Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Popaździernikowi neopozytywiści, następcy krakowskich stańczyków

Maciej Zakrzewski
„Przyświeca nam dobro narodu i realizm” - twierdzili posłowie koła „Znak”
„Przyświeca nam dobro narodu i realizm” - twierdzili posłowie koła „Znak” fot. Andrzej Banaś
Krakowski Oddział IPN i „Dziennik Polski” przypominają. Myśl polityczna. Stanisław Stomma i Stefan Kisielewski stworzyli koncepcję neopozytywizmu - koegzystencji dwóch wrogich światów: komunizmu i katolicyzmu. Nadzieje na odegranie politycznej roli malały proporcjonalnie do umacniania się pozycji Gomułki w państwie.

Odwilż w październiku 1956 r. to nie tylko czas doniosłych zmian politycznych, pogrzebania stalinizmu czy liberalizacji polityki aparatu represji i cenzury. To również, a może przede wszystkim, czas politycznego ożywienia.

Po latach stalinowskiego terroru nieodłącznie związanego z intelektualnym marazmem, rozpoczął się proces poszukiwań, diagnoz, formułowania politycznych strategii. Środowiska katolickie nie pozostały bierne. Stanisław Stomma i Stefan Kisielewski stworzyli koncepcję tzw. neopozytywizmu, swoistej taktyki nie tyle przeżycia, co koegzystencji dwóch wrogich światów: komunizmu i katolicyzmu.

„Październik” przyszedł niespodziewanie i dojrzewał szybko

Tak swoje wspomnienia z tego okresu rozpoczynał Stanisław Stomma. Tempo wydarzeń, jak na kraj socjalistyczny, było niezwykłe. 21 października I sekretarzem PZPR został Władysław Gomułka. Kilka dni później, po trzech latach internowania, uwolniono kardynała Stefana Wyszyńskiego. Więzienia opuszczały tysiące represjonowanych. W zakładach pracy, na uczelniach głośno wznosił się postulat polskiej, a nie sowieckiej, drogi do socjalizmu. Jerzy Giedroyc stwierdził, że październik 1956 r. roku to był jedyny moment historii Polski, kiedy partia komunistyczna mogła pozyskać polskie społeczeństwo. I miał rację.

Na fali entuzjazmu i nadziei społeczeństwa doszło do spektakularnych politycznych zbliżeń. Prymas Wyszyński, głowa Kościoła katolickiego w Polsce, udzielił poparcia I sekretarzowi miejscowej partii komunistycznej, a tenże odwzajemnił się złagodzeniem polityki względem Kościoła. Niespodziewanie w środku komunistycznego bloku pojawiła się przestrzeń dla niezależnej działalności, nie tylko kulturalnej czy społecznej, ale również stricte politycznej.

Ten moment postanowiła wykorzystać grupa katolików świeckich związanych ze środowiskiem dawnej redakcji „Tygodnika Powszechnego” i „Znaku” (przypomnijmy, że od 1953 r. pismem kierowali ludzie związani z PAX-em, a „Znak” od 1953 r. nie wychodził wcale). Już 30 października Gomułka wyraził zgodę m.in. na powrót starej redakcji „Tygodnika Powszechnego” i wznowienie „Znaku”. Równolegle do rozmów i ustaleń politycznych wykuwano polityczne uzasadnienie. Na łamach przede wszystkim „Tygodnika Powszechnego” już na przełomie 1956 i 1957 r. Stomma i Kisielewski tworzą koncepcję politycznego działania, która szybko zyskała miano neopozytywizmu.

Cztery kanony neopozytywizmu

Stomma w tekście „»Pozytywizm« od strony moralnej” z wiosny 1957 r. sprecyzował zasady działania politycznego katolików w komunistycznym państwie. Założenia „nowego” pozytywizmu były cztery.

Po pierwsze, uznawano geopolityczną konieczność sojuszu ze Związkiem Sowieckim.

Po drugie, w działaniach politycznych kierowano się zasadą umiaru, ostrożności, odrzucano zdecydowanie polityczny romantyzm.

Po trzecie, deklarowano nieufność do tzw. polityki prestiżowej i ideologii.

Po czwarte, zakładano krytyczne podejście do polskiej historii, oznaczające przede wszystkim odrzucenie kultu martyrologii na rzecz podejścia realistycznego.

W późniejszych wspomnieniach Stomma podkreślił, że chodziło przede wszystkim o poszerzanie zakresu politycznej, społecznej i kulturalnej autonomii. Zamierzano to osiągnąć poprzez zaoferowanie swojej politycznej lojalności względem partii i jej mocodawcy, czyli Związku Sowieckiego.

W sojuszu z Gomułką upatrywano szansy na powolne i ewolucyjne zmierzanie w kierunku tzw. finlandyzacji Polski, co miało oznaczać uznanie obecności kraju w strefie wpływów sowieckich w zamian za ograniczenie, dewastujących kulturalną i gospodarczą tkankę narodu, reform w duchu ideologii komunistycznej. Kisielewski podkreślał jeszcze jeden kluczowy aspekt programu - jego taktyczny wymiar.

Pisał: „Stosowanie taktyki jest, świadomie czy nie, dowodem rozumienia rzeczy, dowodem respektowania prawdy i skomplikowanej rzeczywistości, dowodem zdawania sobie sprawy z praw świata, z wewnętrznej konstrukcji stawania się spraw ludzkich”. Stąd jako katolik i niemarksista deklarował konieczność zachowania sojuszu z ZSRS i pozostania na gruncie socjalizmu. Polityczne cele wyznaczał tylko w oparciu o widziany horyzont, nie dalej. Jeśli ma być już socjalizm, to niech on będzie - jego zdaniem - najmniej ideologiczny i utopijny, niech respektuje narodową specyfikę rozwoju społecznego i kulturalnego.

Na czym polegał pozytywizm takiego spojrzenia? Wszak polska tradycja pozytywistyczna na gruncie społecznym i politycznym wiąże się z takimi nazwiskami, jak Aleksander Świętochowski czy Bolesław Prus i środowiskiem „Przeglądu Tygodniowego”, gdzie oprócz negatywnego stosunku do polityki insurekcyjnej budowano zręby programu neutralności światopoglądowej; gdzie obok sprawy narodowej była równie wysoko, a możne nawet wyżej, podniesiona kwestia społeczna. Stomma w przytoczonym już tekście wskazał jednak nieco innych intelektualnych przodków - krakowskich stańczyków. Może nieco na wyrost wpisywał ich pod nazwę: pozytywizm, bo to byli konserwatyści pierwszej wody. Ale to od nich przejęto ów roztropny, a krytyczny względem nierozważnego „bohaterstwa” styl politycznego myślenia. Postrzeganie polityki jako służby i odpowiedzialności w dysponowaniu cudzym dobrem. Co więcej, Stomma podkreślał, że kryterium moralne działalności politycznej dotyczy nie tylko intencji, ale też skutków.

Teoria a polityczne działanie

Bezpośrednim politycznym wymiarem tzw. neopozytywizmu był start kandydatów katolickich z list Frontu Jedności Narodu w wyborach do Sejmu w styczniu 1957 r. i uformowanie się w lutym liczącego 11 posłów Koła Poselskiego „Znak”. W ławach sejmowych obok Stommy i Kisielewskiego zasiadł m.in. Jerzy Zawieyski.

Cele Koła jasno wyraził Kisielewski w wywiadzie udzielonym paryskiej „Kulturze”: „Nie jesteśmy ani komunistami, ani socjalistami, nie bierzemy udziału w rządzeniu Polską, nie my stworzyliśmy obecną polską rzeczywistość, a jednak wchodząc do Sejmu bierzemy w jakimś sensie za nią polityczną odpowiedzialność. Przyświeca nam dobro narodu i realizm”.

Nadzieje na odegranie politycznej roli malały proporcjonalnie do umacniania się pozycji Gomułki w państwie i rozczarowania społeczeństwa niespełnionymi obietnicami Października. W ciągu kolejnych 20 lat posłowie „Znaku” w Sejmie PRL zajmowali szczególną pozycję. Nieliczni, zazwyczaj głosowali zgodnie z odgórną linią, jednak czasem potrafili się sprzeciwić. W przeciwieństwie do innych kół poselskich, jak ZSL czy SD, głosowali czasem przeciw bądź wstrzymywali się od głosu.

Należy wspomnieć o dwóch momentach. W marcu 1968 r. to koło „Znak” wystosowało do premiera sławną interpelację w sprawie zajść na Uniwersytecie Warszawskim. W 1976 r. Stanisław Stomma jako jedyny wstrzymał się od głosu podczas uchwalenia zmian w konstytucji PRL dotyczących m.in. wpisania do ustawy zasadniczej sojuszu ze Związkiem Sowieckim. Kisiel powiedział o Stommie, że „tym wstrzymaniem się od głosowania nad konstytucją tak pięknie wyszedł z Sejmu”. W czasie, kiedy nie było zorganizowanej opozycji, kiedy w pamięci wielu pozostawały czasy stalinowskie, te gesty były świadectwem najwyższej odwagi cywilnej.

Czy można było zrobić coś więcej?

Strategia neopozytywizmu wypalała się powoli wraz z odchodzeniem z Koła „Znaku” tych niepokornych. W 1964 r. z kandydowania zrezygnował Kisielewski, Zawieyski zmarł na wylew w 1969 r. po brutalnej nagonce władz, w 1976 r. nie zezwolono na start w wyborach Stommie. Od samego początku koło było również naznaczone wewnętrznymi sporami, często inspirowanymi i rozgrywanymi przez władzę.

Na program neopozytywizmu można spoglądać jak na wyraz politycznej naiwności bądź zbędnego lojalizmu. Łatwo teraz wydawać werdykt. Być może z przesłanek realizmu wychodziła romantyczna donkiszoteria, jednak była ona wyrazem nie tyle nieroztropności, co woli działania, dramatycznych prób poszerzenia pola politycznych możliwości w okolicznościach niezwykle trudnych, w czasach kiedy władza pozbawiała ludzi przede wszystkim nadziei.

WIDEO: Mówimy po krakosku - odcinek 13. "Cymbergaj"

Autor: Gazeta Krakowska, Dziennik Polski, Nasze Miasto

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski