Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Drogowcy odcięli dojazd do firmy, miasto zapłaciło odszkodowanie

Zbigniew Bartuś
Zbigniew Bartuś
Andrzej Banaś
Kontrowersje. Grupa krakowskich prawników i przedsiębiorców rozważa pozwanie miasta o duże odszkodowanie za straty spowodowane źle zaplanowanymi i niesprawnie prowadzonymi pracami drogowymi. Przynajmniej jeden taki wyrok już w Polsce zapadł. I to właśnie w Krakowie.

Czytaj także: Publiczny beton nadal krzepnie

Dziesiątki tysięcy mieszkańców uwięzionych w korkach, przedsiębiorcy ponoszą milionowe straty. Tak wygląda Małopolska u progu wakacji. Stolicy regionu grozi wręcz paraliż: Zarząd Infrastruktury Komunalnej i Transportu (ZIKiT) rozpoczął przebudowę ul. Basztowej, a kolejarze wkrótce częściowo zamkną ul. Grzegórzecką, która miała służyć za objazd. Roboty będą się ciągnąć pół roku, co też budzi wątpliwości. Część ekspertów twierdzi, że wszystko da się zrobić sprawniej.

Podobnych przypadków jest w naszym regionie mnóstwo. Większość remontów dróg odbywa się w dni powszednie od 7. do 15., a w soboty (jeśli w ogóle) do 13. Widok spychacza operującego solo na zamkniętym odcinku ważnej trasy jest nadal częsty.

Zapytaliśmy państwowe i samorządowe instytucje zlecające prace drogowe, czy starają się minimalizować uciążliwości dla kierowców i firm, np. stawiając stosowne warunki wykonawcom.

Szymon Huptyś, rzecznik Ministerstwa Infrastruktury i Budownictwa, wyjaśnia, że przy ostatniej nowelizacji prawa zamówień publicznych resort skupił się na tym, by w przetargach brano pod uwagę również jakość, a nie - jak to było przez lata - jedynie cenę. - W tegorocznych postępowaniach pojawiły się takie kryteria, jak termin realizacji, doświadczenie kadry czy właściwości nawierzchni - wylicza Huptyś. Przyznaje, że żadne z nowych kryteriów nie mówi wprost o minimalizowaniu uciążliwości dla ludzi i firm.

Dr hab. Arkadiusz Radwan, prezes krakowskiego Instytutu Allerhanda, od lat zwraca uwagę, że na zachodzie Europy i w USA minimalizowanie uciążliwości jest podstawą inwestycji. Żaden inwestor nie ośmieli się przerzucać kosztów społecznych i ekonomicznych robót drogowych na przedsiębiorców i mieszkańców, bo zostałby zaraz pozwany o odszkodowanie przez silne organizacje konsumentów i izby gospodarcze. Jak ujawniliśmy w piątek - zarządcy dróg w Polsce nie uzgadniają z organizacjami przedsiębiorców czasu ani sposobu prowadzenia robót i nie przejmują się dotkliwymi stratami firm.

- Tak było między innymi podczas remontu Kobierzyńskiej i Starowiślnej, a przy kolejnej modernizacji tej drugiej szykuje się nowy armagedon - ubolewa Wiesław Jopek, szef Krakowskiej Kongregacji Kupieckiej.

Mecenas Jakub Górski, partner w znanej kancelarii prawnej SPCG, przypomina, że - zgodnie art. 415 Kodeksu cywilnego - każdy, „kto z winy swej wyrządził drugiemu szkodę, obowiązany jest do jej naprawienia”. Przy pomocy tego i innych przepisów można próbować uzyskać odszkodowanie od zarządcy drogi lub wykonawcy robót. - Ale nasza opinia, że roboty można było prowadzić sprawniej, to stanowczo zbyt mało - przyznaje dr Górski.

- Nie przypominam sobie, by ktoś pozywał nas z uwagi na sposób prowadzenia inwestycji czy remontu - mówi Michał Pyclik z krakowskiego ZIKiT.

A jednak taki wyrok zapadł: gmina Kraków musiała wypłacić ponad 100 tys. zł odszkodowania przedsiębiorcy, który poniósł straty w związku z remontem ulicy w Śródmieściu.

***

Żadnego zarządcy dróg w Polsce - od gmin po Generalną Dyrekcję Dróg Krajowych i Autostrad - nie obchodziły do tej pory szkody ekonomiczne i społeczne spowodowane robotami drogowymi. Jeszcze rok temu niemal wszystkie przetargi wygrywali wykonawcy najtańsi z punktu widzenia inwestora, a zarazem najdrożsi z punktu widzenia tkwiących w korkach lub nadrabiających wiele kilometrów użytkowników dróg oraz przedsiębiorców tracących olbrzymie pieniądze z powodu wielomiesięcznych zatorów i objazdów. Ale to się zmienia.

- We wszystkich przetargach drogowych najniższa cena przestała być jedynym kryterium. Pojawiły się nowe wymogi - podkreśla Szymon Huptyś, rzecznik Ministerstwa Infrastruktury i Budownictwa.

- W przetargach na budowę, przebudowę, remonty dróg, chodników i tras rowerowych nie stosujemy ceny jako jedynego kryterium. Dodatkowymi warunkami są najczęściej: podstawa zatrudnienia kierownika budowy i wydłużony okres gwarancji - wyjaśnia Michał Pyclik z Zarządu Infrastruktury Komunalnej i Transportu w Krakowie. Zapewnia, że miasto stara się minimalizować uciążliwość dla mieszkańców i firm, zapisując w przetargach konieczność zachowania dojazdu do domów i do lokali usługowych położonych przy placu budowy.

Część krakowskich prawników uważa, że ta fundamentalna zmiana podejścia mogła zostać wymuszona przez mieszkańców i przedsiębiorców grożących pozwami zarządcom dróg i wykonawcom robót. Duże znaczenie może mieć też wyrok, który zapadł po cichu w krakowskim Sądzie Okręgowym.

W czerwcu 2006 r. małżeństwo utrzymujące się od lat 90. z prowadzenia płatnego parkingu w sąsiedztwie dworca kolejowego Kraków Główny pozwało gminę o 110 tysięcy złotych odszkodowania. „Podczas remontu ulic nasza nieruchomość zo- stała na trzy i pół miesiąca odcięta od drogi publicznej, przez co nie mogliśmy zarabiać” - argumentowali państwo P.

Proces ciągnął się latami, m.in. dlatego, że realizująca sporną inwestycję gminna spółka ulegała ciągłym przekształceniom. W końcu jednak Sąd Okręgowy orzekł, że pozbawienie państwa P. dostępu do drogi publicznej „w istotny sposób ograniczało ich wolność w prowadzeniu działalności gospodarczej” oraz „naruszało zasadę równości obywateli wobec prawa”. Biegli zwrócili uwagę, że dojazd do parkingu został na czas remontu odcięty, choć tą samą ulicą „odbywał się ruch wahadłowy pojazdów komunikacji miejskiej oraz busów, które wykupiły miejsce przy dworcu kolejowym od miasta”. Busy mające umowę na parkowanie u P. były za próbę takiego samego wjazdu karane mandatami.

Sąd obarczył winą gminę Kraków. Zarzucił urzędnikom m.in. „brak odpowiedniej koordynacji robót” (podobny zarzut pojawia się teraz przy remoncie ul. Basztowej). Sąd Apelacyjny nie tylko oddalił apelację gminy, ale jeszcze podwyższył odszkodowanie.

Zdaniem krakowskich prawników, państwo P. przetarli ścieżki innym: na przywołane w wyroku przepisy mogą się powoływać wszyscy, którzy poniosą straty w wyniku źle zaplanowanych lub wadliwie prowadzonych inwestycji.

Komentuje dla nas dr Jakub Górski

Większość z nas godzi się na uciążliwość związaną z budową lub remontem dróg wiedząc, że celem inwestycji jest poprawienie jakości danej drogi. Czasem pojawiają się głosy, że ta uciążliwość mogłaby być mniejsza. Jednak polskie prawo wprost niczego na temat „nadmiernej uciążliwości” nie mówi.

Ktoś, kto uważa, że poniósł szkodę z powodu robót drogowych, może próbować się powoływać na tzw. odpowiedzialność deliktową (delikt oznacza czyn niedozwolony, czyli naruszający porządek prawny). Art. 415 Kodeksu cywilnego mówi: „Kto z winy swej wyrządził drugiemu szkodę, obowiązany jest do jej naprawienia”. Laikom wydaje się, że dzięki temu przepisowi z łatwością uzyskają odszkodowanie od inwestora - zarządcy drogi (gminy, powiatu, skarbu państwa) lub wykonawcy robót budowlanych. W praktyce nie jest to takie proste, albowiem trzeba udowodnić nie tylko samo powstanie szkody, ale i popełnienie przez sprawcę czynu niedozwolonego, związek przyczynowy między szkodą a czynem zabronionym i wreszcie winę sprawcy.

Nasza opinia, że roboty można było prowadzić sprawniej, że odcinek drogi zamknięty był zbyt długo, to za mało. Wykonawca będzie dowodził, że robił wszystko zgodnie z prawem i wymogami kontraktu - wykazując w ten sposób brak swojej winy i nasze roszczenie straci podstawy.

Nieco inaczej będzie to wyglądało, jeśli spróbujemy się powołać na odpowiedzialność przedsiębiorcy na zasadzie ryzyka wynikającą z art. 435 Kc, który brzmi tak: „Prowadzący na własny rachunek przedsiębiorstwo lub zakład wprawiany w ruch za pomocą sił przyrody (pary, gazu, elektryczności, paliw płynnych itp.) ponosi odpowiedzialność za szkodę na osobie lub mieniu, wyrządzoną komukolwiek przez ruch przedsiębiorstwa lub zakładu (...)”. Każda firma wykonująca remont drogi ma koparki, walce, spychacze „wprawiane w ruch za pomocą sił przyrody”. Jeśli wyrządzi komuś szkodę i zostanie to udowodnione, musi tę szkodę naprawić.

Łatwiej zrobić to w przypadku, jaki mieliśmy w naszej kancelarii - kiedy w wyniku robót drogowych ucierpiał budynek mieszkalny. Wartość tej szkody oraz jej związek z pracami budowlanymi potwierdzili biegli i sąd przyznał stosowne odszkodowanie. Natomiast udowodnienie tego, że np. jakiś sklep utracił w wyniku remontu drogi część przychodów i zysków, jest skomplikowane. Takie przychody zależą od wielu czynników, w tym aktualnej koniunktury, stanu konkurencji itp. Po drugie - pozwana strona może wykazać, że w wyniku remontu wzrosła atrakcyjność lokalizacji tego sklepu i przychody wzrosły.

Wideo: Łukasz Franek, wicedyrektor ZIKiT opowiada o zmianach w organizacji ruchu z powodu przebudowy ul. Basztowej

Źródło: dziennikpolski24.pl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo

Materiał oryginalny: Drogowcy odcięli dojazd do firmy, miasto zapłaciło odszkodowanie - Dziennik Polski

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski