Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Okna zabite na dobre

Redakcja
"Wierzy pani w to gówno, które opowiadam w wywiadach?" - szczerze pyta dramaturg rosyjski Nikołaj Kolada panią redaktor Annę Żebrowską, która z nim właśnie wywiad przeprowadza.

Wyznania szczerego entuzjasty teatru

Istotnie, jest coś narzeczy. Gdy człowiek wgłębi się wtę pogwarkę Polki zRosjaninem przedrukowaną z"Wyborczej" wprogramie przedstawienia "Gąska", prędko pojmuje, że rodak Antoniego Czechowa dobrze wie, oczym mówi, gdy pyta, oco pyta. Tak, jakoś nie sposób całego tego przez Koladę odmalowanego kolorytu lokalnego poważnie traktować. Gada -iodsłowa dosłowa, odzdania dozdania, znarracji malowniczej wyskakuje klasyczny, godzien folderów krajoznawczych, eksportowy portret twórcy piszącego w____cieniu tajgi.
Rzecz jasna -życie nadnie. Skrobanie jakichś bzdur dogazetki przyzakładowej wmieścinie gdzieś nazapleczu imperium. Bida znędzą. Wsklepach tylko majonezy ischnący chleb. Zostaje -ochlaj. Długie dni hektolitrów, długie noce czekania naotwarcie sklepów, długie lata tańczących delirek, aż wreszcie cud -piórem wdrżącej łapie Kolada zapisuje pierwsze takty debiutanckiej sztuki. Słowem -dramaturg, co zlazł zjednej ztaśmowo dzierganych rosyjskich makatek... Aliści, wśrodku tej agitki uroczej -dwa zdania inne. Zdania ciemne. "Wnocy budzę się, nagrywam fragment dialogu namagnetofon. Leżę ipociemku płaczę zbezsilności". Płacze zbezsilności. Szuka ukojenia. Płacze. Sam nadnie czerni.
Tak, wśrodku pastelowych dyrdymałów dla dzieci zwiedzających Rosję -nagła szczelina barwy chłodnego popiołu. Nagłe otwarcie naukojenie, przejście napodszewkę pastelowości, która jest tylko dziennym zagadywaniem lęków. Nie wiem, czy we wszystkich teatralnych opowieściach Kolady jest taka nagła zmiana intonacji, nie wiem, bo wkońcu popełnił aż 82 opowieści, więc trudno znać wszystkie, ale wtych, co je znam -migocze popiół. Dokładnie tak, jak wwyreżyserowanej przez Tomasza Obarę "Gąsce".
Przez pierwsze dwie trzecie przewala się przez scenę generalnie to, com wyżej streścił. Pastelowa rodzajowość prowincji imperium. Jakiś lichy pokoik nazapleczu teatrzyku nakrawędzi upadku. Bida znędzą. Opary gorzały wiszą nadwyrem. Waneksie kuchennym chyba tylko majonez ischnący chleb. Podpierzyną siedemnastej świeżości -miejscowa kapłanka Melpomeny, niejaka Nonna (Iwona Sitkowska), imiejscowy kapłan Melpomeny, Fiodor (Tadeusz Łomnicki). Zaraz wychyną, bo zaraz donory żałosnej miłości wpadnie kolejna kapłanka Melpomeny, Ałła (Beata Schimscheiner). Wpadnie irozpęta piekło. Rzecz jasna -piekło zazdrości.
ZaAłłą przybiegnie kapłanka Diana (Małgorzata Krzysica) -połowica Fiodora, wreszcie stanie wprogu kapłan Wasilij (Kajetan Wolniewicz), mąż Ałły, zktórym Nonna też kiedyś to samo, co teraz zFiodorem. Albowiem kapłanka Nonna tak bardzo kocha teatr, że wkażdej wolnej chwili dba okapłanów... Ityle. Klasyczna komedia rodzajowa, często gęsto ocierająca się o"slapstikowe" tonacje. Rozwrzeszczane, godne krajoznawczego foldera piekiełko zazdrości gdzieś wnorze nazapleczu nieczynnej toalety prowincjonalnego teatru nakrawędzi upadku. Boki zrywać.
Odsłowa dosłowa, odzdania dozdania, odkrzyku dokrzyku spirala kabaretowych hec, kraszonych semantycznym mięsem, rozkręca się nieprzytomnie. Fruwają wszelkie obscena, buty ikubki. Porcelanowy nocnik podwyrem skacze jak opętany. Pot zalewa skóry, fatałaszki ipierzynę. Zachwilę ta blada banda gotowa rozpirzyć ściany... I____właśnie wtedy Obara zatrzymuje koniec świata.
Nadwie, trzy sekundy bohaterowie kostnieją wpół gestu. Cisza jak głaz schodzi znieba. Nocnik milknie. Nagle odchodzą światła. Nie widać nic. Może wtedy pięć skostniałych figur płacze zbezsilności? Może przez szczeliny wsercach, szczeliny barwy wystygłych popiołów -każdy przełazi napodszewkę opętańczych swych wrzasków sprzed chwili? Gdy wraca światło -powtarzają parę fraz, naktórych przerwali, ale powtarzają wzupełnie innej intonacji. Uspokoił się pot.
Obara zatrzymuje głupawy finał głupawego świata. Tym parosekundowym inscenizacyjnym zająknieniem dławi "slapstikową" rodzajowość, miażdży kabaretowe wice, ztych, co przez dwie trzecie opowieści byli tandetni imartwi niczym gipsowe figurki King-Konga naodpustowych straganach Mazowsza -wydłubuje ludzi żywych. Bardzo żywych. Ijest tak, jakby każde następne zdanie wistocie znaczyło: już dość, już wystarczy, już dobrze, przytul mnie...
Tak oto tania komedyjka zazdrości zmieniła się wopowieść oposzukiwaniu ukojenia. Pierzchły rechoty, przepadły ryki, zdechły jazgoty. Wróciła mowa. Przybył ciemny spokój wiersza Anny Achmatowej, co go Obara jako motto "Gąski" wprogramie zamieścił. "Okna są zabite nadobre:/ Czy tam mróz, czy burza, czy słota?/ Twoje oczy są tak podobne/ Dooczu ostrożnego kota". Nie wiadomo, co zaoknami. Akilka wersów wcześniej: "Wszetecznice znas ipijacy,/ Niewesoło czas tu spędzamy./ Anaścianach kwiaty iptaki/ Tęsknią zaobłokami". Nie tylko kwiaty zbibuły iwypchane sowy tęsknią. Ałła, Diana, Nonna, Fiodor iWasilij też. Już nie chcą się bać. Choć przez chwilę nie.
PAWEŁ GŁOWACKI
Teatr Ludowy, Scena pod**Ratuszem. Nikołaj Kolada "Gąska". Reżyseria i**opracowanie muzyczne Tomasz Obara. Scenografia i**kostiumy Anna Sekuła.**

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski