Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

„Wyzwolenie”. Forma kliknęła z treścią [ZDJĘCIA]

Łukasz Gazur
„Wyzwolenie”
„Wyzwolenie” Fot. Andrzej Banaś
Za kulisami. Spektakl „Wyzwolenie” według Stanisława Wyspiańskiego, wyreżyserowany przez Radka Rychcika w Teatrze im. Juliusza Słowackiego w Krakowie, buduje zaskakującą siatkę skojarzeń.

Dramat o polskości i powinnościach sztuki przeniesiony został w rzeczywistość szkoły. I pomysł ten wydaje się trafiony - Konrad (Rafał Dziwisz) w tym wypadku staje się nauczycielem polskiego, a raczej polskości.

Jest figurą polskiego inteligenta zlewającą się w jedno z postaciami pedagogów z amerykańskich filmów (jak kreowany przez Robina Williamsa John Keating ze „Stowarzyszenia Umarłych Poetów” albo Jonathan Shale z „Belfra”, grany przez Toma Berengera). Próbuje tchnąć w swoich uczniów nowego ducha, otworzyć im oczy na otaczający świat. I wszystko mówi Wyspiańskim, połączonym z „Buszującym w zbożu” Salingera.

Dramat o wyzwalaniu się z polskiej gnuśności zestawiony został z klasyką literatury amerykańskiej, książką, w której główny bohater rusza w podróż w poszukiwaniu siebie i swej tożsamości. Wydaje się to ciekawą paralelą. A tekst Wyspiańskiego momentami wybrzmiewa nadzwyczaj aktualnie (np. dyskusja o powinnościach polskiego rządu względem kobiet).

Jeśli coś wydawać się może nieco przesadzonym trikiem, to wtręt o Holokauście. Choć rozumiem chęć nałożenia filtrów z innych czasów, by sprawdzić, jak po traumach XX wieku zmienia się (a raczej nie zmienia) polski zestaw wad, w tym wypadku raczej nie wydaje się to skutecznym zabiegiem. Także niektóre sceny z Wyspiańskiego brzmią nieco sztucznie w scenerii szkoły. Może - decydując się na taką formę - trzeba było jednak nieco skrócić tekst? Wystawianie tego dramatu bez skreśleń jest zabiegiem ambitnym, ale ryzykownym. W przypadku znakomitego pomysłu Rychcika jednak nie zawsze się sprawdza.

Na uwagę zasługuje muzyka - transowa, wibrująca, wciągająca. I takie też są niektóre sceny - z powtarzalnymi gestami, budującymi sytuację wiecznej niemożności. Jakby chocholi taniec z „Wesela” toczył się tym razem w rytmie „Tanga” Zbigniewa Rybczyńskiego.

Radek Rychcik to ryzykant. Jego nieortodoksyjne wystawienia klasyki literatury polskiej zestawione z popkulturowymi odnośnikami bywają mniej (jak „Wesele”) lub bardziej (jak „Dziady”) udane. Mam poczucie, że mimo wspomnianych niedoskonałości „Wyzwoleniu” bliżej do tego drugiego przypadku. Mimo wszystko forma kliknęła z treścią. A przy tym widać świeżość i energię zespołu aktorskiego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski