Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Barometr Bartusia: patologie branży ochroniarskiej. Państwowe dotacje trafiają głównie do kieszeni szefów. A powinny iść do pracowników

Zbigniew Bartuś
Zbigniew Bartuś
Krzysztof Witulski, ekspert branży ochroniarskiej, wieloletni redaktor naczelny magazynu "Ochroniarz"
Krzysztof Witulski, ekspert branży ochroniarskiej, wieloletni redaktor naczelny magazynu "Ochroniarz" Archiwum OMZ Ochroniarz
- Policji w ogóle nie interesuje to, czy właściciel agencji ochrony jest przestępcą gospodarczym, czy ma zaległości w urzędzie skarbowym na wiele milionów, albo notorycznie oszukuje pracowników. To nie jest podstawa do odebrania koncesji. Policjantów interesuje to, żeby drzwi od magazynu broni miały odpowiednią grubość – irytuje się Krzysztof Witulski, ekspert tej branży, wieloletni szef ogólnopolskiego magazynu „Ochroniarz”

- Śledzę, kogo ostatnio szukają do pracy firmy ochrony mienia, a tu istny wysyp ogłoszeń typu: „Inwalidę przyjmę”. Podobnych anonsów znalazłem tysiące, prawie nikt nie chce do pracy ochroniarza bez orzeczonej niepełnosprawności. Z czego to wynika?

- Przeciętny człowiek się dziwi, bo nie rozumie sensu istnienia firm ochrony na rynku. Myśli, że agencja ochrony go ukołysze do snu i zapewni ochronę. Tymczasem podstawowym celem takich biznesów nie jest chronienie kogokolwiek i czegokolwiek, tylko dostarczanie zysku właścicielom firm ochroniarskich.

- Każda firma ma na celu osiąganie zysku.

- Ale przeciętnemu człowiekowi wydaje się, że firma ochroniarska to taka prywatna policja, której głównym celem jest zapewnienie bezpieczeństwa. A tymczasem ten cel jest w tym wypadku realizowany co najwyżej przy okazji.

- Ale na wielkich billboardach i w reklamach takich firm czytamy zawsze „Chronimy Cię jak nikt”.

- To taki chwyt marketingowy. Prawda jest taka, że zysk wykuwa się w tej branży w ogniu bardzo ostrej walki konkurencyjnej, a główną bronią w tej walce jest zaniżanie kosztów. Stąd tendencja do masowego zatrudniania niepełnosprawnych, którzy są nie tylko relatywnie tani, ale i opłacalni z tego powodu, że ich stanowiska pracy są dotowane przez budżet państwa. Skala zjawiska jest olbrzymia – z tendencją rosnącą.

- Dlaczego?

- Bo wielkość owego państwowego dofinansowania zależy od ustawowej płacy minimalnej, a ta w ostatnim czasie była dynamicznie podnoszona.

- Przypomnijmy: ledwie trzy lata temu wynosiła ona 1680 zł, a teraz 2100.

- Właśnie. Z tym, że trzeba pamiętać, że to rosnące dofinansowanie nie trafia bezpośrednio do pracownika, tylko do pośrednika, jakim jest pracodawca owego niepełnosprawnego. W przeciwieństwie do innych branż, pracownik ochrony wykonuje zadania przeważnie na zasadzie kontraktu. Mówiąc skrótowo: jest sprzedawany jako usługa firmy i dostaje za to pieniądze. Według mojej wiedzy, od 50 do 70 proc. dotacji przeznaczanej przez państwo na dotowanie jego miejsca pracy stanowi dodatkowy zysk właściciela firmy.

- O jakich kwotach mówimy?

- Firmy ochrony otrzymują z budżetu państwa za pośrednictwem Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych miliard złotych rocznie. Potentaci branży biorą po ok. 30 mln zł. Z dotacji z tego systemu korzysta w sumie ponad 600 firm ochrony w Polsce.

- Bez tych dotacji nie mogłyby świadczyć swoich usług?

- Mogłyby. Tylko starają się ograniczyć koszty. I państwo pomaga im w tym przy pomocy pieniędzy podatników. Szczerze mówiąc: nie mam pojęcia, dlaczego my, jako dość niezamożni podatnicy, dotujemy tanią ochronę wypasionych prywatnych posesji, banków itp.

- Czytam w ogłoszeniu o pracę: „Mile widziane orzeczenie specjalne”. Co to jest?

- Otóż już jedna czwarta ze 100 tysięcy ludzi zatrudnionych w tej branży ma orzeczenie specjalne o: epilepsji, niedorozwoju umysłowym, autyzmie, chorobie psychicznej, ociemnieniu. 25 tysięcy takich, jak ja nazywam, paraochroniarzy biega w mundurach z napisem „Ochrona”.

- Gdzie?

- W zasadzie wszędzie. Np. w hipermarketach, ale znajdowaliśmy ich też w ochronie jednostek wojskowych. Było dla nas nieco szokujące, że niepełnosprawni „ochraniali” jednostkę spadochroniarzy krakowskich. Swego czasu strzegli nawet „Gromu”…

- Tam wymogi zaostrzono po tekstach m.in. w Pana piśmie i w „Dzienniku Polskim”.

- Tak. Ale to nie znaczy, że skala paranoi jest mniejsza. Przeciwnie. A to dlatego, że kwota dofinansowania na osoby z orzeczeniem specjalnym jest wyższa niż w przypadku „zwykłej” niepełnosprawności. W efekcie najbardziej poszukiwanym pracownikiem na rynku ochrony jest osoba z orzeczeniem o niepełnosprawności II stopnia, posiadająca wpis na listę kwalifikowanych pracowników ochrony i pozwolenie na pracę z bronią. Znam przypadki, że ludzie z dysfunkcjami psychicznymi mają zgodę na posiadanie broni.

- Z drugiej strony PFRON bardzo chwali firmy ochroniarskie, bo one masowo zatrudniają niepełnosprawnych. Osobiście całym sercem jestem za tym, by niepełnosprawni pracowali, bo zapewnia im to nie tylko dochód, ale i pozwala na społeczną integrację.

- Co do pracy niepełnosprawnych: pełna zgoda. Problem w tym, że system jest, moim zdaniem, źle skonstruowany. Dotacja winna trafiać do pracownika, a trafia do właścicieli firm. Ci właściciele czerpią z tego olbrzymie zyski, a zarazem potrafią sobie przyznawać medale za zasługi w zatrudnianiu niepełnosprawnych. Tymczasem nie znam ani jednej firmy ochroniarskiej, która zatrudniłaby osobę niepełnosprawną dlatego, że to jest osoba niepełnosprawna – czyli pod wpływem czystej empatii. Branża ochrony to jest sterylny kapitalizm: zysk realizowany wszelkimi dostępnymi środkami. W efekcie, wedle mej subiektywnej oceny, rasowi ochroniarze stanowią w niej jakieś 10 procent.

- Mam przynajmniej nadzieję, że rynek jest pod dobrym nadzorem m.in. policji i kwalifikowanymi pracownikami ochrony z uprawnieniami do pracy z bronią nie zostają osoby niepowołane czy przypadkowe.

- Na razie wszystkie zmiany w tym zakresie pogarszały sytuację. Np. deregulacja z czasów ministra Jarosława Gowina za rządów PO - PSL niczego nie poprawiła. Myśmy ją wręcz nazwali „degeneracją”. Pogrzebała m.in. szkolnictwo branżowe. Wcześniej zamiast wpisów na listę kwalifikowanych pracowników ochrony obowiązywały licencje.

- Gdzie różnica?
- Żeby taką licencję zdobyć, trzeba było zdać egzamin zewnętrzny w komendzie wojewódzkiej policji. To pozwalało weryfikować wszystkie ośrodki szkolące, gwarantowało pewien poziom wiedzy, bo odsiew na tych egzaminach sięgał 50 proc. i więcej. Ośrodki szkolące były zainteresowane zatrudnianiem dobrych fachowców, żeby podnieść zdawalność. Kandydaci na ochroniarzy wybierali najlepsze ośrodki, bo one gwarantowały im zdobycie kwalifikacji. Dziś jest dokładnie odwrotnie.

- Jak to?

- Dzisiaj zamiast egzaminów zewnętrznych na policji mamy wewnętrzne w ośrodku szkoleniowym. Czyli w praktyce wystarczy zapłacić, żeby zdać. Co sprawia, że największą popularnością cieszą się ośrodki najgorsze, bo tam najłatwiej zdać. Znam przypadki, że dwie-trzy osoby z jednej rodziny prowadzą w takich ośrodkach dosłownie wszystkie zajęcia, z wszelkich zagadnień związanych z podstawą programową - i mają się świetnie. Bo nieoficjalnie reklamują się hasłem: „wystarczy, że chodzisz”.

- Ale ktoś potem kontroluje firmy zatrudniające absolwentów tych „szkół”?

- Osobiście nie znam ani jednej firmy ochroniarskiej, która zostałaby zamknięta w wyniku kontroli policji, Ministerstwa Spraw Wewnętrznych czy kogokolwiek.

- Na papierze wszystko jest pięknie?

- Tak. A tymczasem mamy tu do czynienia z wieloma patologiami. Np. jedna firma potrafi mieć nawet 60 koncesji na podmioty zależne, figurujące pod podobnie brzmiącymi nazwami, typu Ochrona Północ, Ochrona Południe, Ochrona Wschód, Ochrona Security, Ochrona Bis itd. A kontrola dotyczy tylko jednego takiego podmiotu. I to sprawia, że jakikolwiek nadzór nad firmami ochrony jest iluzoryczny. Tym bardziej, że każda instytucja kontroluje te firmy pod swoim – i tylko swoim – kątem.

- A konkretniej?

- Proszę sobie wyobrazić, że policji w ogóle nie interesuje to, czy właściciel takiej firmy jest przestępcą gospodarczym, czy ma zaległości w urzędzie skarbowym na wiele milionów, albo notorycznie oszukuje pracowników. To nie jest podstawa do odebrania koncesji. Policjantów interesuje to, żeby drzwi od magazynu broni miały odpowiednią grubość i czy reglamentacja broni jest zgodna z przepisami. Kropka.

- Jak to zmienić?

- Kontrole powinny być skoordynowane: wchodzi jednocześnie policja, urząd skarbowy i ZUS. I sprawdzają na raz wszystkie powiązane podmioty, a nie tylko jedną z sześćdziesięciu spółek zarejestrowanych na danego właściciela, jego matkę, żonę i kochankę. Dziś nie ma kontroli. Zwłaszcza, że policja tak naprawdę czepia się wyłącznie firm, które mają magazyny broni. Jak ktoś nie ma magazynu broni, może pozostać poza kontrolami przez 20 lat i hulać. Zwykle rocznie jest kilka kontroli w całym województwie. A firm działa około 250.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski