Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kury, gęsi, pawie idą na rzeź

Piotr Subik
Piotr Subik
Robert Miś, gospodarz z Książa Wielkiego, przy pustym kurniku
Robert Miś, gospodarz z Książa Wielkiego, przy pustym kurniku Fot. Piotr Subik
Ptasia grypa. Najpierw zaraza pojawiła się w przydomowym gospodarstwie w Książu Wielkim, dzień później kilometr dalej, w Wielkiej Wsi. Dlatego obszar zapowietrzenia objął aż siedem sołectw, trzeba w nich wybić ok. 2,5 tysiąca ptaków domowych. Ludziom najbardziej szkoda jaj.

- Część padła sama, a resztę „uspali”, u każdego dookoła. Bo tak należało. I tyle... - Leszek Nowak (nazwisko zmienione) niechętnie rozmawia o ptasiej grypie. Ot co, mogła się zdarzyć wszędzie, padło na jego mały kurnik przy ulicy Zamkowej w Książu Wielkim.

Miał tych kur dwadzieścia jeden, do tego parę indyków, łącznie nieco mniej niż 30 sztuk drobiu. Teraz nie ma niczego. I pewnie nieszybko odbuduje skromną hodowlę, bo to obok jego domu jako jedynego w Książu Wielkim wisi teraz żółta tablica z napisem „Wysoce zjadliwa grypa ptaków. Wstęp wzbroniony”. Trwa kwarantanna. Po obejściu biega więc tylko cocker spaniel. Biega jakby bez celu, bo wcześniej te zdechłe i wybite kury i indyki po prostu dla zabawy gonił... - Niosły jaja, niosły, całe lato. Dobre kury, swoje były. Trochę żal - utyskuje Leszek Nowak.

Zaraza w kurnikach

Na początek w kurniku Nowaka padło pięć kur. Pomyślał tak: lisy? Nie, żaden by się nie wdarł za ogrodzenie. Może zjadły coś zatrutego? Ale przecież karmione własną pszenicą, dosypać nikt niczego nie miał szans. Nie zastanawiał się więc, zabrał jedną z padłych kur i pojechał przebadać ją do Zakładu Higieny Weterynaryjnej w Krakowie.

Stamtąd próbki przesłano do Państwowego Instytutu Weterynaryjnego w Puławach i już po niespełna dobie było wiadomo, że to wysoce zjadliwa grypa ptaków, czyli HPAI, konkretnie podtypu H5N8. Czyli niegroźny dla ludzi (choć mogą go przenosić np. na ubraniach czy ciele), ale niebezpieczny dla drobiu. Trzeba było działać. Zwłaszcza że zanim ptasią grypę potwierdzono, u Leszka Nowaka źle czuć zaczęły się również indyki. Chodziły jakby otumanione. - Zabiłem je, miały przed sobą dwie, może trzy godziny życia - mówi gospodarz. Badania w Puławach i w tym przypadku potwierdziły, że dopadła je grypa.

Powiatowy inspektor weterynarii w Miechowie Mieczysław Włudzik nie ukrywa, że odkąd 20 grudnia o godz. 18 do inspektoratu dotarło potwierdzenie wystąpienia ogniska ptasiej grypy w Książu Wielkim, sprawy nabrały tempa. - Jesteśmy zwarci i gotowi, mało nas, ale dajemy radę. Do godziny 23 cały drób w tym gospodarstwie był już uśpiony i przekazany do utylizacji - mówi Włudzik.

Ale w tym samym dniu pojawił się kolejny problem - padły indyki w Wielkiej Wsi, może kilometr w prostej linii od zapowietrzonego kurnika w Książu Wielkim. To też była ptasia grypa. Tam trzeba było zabić 15 indyków i 45 kur. - Nie ma wyboru, nikt się nikogo nie pyta o zdanie. Przyjeżdża ekipa, pokazuje nakaz, „do widzenia” z kurnika i gazują - opowiada Robert Miś, brat właścicielki stada drobiu w Wielkiej Wsi.

Oczywiście, w kurnikach likwidowanych profilaktycznie kto chciał, mógł wcześniej ubić kury i zamrozić na rosół. Wirus ginie w temperaturze 70 st. C.

Siedem wsi w kłopocie
Najpierw wydawało się, że wystarczy zlikwidować ptactwo domowe w promieniu tylko pół kilometra od domu Leszka Nowaka. Ale kiedy potwierdzono istnienie drugiego ogniska H5N8, obszar zapowietrzenia miał już promień 3 km i objął siedem spośród 22 sołectw w gminie. To również Konaszówka, Małoszów, Mianocice, Cisia Wola i Częstoszowice. Inspektorzy z weterynarii policzyli na tym terenie drób co do sztuki, wyszło tego około 2,5 tys.

Musiał zapaść wyrok śmierci. - Kury, gęsi, kaczki, perliczki, jak ktoś miał; nawet kilka pawi. Dobrze, że u nas fermy drobiu są tylko w Głogowianach-Wrzosach. Ale właściciel miał szczęście i sprzedał indyki jesienią - zauważa Zbigniew Szumerowski, inspektor ds. obronnych w gminie Książ Wielki.

Pojawienie się ptasiej grypy w Miechowskiem wymusiło działania ze strony samorządu, m.in. zwołania posiedzenia sztabu kryzysowego. To podczas niego ustalono, że na drogach dojazdowych do strefy zapowietrzonej pojawią się maty dezynfekcyjne (a właściwie warstwa piasku zmieszanego z solą), które co kilka godzin strażacy z OSP nasączać będą środkami chemicznymi, żeby zaraza się nie rozprzestrzeniała.

Od razu też pojawiły się pytania, skąd ptasia grypa akurat w Książu. - Mamy u nas stawy rybne, przylatują kormorany, czaple, dzikich kaczek jest mnóstwo. A to ptactwo wodne przenosi wirusy - tłumaczy Zbigniew Szumerowski. Dlatego ludziom rozdano ulotki z zaleceniami, bo ptasia grypa jest przecież równoznaczna z zakazem karmienia drobiu na zewnątrz, by kury nie zjadały właśnie zakażonych odchodów dzikich ptaków.

Zastępca wójta Grzegorz Janus nie ukrywa, że ptasia grypa spadła na gminę jak grom z jasnego nieba. Dlaczego? Bo bardziej spodziewać się można było... afrykańskiego pomoru świń. - Dzików po lasach jest pełno, chodzą w stadach po 40, 50 sztuk. A i pogłowie świń w gminie liczy kilkadziesiąt tysięcy, znacznie, znacznie więcej niż kur czy indyków - mówi Grzegorz Janus.

W Małopolsce pod koniec minionego roku występowanie ptasiej grypy stwierdzono też w Czuszowie koło Proszowic i w Dąbrowie Tarnowskiej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski