Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Milczenie Josefa

Redakcja
Bez dobrej woli ze strony uratowanego Żyda sprawa nie będzie mogła znaleźć pozytywnego zakończenia - ubolewa Joanna Sacharewicz z ŻIH W połowie października dr Adam Cyra, pracownik naukowy Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau w Oświęcimiu, wysłał kolejny list do Josefa Meitelsa z Nowego Jorku, licząc, że ten w końcu przerwie milczenie: "Jeszcze raz bardzo serdecznie proszę o potwierdzenie pomocy, której udzielił Panu mój stryj w czasie drugiej wojny światowej, co pozwoli na uhonorowanie go pośmiertnie medalem `Sprawiedliwy wśród Narodów Świata`. Do listu dołączył zdjęcie stryja, Tadeusza Cery, oraz kserokopie listów, jakie po wojnie przesyłał do stryja Henoch Meitels, brat Josefa.

BOGDAN WASZTYL

BOGDAN WASZTYL

Bez dobrej woli ze strony uratowanego Żyda sprawa nie będzie mogła znaleźć pozytywnego zakończenia - ubolewa Joanna Sacharewicz z ŻIH

W połowie października dr Adam Cyra, pracownik naukowy Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau w Oświęcimiu, wysłał kolejny list do Josefa Meitelsa z Nowego Jorku, licząc, że ten w końcu przerwie milczenie: "Jeszcze raz bardzo serdecznie proszę o potwierdzenie pomocy, której udzielił Panu mój stryj w czasie drugiej wojny światowej, co pozwoli na uhonorowanie go pośmiertnie medalem `Sprawiedliwy wśród Narodów Świata`. Do listu dołączył zdjęcie stryja, Tadeusza Cery, oraz kserokopie listów, jakie po wojnie przesyłał do stryja Henoch Meitels, brat Josefa.
-Zaraz po wysłaniu listu poddałem się zwątpieniu - mówi Adam Cyra. - Przecież w Ameryce panuje psychoza wąglikowa. Skoro w spokojnych czasach Josef nie odpowiadał, teraz na pewno nawet nie otworzy listu z Polski.
   Ta sprawa to zresztą ciąg kolejnych zwątpień i nadziei. W ciągu 17 lat obrosła masą dokumentów i oświadczeń, potwierdzających, że przez prawie 40 miesięcy okupacji hitlerowskiej rodzina Cerów z Zamłynia koło Minogi ukrywała braci Meitelsów. Wciąż jednak brakuje dokumentu najważniejszego - oświadczenia uratowanych. - Kiedy blisko 10 lat temu przejmowałem sprawę od mojego kuzyna, Stanisława, nie spodziewałem się, że będzie to tak gorzkie doświadczenie - zauważa Cyra.

I

   W 1992 roku, na kilka lat przed śmiercią, Józef Cyra (w czasie wojny żołnierz Armii Krajowej w Okręgu Krakowskim), ojciec Adama i brat Tadeusza (drugi brat, Antoni, oraz jego dwaj synowie zginęli w KL Auschwitz), złożył stosowne oświadczenie: "26 sierpnia 1941 roku Niemcy wysiedlili większość Żydów ze Skały, a chorych i niedołężnych rozstrzelali w ich domach. Widziałem, jak na 52 furmankach wieziono wysiedlonych Żydów w kierunku Słomnik. Część Żydów zdołała się jednak schronić u Polaków ze Skały, a kilka rodzin żydowskich - w okolicznych wsiach u znajomych rolników. W dalszym ciągu w Skale pozostawała milicja żydowska i zarząd gminy żydowskiej. Ukrywający się Żydzi zaczęli wracać do swoich domów. Tak było do 10 listopada 1941 roku, kiedy to Skała została ponownie otoczona przez Niemców. Żydów spędzono na rynek, gdzie wielu z nich rozstrzelano. Pozostałych wywieziono do Wolbromia.
   Okoliczna ludność wiejska udzieliła schronienia kilku rodzinom żydowskim ze Skały. Jednym z niosących pomoc był mój brat, Tadeusz Cera, zamieszkały wraz z rodziną (żona Marianna, dzieci: Stanisław, Janina, Danuta i Antonina) w Zamłyniu. Brat od dawna przyjaźnił się z rodziną Meitelsów ze Skały, która prowadziła sklep spożywczy i im to najczęściej sprzedawał zboże oraz nabiał ze swojego gospodarstwa rolnego. Czworo Meitelsów (ojciec, matka, córka i synowa) za pośrednictwem brata zostało ukrytych w gospodarstwie Feliksa Hanarza w Minodze, a dwaj synowie - Henoch i Josef - w gospodarstwie mojego brata, który przygotował dla nich specjalną kryjówkę w stodole.(...) Wiem też, że w Lubawce, w gospodarstwie Sobczyków, ukrywał się Żyd, któremu było na imię Borek. Żydzi byli również przechowywani we wsi Wielmoża w gospodarstwie Antoniego Kajcy, a u niejakiego Korzonka ze Skały ukrywała się rodzina Kołataczków.
   Żadna z wymienionych polskich rodzin nie została wyróżniona za swoje szlachetne czyny. Mimo że od tamtych lat minęło ponad pół wieku, czyny rolników spod Ojcowa, ratujących kilkudziesięciu Żydów ze Skały, nigdzie dotychczas nie zostały nawet opisane. Pozostała jedynie w ich rodzinach pamięć o ludzkiej solidarności".
   Józef Cyra znał dobrze Meitelsów, nie wiedział jednak, że ukrywali się w gospodarstwie jego brata. Był przekonany, że zginęli. Gdy w kilka dni po wyzwoleniu odwiedził brata, w kuchni zastał Henocha i Josefa. - Co wy tu robicie? - zapytał zdumiony. - Myśmy tu przyszli z Armią Czerwoną - zażartował Henoch.

II

   Bunkier w stodole nie był wielki, ale, jak się okazało, można w nim było przetrwać długie lata. Tylko nocami Żydzi wychodzili z ukrycia i krążyli wokół domu, by rozprostować kości. Czasami Stanisław, syn Tadeusza, członek AK, zostawiał im broń, by czuli się bezpieczniej. Kiedy Żydzi podupadali na zdrowiu, Stanisław musiał symulować różne choroby. "Jedliśmy to samo jedzenie gotowane w jednym garnku. Czytaliśmy tę samą prasę w języku polskim i niemieckim, w tym także podziemną. Ja ich strzygłem i dostarczałem przyborów do golenia. Czasem pod osłoną nocy przeprowadzałem Heńka do jego rodziny ukrytej w sąsiedniej wiosce. W niedzielę pod kościołem wymienialiśmy listy z rodziną Hanarzów, u której ukrywali się pozostali Meitelsowie" - wspomni Stanisław w 1985 roku, w relacji dla Żydowskiego Instytutu Historycznego.
   Latem 1943 roku Tadeusz Cera otrzymał tajemniczy list z Krakowa: "W Imię Boże, za Wiarę i Ojczyznę! Proszę się wystrzegać złych sąsiadów, którzy czyhają na życie pańskie i pańskiej rodziny. Na was został wysłany anonim do żandarmerii niemieckiej, że przetrzymujecie Żydów, że syn pański należy do AK, posiada broń i rozpowszechnia wieści przeciwko okupantowi. Proszę mnie nie szukać. Po skończonej okupacji zgłoszę się do was i osobiście doręczę ten anonim". - Ja tego grzechu na siebie nie chcę brać. Wziąłem ich na przechowanie, to zginiemy razem - miał powiedzieć Tadeusz, gdy ktoś radził mu, by przepędzić Żydów.

III

   Wszyscy Meitelsowie szczęśliwie przeżyli okupację. Pod koniec stycznia 1945 roku zamieszkali w swoim domu w Skale, potem wyjechali do Krakowa, a stamtąd - w 1946 roku - do Ameryki.
   W tym czasie Urząd Bezpieczeństwa wielokrotnie przesłuchiwał Tadeusza i Stanisława na okoliczność "zamordowania rodziny żydowskiej Meitelsów w czasie okupacji". Takie sensacyjne wieści rozpowszechniał K., wiejski tajniak UB. Fałszywe oskarżenia ustały dopiero, gdy z Zachodu nadeszły pierwsze listy od Meitelsów.
   Któregoś dnia w Zamłyniu pojawił się listonosz Józef Zawiło, który w czasie okupacji dostarczał listy do żandarmerii w Miechowie. Oddał Cerom anonim przechwycony w 1943 roku. Opowiadał, że takich anonimów, wysłanych jako listy zwykłe, ma około 60. Można z grubsza założyć, że tylu ludziom uratował życie.
   W donosie do żandarmerii niemieckiej pojawia się nazwisko świadka K., który mógłby potwierdzić fakt ukrywania Żydów przez rodzinę Cerów. Konfident gestapo został konfidentem UB.

IV

   W rodzinnych archiwach Cerów zachowało się sporo listów od Henocha i tylko dwa (z 1954 roku) od Josefa. "Josek nie lubi pisać, ma dużo pracy, nie najlepiej mu się wiedzie" - tłumaczą Josefa brat Henoch i siostra Maria.
   Z upływem czasu listy stają się coraz krótsze, bo Meitelsom coraz większą trudność sprawia pisanie po polsku, w każdym jednak znajdują się słowa wdzięczności za uratowanie życia. "Panie Cera, pan jesteś dla mnie jak drugi ojciec. Ja mam tylko jedną prośbę do Boga, abym się z wami jeszcze mógł zobaczyć. Dla mnie to by była największa radość w życiu" - _zapewnia Henoch w jednym z listów.
   Meitelsowie osiedli w Nowym Jorku. Tam zmarli ojciec i matka. Henoch po kilku latach zamieszkał w Monachium, założył własną firmę, zajmował się handlem. Josef i Maria ułożyli sobie życie w Ameryce.
   Cerowie na krótko przenieśli się do Krakowa, gdzie Tadeusz prowadził sklep z artykułami gospodarstwa domowego. W 1949 roku, w nowej sytuacji ustrojowej, zmuszony był zlikwidować sklep. Wrócił na wieś, pracował w gospodarstwie. Zmarł w 1962 roku.
"Proszę mi napisać dokładnie dzień śmierci tatusia, bo ja chcę tę rocznicę trzymać, jak rocznicę śmierci mojego własnego ojca"_ - prosił Henoch jedną z córek Tadeusza.

V

   W 1953 roku powstaje w Jerozolimie Instytut Pamięci Narodowej Yad Vashem. Jednym z jego podstawowych zadań jest uwiecznianie pamięci "Sprawiedliwych wśród Narodów Świata", ludzi, którzy narażając siebie i swoje rodziny, ratowali życie Żydom podczas II wojny światowej.
   Tadeusz Cera nigdy nie zabiegał o żadne honory. Na pomysł uhonorowania ojca wpadł dopiero jego syn.
   W styczniu 1985 roku Stanisław zwraca się z takim wnioskiem do Żydowskiego Instytutu Historycznego (ŻIH), licząc, że - przy tak bogatej dokumentacji - nie będzie najmniejszych problemów z pośmiertnym przyznaniem medalu ojcu. W rok później okazuje się, że "na skutek braku oświadczenia osób, którym pomoc była udzielona, nie można wystąpić z wnioskiem o uhonorowanie".
   Stanisław ustala aktualny adres Henocha w Monachium; prosi o stosowne oświadczenie. Z taką samą prośbą występuje ŻIH. Brak odpowiedzi. Stanisław ponawia prośbę. Brak odpowiedzi. Stanisław traci cierpliwość. ŻIH obiecuje jeszcze raz napisać do Henocha. "Brak odpowiedzi od Meitelsa nie może stanowić podstawy do uogólnienia, gdyż niewdzięcznych można znaleźć w każdym narodzie" - tłumaczy.
   Kilka miesięcy później okazuje się, że Henoch zmarł. ŻIH przekazuje dokumentację do Instytutu Pamięci Narodowej w Jerozolimie bez oświadczenia uratowanego. Po roku przychodzi jednozdaniowa odpowiedź z Jerozolimy: z powodu braku świadków odznaczenie nie może być przyznane.
   Po pewnym czasie na prośbę Stanisława ŻIH jeszcze raz przesyła wniosek do Izraela. W połowie 1992 roku informuje: "Ponaglaliśmy sprawę, ale odpowiedź jest negatywna".
   Stanisław, zmęczony i zniechęcony biurokratyczną mitręgą, skarży się swemu kuzynowi, Adamowi Cyrze. Adam pisze do Meitelsów z Monachium, dołączając kopie listów Henocha do Cerów. "Dalsze milczenie ze strony Państwa sprawi mi niewątpliwą przykrość" - kończy. Bez odpowiedzi. Udaje mu się ustalić nowy adres Benjamina, syna Henocha. Informuje o tym ŻIH: "Mam zamiar na powyższy adres wkrótce napisać, chociaż nie bardzo już wierzę, aby pomyślny był koniec tej ciernistej drogi".
   W czerwcu 1993 roku Benjamin potwierdza, że rodzina Cerów z Zamłynia uratowała życie jego ojcu i stryjowi. Wtedy dopiero ŻIH informuje, że od dwóch lat obowiązuje w Yad Vashem nowy wzór oświadczenia dla ocalonych Żydów (rozbudowana ankieta zawiera 15 szczegółowych pytań i musi być uwierzytelniona). "Mogą być z tym problemy, gdyż Henoch i Josef Meitels nie żyją, a Benjamin nie zna szczegółów. Tym niemniej trzeba próbować" - zachęca ŻIH.
   Benjamin rzeczywiście nie zna szczegółów, nie odpowiada na kolejne listy. W 1996 roku dr Jurgen Pagel, niemiecki historyk, przyjaciel Cyry, nawiązuje kontakt z Meitelsem, który w międzyczasie zmienił adres. Benjamin twierdzi, że w Nowym Jorku żyje jego wuj, który przeżył razem z ojcem wojnę w Polsce; podaje jego adres i telefon. - Josef ma 70 lat - informuje Pagel Cyrę. - Rozmawiałem z nim. Jest gotów wszystko potwierdzić, ale tylko dla rodziny Cerów. Pamięta, że były trzy córki i syn. Tylko z nimi gotów jest nawiązać kontakt, a nie z jakimś kuzynem czy pośrednikiem. Wspominał nawet, że chciałby przyjechać do Polski.
   We wrześniu 1996 roku umiera Stanisław Cera z nadzieją, że po odnalezieniu Josefa sprawa pośmiertnego odznaczenia jego ojca medalem "Sprawiedliwy wśród Narodów Świata" szybko znajdzie finał.
   Adam w imieniu kuzynek (podaje ich dokładne adresy) przesyła Josefowi ankietę. Bez odpowiedzi. Dwa lata później ponawia prośbę. Bez odpowiedzi. W 1999 roku kontakt z Josefem nawiązuje na prośbę Cyry, mieszkający w USA, Tadeusz Dębski. - Niestety, nie powiodło mi się załatwić pomyślnie pańskiej sprawy - informuje Dębski Cyrę. - Napisałem po angielsku list do Meitelsa. Nie odpowiedział mi. Wobec tego zadzwoniłem do niego. Powiedział dość grzecznie, ale zarazem stanowczo, że był wtedy bardzo młody (miał 13 lat, gdy wybuchła wojna - BW) i zupełnie sobie nie przypomina tamtych czasów. Wobec tego niczego w tej sprawie nie zrobi.
   Wanda Cera-Węclewska, córka Stanisława, pisze do Josefa, dołączając do listu rodzinne fotografie oraz kopie dwóch listów Josefa do Tadeusza Cery z 1954 roku. Nie dostaje odpowiedzi. - Niestety, bez dobrej woli ze strony uratowanego Żyda sprawa nie będzie mogła znaleźć pozytywnego zakończenia - ubolewa Joanna Sacharewicz z ŻIH. - Potwierdzenie otrzymanej pomocy przez ocalone osoby jest absolutnie sprawą indywidualną i nie mamy na to żadnego wpływu.
   Wanda pisze do Josefa drugi list: "Dzisiaj ja, Wanda Cera, zwracam się do Pana z całym szacunkiem Panu należnym, z gorącą prośbą jako wnuczka Tadeusza i Marianny Cerów i córka Stanisława Cery o wypełnienie tej ankiety, którą dołączam do listu i poświadczenie prawdy rzeczywistej odnośnie pomocy udzielonej Panu i jego rodzinie przez moich Dziadków, mojego Tatusia i całe jego Rodzeństwo".
   Josef nie odpowiada.

VI

   - Yes - męski, niski głos odzywa się po drugiej stronie Atlantyku.
   - Dzwonię z Polski. Chciałbym rozmawiać z Josefem Meitelsem w sprawie jego ocalenia przez rodzinę...
   Trzask odkładanej słuchawki.

Cyra czy Cera

   Dlaczego bracia noszą różne nazwiska? W 1894 roku, kiedy urodził się Tadeusz i przyszło ten fakt uwzględnić w oficjalnych dokumentach, urzędnik żachnął się: "Co się będziecie nazywać po chłopsku, zapiszemy po pańsku". I zapisał "Cera". Kolejni urzędnicy nie byli już tak łaskawi, dlatego Józef, młodszy o 15 lat od Tadeusza, nosi nazwisko ojca "Cyra". Błędu tego nigdy skorygowano. Kolejne pokolenia Cyrów i Cerów konsekwentnie noszą nazwiska rodziców.
   BOGDAN WASZTYL

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski