Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Po co mi ten pisarczyk

Redakcja
- Czy, Pana zdaniem, gen. Wojciech Jaruzelski został zwerbowany przez Informację Wojskową?

Rozmowa z płk. dr. LECHEM KOWALSKIM, biografem gen. Wojciecha Jaruzelskiego

   - Jestem o tym przekonany. Moim zdaniem został zwerbowany na przełomie marca i kwietnia 1946 r., kiedy to jego 5. Pułk Piechoty działał w ramach Grupy Operacyjnej "Hrubieszów". Na terenie powiatu hrubieszowskiego w tamtym czasie zgrupowane były potężne siły komunistycznego aparatu terroru, zarówno sowieckie, jak i polskie. Działały tu m.in. jednostki z 64. Dywizji NKWD, regularne jednostki armii sowieckiej czy funkcjonariusze z Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Hrubieszowie. Jaruzelski, obok sowieckiego szefa sztabu swego 5. pp, mjr. gwardii Fomina, był mózgiem tych operacji. Utrzymywał stały kontakt z Sowietami i ubowcami z Hrubieszowa.
   Wydaje mi się, że pracownicy IPN popełniają błąd, szukając materiałów archiwalnych dotyczących początków agenturalnej przeszłości gen. Wojciecha Jaruzelskiego w aktach 2. Dywizji Piechoty, której podlegał 5. Pułk Piechoty, gdzie służył por. Jaruzelski.
   - To, gdzie pracownicy IPN powinni szukać dowodów nawiązania współpracy Jaruzelskiego z Informacją Wojskową?
   - W materiałach dotyczących 3. Dywizji Piechoty, bowiem na krótko (przez około 1-2 miesiące) 5. Pułk Piechoty - w ramach Grupy Operacyjnej "Hrubieszów" - został podporządkowany 3. Dywizji Piechoty. I w tym zbiorze archiwalnym winny być prowadzone kwerendy archiwalne. Dotyczy to marca i kwietnia 1946 r. Prawdopodobnie wtedy por. Jaruzelskiego przejął jeden z oficerów Informacji Wojskowej 3. Dywizji Piechoty. Dywizja ta była bowiem - na czas operacji hrubieszowskiej - znacznie bardziej niż 2. Dywizja Piechoty nasycona kadrami osławionej Informacji Wojskowej.
   Obawiam się, że pracownicy IPN nie rozróżniają współpracy operacyjnej Jaruzelskiego od agenturalnej. Oficjalnie współpracował na poziomie operacyjnym z Informacją Wojskową.
   - A Pan skąd to wie?
   - Natrafiłem na dokumenty z wiosny 1946 r. sygnowane przez sowieckich oficerów Informacji Wojskowej o nazwiskach: Czawgan, Reczyc oraz Mierzejewski. Z tym ostatnim Jaruzelski oficjalnie współpracował. Zresztą sowieccy oficerowie Informacji Wojskowej przy werbunku nie mieli wielkiego wyboru. Starali się werbować inteligentnych ludzi, a takich nie było wówczas wielu w szeregach Wojska Polskiego. Jaruzelski brylował na tle kadry oficerskiej, z której znaczna część miała za sobą 2-3 klasy szkoły podstawowej. Jaruzelski, syn szlachecki, absolwent gimnazjum Ojców Marianów, był w tym towarzystwie łakomym kąskiem dla tego typu służb. Sowieci nie byli idiotami, nie werbowali chłopków-roztropków. Musimy też pamiętać, że w lipcu 1943 r. to sowieckie WKU zakwalifikowało Jaruzelskiego do szkoły oficerskiej, a nie polscy kadrowcy z formacji gen. Zygmunta Berlinga
   - Komunistom sowieckim nie przeszkadzała rodzinna przeszłość Jaruzelskiego? Ród Jaruzelskich wywodzi się przecież z pogranicza Mazowsza i Podlasia, a jego korzenie sięgają przełomu XV i XVI stulecia.
   - Gdy chcieli, by im to nie przeszkadzało, to marginalizowali szlachecką przeszłość, by przypomnieć choćby Feliksa Dzierżyńskiego, który mimo że miał szlachecki rodowód, stanął na czele służb specjalnych Rosji sowieckiej. W przypadku Jaruzelskiego było podobnie. Jednak w zamian za to, aby Moskwa "machnęła ręką" na jego pochodzenie, musiał zapłacić.
   - Czy w 1946 r. Jaruzelski mógł odmówić werbunku?
   - On mógł.
   - Inni nie?
   - Tym, którzy mieli przeszłość AK-owską czy WiN-owską i wstępowali później do Ludowego Wojska Polskiego, groziło w razie odmowy aresztowanie, a nawet musieli liczyć się ze śmiercią. Jaruzelski był w innej sytuacji, takiej przeszłości za sobą nie miał. Od początku był lojalny wobec władzy komunistycznej, Związku Sowieckiego. W jego przypadku odmowa współpracy z Informacją Wojskową skutkowałaby jedynie usunięciem go z wojska. Widziałem sporo dokumentów, które mówią, że jakiś oficer został usunięty z wojska na wniosek oficera Informacji Wojskowej. Takie źródło należy czytać jako wyrzucenie z armii za niezgodę na werbunek Informacji Wojskowej lub na doraźne donoszenie na kolegów.
   - W książce poświęconej biografii wojskowej gen. Wojciecha Jaruzelskiego pisze Pan, że w szkole oficerskiej w Riazaniu (1943 r.) niczym się nie wyróżniał.
   - Był bardzo przeciętnym kursantem, w bardzo przeciętnej szkole oficerskiej. Nigdy zresztą nie ukończył szkoły oficerskiej z prawdziwego zdarzenia. Ma za sobą jedynie kursy i eksternistycznie ukończoną Akademię Sztabu Generalnego, którą zaliczył w ciągu 1 roku zamiast 3 lat, i to w sytuacji, kiedy ASG podlegała mu służbowo, bo był szefem Szkół i Akademii Wojskowych w Dowództwie Wojsk Lądowych. W mojej ocenie gen. Jaruzelski nigdy nie był oficerem z krwi i kości, zresztą proszę spojrzeć na niego, czy tak wygląda generał mogący porwać za sobą masy żołnierskie. Tak naprawdę był jedynie nadzorcą partyjnym w mundurze generalskim, z ramienia Biura Politycznego KC PZPR. Po nim nie pozostało nic w wojsku, z zakresu sztuki operacyjnej, taktyki czy strategii. O tych sprawach, jak też o profesjonalnym dowodzeniu większymi jednostkami, nie miał większego pojęcia.
   - W 1957 r. został przecież dowódcą 12. Dywizji Piechoty.
   - Owszem, został na siłę wypchnięty na to stanowisko, ale miał świadomość, że do roli dowódcy się nie nadaje. Zresztą miał też o nim taką opinię gen. Zygmunt Huszcza, wówczas dowódca Pomorskiego Okręgu Wojskowego, któremu podlegała 12. Dywizja Piechoty, a który to stwierdził: - Po co mi ten pisarczyk.
   - A co inni o tym sądzili, zwłaszcza jego koledzy?
   - Odbyłem wiele rozmów z oficerami, którym skarżył się, że nie poradzi sobie z kierowaniem dywizją. Do Szczecina, gdzie stacjonowało jej dowództwo, został skierowany wbrew sobie. Nim stanął na czele ponad 10-tysięcznej 12. Dywizji Piechoty, miał za sobą dowodzenie 20-30 ludźmi w okresie wojny. I to mówi chyba samo za siebie, że nie miał pojęcia o dowodzeniu na szczeblu taktycznym.
   - Do 1960 r. stał jednak na czele 12. Dywizji Piechoty i jakoś sobie radził.
   - Tak, bo postarał się o wsparcie ze strony dowódców z krwi i kości. Szefem sztabu był płk Michał Dodik i to on wykonywał czarną robotę na poziomie taktycznego dowodzenia dywizją, łącznie z przygotowywaniem ćwiczeń dywizyjnych i ich przeprowadzaniem. Z kolei z Warszawy wspomagał Jaruzelskiego płk Michał Sadykiewicz, wówczas zastępca Szefa Zarządu Szkolenia w Dowództwie Wojsk Lądowych, który informował go o planowanych kontrolach i inspekcjach 12 DP, tak, by mógł się na czas przygotować. To byli oficerowie pochodzenia żydowskiego, którym później - w okresie czystek antysyjonistycznych w Wojsku Polskim w 1967 r. - tak się odpłacił, że zostali usunięci z szeregów wojska. Jaruzelski palcem nie kiwnął w ich obronie.
   - Ale przecież Jaruzelski do końca PRL otaczał się kolegami z okresu szkolenia w Szkole Oficerskiej z Riazania. "Riazańczykami" byli m.in.: gen. Florian Siwicki, minister obrony narodowej w latach 1983-1990, gen. Zygmunt Huszcza, dowódca Pomorskiego Okręgu Wojskowego, podsekretarz stanu w MON w stanie wojennym, gen. Bolesław Chocha, szef Sztabu Generalnego, gen. Czesław Waryszak, dowódca Śląskiego Okręgu Wojskowego.
   - To prawda. Te listę można uzupełnić o kilka jeszcze znaczniejszych nazwisk w PRL-owskim wojsku. Cechowała ich jedna wspólna cecha: znikome wykształcenie wojskowe i bezwzględne oddanie Związkowi Sowieckiemu. Nie bez kozery mówiło się, że Ludowym Wojskiem Polskim rządzi "obsługa CKM-ów z Riazania". Cała generalicja, którą sobie dobrał Jaruzelski w latach 60., była mu lojalna przede wszystkim dlatego, że zdawali sobie świetnie sprawę, iż tylko on ma doskonałe układy na Kremlu, a oni nic tam nie znaczą. Jedno jego skinienie i przestawali służyć w wojsku. W ten sposób wykończył wielu generałów, o czym piszę w swojej książce "Generał ze skazą".
   Na dowód, że Jaruzelski kierował się własnym interesem, podam inne fakty. Sporządziłem listę osób, które powinny ponieść odpowiedzialność za masakrę na Wybrzeżu w 1970 r. Obok nazwisk wypisałem datę ich śmierci.
   - I co?
   - Gen. Grzegorz Korczyński zmarł w 1972 r. Rok później Jaruzelski oskarża go jako jednego z głównych winowajców wydarzeń grudniowych. W 1982 r. umiera Władysław Gomułka. I niemal od razu można przeczytać, że Jaruzelski winę za strzelanie do robotników składa na Gomułkę. Kiedy pod koniec lat 80. umierają Zenon Kliszko i Józef Cyrankiewicz - to również ich pogrąża. Szczęście ma Stanisław Kociołek, że nie umarł jeszcze, bo z pewnością Jaruzelski postawiłby go obok Gomułki, jako jednego z głównych winowajców wydarzeń na Wybrzeżu.
   On nigdy do niczego się nie przyznał. Zawsze się wykręcał, wybielał, oszukiwał, zrzucał winę na innych. Proszę zwrócić uwagę na taką charakterystyczną rzecz, z jakim grymasem cierpienia na twarzy i z laseczką udaje się na rozprawy do sądu, w związku z grudniem 1970 r. Ale proszę zajrzeć do serwisu zdjęciowego PAP, gdzie jest fotografia z przyjęcia u Jerzego Urbana z tego samego miesiąca: gęba uśmiechnięta i bez laseczki. Robi z Polaków idiotów.
   - Skoro gen. Wojciech Jaruzelski przez prawie 30 lat zajmował ważne stanowiska w PRL, a przez prawie 10 lat był numerem jeden, to dlaczego nie kazał pozbyć się dokumentów, które mogłyby go kompromitować?
   - Bo tego się nie da zrobić. Przez rok robiłem kwerendę dokumentów w sekretariacie Komitetu Obrony Kraju. Wówczas na moich oczach niszczono te materiały, ale nie sposób ich zupełnie usunąć w przypadku kogoś takiego jak Jaruzelski. Ślady jego działalności znajdują się w setkach, tysiącach źródeł. Ich wszystkich nie sposób zniszczyć, no chyba żeby do tego celu zatrudnił dywizję ludzi.
   - Czy w karierze wojskowej i politycznej pomagało Jaruzelskiemu to, że współpracował z Informacją Wojskową?
   - Nie radzę przywiązywać większego znaczenia do agenturalnej przeszłości Jaruzelskiego.
   - Dlaczego?
   - Bo przekonywanie i dowodzenie jej przypomina mi odkrywanie Ameryki. Gen. Jaruzelski był tak naprawdę najwierniejszym sługą Moskwy. Kreml mógł obawiać się tego, co zrobi Gomułka czy Gierek, ale w 100 procentach był pewny Jaruzelskiego. Z drugiej strony generał miał świadomość znaczenia i wpływów na Kremlu. I wygrywał dzięki temu wszystko, co chciał. Spośród wszystkich członków Biura Politycznego KC PZPR miał najsilniejszą pozycję w Moskwie. Przywódcy sowieccy, nie tylko zresztą w Polsce, liczyli na pupilka, czyli Jaruzelskiego, ale również wysługiwali się nim w czasie posiedzeń Komitetu Ministrów Obrony Układu Warszawskiego, kiedy było trzeba zreferować problemy, o których nie wypadało mówić Moskwie. Wówczas czynił to Jaruzelski. Podkreślić jednak trzeba, że Moskwa nie musiała do niczego przymuszać Jaruzelskiego. On był gorącym orędownikiem ZSRR z własnego wyboru. Jego nie trzeba było werbować. On się sam czuł zwerbowany.
   - To dlaczego większość Polaków, w tym historycy, nie zdają sobie z tego sprawy?
   - Polacy kochają mundur, a on go uosabia. Zresztą wychowano ich na bujdach - drukowanych - na temat dokonań Jaruzelskiego. A jest to stek bzdur. Wszystkie jego wyczyny - w charakterze zwiadowcy w czasie ostatniej wojny - podważam w książce. Każdy oficer zwiadu w 5. Pułku Piechoty był lepszy od Jaruzelskiego, dokumentują to zresztą kroniki pułkowe z tego okresu, gdzie o dokonaniach Jaruzelskiego nie ma ani słowa, a o innych zwiadowcach całe strony udokumentowanych działań na pierwszej linii ognia.
Rozmawiał:
WŁODZIMIERZ KNAP

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski