18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Aktorstwo to zwariowany zawód

Redakcja
Cristina Flutur była odkryciem zeszłorocznego festiwalu w Cannes FOT. NOWE HORYZONTY
Cristina Flutur była odkryciem zeszłorocznego festiwalu w Cannes FOT. NOWE HORYZONTY
- Na ekranie możemy oglądać Cię w głośnym filmie "Za wzgórzami", nagrodzonym w Cannes. Słyszałem, że podobno nigdy nie planowałaś zostać aktorką?

Cristina Flutur była odkryciem zeszłorocznego festiwalu w Cannes FOT. NOWE HORYZONTY

ROZMOWA. CRISTINA FLUTUR, rumuńska aktorka nagrodzona na festiwalu w Cannes, o roli w filmie "Za wzgórzami"

- To na pewno nie było moim marzeniem w dzieciństwie ani kiedy studiowałam literaturę angielską i rumuńską. Dopiero gdy opuściłam mury uniwersytetu, postanowiłam spróbować czegoś innego. Pomyślałam, że aktorstwo będzie interesujące i bardziej ekscytujące.

- I rzeczywiście tak było?

- Spodobało mi się od razu, nigdy potem nie chciałam zmieniać pracy. Zaraz po studiach znalazłam pracę w Teatrze Narodowym w Sibiu - to w Transylwanii - i pracuję tam nadal od mniej więcej ośmiu lat.

- Jak zaczęła się Twoja przygoda z filmem?

- "Za wzgórzami" to mój pierwszy filmowy raz.

- Wcześniej nie pojawiłaś się nigdzie, nawet w krótkim metrażu?

- W żadnym. To był mój pierwszy film.

- Zatem to musiało być spore wyzwanie.

- Byłam dość zdenerwowana, nie wiedziałam, jak to będzie wyglądać, czy sobie poradzę. Później pomyślałam, że jeśli ta rola do mnie przyszła, to znaczy, że jestem na nią gotowa.

- Co pomyślałaś, gdy po raz pierwszy zobaczyłaś się na dużym ekranie?

- To było dość zabawne doświadczenie. Nie myślałam o tym, że osoba na ekranie to ja, więc też nie oceniałam siebie - czy zrobiłam coś dobrze, czy źle, po prostu oglądałam moją bohaterkę. Po raz pierwszy zobaczyłam film w Cannes, bo Cristian [Mungiu, reżyser filmu - red.] nie pozwolił mi zrobić tego wcześniej. Mówił, że powinnam doświadczyć tego na festiwalu, bo tam jest inna atmosfera i inne emocje. Zaskakujące dla mnie było to, że nie zobaczyłam siebie, ale moją bohaterkę Alinę, jej emocje, historię. Dla mnie był to dobry znak - mogłam odciąć się od mojego aktorstwa i spojrzeć na bohaterkę, na film jak na kompletne dzieło - spodobało mi się to, co zobaczyłam.

- Wspominasz Cristiana - jak doszło do Waszej współpracy?

- Dostałam telefon od kierownika obsady, bo Cristian zobaczył moje zdjęcie w Internecie i chciał się ze mną spotkać. Pojechałam więc na przesłuchanie do Bukaresztu i tak się poznaliśmy.

- Znałaś jego wcześniejsze dokonania?

- Widziałam wcześniej tylko "Zachód" oraz "4 miesiące, 3 tygodnie i 2 dni". Gdy w 2007 roku obejrzałam ten drugi, byłam przytłoczona. Pomyślałam sobie wtedy: właśnie z takim reżyserem chciałabym pracować w przyszłości. Poczułam, że nadajemy na tych samych falach, i że filmy powinny być robione właśnie w taki sposób, w jaki robi je Cristian.

- "4 miesiące, 3 tygodnie i 2 dni" charakteryzuje naturalizm. Widziałaś siebie w tego rodzaju filmie?

- Nie analizowałam tego pod tym kątem, po prostu film mi się bardzo spodobał, historia i bohaterowie byli bardzo wiarygodni, bardzo mocni. Wszystko było zarazem głębokie i proste. Dlatego pomyślałam, że jeśli kiedykolwiek zagram w filmie, Cristian będzie jego reżyserem.

- Cristian jest bardzo znanym reżyserem w kręgach artystycznych na świecie, zdobywa wiele nagród. Jak jest postrzegany w Rumunii?

- Jest bardzo dobrze znany, głównie dzięki międzynarodowym sukcesom. Zabawne, że czasem trzeba zostać nagrodzonym za granicą, by zostać zaakceptowanym w swoim kraju, ale tak właśnie było w przypadku Cristiana - teraz jest gwiazdą i wielu aktorów chce z nim współpracować.
- W Twoim wypadku chyba jest podobnie?

- Nie wiem, ale mam nadzieję, że tak jest (śmiech).

- Co nagroda w Cannes zmieniła w Twoim życiu, jeśli w ogóle coś zmieniła?

- Przede wszystkim wiele się nauczyłam. Odczułam zmiany zarówno w życiu zawodowym, jak i prywatnym. Niektórzy ludzie nie patrzą już na mnie jak na człowieka, ale jak na jakieś zjawisko - i to jest bardzo dziwne. Poza tym pojawia się sporo trudnych kwestii, jak na przykład zazdrość, z którymi trzeba sobie jakoś radzić i pamiętać przy tym, żeby pozostać sobą.

- Temat wiary i religii, który poruszacie w "Za wzgórzami", jest w Polsce kwestią trudną, wywołuje wiele emocji. Jak to jest w Rumunii?

- Byłam świadoma, że film porusza trudne tematy. Na początku Cristian powiedział, że widzi mnie w rolach obu bohaterek, ale musiał zdecydować się na jedną. Gdy czytałam scenariusz, trochę się obawiałam wejścia w temat religii, zastanawiałam się, co ludzie o tym pomyślą. Ale ja lubię wyzwania. Lubię filmy i bohaterów, którzy wstrząsają widzem. Uważam, że jako aktorka powinnam umieć zagrać każdą postać - i nie do mnie należy ocenianie ich, ja mam nimi być. Ocenią je krytycy i jury.

- Którzy okazali się przychylni. Twoja rola zbiera same komplementy.

- Nie czytałam zbyt wielu recenzji, bo wiem, że jest sporo opinii, których nie chcę znać. Tych kilka, które przeczytałam, było w porządku, nie oceniały filmu z religijnego punktu widzenia, ale skupiały się na aspekcie ludzkich uczuć. Bo tak naprawdę ten film jest bardziej świecki niż religijny. Jeżeli będziemy mierzyć bohaterów tylko miarą ich wiary, to zatracimy sens filmu.

- Religia w tym filmie to raczej kontekst...

- ...a wewnątrz znajdują się prawdziwe ludzkie istoty. Oczywiście, że kontekst ma na nie wpływ, ale to nie znaczy, że poza nim nie ma nic innego.

- Zaskakujący dla mnie był sposób pokazania przez Cristiana pasji. Z jednej strony Twoja bohaterka - z miłości, pragnąc dobra, czyni zło, zostaje uznana za opętaną. Z drugiej - jej przyjaciółka Voichita wierzy, że znalazła miłość w Bogu, ale ceną za to jest krzywda wyrządzona Twojej bohaterce.

- Czasem trudno powiedzieć, kto ma rację, a kto nie, bo na świat patrzymy tylko z własnej perspektywy. Może nam się wydawać, że robimy coś właściwego, podczas gdy inni patrzą na nas jak na wariatów. W filmie ksiądz i zakonnice wierzą, że Alina jest opętana i że potrzebuje pomocy - i popatrz, do czego to prowadzi. Każdy bohater patrzy na świat tylko i wyłącznie ze swojej perspektywy, dlatego Alina myśli, że robi dobrze, ciągle nalegając. Nie rozumie tego, że Voichita już się zmieniła i obrała inną drogę.

- Związałaś się ze swoją bohaterką?

- W zasadzie nie znam odpowiedzi na to pytanie. Aktorstwo to zwariowany zawód. Czasem wszystko miesza się do tego stopnia, że nie wiesz już, gdzie kończysz się ty, a gdzie zaczyna się twój bohater, a czasem ta granica jest bardzo wyraźna. Gdy czytałam scenariusz "Za wzgórzami", Alina wydała mi się zupełnie różna ode mnie. Voichita była mi znacznie bliższa - miła, introwertyczna. Alina z kolei ma zwariowany, wybuchowy sposób bycia - pomyślałam, że chciałabym zagrać tak złożoną postać jak ona.
- Gdy rozmawiałem z aktorami o ich debiutach, często mówili mi, że mieli problem z wyjściem ze swojej postaci. Jak to jest w Twoim przypadku?

- Cóż, na pewno nadal ją lubię. Lubię też wszystkie postaci, które grałam w teatrze. Myślę, że nie byłabym w stanie wcielić się w żadną z nich bez pewnego rodzaju miłości do nich. Tę miłość do Aliny zachowam pewnie na zawsze, co nie znaczy, że nie jestem gotowa na nową rolę.

- Co teraz?

- Na razie jeszcze nie wiem. Czekam na ciekawe propozycje, dobre scenariusze.

- Nie zostałaś zasypana takimi po otrzymaniu nagrody za pierwszoplanową rolę w Cannes?

- Owszem, dostałam sporo ofert współpracy, ale chyba nadal czekam na coś lepszego.

Rozmawiał ARTUR ZABORSKI

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski