Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zbigniew Ziobro właśnie dostał władzę, jakiej jeszcze nie miał żaden minister

Witold Głowacki
Przegłosowane w środę przez PiS ustawy o KRS i o ustroju sądów powszechnych dają Zbigniewie Ziobrze zakres władzy, którego nie miał jeszcze żaden minister sprawiedliwości. To jeszcze nie koniec. W kolejce czeka projekt ustawy o Sądzie Najwyższym
Przegłosowane w środę przez PiS ustawy o KRS i o ustroju sądów powszechnych dają Zbigniewie Ziobrze zakres władzy, którego nie miał jeszcze żaden minister sprawiedliwości. To jeszcze nie koniec. W kolejce czeka projekt ustawy o Sądzie Najwyższym Adam Guz
Przegłosowane w środę przez PiS ustawy o KRS i o ustroju sądów powszechnych dają Zbigniewie Ziobrze zakres władzy, którego nie miał jeszcze żaden minister sprawiedliwości. To jeszcze nie koniec. W kolejce czeka projekt ustawy o Sądzie Najwyższym.

Minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro nadal właśnie stał się jednym z kilku najsilniejszych polityków całego obozu rządzącego. Jego kariera zatoczyła koło o prawie dziewięcioletnim obwodzie - dopiero niedawno, bo w zeszłym roku, powrócił do tej pozycji, którą miał u boku Jarosława Kaczyńskiego w latach 2006-2007, za rządów koalicji PiS, LPR i Samoobrony. Co prawda właśnie minęła (9 lipca) 10. rocznica początku końca tamtego rządu, czyli zupełnie nieoczekiwanych wówczas przez PiS skutków tzw „afery gruntowej” - w czym i Ziobro miał swój udział. Runęły wtedy marzenia o przyszłej prezydenturze i o roli partyjnego „delfina” Jarosława Kaczyńskiego. PiS stracił władzę, a Ziobro stopniowo był w partii kierowany na boczny tor, ale z miękkim lądowaniem w europarlamencie. To mu nie starczyło - w 2011 roku razem z Jackiem Kurskim i Tadeuszem Cymańskim i grupą stronników w Sejmie po serii spięć z kierownictwem PiS założył własną partię - Solidarną Polskę. Projekt nie chwycił, „ziobryści” stale lądowali pod progiem, w 2014 roku nie udało im się wejść do Parlamentu Europejskiego, porażką były też dla nich wybory samorządowe.

Już wtedy było w pełni jasne, że dla kontynuowania kariery Ziobro potrzebuje PiS, natomiast PiS do zwycięstwa wyborczego potrzebuje tych 3 procent Ziobry. Mimo wszystko jednak minęło sporo czasu do momentu, w którym Ziobro znów znalazł się w orbicie Jarosława Kaczyńskiego. Czyściec trwał długo - dopiero w 2015 roku, u progu kampanii media pisały już całkiem serio o „powrocie Ziobry”. Wcześniej „ziobryści” musieli znieść niejedno upokorzenie ze strony PiS, sami też nie szczędzili partii Jarosława Kaczyńskiego krytyki i złośliwości.

Wyborcza arytmetyka jednak zwyciężyła. PiS wystartowało do wyborów 2015 roku z partią Ziobry (i ugrupowaniem Gowina oczywiście) u boku. Warunki koalicji zostały dotrzymane przez obie strony. Zaraz po wygranych przez Zjednoczoną Prawicę wyborach Ziobro wszedł do rządu jako minister sprawiedliwości, jego ludzie dostali stanowiska i w resorcie, i w KPRM. Zarazem Solidarna Polska w zasadzie przestała istnieć jako oddzielny byt polityczny, politycy partii Ziobry nie prezentują żadnych stanowisk, które byłyby w jakiś sposób odmienne od linii przyjętej przez PiS.

CZYTAJ TAKŻE: Marek Suski: Sprawę Amber Gold mogą rozwikłać tylko politycy

Na kolejny awans w hierarchii obozu rządzącego Ziobro nie musiał długo czekać. Jedną z pierwszych większych ustaw przegłosowanych przez PiS w tej kadencji była ta o prokuraturze - na powrót łącząca stanowiska ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego i oddająca w ręce resortu kontrolę nad prokuraturami w całym kraju. 16 marca zeszłego roku Ziobro jako minister został jednocześnie prokuratorem generalnym - to właśnie wtedy wrócił do roli i rangi z lat 2006-2007.

Tym razem jednak Ziobro idzie krok dalej. Nadal pozostaje poza PiS - jako lider Solidarnej Polski. Ale musi się cieszyć sporym zaufaniem Jarosława Kaczyńskiego lub mieć w jego oczach wyjątkowo mocną pozycję polityczną - bo właśnie dostaje władzę o naprawdę potężnym zakresie. Taką, która potencjalnie może zostać użyta nawet przeciw dotychczasowym sojusznikom. Taką, której nigdy nie miał. Bo przecież prokuratorem generalnym i ministrem sprawiedliwości Ziobro już raz był - i to w rządzie samego Jarosława Kaczyńskiego, a nie Beaty Szydło. Teraz jednak dostaje uprawnienia, które nigdy w Polsce nie należały do kompetencji prokuratora generalnego -zyskuje de facto kontrolę nad przebiegiem kariery sędziów i nad powołaniami do stanu sędziowskiego.

Nową, potężną porcję władzy Ziobro dostał w środę, gdy PiS rzutem na taśmę uchwalił w Sejmie dwie skrajnie kontrowersyjne ustawy dotyczące sądownictwa, wycofane z porządku obrad chyłkiem, niedługo przed przyjazdem do Polski Donalda Trumpa, po to by dotrzymać danej Amerykanom obietnicy, że podczas wizyty prezydenta USA w naszym kraju nie będzie żadnych bardziej masowych protestów.
Pierwsza ustawa to ta o Krajowej Radzie Sądownictwa - czyli najważniejszym organie polskiego sądownictwa. KRS odpowiada m.in. za opiniowanie kandydatów na sędziów (to również Rada kieruje wnioski o powołanie nowych sędziów do prezydenta), wiceprezesów i prezesów sądów, za przenoszenie sędziów w stan spoczynku. Rada ma też spore uprawnienia dyscyplinarne względem sędziów, może również kierować do TK projekty ustaw dotyczących sądownictwa. Nowa ustawa o KRS zakłada wygaszenie, w ciągu 30 dni od wejścia w życie, kadencji jej dotychczasowych członków: zarówno 15 sędziów, jak i 6 parlamentarzystów. Nowa KRS ma mieć dwuizbową strukturę - członkowie izby sędziowskiej mają zostać wybrani przez Sejm (dotychczas byli wybierani przez środowiska sędziowskie). Ustawa o KRS oznacza całkowity „reset” tej instytucji i obsadzenie jej na nowo - wyłącznie przez sędziów zaakceptowanych przez sejmową większość. Taki model obsadzania KRS sprawia, że niezawisłość sądownictwa staje pod poważnym znakiem zapytania. Wątpliwości konstytucyjne budzi też zapis o wygaszeniu kadencji KRS (która jest organem konstytucyjnym).

Druga ustawa przegłosowana w środę przez PiS to nowelizacja prawa o ustroju sądów powszechnych. Są tam zapisy m.in. o losowym przydziale spraw sędziom (w równej liczbie), ale przede wszystkim dzięki tej nowelizacji Ziobro będzie mógł w praktyce samodzielnie powoływać prezesów sądów każdej instancji (oprócz Sądu Najwyższego). W dodatku przez pół roku od wejścia w życie ustawy będzie mógł ich odwoływać właściwie bez uzasadnienia. Również przez pół roku minister sprawiedliwości będzie miał prawo do „przeglądu stanowisk funkcyjnych w sądach”. W praktyce oznacza to możliwość „zresetowania” w tym czasie przez Ziobrę każdego sądu w Polsce i obsadzenia w nim kluczowych stanowisk na nowo.

Obie ustawy dają Zbigniewowi Ziobrze zupełnie nową rolę. Minister sprawiedliwości będzie jednocześnie nadzorował prokuraturę i zyska ogromny wpływ na sądownictwo. To od niego będą zależeć awanse (a tym samym zarobki) sędziów.

CZYTAJ TAKŻE: Marek Suski: Sprawę Amber Gold mogą rozwikłać tylko politycy

W środę w Sejmie PiS poszło dość gładko - opozycja próbowała wprawdzie zablokować głosowanie przez zerwanie kworum, do tego zabrakło jednak trzech niegłosujących posłów. Dodatkową osłonę zapewnił projektom Ziobry hałas wokół projektu podatku paliwowego - 20 gr od każdego litra zatankowanego na stacji benzynowej w Polsce. To właśnie debata o podatku ochrzczonym mianem „Paliwo Plus” była zaplanowana na środę w Sejmie - odbyła się zresztą zgodnie z planem, przykuwając uwagę i mediów, i samych posłów. Tego samego dnia PiS wprowadził jednak do porządku obrad obie ustawy o sądownictwie i jeszcze tego samego dnia je przegłosował.

To nie koniec, bo w środę wieczorem do Sejmu trafił też trzeci projekt nowelizacji ustawy, tym razem poselski (oczywiście klubu Zjednoczonej Prawicy), który uderza bezpośrednio w Sąd Najwyższy. Przed północą można go było już przeczytać na stronach Sejmu, został mu też nadany numer. Projekt zakłada ni mniej, ni więcej, tylko automatyczne przeniesienie w stan spoczynku sędziów obecnego składu Sądu Najwyższego, za wyjątkiem tych, których wskaże… Zbigniew Ziobro. To również minister sprawiedliwości będzie mógł osobiście wyznaczyć sędziego, który pełniłby obowiązki I Prezesa Sądu Najwyższego do czasu powołania nowych sędziów i nowego I Prezesa SN. Nowelizacja zakłada również utworzenie trzech nowych izb SN (Prawa Prywatnego, Prawa Publicznego i Dyscyplinarnej) - to minister sprawiedliwości ma przydzielać sędziów SN do konkretnych izb. Projekt zmienia również zasady dyscyplinarne dotyczące samych sędziów SN.

Ten projekt dopiero będzie głosowany, gdyby jednak miał wejść w życie, tworzyłby sytuację zupełnie bezprecedensową - minister sprawiedliwości zyskałby bowiem możliwość przejęcia niemal pełnej kontroli nad Sądem Najwyższym na „czas przejściowy”, następnie zachowałby bardzo realny wpływ na obsadę stanowisk w SN i nad przydziałami sędziów.
Obóz rządzący miał jeszcze jeden scenariusz „rozwiązania problemu” Sądu Najwyższego - 22 czerwca Trybunał Konstytucyjny miał badać konstytucyjność regulaminu wyboru władz SN (co w wypadku uznania go za niekonstytucyjny, mogłoby skutkować kompletnym chaosem prawnym - regulamin obowiązywał od ponad 10 lat). Sprawa spadła jednak z wokandy TK niedługo przed ogłoszeniem, że do Polski wybiera się Donald Trump.

Ustawa o SN na razie czeka na swoją kolej w Sejmie. Ale już teraz Zbigniew Ziobro zyskuje realną władzę nad polskim sądownictwem, podobną do tej, którą od ponad roku ma nad prokuraturą. Jeśli chodzi o tę ostatnią, jest już ona pod całkowitą kontrolą Ziobry i jego ludzi. Minister sprawiedliwości nadzoruje awanse prokuratorów, może ich również w praktyce degradować, ma także prawo ich przenoszenia między poszczególnymi placówkami i szczeblami prokuratury. Ze wszystkich tych uprawnień Zbigniew Ziobro korzysta na potęgę - według informacji stowarzyszenia prokuratorów Lex Super Omnia tylko z Prokuratury Generalnej i Apelacyjnej przeniesiono na niższe stanowiska 114 prokuratorów (ok. jednej szóstej całego stanu osobowego). Około 200 miało na własny wniosek przejść w stan spoczynku zanim jeszcze miotła Ziobry poszła w ruch. Awanse i przeniesienia mają miejsce na wszystkich szczeblach prokuratury - z prokuraturami rejonowymi włącznie. Model przyjęty przez Ziobrę w zarządzaniu prokuraturą wydaje się dobrym probierzem tego, co czeka sądownictwo.

Dwie odsłony kongresu PiS, ta z lipca zeszłego roku i ta sprzed dwóch tygodni pokazują jak bardzo zmieniła się pozycja Zbigniewa Ziobry w ciągu ostatnich 12 miesięcy, jak bardzo urósł w hierarchii obozu rządzącego lider Solidarnej Polski i minister sprawiedliwości.

CZYTAJ TAKŻE: Marek Suski: Sprawę Amber Gold mogą rozwikłać tylko politycy

W zeszłym roku, podczas pierwszej części kongresu PiS, Ziobro przemawiał ledwie przez 8 minut. Całe wystąpienie podporządkował motywowi jedności „obozu patriotycznego” - tego właśnie pojęcia konsekwentnie używał. Jarosława Kaczyńskiego nazwał „Architektem Zwycięstwa”. Chwalił Beatę Szydło. Nie rozkoszował się niedawno zyskaną władzą nad prokuraturą - przeciwnie chwalił się tymi najmniej kontrowersyjnymi projektami swojego resortu. Mówił o powstrzymaniu odbierania dzieci przez sądy z powodu biedy. Mówił o rejestrze pedofili. O zmianach w kodeksie postępowania karnego i o monitoringu elektronicznym. I o zaostrzeniu kar za najpoważniejsze przestępstwa, bo „troszczymy się o bezpieczeństwo Polaków a nie troszczymy się o przestępców.” Wtedy, rok temu, Ziobro sprawiał przemożne wrażenie człowieka bacznie uważającego na każde wypowiedziane słowo, mającego świadomość, że każdego z tych słów słucha prezes Prawa i Sprawiedliwości, od którego zależy jego najbliższa polityczna przyszłość.

W tym roku Ziobro dostał na kongresie PiS aż 20 minut. W prawdzie i tym razem nie obyło się bez rytualnych zapewnień o lojalności. Jarosław Kaczyński został przez Ziobrę nazwany „gwarantem jedności obozu prawicy i zarazem przywódcą całego obozu Dobrej Zmiany”, minister określił też Prawo i Sprawiedliwość mianem „busoli” dla swych poglądów. Ale retoryka i postawa Ziobry były już zupełnie inne niż rok wcześniej. Tym razem minister zapowiadał „wyczyszczenie tej stajni Augiasza” - chodzi o sądy. Wzywał, by „odrzucić myślenie nadzwyczajnej kasty” - chodzi o sędziów. Zapowiadał „liczne wspólnie wygrane wybory”. Tym razem wśród czwórki polityków wypowiadających się na kongresie PiS to właśnie Ziobro wydawał się mówcą najpełniej - po Jarosławie Kaczyńskim- przekonanym o pewności i stałości swej pozycji w rządzie i rządzącym obozie. Już nie oglądał się czujnie na reakcję premier i prezesa PiS, przeciwnie - po prostu szedł po swoje.

Jarosław Kaczyński - który znaczny fragment własnego wystąpienia na kongresie poświęcił właśnie wsparciu ustaw Ziobry - najwyraźniej znów ufa ministrowi sprawiedliwości. Ufa na tyle, że tym razem oddał w jego ręce władzę o zakresie nieporównywalnym z tym, jakim dysponuje jakikolwiek inny polityk Zjednoczonej Prawicy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Zbigniew Ziobro właśnie dostał władzę, jakiej jeszcze nie miał żaden minister - Portal i.pl

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski