Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sztuka udawania

Redakcja
Fot. Janusz Hajduk
Fot. Janusz Hajduk
O roli przypadku w życiu każdego człowieka, prywatnym rankingu reżyserów, aktorskim płodozmianie, wielkości Krzysztofa Kieślowskiego i przyjaźni z Kazimierzem Kutzem opowiada ZBIGNIEW ZAMACHOWSKI

Fot. Janusz Hajduk

Przyznał Pan kiedyś, że Pana najlepszym filmem jest "Zawrócony" Kazimierza Kutza.

- Może nie najlepszym, ale na pewno ulubionym.
Zgoda. Zatem, życie kreowanego w nim przez Pana Tomka Siwka odmienia przypadek. Sprawia on, że konfident esbecji przeistacza się w opozycjonistę. Dzieje się to absolutnie bez jego woli. Zgadza się Pan z tezą, założoną kiedyś przez Krzysztofa Kieślowskiego, że wszyscy jesteśmy uzależnieni od kaprysów losu?
- Nie wykluczam roli przypadku. Przecież i w moim życiu zdarzyło się wiele różnych, niekoniecznie planowanych rzeczy. Takich, których sam nigdy bym nie wymyślił.
Jakiś konkret?
- Zaplanowałem sobie, że będę piosenkarzem. Jako bardzo młody człowiek, tuż po maturze, w roku 1980 dojechałem nawet na festiwal do Opola, gdzie w konkursie debiutantów zająłem drugie miejsce. Estradowcem jednak nie zostałem, ponieważ reżyser Krzysztof Rogulski szukał właśnie obsady do "Wielkiej majówki". Gdzieś mnie wypatrzył, zaprosił na próbne zdjęcia. Zagrałem w tym filmie, co pomogło mi w podjęciu decyzji o postawieniu na kino i teatr. Jeszcze bardziej wymowna jest historia z Krzysztofem Kieślowskim. Dopiero po latach zdradził mi, w jaki sposób dostałem jedną z dwóch głównych ról w "Dekalogu", co w konsekwencji skutkowało udziałem w "Trzech kolorach. Białym". Otóż po ukończeniu szkoły aktorskiej wystąpiłem w debiutanckiej produkcji Tomka Szadkowskiego pt. "Ucieczka". Był to jego film dyplomowy, kręcony pod okiem właśnie Kieślowskiego. Żeby nadać mu jakąś rangę, Krzysztof poprosił swego przyjaciela Jerzego Stuhra o zagranie jednej z niewielkich ról. Właśnie na planie tego obrazu odkrył fizyczne podobieństwo między mną i panem Jerzym. Skutkowało to tym, że w "Dekalogu" pojawiliśmy się jako bracia. Mógłbym podać więcej podobnych przykładów ingerencji ślepego trafu w naszą codzienność. Uważam jednak, że przypadkowości nie powinniśmy się poddawać. Życiem należy kierować samemu, wykorzystywać podsuwane przez nie czasem pod nos szanse.
Wracając do głównego bohatera "Zawróconego". Z pogardzanego donosiciela przeistoczył się w bohatera...
- Może nie w bohatera, ale rzeczywiście, stanął nagle po przeciwnej stronie barykady. Za sprawą przypadku zawrócił ze złej drogi. Stąd zresztą tytuł filmu: "Zawrócony", a nie "Nawrócony", bo przecież Siwek odbija się w nim od ściany do ściany.
Kreował Pan więcej postaci o antykomunistycznych przekonaniach, że przywołam film "Popiełuszko. Wolność jest w nas", "Prymas. Trzy lata z tysiąca" czy wcześniejszy "Pułkownik Kwiatkowski". Utożsamia się Pan z politycznymi poglądami bohaterów?
- Sztuce do polityki jest tak daleko, że nie powinno się tych dziedzin życia ze sobą wiązać. W ogóle na to, co robię, nie patrzę poprzez taki pryzmat. Oczywiście, mam swoje poglądy...
...Może je Pan ujawnić?
- Prawdę powiedziawszy, niechętnie. Za odpowiedź niech wystarczy fakt, że kreowałem w filmach postaci jednoznacznie politycznie określone. Choćby takie, jakie pan przywołał. Staram się być zresztą jak najdalej od polityki, bo ona mnie - najogólniej mówiąc - mierzi. Znajduję się na drugim biegunie sztuki, ponieważ polityka jest sztuką okropnego, nieuczciwego udawania. Gdybyśmy nawet przyjęli, że aktorskie granie też w jakiś sposób zaciemnia rzeczywistość, to jednak nie znajdujemy się po stronie złej mocy. Tak to jest z moimi poglądami. Staram się przede wszystkim pozostawać w zgodzie z własnym sumieniem.
Jest Pan aktorem bardzo wszechstronnym. Z równym powodzeniem grywał Pan role komediowe i bardzo poważne, wcielał się w postaci życiowych nieudaczników, np. w "Cześć, Tereska" czy "Szczęśliwego Nowego Jorku". Czy aktorstwo polega na tym, by nie dać się zaszufladkować?
- Nie chcę mądrzyć się i wymyślać, na czym powinno zasadzać się aktorstwo. Jestem jednak zwolennikiem tezy, żeby ani siebie, ani widzów nie przyzwyczajać do jednego wizerunku. Jeśli mogę w czymkolwiek wybierać, a tak się składa, że od czasu do czasu jest mi to dane, staram się stosować coś, co się kiedyś w rolnictwie nazywało płodozmianem. Po prostu nie chcę powielać wariantu siebie w kolejnej roli. Wolę poszukać przeciwieństw i zadań, które dla mnie samego będą trudne, choćby właśnie dlatego, że są daleko od tego, co ostatnio zagrałem i kim naprawdę jestem.
Czy aktorem wybitnym może zostać ktoś z ulicy, osoba bez specjalistycznego wykształcenia?
- Jeśli mówimy o teatrze, to rzeczywiście, ktoś, jak pan to ujął, z ulicy, nie może należycie wykonywać aktorskiej profesji. Natomiast znam wielu ludzi, którzy nie kończyli żadnych szkół, a mimo to zagrali fantastyczne role w filmach. Kino to zupełnie inna materia. Zawód niby ten sam, ale materia diametralnie różna. Wystarczy przypomnieć kariery Jana Himilsbacha, Zbyszka Buczkowskiego czy nawet Olafa Lubaszenki, którzy nie mają w swej biografii dyplomu uczelni aktorskiej.
Ale ten ostatni ma ojca aktora...
- No tak, ale wielu ma ojców kowali, lecz nie każdy potrafi kuć podkowy. Film czasem nawet lubi ludzi nieskażonych szkolnymi naukami, ludzi naturalnych, niemuszących się silić na aktorstwo. Oni po prostu grają siebie. Ale powtarzam: nie przypominam sobie sytuacji, żeby ktoś bez fachowego przygotowania, ot, tak, po prostu wszedł na scenę i zagrał Hamleta. Aktorstwo teatralne to zawód wymagający bardzo wielu konkretnych umiejętności, których nie da się nabyć przez miesiąc, dwa. Tego trzeba się nauczyć, to należy w sobie rozeznać, wyczuć.
Czy nie przeszkadza Panu gra w produkcjach typu "Lawstorant"?
- Tych "Lawstorantów" nie mam w swym CV za dużo. I nie odżegnuję się, że nie dam się kiedyś na jakąś operę mydlaną skusić. W końcu nie wstąpiłem do zakonu, lecz wykonuję bardzo konkretny zawód aktora. Fakt, tkwi we mnie poczucie pewnej misji, choć przyznam, że w stopniu znacznie ograniczonym. Wszelkie decyzje podejmuję więc na własny rachunek. Poza tym to nierealne mieć takiego nosa, żeby wyczuć, że ten film na pewno będzie dobry, a z innego projektu lepiej zrezygnować. Można się czasem potknąć, byleby tylko wyciągnąć właściwe wnioski.
Jakie miejsce w Pana życiu zajmują film, teatr i piosenka aktorska?
- I film, i teatr są dla mnie równie ważne. I fantastycznie uzupełnia je estrada. Mówiłem już, że występowałem na niej niemal od dziecka, śpiewając w większości piosenki własnego autorstwa. To dla mnie rodzaj treningu, który pozwala na nieukrywanie się w jednej niszy.
Współpracował Pan z całą czołówką polskich reżyserów: Andrzejem Wajdą, Krzysztofem Kieślowskim, Romanem Polańskim, Kazimierzem Kutzem, Jerzym Hoffmanem. Którego z nich ceni Pan najbardziej?
- Uzupełniając pańską listę, to nie udało mi się jakoś dotąd zetknąć tylko z Krzysztofem Zanussim, ale może kiedyś przypadek zrządzi, że i z nim drogi się zejdą. Widzi pan, wracamy do przypadku, od którego rozpoczęliśmy rozmowę. Ale wracając do pytania: nawet gdybym prowadził taki ranking, to go nie ujawnię, bo jest to sprawa zbyt osobista, by ją rozgłaszać publicznie. Każdy z nich na swój sposób jest wielki i każdy jest inny. Mogę tylko powiedzieć, że jeśli chodzi o przebieg mojej kariery, najwięcej zawdzięczam Kieślowskiemu. Bo choć zagrałem u niego w zaledwie dwóch filmach, to wszelkie dalsze moje występy, również zagraniczne, są konsekwencją udziału właśnie w "Dekalogu" i "Trzech kolorach". Kieślowski znajduje się w absolutnym kanonie kina światowego i udział w jego projektach był dla każdego aktora nobilitacją. Najcieplej natomiast myślę o pracy z Kazimierzem Kutzem. Z nim zrobiłem najwięcej filmów i z każdego zachowuję przesympatyczne wspomnienia. Nie popełnię chyba nadużycia oceniając, że się ze sobą przyjaźnimy. Mimo dzielącej nas różnicy wieku. Podobne rzeczy nas śmieszą, mamy niemal identyczny gust. Podziwiam go jako człowieka i społecznika. To niezwykły facet, a bliższe poznanie go traktuję jako jeszcze jeden - wyjątkowy - dar od losu.
ROZMAWIAŁ DANIEL WEIMER

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski