Polski przystanek trasy „The End” wypadł w Tauron Kraków Arenie w minioną sobotę. I wielbiciele klasyków hard rocka wypełnili szczelnie halę aż po sam sufit. Na widowni roiło się od całych rodzin: głównie dumnych tatusiów, którzy zabrali na występ idoli z młodości swoje dzieciaki. I trzeba przyznać, że była to wspaniała publiczność: lojalna, wybaczająca wszystkie słabości i z pełnym entuzjazmem reagująca na każdy gest ze sceny.
Początek rodził obawy, że powrót Black Sabbath to jednak pomyłka. Zgarbiony i drepczący wokół mikrofonu Ozzy Osbourne robił raczej wrażenie wzruszającego dziadziusia niż „Księcia ciemności”, którym proklamowały go media pół wieku temu. Tony Iomi i Geezer Butler prezentowali się lepiej - dziarsko przebierając palcami po gryfach swych gitar. Najwięcej energii emanowało z młodego bębniarza - i trzeba przyznać, że to właśnie Tommy Clufetos powoli rozpędził tę sceniczną maszynę do odpowiedniego tempa.
Kiedy posypały się najcięższe utwory z repertuaru zespołu, w rodzaju „Into The Void”, „Snowblind”, „War Pigs” , „Behind The Walls Of Sleep” i „Iron Man”, okazało się, że mocarna muzyka Black Sabbath, oparta o potężne riffy gitary Iomiego, ma nadal niesamowitą moc. Rozkręcił się nawet Ozzy, który choć zapewne zupełnie nie zdawał sobie sprawy, gdzie jest (ani razu nie padło słowo „Cracow” ani „Poland”), pokazał, że nadal potrafi zawodzić, jak nikt inny w rocku.
Przed gwiazdą wieczoru zagrał młody zespół Rival Sons, który wypadł niczym cover band Led Zeppelin. Porównanie jego występu z show Black Sabbath udowodniło, że klasycznego rocka trzeba słuchać w wykonaniu tylko i wyłącznie jego klasyków.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?