- Naprawdę byliśmy wyjątkowi; wyrosło z nas sześciu dyrektorów teatrów, no i Jerzy Trela, i Marian Dziędziel… - podkreślał „Fedor”. - I Leszek Teleszyński. I moi koledzy ze „Starego” - Zygmunt Józefczak, Wiesław Wójcik…
Dyrektorzy stawili się wszyscy: Mikołaj Grabowski (Teatr im. J. Słowackiego, Teatr Polski w Poznaniu, Teatr Nowy w Łodzi, Stary Teatr), Adam Kopciuszewski (Teatr Zagłębia w Sosnowcu), Rudolf Moliński (Scena Polska w Czeskim Cieszynie), Henryk Talar (teatry w Bielsku-Białej i Częstochowie), Janusz Szydłowski (Variete), no i Jerzy Fedorowicz („Ludowy”). Grono aktorskie kompletne być nie mogło; kilka osób już po tamtej stronie, jak Halina Wyrodek…
To ona niegdyś z Urszulą Popiel intonowała ich hymn - „Szarotka”, wykonywany przez wszystkich. - Nawet Trela śpiewał, który wcale nie taki głuchy jak udaje - śmiał się z przyjaciela Szydłowski. - Halina gdzieś tę „Szarotkę” usłyszała i śpiewaliśmy ją stale - wyjaśniła Urszula Popiel, niegdyś nagrodzona na Studenckim Festiwalu Piosenki. Teraz w śpiewie na głosy wspierali ją Janusz Szydłowski, i Marian Dziędziel, i Wiesław Wójcik. - Ta piosenka dobrze się rozkładała na głosy - wyjaśnił. - Zwłaszcza po trzecim… A że siedział koło Szydłowskiego dorzucił: - Januszek śpiewał, odkąd pamiętam „Mamma, son tanto felice”, i tak mu to weszło w krew, że wyemigrował do Włoch…
- Miałem dokładnie 38 lat. Do dziś mam włoskie obywatelstwo… - pochwalił się dyr. Variete. I przeszedł na włoski.
- My już wszyscy staruchy, a Janusz ma wciąż młodzieńczą duszę, co widać także w jego fizyczności - ocenił Henryk Talar, obecnie grający w „Narodowym”. - Z wolna trzeba robić miejsce młodym… I przypomniał, jak to ongiś występowali z Szydłowskim w Kaliszu. - Janusz był gwiazdą w teatrze Izy Cywińskiej…
Z obywatelstwem czeskim dotarł na PWST Rudolf Moliński, po czym jako stypendysta wrócił na Zaolzie. I niemal całe życie spędził na Polskiej Scenie w Czeskim Cieszynie. I działa nadal w Kongresie Polaków.
I tak się przegadywali, przywołując wspomnienia i anegdoty z lat studiów, zatem śmiechy wybuchały co chwila. - Takie spotkanie to fantastyczna sprawa, przypomnieliśmy sobie stare czasy, stare wódeczki… - usłyszałem od Mariana Dziędziela. Teraz wódeczki wypili niewiele. - Jesteśmy już starsi - tłumaczył „Fedor”, który zaprosił i mnie. Acz jako „obcy” wpadłem na króciutko.
Niektórzy spotykali się wiele razy w filmie, na scenie, dla części było to pierwsze spotkanie po latach. - „Fedora” to głównie w „Szkle kontaktowym” oglądam - rzucił ktoś.
- Myślę, że trochę za późno spotkaliśmy się - żałowała, wspominając tych, co odeszli na zawsze, Urszula Popiel, która znów ma radość grania na scenie „Słowackiego” w komedii „Arszenik i stare koronki”…
- Dobrze, że Jurek nie czekał do 50-lecia - i tak już nie ma wszystkich - komentował będący na emeryturze Leszek Teleszyński, ciesząc się, że wszystkich rozpoznał. Bo jak spotkał się po 50 latach z klasą maturalną z LO im. Sobieskiego, to już były z tym kłopoty…
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?