MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Afera w Sądzie Apelacyjnym. Nadużycia NIK wykryła już w 2013 roku. Reakcji nie było

Marcin Banasik
Marcin Banasik
fot. Andrzej Banaś
Po wybuchu afery w Centrum Zakupów dla Sądownictwa jego szefem ponownie został Marian Kowalski. Ten sam, którego poprzednie „wyczyny” na tym stanowisku opisali inspektorzy Najwyższej Izby Kontroli. W raporcie zlekceważonym przez NIK i ministerstwo.

CZYTAJ RÓWNIEŻ: Chcą zatrzymać byłego prezesa Sądu Apelacyjnego w Krakowie

Dotarliśmy do kolejnych bulwersujących faktów powiązanych z aferą w krakowskim Sądzie Apelacyjnym (SA) i Centrum Zakupów dla Sądownictwa (CZdS), w której zatrzymanych zostało już siedem osób podejrzanych o wyłudzenie ponad 10 mln zł. Wśród nich jest były dyrektor SA Andrzej P., dawna główna księgowa sądu Marta K. i były dyrektor CZdS Marcin B.

PRZECZYTAJ KOMENTARZ AUTORÓW: Prywatny folwark za publiczną kasę

Teraz okazuje się, że pracownicy obu tych instytucji stworzyli układ rodzinno-biznesowy, zatrudniając swoich bliskich i przyznając sobie nawzajem lukratywne kontrakty. Ważne role w tym układzie odgrywały osoby wciąż piastujące wysokie stanowiska. Niektórzy z nich właśnie awansowali.

Jedną z kluczowych postaci jest Marian Kowalski, który dwa i pół miesiąca temu ponownie został powołany na stanowisko dyrektora CZdS. Tuż po tym, jak zatrzymany został były szef tej instytucji Marcin B. - podejrzany o przywłaszczenie ok. 800 tys. złotych.

Nominacja dla Mariana Kowalskiego budzi ogromne kontrowersje, ponieważ kierował on już CZdS w latach 2012-2014. I już wtedy - jak wynika z raportu Najwyższej Izby Kontroli - dochodziło w tej instytucji do dużych nieprawidłowości.

Zaczęło się m.in. od podpisania umowy o dzieło na 12 tys. zł z Martą K., tą samą, która w grudniu ub.r. została zatrzymana i jest podejrzana o przekroczenie uprawnień oraz przywłaszczenie ponad 10 milionów złotych. Marta K. była główną księgową sądu apelacyjnego. Według inspektorów NIK doszło do „ewidentnego konfliktu interesów polegającego na tym, iż osoba, która zatwierdzała (wraz z dyrektorem sądu) sprawozdania finansowe CZdS, sama wykonywała odpłatnie prace na rzecz podległej sądowi jednostki”.

Dyrektor Kowalski nie ograniczył się jednak tylko do współpracy z Martą K. Zatrudnił również... jej córkę, bo jak stwierdził w rozmowie z nami, „po prostu się trafiła”. Miała ona dokonać dodatkowej - już po etatowych pracownikach - analizy ofert złożonych w jednym z przetargów. Za pracę trwającą osiem dni otrzymała ponad dwa tysiące złotych. Marian Kowalski, pytany przez inspektorów NIK o to, jakie doświadczenie w zakresie zamówień publicznych miała córka Marty K., tłumaczył, że „była studentką. Nie pamiętam jednak, jakiego kierunku studiów”.

Młoda kobieta w CZdS na pewno nie czuła się osamotniona. W tej instytucji zatrudniona była również (jeszcze przez poprzednika Mariana Kowalskiego) jej ciotka, czyli siostra Marty K. Pełniła funkcję specjalisty ds. księgowości. Problem w tym, że posiadała wtedy tylko wykształcenie średnie. A zgodnie z regulaminem CZdS osoby zatrudnione na stanowisku specjalisty powinny mieć wykształcenie wyższe.

Siostra Marty K. sama zwolniła się z CZdS dopiero pod koniec ub.r., już po tym, jak CBA zaczęło się interesować finansami sądu. Zdecydowała się na ten krok, gdy nowy dyrektor SA Wojciech Major zażądał, by pracownicy CZdS dostarczyli zaświadczenia o niekaralności.

Marian Kowalski pod swoje skrzydła wziął również własnego kuzyna, dla którego znalazł miejsce w CZdS. Obecnie jest kierownikiem Wydziału Realizacji Umów.

