Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Złapać oddech

Redakcja
Rodzice dzieci leczonych w Rabce tym bardziej nie mogą zrozumieć decyzji warszawskiej dyrekcji szpitala, która postanowiła zamknąć współtworzącą go Klinikę Chorób Układu Oddechowego i Rehabilitacji. - Czy reforma służby zdrowia ma polegać wyłącznie na utrudnianiu życia pacjentom, i to na dodatek chorym dzieciom? - pyta Teresa Żaba z Miechowa, matka dwóch kilkuletnich córek. To lekarze z Rabki sprawili, że jej córki mogą normalnie żyć.

Od czasu do czasu powietrze przeszywa prawdziwa kanonada kaszlu. Gdyby nie świadomość, że to klinika dla dzieci, można by sądzić, że tak kaszlą mocno schorowani starcy.

 W latach 70. i 80. na miejsce w Dziecięcym Szpitalu Klinicznym w Rabce czekało się w długiej kolejce. Ostatnio szpital przeżywał trudne chwile, ale w ubiegłym roku, dzięki bolesnym zabiegom restrukturyzacyjnym i organizacyjnym, złapał oddech i jako jedna z niewielu placówek służby zdrowia w kraju może pochwalić się, że nie ma długów.

 Piątek, 23 lutego był ostatnim dniem funkcjonowania Kliniki Chorób Układu Oddechowego i Rehabilitacji. W pokojach, gdzie jeszcze niedawno leżeli mali pacjenci, piętrzą się stosy toreb i waliz. Dzieci, ubrane jak do podróży, dostosowały się do powagi sytuacji. Nie słychać ich krzyku i śmiechu. Tylko od czasu do czasu powietrze przeszywa prawdziwa kanonada kaszlu. Gdyby nie świadomość, że to klinika dla dzieci, można by sądzić, że tak kaszlą mocno schorowani starcy.
 - To nic wielkiego - uspokaja mnie Teresa Żaba. Jej córki, 4,5-letnia Kasia i 2,5-letnia Oliwia, i tak są teraz w "świetnej kondycji". - Gdyby pani słyszała i widziała, jak te nasze dzieci męczyły się w domach. Cała rodzina przeżywała gehennę - wzdycha matka dziewczynek. - Co miesiąc, z regularnością szwajcarskiego zegarka, przechodziły zapalenie krtani. W tym samym dniu choroba atakowała oskrzela, a kończyło się na zapaleniu płuc. Lekarze w Miechowie twierdzili, że to astma, a leczenie będzie długie i żmudne. Szpikowano je antybiotykami. Dzieci były blade i chude. Poradzono nam, żeby jechać na konsultację do Krakowa. I dopiero jeden z tamtejszych lekarzy skierował nas do Rabki. W Klinice Chorób Układu Oddechowego dzieci poddano specjalistycznym badaniom. Okazało się, że to nie jest astma i że Kasia i Oliwia niepotrzebnie brały tak duże dawki antybiotyków. Dziewczynki wspaniale się tutaj czują. Zwłaszcza że mogę być razem z nimi. Planowałyśmy powtórzyć kurację we wrześniu. A tu słyszę, że klinika ma być zlikwidowana. Jestem zbulwersowana, tak samo jak wszyscy inni rodzice. Czy na tym ma polegać reforma służby zdrowia?
 Historia choroby 8-letniego Igora Piąstki z Koszalina brzmi jeszcze bardziej dramatycznie. Igor jest dzieckiem uczulonym na wiele substancji chemicznych. Z powodu pewnych defektów krtani i tchawicy dusi się nawet po zażyciu niektórych leków. Choruje, bo pierwsze lata życia spędził w mieszkaniu, w którym stwierdzono obecność fenolu i formaldehydu. - Dziecko ginęło na naszych oczach - opowiada Jolanta Piąstka. - Wędrowaliśmy od lekarza do lekarza. Po to, żeby zarobić na leczenie syna, mój mąż od sześciu lat przebywa w Niemczech na saksach. Jeden z ostatnich lekarzy, do którego trafiliśmy z Igorem, na tyle był szczery, że powiedział, że on nam nie może pomóc. Zaproponował Rabkę. Dopiero tutaj moje dziecko odżyło.__Jego stan jest na tyle dobry, że opiekujący się nim doktor Ciołek odstawia kolejne leki. Boże, gdyby ktoś skierował mnie do Rabki dwa lata wcześniej... Moje dziecko uniknęłoby choć części niepotrzebnych cierpień.
 Teresa Żaba i Jolanta Piąstka podkreślają profesjonalizm rabczańskich lekarzy oraz ich wspaniałe podejście do małych pacjentów. - Czy pani wie, że doktor Ciołek chodzi po klinice z kieszenią pełną cukierków, że wydzwania do rodziców, aby informować ich na bieżąco, jaki jest stan zdrowia dzieci? Dopiero tutaj zrozumiałam, co to znaczy całościowe podejście do pacjenta. Do tej pory miałam wyłącznie złe doświadczenia z kontaktów ze służbą zdrowia. Tutaj nabrałam zaufania do lekarzy - mówi Jolanta Piąstka.

Autorytety i animozje

 Dr Grzegorz Ciołek przyjechał do Rabki z Warszawy w okresie, gdy dyrektorem szpitala klinicznego był prof. Jan Rudnik. - Przyjechałem poniekąd dla profesora Rudnika - opowiada lekarz. - To był człowiek o wielkim autorytecie naukowym. Stworzył z tego szpitala nowoczesny ośrodek leczenia chorób płucnych. Właśnie minęła piętnasta rocznica śmierci profesora. Gdyby wiedział, co się dzisiaj u nas dzieje... W każdym razie zastanawiam się, czy nie wrócić do Warszawy.
 Dr Ciołek, mimo że jest równocześnie przewodniczącym tutejszego Związku Zawodowego Lekarzy, nie zna szczegółowych przyczyn likwidacji kliniki (jest ona jedną z pięciu wchodzących w skład rabczańskiego instytutu).
 - Cieszę się, że zanim doszło do likwidacji, udało mi się zorganizować dodatkowe, kilkudniowe turnusy. Żal mi tych dzieci, ich rodziców, żal tego zespołu specjalistów z różnych dziedzin: lekarzy, pedagogów, psychologów (wiele z chorób układu oddechowego ma podłoże psychiczne), osób innych specjalności - mówi dr Ciołek. - Co prawda dyrekcja twierdzi, że zostaniemy przeniesieni do innych klinik, ale to już nie będzie zespół, a poza tym zostaną zaprzepaszczone wszystkie nasze osiągnięcia. A wypracowaliśmy znakomite metody leczenia wielu schorzeń płucnych.
 W szpitalu nieoficjalnie mówi się, że Klinikę Chorób Płucnych rozwiązano, wykorzystując jako pretekst to, iż jej szef - prof. Janusz Hałuszka, który równocześnie wykłada w Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego - został profesorem mianowanym tej uczelni, co oznacza, że miał dwa etaty: w Krakowie i w Rabce. Obrońcy prof. Hałuszki twierdzą, że jako niegdysiejszy dyrektor rabczańskiego instytutu jest jedyną osobą, która nie obawia się wystąpić przeciwko decyzjom warszawskiej dyrekcji i dlatego jest niewygodny.
 - To prawda. Na zwoływanych z rzadka posiedzeniach Rady Naukowej Instytutu występuję często z niepopularnymi poglądami - mówi prof. Hałuszka. - Generalnie uważam, że warszawska dyrekcja zaczęła nas traktować jak swoją kolonię. Decyzja o zamknięciu kliniki, którą kierowałem, to jeden z dowodów na prawdziwość tej teorii. Urzędnicy z Warszawy jednym pociągnięciem pióra przekreślili kilkudziesięcioletni dorobek wielu ludzi. Najgorsze jest to, że ucierpią na tym dzieci. Warto wspomnieć, że m.in. dzięki osiągnięciom tej kliniki śmiertelność wśród dzieci chorych na zwłóknienia płuc zmniejszyła się z 90 proc. w latach 60. do 10 proc. obecnie.

Posunięcia strukturalne

 - Zamknięcie Kliniki Chorób Układu Oddechowego jest wynikiem pewnych posunięć strukturalnych, związanych z obecną sytuacją epidemiologiczną - to opinia dr. Joachima Buchwalda, dyrektora oddziału Instytutu Gruźlicy i Chorób Płuc w Rabce-Zdroju. Jego zdaniem, "nie ma już takiego zapotrzebowania na leczenie typu sanatoryjnego jak niegdyś". W odpowiedzi na list protestacyjny rodziców dzieci leczonych w klinice, dyrektor zapewnił, że "lekarze zostaną przesunięci do innych klinik" i "że nie powinno być problemów z opieką nad dziećmi, które do tej pory prowadzili".
 Dr Buchwald przyznaje, że istotnie, szpital nie ma obecnie długów, ale ma za to w tym roku o 7 proc. mniejszy budżet i wielkie zobowiązania. Głównie te wynikające z ustawowej podwyżki płac i konieczności wypłacenia trzynastych pensji. _Dyrektor nie ukrywa, że będą kolejne redukcje załogi. W jego opinii, to "_nieuniknione koszty restrukturyzacji", która, jeśli się nie uda, "może doprowadzić do jeszcze gorszych skutków niż likwidacja jednej kliniki".
 Szpital dziecięcy w Rabce ma ponad 110 lat i jest placówką wielce zasłużoną. W latach 70. i 80., gdy jego dyrektorem był szanowany i wspominany do dziś dr Jan Rudnik, budżet ośrodka był większy niż ten, którym dysponowało miasto Rabka. Na miejsce w szpitalu czekało się wiele miesięcy. - Jeszcze w połowie lat 90. nikt nie przypuszczał, że i dla nas idą ciężkie czasy. Gdzieś tam w Polsce redukowano załogi stoczni, likwidowano PGR-y, a my żyliśmy spokojnie.
 - Kłopoty zaczęły się wraz z nadejściem reformy służby zdrowia i koniecznością usamodzielnienia się szpitala - wspomina Marek Ziemianin, przedstawiciel "Solidarności" w rabczańskim instytucie.
 Początek reformy oznaczał drastyczne zmniejszenie się liczby małych pacjentów. Lekarze rejonowi obawiali się (niektórzy zresztą nadal się boją) wypisywać skierowania do Rabki, bo nie wiedzieli, jak będzie funkcjonował nowy system. Wszystko to odbiło się na kondycji polskich uzdrowisk.
 Aby ratować swój zakład pracy (niegdyś jeden z najpotężniejszych w regionie), pracownicy Dziecięcego Szpitala Klinicznego jednorazowo zrezygnowali z premii. Związki zawodowe zgodziły się nawet na redukcję załogi.
 - Byliśmy postawieni pod ścianą. Zwolniono 260 pracowników. Sądziliśmy jednak, że będzie to dramat w jednym akcie. Tymczasem ostatnio znowu pojawiły się pogłoski, że szykują się kolejne zwolnienia. Mają objąć około stu osób - mówi Marek Ziemianin. W jego opinii, szansą na uniknięcie tych zwolnień i zapewnienie lepszej przyszłości dla szpitala byłoby połączenie dwóch placówek: rabczańskiego oddziału Instytutu Gruźlicy i Chorób Płuc oraz Szpitala Miejskiego. Gdyby to nastąpiło, wówczas można by bardziej racjonalnie wykorzystać sporą bazę instytutu (32 budynki położone na prawie 15 hektarach). Przede wszystkim jednak uratowano by część etatów, które pierwotnie miały być zlikwidowane w obu placówkach. Niestety, na razie mariaż się nie udał.
 Wtajemniczeni mówią, że z powodu niemożności dogadania się starosty powiatu nowotarskiego Jana Lasyka i dyrektora warszawskiej centrali Instytutu Gruźlicy i Chorób Płuc prof. Kazimierza Roszkowskiego. Starosta twierdzi, że instytut nie przedstawił szczegółowych zasad, na jakich miałoby się odbyć połączenie majątku obu placówek i że nie dokonał restrukturyzacji osobowej. Ponadto, w opinii starosty, nie przygotowano na czas odpowiednich materiałów, które pozwoliłyby obu placówkom występować wspólnie podczas renegocjacji kontraktów z kasami chorych. Prof. Roszkowski z kolei twierdzi, że nie doszło do złożenia wspólnej oferty do kas chorych z powodu "zaniechania starosty".
 Starosta nie wyklucza, że "temat fuzji obu placówek może być podjęty w przyszłym roku". Prof. Kazimierz Roszkowski odpowiada na to, że instytut nie ma aż tyle czasu i musi podjąć kolejne kroki restrukturyzacyjne, bo w przeciwnym razie utraci płynność finansową. Profesor nie ma jeszcze konkretnych planów co do rabczańskiej placówki. Sugeruje, że dziury w budżecie trzeba będzie łatać poprzez uruchamianie działalności komercyjnej.

Niepewność

 Ewa, Marta i Katarzyna, trzy młode kobiety pełniące w Klinice Chorób Układu Oddechowego obowiązki pedagogów dziecięcych, pakują w foliowe worki jakieś obrazki, rzeźby z plasteliny, książeczki itd. - To cały nasz dorobek zawodowy. Prawdopodobnie pójdzie na marne - mówią z żalem. Z ich opowieści wynika, że pracownicy kliniki od trzech lat żyli w niepewności (raz już się przeprowadzali). Dziewczyny starają się zrozumieć decyzję swojej dyrekcji. Z drugiej jednak strony widzą, że pacjentów nie brakuje, a od matek dzieci słyszą, że "nie jest łatwo uzyskać skierowanie na leczenie do Rabki".
 Nie tylko pracownicy likwidowanej kliniki z niepokojem myślą o przyszłości. Rabczańska młodzież przez ostatnie lata kształciła się w kierunkach związanych z usługami uzdrowiskowymi. Teraz jest tu spora grupa bezrobotnych pedagogów specjalnych, pielęgniarek dziecięcych, fizykoterapeutów, a także pracowników fizycznych i techników, którzy tworzyli niegdyś brygady remontowe w lecznicach. Będzie ich jeszcze więcej, bo zwolnienia zapowiadają niemal wszystkie istniejące na tym terenie sanatoria i szpitale. Już dzisiaj Rabka ma najwyższe bezrobocie wśród wszystkich gmin powiatu nowotarskiego.
  GRAŻYNA STARZAK

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski