Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

O wabieniu miodem starego niedźwiedzia

Redakcja
Stulecie się dopiero rozkręca, więc można każdą przyzwoitą zimę nazwać zimą stulecia. Jest tak jak powinno zimą być! Śnieg, siarczysty mróz... dlaczego co roku się temu dziwimy? W dodatku ludzkość zna przecież wiele sposobów wychodzenia zwycięsko z zimowych opałów. Kondycja pługów śnieżnych mało mnie obchodzi, pękające rury tylko mnie irytują, a zapasy węgla, gazu i energii elektrycznej to nie mój problem, tylko tych, którzy zabierają mi podatki. Natomiast we własnym zakresie mogę zadbać - i dbam - o parę spraw. Drzewo do pieca - jest. Opony zimowe - są. Gorące towarzystwo - bywa. Spiżarnia... otóż to! Żadne puchowe kurtki nie pomogą i żadne zaklęcia, jeżeli w spiżarni nie odłożyliśmy jesienią paru przydatnych ingrediencji. Dla dzieci wysokosłodzone soki, dla dziadków smażone w cukrze owoce, a dla nas... to, co niedźwiedzie lubią najbardziej. Czyli cały asortyment miodopochodny. A więc nalewki wiśniowe i jeżynowe na miodzie - dbaliśmy o nie troskliwie cały wrzesień i październik. Do grudnia się przegryzły i dzisiaj oddają nam swe serce. Nalewki miodowe... Odłożyłem kilka.

Notatnik Oberżyświata:

Ozdobą moich zbiorów jest miodunka Pana Kubali z Wisły. Łączenie miodu ze spirytusem opanował do perfekcji. Ale że lubi też w życiu trochę pikanterii (pod każdym względem), nie doprawia on swojej likierowej pasji tylko goździkami lub cynamonem. On miodunkę pieprzy i paprykuje. I chwała mu za to. W każdej butelce 50-procentowej dobroci pływa nad dnem kilka ziaren pieprzu czarnego i mała papryczka chili. Dzięki temu damska słodycz miodu nabiera też cech zdecydowanie męskich. Delikatnie rysuje esy floresy po przesłodzonym podniebieniu. Przy okazji Pan Kubala jest producentem genialnego zimowego grilla w kształcie lokomotywy. W dodatku od prawdziwych lokomotyw niewiele mniejszego. Więc nie tylko na śnieżnych zaspach można w owym stalowym potworze piec, smażyć i wędzić. Można się też przy takim palenisku ogrzać. Wprawdzie Kubala grillami handluje, ale miodunkę pieprzną wytwarza tylko na własny użytek. Wolałbym, aby czynił odwrotnie.
Skoro więc nie mamy takich przyjaciół (Andrzej Sikorowski też nieźle miody ze spirytusami łączy) skazani jesteśmy na monopolowe sklepy - ani nalewki, ani likieru już sami przed wiosną nie wyszykujemy - kupujmy więc z namysłem. Nasz krupnik trzyma światowe standardy i drogi nie jest. Możemy go też pieprzem i chili (dodałbym też kilka kuleczek angielskiego ziela) potraktować. Ale czekać trzeba dwa tygodnie, a najlepiej dwa miesiące. No to i zima zdąży się skończyć. Można też w zwykłą tradycyjną butelkę wódki włożyć pięć kawałków korzenia chrzanu, kawałków wielkości... papierosa. I dolać trochę syropu cukrowego. Będzie gotowe po trzech dniach. A połączenie chrzanu i cukru w monopolce pozwoli Wam na chwilę o zimie zapomnieć. Tylko pamiętajcie, że chrzan po trzech, najdalej pięciu dniach należy z butelki usunąć, bo nam całość zgorzknieje. Osobiście wolę chrzanówkę wytrawną, ale zimą, do herbaty... Ho, ho, wspaniała i słodka.
Herbaty góralskie to też rzecz warta utrwalenia na nizinach. Składniki inne niż wrzątek herbaciany powinny być dobrane pod gust zmarzniętego. Niektórzy preferują koniaki i whisky, inni likiery i słodkie nalewki, ja do zimowej herbaty dodaję po prostu kilka kropel spirytusu, a słodzę konfiturami. I tu ważna uwaga. Nigdy nie należy dodawać alkoholu przed cukrem. Nie rozpuści się. Więc wpierw słodzimy (cukrem, sokiem, konfiturami), a dopiero gdy ciut przestygnie, dodajemy herbacie "duszy".
Tyle rad, a teraz chwalipięctwo. Ja jesienią o zimie myślałem i w spiżarni odłożyłem na mroźne czasy miodową wódkę bardzo do krupniku podobną, mianowicie niemiecki Bärenfang. Stara to rzecz jak nasz krupnik, pochodzi z nieistniejącej krainy - Prus Wschodnich. Nawet przez wieki trunek ten wspaniały znany był pod rozbudowaną nazwą Ostpreusischer Bärenfang lub Königsberger Bärenfang. Co ciekawe, unijne rozporządzenia regulujące produkcję i handel alkoholem zastrzegają osobno, że nazw tych używać nie należy. Więc został tylko poczciwy Bärenfang, czyli "pułapka na niedźwiedzie" lub "polowanie na niedźwiedzie". Bo też najmocniej śpiącego misia aromat tej miodowej wódki obudzi i zwabi. Składnikami producenci się nie chwalą, ale obok azjatyckich przypraw znanych w deserowym świecie, właśnie dominuje na podniebieniu pikanteria i pieprzność. Na palcach więc chodzę, żeby żadnego misia nie obudzić. Buteleczki w końcu nieduże, moc stonowana do 38 procent - dzielić się trudno. Bärenfang jest tak zacny, że do herbaty nigdy go nie wlewam, stoi obok. Na ogół krótko. I mrozy mam w nosie.
A wschodniopruski relikt nabyłem w Karyntii, tak, tak, w Austrii, tę akurat butelczynę wyprodukowano w Hermagor, gdzie destylatów i miodu nigdy nie marnują. Bo zima nie jest dla nich niczym dziwnym.
PRZEMYSŁAW OSUCHOWSKI
OBERŻYŚWIAT

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski