Władysław A. Serczyk: ZNAD GRANICY
Przypomniała mi się, gdy dwa tygodnie temu ktoś w mym felietonie zmienił warszawski dworzec kolejowy z "Głównego" na "Centralny". No cóż, centralny to on może jest, ale do głównego bardzo mu jeszcze daleko. A gdy na trasie Kraków-Warszawa jeździł przez Kielce i Radom ekspres "Krakus" Dworzec Centralny w Warszawie jawił się dopiero jako projekt rozrysowywany na deskach architektów. Teraz okazało się, że poza mną, mało kto o tym pamięta.
Zapewne też w pamięci współziomków nie zachowała się już krakowska "siódemka", tramwaj jeżdżący tylko przez dwa dni w roku: 1 i 2 listopada, na Wszystkich Świętych i Zaduszki, z ulicy Gertrudy na cmentarz Rakowicki. W zajezdni naturalnie nie było tramwajów z odpowiednim numerem, przeto ratowano sytuację przekręcając do góry nogami "siódemkę" umocowaną na dachu, już wtedy udowadniając, że "Polak potrafi". A kto pamięta wielkie baseny przeciwpożarowe wypełnione wodą, wybudowane przez Niemców na Rynku Głównym, koło Teatru Słowackiego i przed Zakładem oo. Salezjanów (dzisiaj Uniwersytet Ekonomiczny)?
W tamtych latach, przed przeszło półwieczem, znaliśmy się w Krakowie prawie wszyscy, od małego szkraba poczynając, skończywszy zaś na mocno starszych panach, ubranych wciąż jeszcze tak, jak nakazywała moda czasów c.k. Galicji. Kto wówczas przekroczył granicę Plant, zmierzając ku kościołowi Mariackiemu czy Sukiennicom, winien był zdjąć nakrycie głowy, bowiem co chwilę należało przed kimś uchylać kapelusza lub zdejmować czapkę.
Miasto było nieco odrapane i szare. W niewielkich sklepikach sprzedawano "szwarc, mydło i powidło", w innych - do dzisiaj zachowane w pamięci Andrzeja Kozioła (i mojej) przepyszne dzieła mistrzów piekarskich: ciastka, chrupiące bułki oraz znakomity chleb "zakopiański" ze złocistą skórką, czasem posypany szczyptą kminku.
My, krakowianie, mieliśmy szczęście, bowiem mimo okrutnego reżimu okupacyjnego zaprowadzonego przez Niemców, codziennie obcowaliśmy z wielką narodową historią. Wiedzieliśmy, że w krypcie wawelskiej spoczywa Piłsudski, że Niemcom nie udało się wywieźć Dzwonu Zygmunta, że u Pani Starzewskiej na Jana 8 można wypożyczyć największe dzieła polskiej literatury narodowej. Symbole niepodległej Rzeczypospolitej były cząstką naszego dnia powszedniego. Nie trzeba było ich szukać, czy też do nich pielgrzymować.
A za chwilę będzie, jak w góralskim przyśpiewie:
"Byli chłopcy, byli, ale sie mineni,
I my się miniemy po maluśkiej kwili".
Wraz z nami minie nie tylko pamięć o rzeczach wielkich, ale też o ekspresie "Krakus" pędzącym do Warszawy Głównej.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?