Bulwersujące jest to, że obowiązujące w CZdS przepisy pozwalały i nadal pozwalają na uznaniowy dobór pracowników, wśród których znaleźli się też bliscy krakowskich sędziów. - Nie obowiązują konkursy na stanowiska, bo nie wymaga od nas tego prawo. Przeprowadzane są rozmowy z kandydatami, ale to dyrekcja podejmuje ostateczną decyzję. Ja zawsze wybierałem tych, których uważałem za najodpowiedniejszych w danej sytuacji - tłumaczy dyrektor Kowalski. Sęk w tym, że te „najodpowiedniejsze” osoby często należały do grona jego znajomych i bliskich.

Tuż po opublikowaniu raportu NIK na początku 2014 r. dyr. Kowalski został „zdegradowany” na stanowisko wicedyrektora. W grudniu 2016 r., już po wybuchu afery korupcyjnej w SA, ponownie został powołany na szefa CZdS. Zdecydował o tym Wojciech Major, który pełni teraz funkcję dyrektora sądu i nadzoruje CDzS. W rozmowie z „Dziennikiem Polskim” stwierdza, że awansując Kowalskiego, nie znał raportu NIK. - Teraz, po analizie raportu, zostanie ponownie zbadana kwestia tego, czy pan Kowalski powinien piastować to stanowisko - mówi Wojciech Major, którego syn... również jest zatrudniony w CZdS.

O tym, jak wielki bałagan przez lata panował w Centrum Zakupów dla Sądownictwa, najlepiej świadczy fakt, że kiedy w listopadzie 2016 r. nowy dyrektor Sądu Wojciech Major zapytał Mariana Kowalskiego, szefa CZdS o to, czy odebrał od swoich pracowników zaświadczenie o niekaralności, ten miał odpowiedzieć, że nie. Wynika z tego, że wśród 80 pracowników Centrum mogły znaleźć się nawet osoby z wyrokami.

Dopiero po pytaniu Majora dyr. Kowalski zobowiązał pracowników do przedstawienie zaświadczeń. Sprawa jest o tyle bulwersująca, że dla pracowników administracji wymiaru sprawiedliwości, niekaralność jest jednym z podstawowych kryteriów przyjęcia do pracy.

Ale to tylko pierwsze zaskoczenie. Kolejne przeżyliśmy, gdy okazało się, że dyrektorzy instytucji sądowych nie widzą nic złego w tym, że zatrudniają członków swych rodzin. Na przykład syn dyrektora Sądu Apelacyjnego Wojciecha Majora od 2015 r. jest zatrudniony w podległym mu Archiwum Centrum Zakupów.

- Zapewniam, że nie było żadnej mojej interwencji w związku z tą sprawą. Moja rola ograniczyła się jedynie do tego, że kiedy ówczesny dyrektor sądu apelacyjnego zapytał mnie, czy nie znam kogoś, kto ma kompetencje do pracy w archiwum, powiedziałem mu, że mój syn pracuje w archiwum Sądu Okręgowego. Nie uczestniczyłem w procesie jego zatrudnienia na żadnym etapie - zapewnia Wojciech Major.

Kolejnym przykładem powiązań rodzinnych jest zatrudnienie na stanowisku szefa Wydziału Zamówień Publicznych CZdS syna jednej z sędzi SA. Ten radca prawny jest zatrudniony na umowę o pracę, ale jak udało się nam dowiedzieć, dodatkowo wystawił fakturę swemu pracodawcy, czyli sądowi za reprezentowanie go przed Krajową Izbą Odwoławczą.

Pracownicy sądu, którzy skontaktowali się z nami, twierdzą, że podobnych przykładów jest wiele więcej. - Osoby na stanowiskach kierowniczych zatrudniają swoje córki, synów, bratanków, a nawet narzeczonych swoich krewnych. Tutaj jest mało miejsca dla osób spoza krewnych i znajomych naszych szefów - mówi jeden z rozgoryczonych pracowników sądu.

Raport Najwyższej Izby Kontroli

Nepotyzm i wiele innych nieprawidłowości w krakowskim Sądzie Apelacyjnym Najwyższa Izba Kontroli opisała w raporcie z 2013 r. Przykładem może być fakt, że główna księgowa CZdS pomyliła się w zaksięgowaniu 400 tys. zł. Pieniądze trafiły nie do tej komórki, do której powinny i niezasłużenie poprawiły jej wynik finansowy. Raport zwracał też uwagę na niegospodarność w Centrum. Niektóre intratne umowy były zlecane pracownikom jako umowy o dzieło, mimo że mogli je wykonywać inni pracownicy zatrudnieni w placówce na etat.

Wątpliwości kontrolerów NIK budziły też zakupy usług cateringowych podczas różnego rodzaju szkoleń oraz zlecenia usług informatycznych. Pracownik, który miał sprawdzić, jakie firmy się do tego najlepiej nadają, opierał swą wiedzę głównie na rozmowach z innymi pracownikami.

W dokumentach często brakowało terminów i warunków wykonania usług.

Nieprawidłowości te miały miejsce w czasie pierwszej kadencji Mariana Kowalskiego na funkcji dyrektora CZdS. Co prawda, w efekcie ich ujawnienia został zdegradowany, ale trudno nazwać „dotkliwą karą” przeniesienie na stanowisko wicedyrektora.

Najbardziej bulwersujące jest jednak to, że Marian Kowalski sprawia nadal wrażenie, jakby nie widział nic złego w tym, że uznaniowo zatrudniał znajomych i bliskich. Co prawda mówi, że „człowiek uczy się na błędach”, ale jednocześnie w rozmowie z nami pokusił się nawet o pytanie: „Czy takie rzeczy dzieją się tylko w CZdS?”

- Oczywiście popełniłem różne błędy, które w raporcie opisali inspektorzy NIK, ale według mnie skala tych nieprawidłowości była marginalna w porównaniu z oszczędnościami, jakie dzięki działalności CZdS odnotowały sądy w całej Polsce - przekonuje dyrektor Kowalski.

Ewidentnie z podobnego założenia wychodzi Wojciech Major, kierujący obecnie pracami administracji Sądu Apelacyjnego (formalnie nie został jeszcze powołany na stanowisko SA), który nadzoruje CZdS. To on - po zatrzymaniu poprzedniego dyrektora CZdS - zdecydował, że tą instytucją ponownie pokieruje Marian Kowalski. - Głównym motywem jego powołania była potrzeba zapewnienia ciągłości reprezentacji i niezakłóconego funkcjonowania instytucji - przekonuje dyrektor Major, który nie widzi problemu w tym, że jego syn jest zatrudniony w CZdS.

Dopiero po rozmowie z nami zadeklarował, że przeanalizuje zasadność wyboru Mariana Kowalskiego. Twierdzi również, że „zastanowi się” nad kwestią wprowadzenia obowiązku przeprowadzania konkursów na niektóre stanowiska w CZdS. Choć wydaje się, że to powinna być jedna z pierwszych jego decyzji, by zastopować uznaniowe zatrudnianie pracowników.

Zaskakiwać w całej sprawie może również postawa inspektorów Najwyższej Izby Kontroli. Po ujawnieniu nieprawidłowości w CZdS przekazali co prawda raport do Sądu Apelacyjnego, ale... zawiadomienia do prokuratury już nie złożyli. Z perspektywy czasu wydaje się, że był to błąd, ponieważ zdecydowane działania mogły już w zalążku zdusić wielką aferę korupcyjną w krakowskim sądzie, która została ujawniona dopiero pod koniec zeszłego roku. A przecież już w raporcie z 2013 roku pojawiają się nieprawidłowości przypisywane osobom, które są teraz głównymi „bohaterami” afery. Chodzi m.in. o Martę K., główną księgową Sądu Apelacyjnego.

- W czasie kontroli stwierdziliśmy szereg nieprawidłowości - niemniej nie dawały one podstaw do zawiadomienia organów ścigania o przestępstwie. Były jednak dla instytucji nadzorującej utworzenie Centrum Zakupów dla Sądownictwa wyraźnym sygnałem, że należy zdecydowanie zwiększyć nadzór nad „centrum”, gdyż może to doprowadzić do sytuacji kryminogennej - przekonuje Dariusz Nowak z krakowskiego oddziału NIK.

Nie dowiemy się, czy zgodnie z zaleceniem NIK nadzór został zwiększony, ponieważ odpowiadał za to były dyrektor SA Andrzej P., który aktualnie przebywa w areszcie.

Prezes na celowniku prokuratury
Afera korupcyjna w SA zaczęła się od zatrzymań pracowników administracyjnych sądu w grudniu ubiegłego roku. Dyrektor i główna księgowa są podejrzani o przekroczenie uprawnień i przywłaszczenie 10,4 mln zł - podała prokuratura. Dyrektor Centrum Zakupów dla Sądownictwa miał przywłaszczyć 758,6 tys. zł. Takie przestępstwo zagrożone jest karą od roku do 10 lat pozbawienia wolności.

Dyrektor sądu jest też podejrzany o przyjęcie od jednego z przedsiębiorców korzyści majątkowej - 30 tys. zł, a księgowa - 20 tys. złotych, w postaci komputera, telefonu, zegarka oraz opłacenia kosztów pięciu pobytów u kosmetyczki - podała prokuratura. Takie przestępstwa zagrożone są taką samą karą - od roku do 10 lat pozbawienia wolności.

Biznesmeni Katarzyna N. jest podejrzana o przywłaszczenie prawie 4,2 mln zł, a Jarosław T. - niemal 5,5 mln zł. Prokuratura podejrzewa mężczyznę o wręczenie korzyści majątkowej dyrektorowi sądu.

Pod koniec lutego CBA zatrzymało jeszcze dwóch biznesmenów z branży informatycznej, którzy mają być zamieszani w aferę sądową.

Prokuratura Regionalna w Rzeszowie, która prowadzi to śledztwo, postawiła zarzuty jedynie pracownikom administracji sądowej i biznesmenom. Na celowniku prokuratury znalazł się również prezes SA Krzysztof Sobierajski. Dwa dni po wybuchu afery minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro skierował do Krajowej Rady Sądownictwa wniosek o zawieszenie prezesa Sądu Apelacyjnego Krakowie i wszczęcie przeciwko niemu postępowania dyscyplinarnego.

„Zgromadzony przez prokuraturę i CBA materiał dowodowy w postaci dokumentacji finansowej i zeznań pracowników Sądu Apelacyjnego w Krakowie, w najwyższym stopniu podaje w wątpliwość uczciwość i kwalifikacje zawodowe pana Krzysztofa Sobierajskiego do pełnienia dotychczasowej funkcji” - napisano w komunikacie ministerstwa.

Padło nawet stwierdzenie, że sędzia „mógł dokonać czynów przestępczych”.

Kilka dni później Krzysztof Sobierajski podał się do dymisji, oświadczając, że nie dokonał żadnych czynów przestępczych.

Według niektórych doniesień prasowych były prezes SA miał rzekomo zawrzeć ponad 120 prywatnych umów z firmami wykonującymi zlecenia na rzecz sądu i zarobić na tym prawie milion złotych.

Ministerstwo straszy sędziów?

Ministerstwo Sprawiedliwości do dzisiaj nie poinformowało jednak o żadnych konkretnych działaniach przestępczych, jakich miałby dopuścić się były prezes Sobierajski. Co ciekawe, Prokuratura Krajowa zamieściła na stronie internetowej informację o prowadzeniu czynności wobec „kilkudziesięciu sędziów” w sprawie afery korupcyjnej w SA w Krakowie. W informacji podanej przez prokuraturę brak jednak konkretów dotyczących tego, kogo i czego „czynności” śledczych dotyczą. Ten krok śledczych oburzył sędziów SA, którzy twierdzą, że prokuratur na siłę chce wciągnąć w aferę również sędziów. - Potrzebne im to, aby mieć pretekst do reformowania sądownictwa - mówi jeden z krakowskich sędziów.

Sędziowie twierdzą, że minister sprawiedliwości podważa ich wiarygodność. W związku z tym „zobowiązali prezesa SA, by wystąpił do prokuratora generalnego o wskazanie nazwisk sędziów, przeciwko którym podejmowane są czynności sprawdzające oraz charakteru tych czynności” - czytamy w komunikacie SA. Ministerstwo sprawiedliwości do dziś nie podało listy sędziów, wobec których prowadzi „czynności”.

***

Sąd Apelacyjny w Krakowie

to jedna z najbardziej prestiżowych placówek wymiaru sprawiedliwości w kraju. Z krakowskiej „apelacji” wyszedł w 2010 r. pierwszy niezależny od rządu prokurator generalny Andrzej Seremet, a wcześniej także Włodzimierz Olszewski, przewodniczący Krajowej Rady Sądownictwa, ostatni rzecznik interesu publicznego (tzw. prokurator lustracyjny). W budynku obok znajduje się Krajowa Szkoła Sądownictwa i Prokuratury, kuźnia prawniczej elity.

Dyrektorowi tego sądu w 2012 r. Ministerstwo Sprawiedliwości podporządkowało

Centrum Zakupów dla Sądownictwa. Podstawowym zadaniem instytucji zatrudniającej dziś ok. 80 osób jest realizowanie zakupów (od papieru do drukarek po usługi cateringowe i informatyczne) dla sądów w całym kraju.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski