Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Janusz Głowacki „Dżanus” nie żyje. Pisarz miał 79 lat

Aleksandra Suława
Aleksandra Suława
Sztuki Janusza Głowackiego grano na całym świecie
Sztuki Janusza Głowackiego grano na całym świecie fot. Marcin Osman
„W średniowieczu, gdy kat ścinał głowę, to skazańcy martwili się nie tym, że im łeb utną, tylko tym, że zgodnie z wyrokiem ich wypatroszą. Uważali, że bez wnętrzności nie będą jak mieli stanąć na sądzie ostatecznym. Liczy się serce, a nie głowa - mówił kilka miesięcy temu Janusz Głowacki w rozmowie z dziennikarką „Gazety Wyborczej”. W tym samym wywiadzie - ostatnim jakiego udzielił - dodał, że to nie jego problem, gdzie spocznie. Zresztą, i tak chce być skremowany.

Humor. Ironia. Inteligencja. Tymi trzema elementami, zawartymi w powyższej wypowiedzi, można by opisać całą twórczość Głowackiego. Pierwszy utwór opublikował w 1960 roku, w „Almanachu młodych”, cztery lata później został felietonistą „Kultury”. Z dziesiątków stworzonych przez niego dramatów i utworów prozatorskich, najsłynniejsze to „Antygona w Nowym Jorku”, „Czwarta siostra”, „Good night Dżerzi” i „Jak być kochanym”. Jednak większość Polaków zapewne najlepiej zapamięta stworzone przez niego scenariusze filmowe - „Polowanie na muchy”, „Wałęsa. Człowiek z nadziei” oraz przede wszystkim „Rejs”, z którego fragmenty do dziś cytowane są przez kolejne pokolenia. „Cyniczny uśmiech, luźny chód, odpięta koszula, głowa pełna przenikliwych, często gorzkich myśli i gorące serce ukryte jak najgłębiej, dla niepoznaki” - wspomina zmarłego w sieci Krystyna Janda. „Bardzo smutno, gdy odchodzą mądrzy, twórczy i wielcy ludzie” - dodaje w swoim pożegnalnym wpisie Beata Tadla.

Głowacki urodził się rok przed II wojną światową. Niewiele z niej pamiętał: że na ulicach leżały ciała, że był głód, że w czasie bombardowań chował się razem ze swoim żółwiem pod łóżkiem, że sąsiad miał psa i w czasie powstania zawiązał mu pysk szmatą, żeby szczekaniem nie zwabił Niemców. Zresztą, tego psa Głowacki umieścił potem u Himilsbacha w „Trzeba zabić tę miłość”.

Po wojnie Głowacki studiował na Uniwersytecie Warszawskim, potem w tamtejszej Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej, skąd został wyrzucony za - jak to ujął w autobiograficznym tomie „Z głowy” - „brak zdolności i cynizm”. Edukację dokończył wracając na UW, na wydział polonistyki.

Komunistyczna zawierucha szczęśliwie go omijała. Do Stoczni Gdańskiej w czasie strajków pojechał, ale raczej z ciekawości. Jak mówił, w powodzenie protestów nie wierzył nic, a nic. Bardziej od polityki zajmowało go życie towarzyskie. Był legendą warszawskiego SPATiF-u, gdzie chodził na poły dla rozrywki, a na poły służbowo. Zbierał tam anegdoty, które potem wykorzystywał w swoich utworach. I tworzył nowe, których sam był bohaterem.

„Przed premierą »Kopciucha« w Teatrze Powszechnym w Warszawie aktorzy przychodzili do Kutza i mówili, że nie chcą grać w takiej beznadziejnej sztuce. Mnie natomiast mówili, że nie chcą występować u tak beznadziejnego reżysera. Doprowadzili do tego, żeśmy się z Kaziem znienawidzili. Dwa tygodnie przed premierą w SPATiF-ie wszystko sobie wyjaśniliśmy przy żytniej, wyborowej, jarzębiaku i soplicy” - opowiadał Głowacki w ankiecie przeprowadzonej przez Culture.pl - „Dopiero w Royal Court Theatre w Londynie przekonałem się, że ta moja pierwsza oryginalna sztuka jest naprawdę dobra. Angielska krytyka uznała ją zresztą za najlepszą w sezonie”.

Zagraniczna premiera sztuki zbiegła się z wprowadzeniem w Polsce stanu wojennego. Głowacki już do Polski nie wrócił, z Wielkiej Brytanii wyjechał do Stanów. Jako jeden z nielicznych artystów-emigrantów, wyśnił do szczęśliwego zakończenia „american dream” (choć nie od początku było łatwo, bo meble do mieszkania kompletował na ulicy). Swoje emigracyjne doświadczenia opisywał w sztukach, m.in. „Polowaniu na karaluchy” czy „Antygonie w Nowym Jorku”. Zagraniczna krytyka go ceniła. Był laureatem m.in. American Theatre Critics Association Award, John. S. Guggenheim Award, Hollywood Drama--Logue Critics Award i National Endowment for the Arts. W Polsce zaś uhonorowano go m.in. Złotym Medalem Zasłużony Kulturze Gloria Artis i Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski, Nagrodą Ministra Kultury w dziedzinie literatury. Był też nominowany do Nike.

O śmierci Janusza Głowackiego poinformowała w sobotę jego żona, Olena Leonenko-Głowacka. Przyczyna śmierci artysty na razie nie jest znana.

Źródło:TVN24

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski