Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

KSW 37. "Mama ma zakaz oglądania moich walk" - mówi Filip Wolański

Rozmawiała Katarzyna Skoczek
Filip Wolański: Zwiększyłem ilość i moc treningów - codziennie po dwa - a i tak czuję się lepiej niż wcześniej
Filip Wolański: Zwiększyłem ilość i moc treningów - codziennie po dwa - a i tak czuję się lepiej niż wcześniej fot. tomasz bołt
Rozmowa z FILIPEM WOLAŃSKIM, 25-letnim zawodnikiem MMA, który trenuje w klubie Grappling Kraków i nie brakuje mu odwagi. Dziś w Tauron Arenie powalczy na gali KSW 37 z Brazylijczykiem Denilsonem Nevesem de Oliveirą.

- Tydzień przed walką na gali KSW 37 Pana przeciwnik Łukasz Rajewski wycofał się z powodu kontuzji. Organizatorzy postanowili, że zmierzy się Pan z de Oliveirą. Stresująca sytuacja?

- Nie, bo wiedziałem o tym trochę wcześniej, niż podano to do oficjalnej informacji. Po pierwsze: ucieszyłem się, że walka w ogóle się odbędzie, bo w tak krótkim okresie przed nią trudno znaleźć rywala. Po drugie: jestem zadowolony, że przydzielono mi tak mocnego przeciwnika. Jest to zawodnik, który ma na koncie dziewięć zwycięstw z rzędu, w tym chyba pięć przed czasem, przez uderzenia i poddania. Czasu, żeby potrenować „pod niego” było mało, ale trener zawsze przygotowuje mnie na tyle przekrojowo, dbając o każdy element walki, że nie powinno być problemu.

- Jakim zawodnikiem jest Pana przeciwnik?

- Oglądałem jego starcia, między innymi to zwycięskie - z Marianem Ziółkowskim - i stwierdzam, że prezentuje równe umiejętności w każdej płaszczyźnie. Ostro się bije, ma twardą i mocną głowę, a walcząc w parterze, zarówno atakuje, jak i się broni. Jest niebezpieczny w każdym aspekcie walki.

- Wraz z nim zmieniła się także kategoria wagowa. Walkę zakontraktowano na 69 kg. Biorąc pod uwagę, że schodził Pan z wagi ponad 70 kg, to dla Pana chyba dobra informacja.

- Tak. Musiałem tylko trochę zmienić żywienie - podnieść kaloryczność i ilość jedzenia, bo w efekcie zrzucania wagi do walki z Łukaszem Rajewskim, do której musiałem uzyskać maksimum 66 kg, ważyłem już niewiele ponad 69 kg. Ale to dobrze, bo więcej jedzenia to więcej energii do walki.

- Słyszałam, że od przegranej na gali KSW 35 nauczył się Pan gotować.

- Tak, gotuję już sam. Oprócz tego rozpocząłęm współpracę z trenerem od żywienia, który podchodzi do mnie bardzo indywidualnie. Daje to świetne efekty. Dla porównania mogę rzucić liczbami. Przed ostatnią walką w KSW, na dzień przed ważeniem miałem 71,3 kg , a rano w piątek 70,3 kg. Ponad 4 kg zbijałem z wody. Natomiast teraz, już półtora tygodnia przed ważeniem, miałem 69,8 kg. Poza tym wtedy byłem wykończony, nie byłem w stanie trenować, a teraz mimo, że nadal mocno trenowałem, a waga spadała, ciagle miałem energię.

- Co znajduje się na Pana na talerzu na co dzień?

- Bardzo lubię wołowinę, czasem przygotowuję też indyka. Robię też proste dania z warzyw, różnego rodzaju sałatki. Ale jestem też słodyczożercą, dlatego uczę się robienia zdrowych słodyczy z odżywek białkowych, na przykład ryż wymieszany z odżywkami z dodatkiem banana lub truskawek. Robię też naleśniki w zdrowszej wersji. Obserwuję strony ze zdrową żywnością. Uczę się gotowania powoli. Idzie mi to dobrze.

- Ale nie dba Pan o dietę po ważeniu. Wtedy dominują słodycze i fast foody.
- Najbardziej lubię żelki, delicje i ptasie mleczko. Ale na nie pozwolę sobie dopiero w niedzielę albo w sobotę wieczorem Po ważeniu w piątek będę jadł tak samo, jak obecnie na co dzień, tylko zwiększę kaloryczność, tak, żeby wróciło parę kilogramów, ale nie za dużo, bo to zamula organizm.

- Dlaczego zoperował Pan przegrodę nosową?

- Już przed ostatnią galą wiedziałem, że zawodnicy federacji KSW, jak i teamu, do którego należę, mają opiekę medyczną gwarantowaną przez Centrum Medyczne MML w Warszawie. I gdy tylko dowiedziałem się, że można w nim zrobić badania kontrolne całego organizmu, to pojechałem tam. Z nosem mam problem od zawsze, czułem, że „nie oddycha”. To potwierdziło się na badaniach. Od razu ustalono mi termin operacji. Wszystko poszło dobrze i mam teraz lepszy dopływ tlenu podczas walki.

- A jakie zmiany wprowadził Pan w swoich zajęciach?

- Mam więcej treningów - codziennie dwa. Przed KSW 35 robiłem dziesięć jednostek treningowych, teraz mam ich dwanaście i z większą niż wcześniej intensywnością. Zwiększyłem więc ilość i moc treningów, a i tak czuję się lepiej niż wcześniej.

- Pomaga czy utrudnia świadomość, że na tej samej gali walkę stoczy także Pana trener Łukasz „Sasha” Chlewicki ?

- W takiej sytuacji zawsze trudniej jest walczyć, bo jeden nie może wyjść do drugiego. Poza tym lepiej walczyć, niż stać z boku i patrzeć. Najlepiej jest, jak się walczy na osobnych galach, wtedy skupiamy się na jednej osobie. Natomiast jesteśmy przygotowani na taką sytuację.

- Kilka Pana pojedynków z trybun oglądała mama.

- Widziała na żywo trzy moje walki. Niestety, często, kiedy mnie ogląda, ja przegrywam. Na przykład kiedyś przyjechała na trzecią rundę, którą przegrałem, mimo że wygrałem dwie poprzednie. Oglądała też moją przegraną na KSW 35. To był sygnał, że ma walk nie oglądać, bo przynosi mi pecha (śmiech). Teraz dostała odgórny zakaz. Jest gala, siedzi, nie ogląda i dostanie informacje od znajomych jak mi poszło. Ma być spokojna.

- To kwestia zwykłego przesądu, czy naprawdę Pan w to wierzy?

- Wierzę w połączenia energetyczne między nami. Myślę, że jesteśmy ze sobą tak połączeni, jako syn i matka, że jak ona się o mnie bardzo martwi podczas walki, to nie wpływa to dobrze na moją kondycję. Jest to w dużej mierze przesąd, ale mam też na to dowody. Kiedy mama nie oglądała moich walk, to wygrałem ich aż osiem z rzędu. Kolejną obejrzała - i przegrałem.

- Do walki zagrzewają także piosenki na wejście. Jaką Pan wybrał na 3 grudnia?

- Będzie to Professor Green i Maverick Sabre - „Jungle”. Od początku bardzo mnie nakręcała i marzyłem, żeby kiedyś wyjść przy niej do walki. Dosłownie dwa lub trzy tygodnie później dostałem ofertę walki zawodowej. Przenosząc tekst tej piosenki na realia sportowe, opisuje ona moją sytuację. Wychodząc na ring, wchodzę do dżungli. Jest tam bardzo ciężko i przetrwają tylko najsilniejsi.

- Jak wygląda Pana dzień walki? Ma Pan jakieś swoje rytuały?

- Stawiam wtedy na odpoczynek. Wstaję rano i delikatnie się rozciągam. Potem staję przed lustrem, patrzę na siebie, gadam trochę ze soba, jem i idę do roboty (śmiech). Mam kilka rytuałów, na przykład biorę ze sobą siatkę, z którą się nie rozstaję. Trzymam w niej rzeczy na treningi. Poza tym zawsze się modlę przez walką. Generalnie jestem wierzącym chłopakiem. Do kościoła nie chodzę, bo nie jestem zwolennikiem instytucji, ale wierzę.

- Sztampowe pytanie, zadawane w ostatnich miesiąch zawodnikom MMA - kto wygra: Pudzianowski czy Popek?

- Pudzianowski. Co prawda Popek też mocno trenował - widziałem w sieci jego filmiki z przygotowań - ale ja wiem, ile pracy kosztuje zawodnika to, żeby osiągnąć pewien poziom i przewalczyć trzy rundy w dobrym tempie. Wiem też, że w pół roku nie da się zrobić coś z niczego. To znaczy coś się da, ale jakiej jakości to będzie, to już inna sprawa. A wiadomo, że Mariusz to zawodnik, który trenuje cały czas, więc myślę, że siła, zdrowie, doświadczenie i kondycja będą po jego stronie. Biorę też pod uwagę fakt, że jest to MMA, więc o wygranej może zadecydować jeden cios. Może Popkowi się uda? Natomiast realnie na to patrząc, myślę, że Mariusz zgniecie go wydolnościowo.

- W mediach i na portalach społecznościowych prezentowane są trzy poglądy na temat występu Popka. Jedni mówi, że dobrze, że wraca, w końcu kiedyś był zawodnikiem. Drudzy, że fajnie, bo rozpromuje ten sport. Trzeci, że wręcz przeciwnie - ośmieszy siebie i sporty walki.

- Czy ośmiesza, zobaczymy 3 grudnia. Trzeba poczekać, dać mu czas i zobaczyć, jaką postawę pokaże w klatce. Bo można wyjść i bić się do końca, nawet nie mając zdrowia i kondycji, a można uciec z klatki, jak Andrzej Gołota przed Mike’em Tysonem. Popek to swego rodzaju „freak fighter”. Kiedyś trenował, walczył, ale teraz to głównie artysta. Mnie jakoś ta walka super nie pociąga, bo wolę oglądać w akcji trenujących na co dzień sportowców. Ale pojedynek z udziałem Popka to dla nas, zawodników MMA, ogromna promocja. Dzięki niemu dotrzemy do większej liczby osób.

Sportowy24.pl w Małopolsce

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski