MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Amerykańskie koszykarki Wisły czują się pod Wawelem jak u siebie

Redakcja
Amerykańskie gwiazdy WNBA w Krakowie (od lewej): Allie Quigley, Danielle McCray i Jantel Lavender FOT. KRZYSZTOF PORĘBSKI
Amerykańskie gwiazdy WNBA w Krakowie (od lewej): Allie Quigley, Danielle McCray i Jantel Lavender FOT. KRZYSZTOF PORĘBSKI
OBYCZAJE. Allie Quigley, Danielle McCray i Jantel Lavender rządzą na polskich parkietach, ale na koszykówce świat się dla nich nie kończy. W Krakowie zwiedzają muzea, chodzą do kina, na kręgle i... na gokarty. Jadają nie tylko w McDonald's, bo polubiły też polską i włoską kuchnię.

Amerykańskie gwiazdy WNBA w Krakowie (od lewej): Allie Quigley, Danielle McCray i Jantel Lavender FOT. KRZYSZTOF PORĘBSKI

Trzy Amerykanki, które więcej czasu spędzają za oceanem, niż w rodzinnych Stanach Zjednoczonych. Od kilku lat podróżują po Europie w pogoni za sportowymi sukcesami w najbardziej amerykańskim ze sportów - koszykówce.

Czy po przyjeździe do Polski czekał je szok kulturowy? Zawodniczki Wisły Can-Pack przekonują, że da się prowadzić życie w amerykańskim stylu również pod Wawelem.

- Na obczyźnie człowiek ma wielką ochotę spotkać jakiegokolwiek rodaka. Nawet na moment, na ulicy - przyznaje Danielle McCray. - Można wtedy choć chwilę pogadać o tym, co słychać w Stanach, choćby o doniesieniach z telewizji. W takich momentach człowiek czuje, jak wiele ma wspólnego z innym Amerykaninem.

Dla 26-letniej McCray przygoda z Polską zaczęła się dość niespodziewanie. Chciała po prostu odwiedzić w Krakowie koleżankę, która występuje w Wiśle Can-Pack, rok młodszą Jantel Lavender (obie grały w zeszłym sezonie we włoskim klubie Famila Schio). Traf chciał, że kontuzji uległa inna zawodniczka, Australijka Erin Phillips. Na zasadach kontraktu tymczasowego McCray zajęła więc jej miejsce w drużynie. Na razie - na próbę, na kilka tygodni.

- W zeszłym sezonie razem z Danielle odkrywałyśmy uroki Wenecji, Rzymu i Mediolanu. Teraz czas na Kraków - ucieszyła się Lavender.

Obie szybko zaprzyjaźniły się z trzecią Amerykanką w drużynie, Alexandrią Quigley. 27-letnia "Quigs" ma z całej trójki najdłuższy staż na europejskich parkietach. Już w 2008 roku przyjechała do węgierskiego Pecsu, by występować w tamtejszym klubie.

- Najtrudniejszy był pierwszy rok za oceanem. Pamiętam, że wtedy chciałam przywozić ze Stanów dosłownie wszystko - przyznaje. - Wydawało mi się, że niezbędnie potrzebuję masła orzechowego, tego czy tamtego... Teraz już doskonale sobie bez tych wszystkich typowych amerykańskich artykułów radzę. A niektóre mogę po prostu już znaleźć w Europie.

"Quigs" czuje się dodatkowo związana z tym regionem Europy, bo jej rodzina ma słowackie korzenie. Po kilku latach gry na Węgrzech zdecydowała się przyjąć tamtejsze obywatelstwo i teraz gra w kadrze naszych "bratanków".

Zauroczenie Starym Kontynentem deklaruje też Lavender. - Uwielbiam Europę, a poza tym łatwo adaptuję się do nowych warunków. Nie mam momentów, w których myślę sobie: "natychmiast muszę wracać do Stanów" - zapewnia. - Chyba nie ma takiej amerykańskiej rzeczy, bez której nie mogłabym żyć.

Gdy rok temu w Wiśle grała inna Amerykanka Tina Charles, na jej koncie na Twitterze pojawiały się głównie zdjęcia z restauracji McDolnald's i KFC.

- Ja nie jestem typem, który szaleje na widok KFC i krzyczy: "Uuu, amerykańska restauracja!" - zastrzega Lavender. - Lubię poznawać inne rodzaje kuchni. Jeśli polska kuchnia znana jest np. z wyjątkowej kiełbasy, to ja chcę tej kiełbasy spróbować. A nie podążać za tym, co już znam.

- Ja też spokojnie mogę żyć bez jedzenia z McDonald's - zapewnia McCray. - Choć zawsze łatwiej jest pójść do znanej sobie restauracji, gdzie znasz menu, wiesz na pewno, że to czy tamto ci smakuje. Amerykanin jest pewien smaku hamburgera z McDonald's, wie, że będzie dobry, bo wszędzie smakuje tak samo. Ja jednak jestem otwartą osobą, nie boję się eksperymentów. Choć czasem pojawia się taka myśl: rany, nie mogę się doczekać momentu, gdy przyjadę do Stanów i zjem sobie moje ulubione burrito.
Największy "szok kulturowy" stał się udziałem siostry Jantel, Jazmine Lavender. Przyjechała do Krakowa razem z siostrą. - To jej pierwsza w życiu wyprawa do Europy. Jesteśmy bliźniaczkami, więc wszystko robimy razem - wyjaśnia Jantel. Szybko okazało się, że w Polsce wiele drobiazgów może ją szokować. Na przykład... wygląd jajek w supermarkecie. "Na skorupce są prawdziwe kurze piórka! W Stanach nigdy coś takiego się nie zdarza. Te jajka muszą być naprawdę świeże!" - zachwycała się na Twitterze.

Jantel i Jazmine starają się jak najlepiej wykorzystać te rzadkie momenty, gdy akurat wiślaczki nie mają treningów, ani meczów. - Czasem chodzimy na kręgle, oglądamy amerykańskie filmy. Obie z siostrą uwielbiamy też gokarty - zaznacza wiślaczka. - Uwielbiamy wszystko, co jest trochę szalone i gwarantuje dobrą zabawę. Staramy się jak najlepiej wykorzystywać wolne dni.

McCray i Quigley często im towarzyszą. - Można połączyć amerykański styl życia z poznawaniem europejskiej kultury. Ja tak robię - podkreśla Danielle. - Oglądam amerykańską telewizję, seriale i filmy. Z kolei na obiad idę do polskiej restauracji. Odwiedzam w Krakowie muzea, staram się poznawać tutejszą kulturę. Ale jednocześnie nie tracę kontaktu ze Stanami, rozmawiam z przyjaciółmi i rodziną za pomocą Skype'a. I tak wygląda tu moja polsko-amerykańska rzeczywistość.

Poprzedni rok Lavender i McCray spędziły we włoskim klimacie. - To był fantastyczny czas - włoska pogoda, kuchnia, sklepy - rozmarza się Jantel. - Z tym, że miasto, w którym grałyśmy, czyli Schio, było nieduże i aby dostać się do jakiegoś większego ośrodka, musiałam podróżować dwie lub trzy godziny. A w Krakowie wszystko mam na miejscu. Mogę po prostu wstać i przespacerować się do galerii handlowej czy dobrej restauracji. Bardzo lubię duże miasta, lubię spotykać masę ludzi, chodzić po sklepach - właśnie to wszystko Kraków mi oferuje.

Zapewnia, że nie tęskni - niczym Zbigniew Boniek - za włoskimi fryzjerami. Mimo że wymyślanie coraz nowszych fryzur to jej wielkie hobby. - We Włoszech korzystałam z pomocy afrykańskich fryzjerek, ale nie brakuje mi tego aż tak bardzo. To byłoby śmieszne, gdybym chciała latać z tego powodu do Mediolanu. W Polsce moja siostra pomaga mi ujarzmić włosy i bawi się w moją fryzjerkę - wyjaśnia Jantel.

Mimo że na boisku potrafi być twarda i nieustępliwa, zapewnia, że poza nim stara się być arcykobieca. - Bardzo często kobiety czują, że skoro zajmują się sportem, to muszą być też "szorstkie" poza parkietem. Ja tak do tego nie podchodzę - twierdzi Jantel. - Owszem, na boisku jestem twarda, ale poza nim uwielbiam robić sobie manicure, chodzić do fryzjera, malować się. Kocham być kobietą i jednocześnie sportowcem.

Jedyne, za czym Lavender i McCray tęsknią po rozstaniu z Italią, to włoska kuchnia. - Znalazłam w Krakowie pewną włoską restaurację, która przypadła mi do gustu, ale tak po prawdzie nie jest to taka autentyczna włoska kuchnia, jakiej miałam okazję spróbować na Półwyspie Apenińskim - przyznaje Jantel.
Czy jest coś, co je w Polsce irytuje? - Najbardziej chyba bariera językowa, z którą czasem się zderzam - mówi McCray. - Czasem frustrujące jest, gdy człowiek chce zamówić sobie coś z dostawą do domu, a osoba, z którą próbujesz rozmawiać przez telefon, nie zna angielskiego. W Schio również było trudno porozumieć się po angielsku. Na szczęście po jakimś czasie w restauracjach zapamiętali nasze twarze i później już od progu wiedzieli, co chciałybyśmy zamówić - śmieje się McCray.

Nieco inaczej widzi to Quigley: - Aż tak tego problemu nie odczuwam. W Krakowie jest dużo studentów, którzy bardzo dobrze znają język angielski - podkreśla. - Problemy pojawiają się jedynie w małych sklepach, np. w warzywniaku.

Lavender dodałaby do listy minusów pobytu w Polsce coś jeszcze: - Panujące tu zimno. Gdy dwa sezony temu grałam w CCC Polkowice, to chłody bardzo mocno dały mi się we znaki. Mam cichą nadzieję, że w Krakowie temperatury będą choć trochę wyższe.

Żelaznym punktem kontraktu koszykarek zza oceanu jest możliwość spędzenia przerwy świątecznej w ojczyźnie. - Święta zawsze spędzam w domu rodzinnym. W Wigilię idziemy całą rodziną do kościoła - mówi Quigley. Czy w jej rodzinie wciąż kultywuje się tradycje bożonarodzeniowe charakterystyczne dla Słowacji? - Niestety, nie zachowały się już żadne zwyczaje z czasów moich słowackich prapradziadków. A szkoda - wzdycha. - W Boże Narodzenie najważniejszym posiłkiem jest wspólne śniadanie, rano też rodzeństwo rozpakowuje prezenty. Nie ma jednak żadnych specjalnych tradycji kulinarnych czy tych samych potraw co roku.

Dla Lavender, która jest bardzo religijna, święta mają głęboką wymowę. - Czasem niestety jest tak, że ludzie przywiązują większą wagę do samych prezentów niż do prawdziwego znaczenia tych świąt - ubolewa.

Ona sama poprzednie święta wielkanocne spędziła w Watykanie. - To było naprawdę wyjątkowe doświadczenie - zapewnia. - Nie każdy ma możliwość odwiedzenia Stolicy Apostolskiej podczas Wielkanocy i wsłuchania się w słowa wybranego kilka dni wcześniej papieża.

Wprawdzie Bożego Narodzenia we Włoszech przeżywać nie miała okazji, ale mogła wczuć się w przedświąteczny klimat.

- W Schio był taki zwyczaj, że drużyna spotykała się z fanami na specjalnej kolacji, gdzie grano świąteczne przeboje, następowała wymiana prezentów. Kibicom bardzo się to podobało, bo mogli poznać bliżej koszykarki, mieli takie osobiste doświadczenia z rozmów z nimi - wspomina.

"Quigs" urzekł z kolei świąteczny nastrój małych miast na Węgrzech i Słowacji: - Bardzo podobały mi się tamtejsze specjalne bożonarodzeniowe kramy ustawiane w centrach miast. Serwowano w nich m.in. grzane wino i narodowe przysmaki.

Quigley nigdy nie miała okazji spędzić sylwestra w Europie. - Zwykle, jeśli mam okazję być na sylwestra w moim rodzinnym mieście Joliet, to relaksuję się na kolacji z przyjaciółmi. To nie ma wiele wspólnego z szaloną imprezą do białego rana. Już nie jestem młoda, by się bawić w takie rzeczy - śmieje się.

Za to McCray i Lavender balowały rok temu w Mediolanie.

- To było fantastyczne, były sztuczne ognie, wszystko, co trzeba - ekscytuje się Lavender. Widać, że chętnie powtórzyłaby taką imprezę w Krakowie. - Gdyby ktoś powiedział mi, że muszę się na kilka lat przenieść do Europy, nie miałabym z tym problemu - deklaruje gwiazda Wisły.

Justyna Krupa

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski