Zenek nawet jako gwiazda jest swój chłop

Czytaj dalej
Fot. Archiwum
Andrzej Zdanowicz

Zenek nawet jako gwiazda jest swój chłop

Andrzej Zdanowicz

Nawet jeśli ktoś nie lubi disco polo, to słyszał o Zenku Martyniuku. Bo to jedna z największych gwiazd polskiej muzyki tanecznej. Ale dla mieszkańców podlaskich Gredel to chłopak z sąsiedztwa. Zwykły człowiek ze zwykłą rodziną. Jego mama do dziś przyjmuje mleko w zlewni...

Będą kręcić film o Zenku i przyjadą tutaj? A, to bardzo dobrze! Niech przyjeżdżają i kręcą! Zenek na pewno na to zasługuje - mówi pan Mikołaj, którego spotkaliśmy na gospodarstwie we wsi Gredele w powiecie bielskim. - Ja Zenka znam od małego. Pamiętam, jak bawił się w błocie z moim synem. Między nimi jest tylko rok różnicy. A swego czasu, gdy Zenek zaczynał karierę i miał pierwsze występy, to i sam woziłem jego zespół po zabawach!

Gredele to niewielka wieś w gminie Orla. Kilkanaście domów przy jednej ulicy. Właściwie niczym nie różni się od innych, małych wsi. Ot, paru rolników z dużymi gospodarstwami, poza tym głównie starsi ludzie. Wyróżnia się tylko jedno podwórko, bo stoją na nim wielkie figury dinozaurów... Poza tym, zwykłe, wiejskie, drewniane chatki. I to właśnie w jednej z nich urodził się i wychował Zenek Martyniuk - król muzyki disco polo. Jego przeboje nuci nawet piłkarska reprezentacja Polski! Niedawno zaś wydano jego książkową biografię, a Telewizja Polska zapowiada nakręcenie filmu o życiu i twórczości Zenka Martyniuka.

Schludnie, ale bez przepychu

W rodzinnym domu Zenka w Gredelach cały czas mieszka jego matka - 70-letnia Teresa Martyniuk. Budynek niczym nie różni się od pozostałych we wsi. Zwykły, drewniany płot pomalowany brązową farbą, zadbane obejście, trawnik, kwiaty, domek obity szalówką i pokryty blachodachówką. Schludnie, ale bez przepychu.

Na podwórku wita nas mama Zenka. Obok krząta się jej córka, Wioletta. Zresztą, pani Teresa również ubrana jest w roboczy fartuch.

- A bo właśnie wróciłam ze zlewni mleka - tłumaczy z uśmiechem. I zaprasza, by rozgościć się na ozdobnych krzesłach ogrodowych, które niedawno podarował jej syn.

Mama Zenka Martyniuka, mimo że ma już 70 lat i jest na emeryturze, ciągle jest bardzo aktywna i prowadzi punkt skupu mleka.

- To nawet już nie chodzi o pieniądze, ale o to, by mama miała zajęcie - wyjaśnia jej córka, Wioletta. - Bo jak człowiek całe życie ciężko pracował, to i potem, na starość, nie potrafi usiedzieć w miejscu.

Pani Terasa uśmiecha się i dodaje: - No teraz to już i tak ludzie mało mleka zdają. Bo gdyby było więcej, to chyba bym jednak zrezygnowała. Siły już nie te.

Wioletta też - chyba po mamie - jest bardzo robotna. Nie może usiedzieć w miejscu. Niedawno zaczęła urządzać w stodole mini-skansen. Gromadzi w nim stare maszyny, narzędzia domowe i rolnicze: chomąta, krosna, pługi...

Zenek nocuje na poddaszu, w swoim pokoju

Obie panie co chwila podkreślają, że są bardzo dumne z sukcesów Zenka. Żal im tylko, że teraz ma on tak mało czasu.

- Zenek przyjeżdża do nas, kiedy tylko może, ale, niestety, rzadko udaje mu się trafić na niedzielny obiad - przyznaje pani Wioletta. - Raczej wpada tu w ciągu tygodnia, kiedy nie ma koncertów. Czasem nawet nocuje w swoim pokoju na poddaszu!

Matka dodaje, że syn zawsze jest na święta, no i na odpust na Eliasza, 2 sierpnia. I ma nadzieję, że i w tym roku mu się uda.

- Podczas spotkań robimy grilla, gadamy, czasem i sąsiedzi do nas przyjdą - cieszy się na samą myśl Wioletta.

Gredele to prawosławna wieś. Jej mieszkańcy posługują się gwarą. Zenek również dobrze ją zna.

- U nas w domu mówiło się przeważnie po polsku - zaznacza pani Teresa. - Ale „po swojomu” też mówiliśmy. Nawet teraz, gdy przyjdzie sąsiad i zagada do Zenka „po swojomu”, to i on będzie z nim swobodnie rozmawiał „po swojomu”.

Zenek Martyniuk często podczas koncertów i wywiadów pozdrawia rodzinne strony. Chętnie też do nich wraca
Archiwum prywatne Na zdjęciu z prawej: siostra króla disco polo Wioletta i mama Teresa siedzą na podarowanych przez Zenka krzesłach przed letnią kuchnią, w której Zenek przyszedł na świat

Sąsiad ma wszystkie płyty

Sąsiad Martyniuków, pan Mikołaj, wspomina, że Zenek zawsze był fajnym chłopakiem.

- Nawet jak został gwiazdą, to się nie wywyższał - mówi. - Zawsze normalnie można było i dziś tak samo można z nim pogadać. Teraz to on tu już rzadziej przyjeżdża, a i my tu nie mieszkamy na stałe. Ale widujemy się kilka razy w roku na cmentarzu, podczas święcenia grobów i na odpuście. I zawsze się witamy.

Mikołaj przyznaje, że ma w domu wszystkie płyty słynnego sąsiada.

- Książkę też kupiłem! - podkreśla. - Jak przyjedzie, poproszę go autograf.

Pan Mikołaj zaznacza, że jako że jest od Zenka kilka lat starszy, to w młodości nie należeli do tej samej paki.

- Ale oczywiście znaliśmy się ! - zastrzega.

Król disco polo urodził się w letniej kuchni

A jak wyglądało dzieciństwo króla disco polo?

- Kiedyś dziećmi zajmowało się mniej, bo było dużo pracy w polu, więc maluchy robiły, co chciały - wspomina matka Zenka Martyniuka. - W ciąży kopałam kartofle. Poczułam, że zaczyna się poród, wróciłam do domu i urodziłam w letniej kuchni. Tej, przy której siedzimy.

Tak przyszedł na świat Zenek. Gdy trochę podrósł, pomagał rodzicom w prowadzeniu gospodarstwa. A praca była ciężka, bez nowoczesnych maszyn.

- Nie mieliśmy ciągnika, tylko konia, a większość prac trzeba było robić ręcznie - wspomina pani Teresa. - Nikt wtedy nie patrzył na pył czy jakieś alergie. Jak trzeba było zwieźć siano, to wchodziło się do stodoły i je składało, zboże się młóciło. Dzieci jak wracały ze szkoły, od razu szły do pracy na gospodarstwie.

Zenek, o dziwo, w dzieciństwie wolał siedzieć w cichym domu niż brylować w towarzystwie.

- Był dobrym i spokojnym dzieckiem - z rozrzewnieniem wspomina jego mama. - Ale nie był samotnikiem, bo lubił czasem i pograć w piłkę z kolegami, i pójść się pokąpać w rzece. Ale nie łaził nie wiadomo gdzie! Był raczej domatorem.

Kiedy wracał ze szkoły i nie było nic do roboty, szedł do swojego pokoju i godzinami grał na pożyczonej gitarze. Talent do śpiewu odziedziczył po dziadkach. Bo zarówno dziadek, jak i babcia bardzo ładnie śpiewali. A nieżyjący już od kilku lat ojciec Zenka świetnie grał na harmonijce.

Jeden z sąsiadów Martyniuków wspomina, że kiedyś udało mu się podejrzeć Zenka stojącego nad grobem ojca i... grającego na harmonijce.

Muzyka zawsze była jego pasją.

- Gdy w Gredelach lub którejś z okolicznych wsi były jakieś zabawy i występowały zespoły lub orkiestry, to czasami pozwalali młodemu Zenkowi zaśpiewać - wspomina z uśmiechem jego siostra. - Początkowo ludzie się dziwili, że taki mały chłopiec na zabawach występuje, ale wszystkim podobał się jego śpiew.

- A przecież on i bardzo często wygrywał różne konkursy piosenki białoruskiej, i polskiej też! - dodaje z dumą jego mama.

Młodego Zenka bardzo pociągał też sport. Rodzice nawet przez moment myśleli, że to właśnie z nim zwiąże swoją przyszłość.

- Lubił piłkę nożną i lekkoatletykę - zaznacza matka. - Pamiętam, jak na słomianej makatce w swoim pokoju rozwieszał plakaty z piłkarzami.

Zenek zresztą, po ukończeniu podstawówki, wybrał sobie białostockie liceum właśnie o profilu sportowym.

Mama do dziś wspomina, jak wychowawczynie syna z bursy szkolnej nie mogły się nachwalić, że syn - w odróżnieniu od swoich kolegów - zawsze dba o porządek i ma ładnie poskładane ubrania.

Zenek, mimo swojej fascynacji sportem, nigdy jednak nie zrezygnował ze śpiewania. W tajemnicy przed rodzicami jeździł po okolicznych wiejskich zabawach i odpustach, gdzie występował z różnymi zespołami.

- Pamiętam, jak pojechałam z nim do Dubna - wspomina siostra Wioletta. - Rodzicom powiedzieliśmy, że jedziemy na odpust. Nie mieli pojęcia, że pójdziemy na zabawę i Zenek będzie tam występował... Zresztą od tego momentu rozpoczęła się jego muzyczna kariera.

Tajemnicy długo nie dało się utrzymać. Wkrótce o występach Zenka dowiadywali się kolejni sąsiedzi.

- Pamiętam, jak pojechałem kiedyś na odpust w Nurcu - wspomina mieszkający obok Mikołaj. - Przechodzę ja koło sceny i raptem słyszę znajomy głos... Patrzę, a to nasz Zenek śpiewa! A wtedy był jeszcze podrostkiem... Gdy skończył występ, zauważył mnie i podszedł prosić, żebym nic nie mówił rodzicom. No to nie powiedziałem. Chłopak naprawdę ładnie śpiewał!

Wkrótce jednak do rodziców zaczęły docierać głosy, że ich syn występuje na wiejskich zabawach i odpustach. Po dłuższej rozmowie postanowili mu na to pozwolić. W końcu dzięki tym występom Zenek zarabiał na własne potrzeby.

Sąsiedzi wspominają, że i oni jeździli po wsiach na koncerty Zenka. A sam Zenek i jego muzycy, gdy już zarobili trochę grosza, zaczęli chodzić po wsi - jak nikt inny - w modnych ciuchach. Specjalnie jeździli po nie do Warszawy, na giełdę!

- Co tam, byli młodzi, to i korzystali z życia - śmieje się Mikołaj. - Pamiętam, jak kiedyś, po którymś z koncertów, rozwoziłem zespół po domach. Chłopcy wcześniej trochę zarządzili i byli wstawieni, więc musiałem wyciągać ich z auta. Ale to było prawo młodości.

Również jeden z byłych pracowników Bielskiego Domu Kultury wspomina, że raz chłopaki z zespołu Zenka tak „zarządzili“ na weselu, że nie dali rady grać. Zastąpił ich wówczas działający przy BDK-u zespół Małanka.

Ale innym razem to właśnie Zenek - tym razem jako weselny gość - musiał ratować imprezę, bo alkohol zmorzył weselną kapelę. Martyniuk złapał więc za mikrofon i zabawa trwała do rana.

Takich historii o Zenku Martyniuku krąży po rodzinnej wsi i okolicy wiele. Zapewne nie wszystkie są prawdziwe, ale ludzi cieszy, że słynny muzyk pochodzi z ich stron.

Zawsze gdy przyjeżdża na koncerty do pobliskiego Bielska Podlaskiego, witają go tłumy. Miejscowi nie mówią o nim inaczej, jak „nasz Zenek“. I podkreślają, że mimo odniesionego sukcesu pozostał „swoim chłopakiem”, którego można spotkać na ulicy, w cerkwi, na cmentarzu, pozdrowić, zamienić słowo, a czasem nawet dłużej pogadać.

- On zawsze był skromny, zresztą jak i cała jego rodzina. I taki pozostał! - zaznaczają sąsiedzi. - W okolicy było wiele osób, które próbowały robić muzyczną karierę. Tak jak on, grały na weselach, zabawach, odpustach. Niektórzy z tego grania wyrośli i zaczęli normalną pracę, inni - popadli w nałóg i się zapijają. A jeszcze inni - ciągle grają, ale nie mają przebicia. A nasz Zenek, szczególnie po ostatnim występie na telewizyjnym sylwestrze z Marylą Rodowicz, jest gwiazdą z pierwszej półki! Ale nigdy nie wstydzi się tego, skąd pochodzi i gdzie zaczynał.

Andrzej Zdanowicz

Dziennikarz Polska Press w Bielsku Podlaskim

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.