziecinnieją, bo nie są w stanie utrzymać rodziny. Zaczynają liczyć i już marzenia o byciu głową rodziny się kończą. W PRL wszyscy zarabiali mało, ale nikt nie martwił się o mieszkanie.

Optymizmem nie napawają też prognozy na przyszłość. Według badań GUS, w 2002 roku wśród ludzi między 25 a 29 rokiem życia 31 procent było głową rodziny. Tymczasem do 2030 zaledwie 25 procent młodych osób zdecyduje się na założenie rodziny. I ta tendencja będzie rosnąć. Coraz więcej ludzi do 30 lat pozostanie w domu rodziców.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki