Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zbiór zastrzeżony - otwarty?

Włodzimierz Knap
Ciągle nie wiadomo, kiedy i w jakim stopniu zbiór zastrzeżony w IPN może stać się jawny
Ciągle nie wiadomo, kiedy i w jakim stopniu zbiór zastrzeżony w IPN może stać się jawny Fot. Paweł Relikowski
Kontrowersje. Pełne i szybkie ujawnienie zbioru zastrzeżonego, czyli dokumentów znajdujących się w Instytucie Pamięci Narodowej, jeszcze przed przejęciem władzy przez PiS zapowiadali jego czołowi politycy, z Antonim Macierewiczem na czele. Dotychczas tak się nie stało.

Od prawie trzech miesięcy obowiązuje nowa ustawa o IPN, która sprawę zbioru zastrzeżonego trochę gmatwa. Mówi bowiem, że w ciągu roku (do czerwca 2017 r.), szefowie ABW i Agencji Wywiadu, koordynator służb specjalnych, szef MON w porozumieniu z prezesem IPN dokonają przeglądu znajdujących się tam dokumentów. Po analizie zdecydują, które z nich nadal zostaną tajne, a które staną się jawne. Należy jednak pamiętać, że szefowie służb i tzw. resortów siłowych albo sami są politykami, albo ich posady zależą od polityków. Zatem sprawa ujawnienia zbioru „Z” pozostanie w rękach osób rządzących Polską.

Przypomnijmy, że w zbiorze zastrzeżonym, przynajmniej w teorii, powinny znajdować się materiały, których opublikowanie mogłoby zagrozić bezpieczeństwu państwa polskiego. Są one oznaczone gryfem tajności jako ściśle tajne lub tajne. Nawet rejestr tych akt i ich sygnatury pozostają tajemnicą.

Życie pokazało jednak, że w zbiorze „Z” było mnóstwo źródeł, które w najmniejszy sposób nie mogły wpłynąć na poziom bezpieczeństwa naszego państwa. Przekonaliśmy się o tym m.in., gdy przez lata znajdowały się w nim akta mówiące o współpracy z SB w latach 60. 18-letniego wtedy Jerzego Zelnika, późniejszego aktora.

Dodajmy, że kiedy na przełomie wieków powstawał IPN, zbiór zastrzeżony zajmował niecałe 900 m bieżących akt. Teraz jest w nim ok. 400 m. Niewiele w stosunku do okresu początkowego, lecz nadal zbiór ten zajmowałby całą bieżnię stadionu (2,5-3 mln stron), a zatem kryć może wiadomości dotyczące wielu tysięcy ludzi. Znajduje się w nim też 655 taśm magnetycznych, zawierających bazy danych SB z lat 80.

- Nie ulega dla mnie wątpliwości, że wśród dokumentów wytworzonych przez PRL-owskie tajne służby, które leżą w zbiorze zastrzeżonym, są też bardzo wrażliwe i ważne z punktu widzenia obecnego państwa - mówi prof. Andrzej Żebrowski, ekspert ds. służb specjalnych, wykładowca w Uniwersytecie Pedagogicznym w Krakowie. - Nie można też zapominać, że dotychczas żadne państwo, poza Polską, nie ujawniło istotnych materiałów zebranych przez swoje służby, nawet w odległej przeszłości.

Prof. Żebrowski obawia się, że w zbiorze zastrzeżonym mogą być źródła, których ujawnienie byłoby niewyobrażalnie wręcz drogocennym darem dla tajnych służb z innych krajów, nawet sojuszniczych. Ich odtajnienie poważnie zaszkodziłoby interesom obecnego państwa i jego służb, naraziłoby je na śmieszność, brak zaufania. W zbiorze „Z” są m.in. nazwiska części oficerów wywiadu PRL-owskiego, a także nazwiska osób przez nich zwerbowanych, nie tylko na Zachodzie. Wielu z nich miały przejąć służby III RP.

W zbiorze „Z” mają być też materiały dotyczące inwigilacji zachodnich placówek dyplomatycznych, handlowych i kulturalnych, w których w okresie PRL zakładane były urządzenia podsłuchowe. Akta mają zawierać plany tych obiektów, a ponieważ większość z nich jest używana przez te same państwa do dzisiaj, nie zostały ujawnione. - Ponadto, czego lekceważyć nie wolno, ich ujawnienie mogłoby oznaczać nawet wydanie wyroku śmierci na obcokrajowców, szczególnie z Bliskiego Wschodu, którzy współpracowali ze służbami PRL, a następnie z III RP, ze szkodą dla swoich państw - dodaje prof. Żebrowski.

Likwidację zbioru zastrzeżonego zapowiadali nie tylko politycy PiS, lecz też poprzednie kierownictwo IPN, gdy kierował nim Łukasz Kamiński i ówczesna Rada Instytutu. Sprawę niuansuje natomiast obecny jego prezes.

Jarosław Szarek z jednej strony mówi: - Jestem gorącym zwolennikiem odtajnienia wszystkich zbrodni i działań bezpieki. Nie można niepodległej Polski budować na aktywach PRL, niesuwerennego państwa totalitarnego. Z drugiej strony przyznaje, że jeżeli znajdują się tam dane dotyczące infrastruktury wojskowej, to te rzeczy, które dotyczą aktualnego bezpieczeństwa państwa, nie mogą być ujawnione.

Ale też prezes Szarek dodaje: - Z mojego doświadczenia wynika, że w zbiorze zastrzeżonym nie ma tego rodzaju spraw. Mogą być natomiast życiorysy aktorów, ludzi kultury, osób, które nie mają znaczenia dla bezpieczeństwa państwa.

Prof. Antoni Dudek, przez lata związany z IPN, m.in. były członek byłej Rady Instytutu, opowiada się za ujawnieniem zbioru „Z”: - Nie wierzę, że są tam materiały naprawdę istotne dla bezpieczeństwa obecnego państwa. Zarazem przypuszczam, że wiele osób przekonanych, że w nim właśnie znajduje się tajemnica legendarnego układu, bardzo się rozczaruje.

Według prof. Dudka, zbiór „Z” został nadmiernie rozbudowany w chwili powstania IPN. Ocenia, że ze strony służb, które postulowały, co ma się w nim znaleźć, doszło do ewidentnego nadużycia.

- A pierwszy prezes IPN prof. Leon Kieres, mimo ustawowego uprawnienia do weryfikacji postulatów szefów służb, wykazał się naiwnością - mówi historyk. - Uznał, że wszystkie propozycje służb specjalnych trzeba akceptować bez wnikania w szczegóły; bo przecież służby najlepiej wiedzą, co jest istotne dla bezpieczeństwa państwa.

Prof. Dudek przyglądał się niektórym odtajnianym dokumentom. Były to głównie papiery dotyczące akcji wywiadu i kontrwywiadu z końca lat 80., dotyczące np. rozpracowywania zachodnich dyplomatów. Bardzo dużo było teczek funkcjonariuszy aparatu bezpieczeństwa PRL, którzy po 1990 r. przeszli pozytywnie weryfikację i trafiali do służby, głównie w UOP, m.in. kilka lat temu do zbioru jawnego trafiła teczka gen. Gromosława Czempińskiego. - Nie widziałem żadnego odtajnionego dokumentu, który już w 2000 r. mógłby mieć jakiekolwiek znaczenie dla bezpieczeństwa państwa - podkreśla prof. Dudek. Przyznaje jednak, że w indywidualnych przypadkach ewentualne ujawnienie zasobów zbioru zastrzeżonego może mocno zaskoczyć.

Prof. Jan Żaryn, też przez lata związany z IPN, dziś senator PiS, uważa, że wokół zbioru zastrzeżonego narosły legendy, a ujawniane z niego dokumenty dowodzą, że utajnianie ich nie miało sensu. Nie wyklucza jednak, że dla niektórych osób bolesne może być ujawnienie jego zawartości. Dotyczy to np. homoseksualistów, który byli rozpracowywani w ramach akcji „Hiacynt”, przeprowadzanej przez komunistyczne służby specjalne. - Funkcjonariusze PRL byli gotowi do wchodzenia w każdą intymność. I trzeba niestety powiedzieć, że spora część inteligencji poddała się bezpiece, co jest smutne. I to powinno być ujawnione - twierdzi. Ale i prof. Żaryn stoi na stanowisku, że ujawnianie zbioru „Z” powinno mieć granice. Nie powinni być, w jego ocenie, ujawniani np. uśpieni agenci w wielu krajach świata, np. na Bliskim Wschodzie, gdzie mogą żyć jeszcze sami agenci i ich rodziny.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski