Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jerzy Pilch „Żywego ducha”, Wydawnictwo Literackie 2018, 198 str.

Wlodzimierz Jurasz
Wlodzimierz Jurasz
Fot. Archiwum
Najnowsza powieść Jerzego Pilcha to opowieść o umieraniu

Nie ma nikogo, ani jednego człowieka. „Puste są kina, filharmonie i stadiony, w teatrach nie ma aktorów, ani publiczności. Puste autobusy, puste samoloty, puste tramwaje. Puste lotniska, dworce i parkingi. Nie ma policjantów, nie ma strażaków, nie ma sanitariuszy”. W takim świecie budzi się pewnego dnia ostatni człowiek na Ziemi, bohater/narrator pisanej w pierwszej osobie najnowszej powieści Jerzego Pilcha, opatrzonej znakomitym tytułem „Żywego ducha”.

Motyw ostatniego żyjącego człowieka jest dość częsty w literaturze fantastycznonaukowej, służąc z reguły do opisu kolejnej wersji apokalipsy (przypomnę choćby opowiadanie „Milczące miasta” z legendarnych „Kronik marsjańskich” Raya Bradbury’ego). U Pilcha owa apokalipsa jest sprawą wtórną; autor nie snuje upiornych wizji zagłady, nie stawia hipotez na temat przyczyny zniknięcia całej ludzkości. Fakt, jego bohater zachowuje się tak jak chociażby Walter Gripp z „Milczących miast”: odwiedza niedostępne do tej pory miejsca, elegancko się ubiera, żywi wyrafinowanymi specjałami i – poszukuje śladów obecności kogoś, kto jeszcze tak jak on ocalał. A także ulega zwidom i halucynacjom, w których pojawiają się inni ocaleńcy. Powieść Pilcha jest jednak raczej rodzajem metafory, połączonej z autorską wiwisekcją.

Bohater Pilcha, mający wiele wspólnego z autorem (wątki autobiograficzne są ewidentne: odwołania do protestantyzmu, choroba Parkinsona, alkoholizm, liczne małżeństwa) dokonuje rozrachunku z własnym życiem. Wspomina, spiera się z Panem Bogiem, w którego nie wierzy, usprawiedliwia własne słabości. Bywa dowcipny („Człowiek zawsze czuje sie młodszy od samego siebie”), bywa odkrywczy – chociażby oceniając literaturę pod kątem różnic objawiających się podczas lektury „na trzeźwo” i „po pijaku” („Wolę Mickiewicza od Słowackiego. Bo Mickiewicz sprawdza się czytany na bani. Słowacki – nie”).

Uprawniona wydaje się więc interpretacja, w myśl której „Żywego ducha” to powieść o umieraniu i śmierci, z którą autor (rocznik 1952), gnębiony od lat poważną chorobą, wydaje się ostatecznie godzić. Może świat tej powieści to autorska wizja piekła albo nieba – choć bardziej prawdopodobna wydaje się interpretacja rajska: narrator/bohater przyznaje wprost, że zawsze był samotnikiem… Teraz owo umiłowanie życia w samotności zostaje doprowadzone do konsekwencji ostatecznych.

A może jednak ta powieść to jedynie gra autora z czytelnikiem? Objaw narcyzmu niezwykle przecież popularnego pisarza? Albo też – aż strach pomyśleć – przejaw narastającego obłędu?

PS. Zastanawiają mnie dość zawoalowane acz czytelne aluzje polityczne (np. pojawiający się kilkukrotnie „profil wodza”), nijak nieprzystające do tej powieści. Czyżby autor sądził, że dzięki nim ta powieść, znakomita przecież, będzie w pewnych kręgach czytelniczych łatwiej zauważona?

KONIECZNIE SPRAWDŹ:

Polub nas na Facebooku i bądź zawsze na bieżąco!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski