Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sekrety boomu mieszkaniowego w Krakowie. Najem się opłaca

Zbigniew Bartuś
Zbigniew Bartuś
- Nie jesteśmy zdziercami. Ceny mieszkań rosną, bo drożeją grunty, materiały i usługi budowlane. Szczęśliwie nie ma dziś, jak dekadę temu, spekulantów kupujących mieszkania na pniu, by je zaraz odsprzedać - mówi Mariusz Bryksy, czołowy krakowski deweloper.

- Musi pan być bardzo szczęśliwy. Dekadę temu krakowscy deweloperzy wybudowali w sumie pięć tysięcy mieszkań, a w zeszłym roku już 19 tys. Skok jest zatem ogromny. Skąd się bierze ów boom?

- Rzeczywiście, liczba mieszkań, jaką udało nam się wybudować w zeszłym roku, jest rekordowa. Cieszy przy tym, że jakość lokali oraz miejsc, które tworzymy, jest coraz lepsza.

- Czyli nie sama ilość się liczy, ale i przestrzeń, w której krakowianie będą żyli.
- Zdecydowanie. A skąd boom? Na pewno ważnym czynnikiem jest wysoki popyt inwestycyjny.

- Czyli?
- Coraz więcej ludzi uznaje, że nie opłaca się trzymać oszczędności na lokatach, bo po uwzględnieniu inflacji bilans jest minimalnie na plus lub na zero. Inwestowanie w mieszkania, w przeciwieństwie np. do gry na giełdzie, ma tę zaletę, że ciężko jest tutaj stracić kapitał albo np. połowę kapitału. Wartość nieruchomości zwykle utrzymuje się na podobnym poziomie lub ma lekką tendencję zwyżkową, więc tak zainwestowane pieniądze są bezpieczne.

- Ale gdzie tu zysk?
- Oczywiście, nie ma sensu inwestować w mieszkanie, którego się potem nie wynajmuje. Dochody z wynajmu są wysokie i w Krakowie raczej pewne, bo miasto bardzo się rozwija, coraz więcej firm, także zagranicznych, zakłada pod Wawelem swoje biura. W zeszłym roku powstało w Krakowie i okolicy 180 tys. metrów kwadratowych nowoczesnej powierzchni biurowej. Czyli przybyło kilkanaście tysięcy nowych pracowników ściągniętych często spoza miasta, z całej Małopolski, Polski, ze świata.

- Zatem liczba potencjalnych najemców stale rośnie.
- Tak. To są ludzie, którzy dobrze zarabiają i chcą wygodnie mieszkać. I to podtrzymuje trend wzrostowy na rynku mieszkaniowym w Krakowie.

- Jakie metraże cieszą się największym wzięciem?
- Tu tendencja nie jest chyba za dobra. Generalnie ludzie chcą jak najwięcej pokojów na jak najmniejszej powierzchni. Czyli mieszkania muszą być bardzo efektywnie zaprojektowane. Zdarzają się takie, które mają 35 metrów kwadratowych, a na nich dwa pokoje i jasną kuchnię. To dla inwestorów jest dobre, bo tego oczekują nowi pracownicy lokujących się w Krakowie firm. Jak ktoś rozpoczyna karierę zawodową, to nie zawsze dysponuje możliwościami, by kupować, bądź wynajmować od razu 150 metrów kwadratowych.

- Czyli to 35 metrów jest na start?
- Tak. Jak się człowiek nieco rozwinie, wymienia takie lokum na większe. Takich klientów, w innym momencie życia, też jest teraz bardzo dużo.

- Gotówka, czy kredyt?
- Zdecydowanie gotówka. Ponad trzy czwarte mieszkań jest sprzedawanych w ten sposób. Wynika to z tego, że bardzo wiele środków Polacy trzymali na lokatach i próbują je sobie teraz jakoś lepiej zainwestować.

- W Krakowie można w 20 minut przejechać tramwajem z dzielnicy, w której mieszkania kosztują ok. 5 tys. zł za metr kw., do dzielnicy, w której ta cena wynosi 9 tys. zł i więcej…
- Zasada jest prosta: im bliżej Rynku, tym atrakcyjniejsze tereny i przez to droższe. Atutem osiedli budowanych blisko centrum jest to, że można całkowicie zrezygnować z samochodu. Po prostu wszędzie dotrze się na nogach.

- A Nowa Huta ma przyszłość?
- Ma. To bardzo piękna dzielnica, świetnie rozplanowana urbanistycznie, ale tereny do zabudowy są tam wyraźnie mniej dostępne niż gdzie indziej, dużo gruntów jest własnością spółdzielni mieszkaniowych, stąd niewiele inwestycji.

- Wróćmy jeszcze do cen. Często słyszę, że deweloperzy to zdziercy wykorzystujący wysoki popyt do nieprzytomnego windowania swoich zysków. Ważni ministrowie też to sugerują, twierdząc, że mieszkania da się wybudować dwa razy taniej niż wy to robicie - z zyskiem… Jesteście zdziercami?
- Oczywiście, że nie. Przyczyn wzrostu cen mieszkań jest kilka. Przede wszystkim mocno rosną koszty materiałów i usług budowlanych. To drugie wynika z kolei z szybko rosnących płac i dużego niedoboru pracowników. To jest problem, z którym boryka się bardzo wiele firm. Również mała dostępność terenów podbija ceny - bo grunty drożeją. Sam popyt też zawsze powoduje lekki wzrost cen: jest dużo chętnych, niektórzy są gotowi zapłacić trochę więcej, działają tu naturalne prawa rynku.

- Mamy też do czynienia z odbiciem cen po paru latach zastoju.
- Tak. Od globalnego kryzysu ceny mieszkań stały w miejscu, mimo postępującej inflacji. Teraz poszły w górę i ten umiarkowany wzrost - bo nie są to jakieś skokowe zmiany, jak podczas poprzedniego boomu 10 lat temu - powinien się przez jakiś czas utrzymać. Warto zauważyć, że nie ma teraz tego, co destabilizowało rynek mieszkaniowy w minionej dekadzie, czyli kapitału spekulacyjnego, kupującego lokale po to, by je szybko odsprzedać z dużym zyskiem. Staramy się, jak możemy, by zapobiegać takim praktykom. Natomiast czynniki, o których wspomniałem - czyli ceny materiałów i gruntów, a przede wszystkim usług budowlanych - będą nadal oddziaływać na rynek. Więc w najbliższych kilku latach spodziewam się nadal stabilnego wzrostu cen mieszkań, o 5-7 proc. rocznie.

- Kolejne rządy starały się pomóc części Polaków w zaspokojeniu potrzeb mieszkaniowych. Było Mieszkanie dla Młodych, dojrzewa Mieszkanie Plus… To pierwotnie miały być mieszkania dla mniej zamożnych średniaków - za półdarmo. Teraz rząd zaczął się nieco z tego półdarmo wycofywać, bo wyszło na to, że przy obecnych cenach materiałów i robocizny nikt nie potrafi wybudować przyzwoitego lokum po 2,5 tys. zł za metr nawet w Pcimiu, a co dopiero w Krakowie.
- Nas bardzo cieszy, że rząd odszedł od pierwszych pomysłów na Mieszkanie Plus, które zakładały zupełnie nierealne ceny budowy i wynajmu. Rzeczywistość zweryfikowała to bardzo szybko. Zrezygnowano też z tworzenia kombinatów w stylu PRL-u, gdzie jedna wielka firma miała nagle budować dużo taniej niż wszyscy inni. Były pomysły, że może z prefabrykatów, czyli znowu - fabryka domów dobrze nam znana z czasów socjalizmu.

- Wielka płyta - bis.
- Tak. My to wszystko znamy, ale - jak widać - można jeszcze raz próbować takie pomysły wdrażać. Całe szczęście przeszliśmy teraz do czegoś, co jest zdecydowanie bardziej realne. Pytanie tylko, czy budżet państwa będzie stać na to, by kolejne pieniądze wysupłać.

- Rząd naobiecywał różnych rzeczy.
- Właśnie. Natomiast ostatni pomysł rządu na przystępne mieszkania dla średniaków jest dobry. Lokale, które ewentualnie zostałyby objęte państwowymi dopłatami, mogą być budowane na zasadach rynkowych. Inwestor, deweloper, spółdzielnia mieszkaniowa, TBS mogą takie mieszkania przygotować, zgłosić do programu i najemcy, po spełnieniu ściśle określonych warunków, otrzymają dofinansowanie. Pytanie: jak długo budżet wytrzyma te dopłaty. Bo sam pomysł jest dobry. Daje jakąś szansę startu tym, którzy nie dysponują środkami pozwalającymi na zakup własnego lokalu lub wynajem większego mieszkania na zasadach rynkowych.

ZOBACZ KONIECZNIE:

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Dlaczego chleb podrożał? Ile zapłacimy za bochenek?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski