Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

A tak się cieszył, że bezpieka nigdy nie zrobiła mu żadnego zdjęcia...

Piotr Subik
Kiedy wybuchł stan wojenny, Henryk Pach był przewodniczącym „Solidarności” w Przedsiębiorstwie Państwowym „Geoprojekt”
Kiedy wybuchł stan wojenny, Henryk Pach był przewodniczącym „Solidarności” w Przedsiębiorstwie Państwowym „Geoprojekt” Fot. Michał Gąciarz
Krakowianin Henryk Pach właściwie nie wraca do wspomnień ze stanu wojennego. Mówi, że żaden z niego kombatant. Dlatego ze zdziwieniem rozpoznał się na zdjęciu SB z pogrzebu Bogdana Włosika

Bardzo starałem się w tamtym czasie, żeby bezpieka mnie nie podsłuchała ani nie sfotografowała. I aż do teraz przekonany byłem, że mi się to udało – opowiada Henryk Pach, w okresie PRL-u przewodniczący NSZZ „Solidarność” w Przedsiębiorstwie Państwowym „Geoprojekt” w Krakowie, a obecnie prezes Stowarzyszenia płk. Ryszarda Kuklińskiego.

Rozpoznaj się na zdjęciach z PRL-u >>

Rozpoznał się na zdjęciu wykonanym przez krakowską Służbę Bezpieczeństwa 20 października 1982 r., podczas pogrzebu 20-letniego elektryka z Huty im. Lenina. Podczas uroczystości na cmentarzu w Grębałowie Henryk Pach stoi w pierwszym rzędzie, w grupie mężczyzn trzymających wieńce. Przyszli pożegnać młodego chłopaka, tydzień wcześniej zastrzelonego przed kościołem Arka Pana w Bieńczycach przez esbeka kpt. Andrzeja Augustyna.

Z pogrzebu najlepiej zapamiętał prowokatora, który w pewnej chwili ubrany w jasny trencz wdrapał się na pobliski komin i krzyczał głośno: „Jadą, jadą!”. Miała to być sugestia, że właśnie zaczyna się atak ZOMO. Ale tłum ani drgnął, nikt nie dał się nabrać. Nie było paniki.

Pach zapamiętał też, że w nocy poprzedzającej pogrzeb Włosika do Nowej Huty ściągnięto ogromne siły ZOMO, że zomowcy uzbrojeni w długie pałki i kałasznikowy, ale bez tarcz, prowokacyjnie przyglądali się ludziom idącym na pogrzeb i rozstępowali się przed nimi w ostatniej chwili. I że do Grębałowa trzeba było przyjść na piechotę, bo komuniści postarali się, żeby tramwaje nie kursowały tego dnia ul. Kocmyrzowską. Mimo to nad grobem Bogdana Włosika stanęło 20 tysięcy osób.

Dwunastego grudnia 1981 r. do późnego wieczora Henryk Pach przesiedział w biurze Komisji Zakładowej „S” w „Geoprojekcie”. Roboty było dużo, zbliżało się Boże Narodzenie. Do pracy w związku oddelegowano go ze stanowiska starszego pomiarowego (dziś nazwalibyśmy go asystentem geodety). Tego wieczoru często psuł się telex, takie problemy zgłaszali też koledzy z innych komisji „S” w Małopolsce. Coś się działo...

Nazajutrz rano, wpół do siódmej, Henryka Pacha obudził głos gen. Wojciecha Jaruzelskiego. Zasnął przy włączonym radiu i to z niego, jak miliony Polaków, dowiedział się, że jest stan wojenny. – Nie byłem tym zaskoczony, choć spodziewałem się raczej, że do Polski wkroczą Ruscy, rękami Ludowego Wojska Polskiego – wspomina Henryk Pach.

Robić strajku w „Geoprojekcie” nie było sensu, spośród 540 członków załogi zdecydowana większość pracowała poza Krakowem. Ci, którzy w poniedziałek dojechali do miasta, opowiadali o czołgach stojących na rogatkach. Na wieżyczkach miały polskie znaki rozpoznawcze – biało-czerwone szachownice. Tego samego dnia związkowcy stracili pracę. Na odchodne, w klitce biurowca przy pl. Sikorskiego, zawiesili na sznurku rzeźbę Lenina skradzioną z klubu TPPR, czyli Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Radzieckiej. – Żyliśmy w przekonaniu, że zmiana systemu nie jest możliwa. Ale wierzyliśmy, że socjalizmowi nadajemy nową twarz – wspomina Henryk Pach.

Nie musiał się bardzo ukrywać, wystarczał „lewy” dowód osobisty. Zajmował się kolportażem podziemnej bibuły, słał odezwy do Radia Wolna Europa i Głosu Ameryki.

Proboszcz Arki Pana, czyli parafii pw. MB Królowej Polski w Bieńczycach, ks. Józef Gorzelany tonował niezdrowe zapędy. Mówił po 13 grudnia 1981 r.: „Spokojnie, trzeba się zorientować, o co komunie chodzi”.

Lata osiemdziesiąte to nie był łatwy czas, także dla Henryka Pacha. Choćby rewizje, które prowadzono w mieszkaniu na os. Górali w Nowej Hucie. Mieszkał tam z żoną i 10-letnim synem. Szczególnie w pamięć zapadła mu jedna wizyta SB, zakończyła się demolką. Esbecy zdzierali tapety ze ściany, krzycząc, że szukają pieniędzy od CIA (mówili „cia”, zamiast „si-aj-ej”). Grozili, że zabiorą dziecko do sierocińca. Opamiętali się dopiero na widok legitymacji ojca Henryka (żołnierza gen. Andersa i więźnia obozu Flossenburg w Bawarii) i jego orderu od… Jaruzelskiego. Generał rozdawał je kombatantom na początku stanu wojennego, razem z dodatkiem do renty wojennej, więc przyjmowali i siedzieli cicho.

– Syn ma dziś 38 lat i czasami śni mu się ta napaść na dom i ten lęk… – opowiada Pach.

Doświadczył osiemnastu rewizji, był przesłuchiwany na Mogilskiej. Zapamiętał „rozmowy” z porucznikiem SB o nazwisku Gromek. Od „furty” wiózł go windą na VIII lub IX piętro, zapraszał do gabinetu, kładł przed nim strony z „Dziennika Polskiego” i mówił: „Muszę z panem spędzić godzinę, to sobie poczytamy”. Po tym czasie odwoził go na dół. Raz nawet uścisnęli sobie dłonie. Pach mówi teraz, że stracił na moment „czujność nieproletariacką”. Źle zaś w jego pamięci zapisał się kpt. SB Kazimierz Kasprzyk. Przystawił mu pistolet do głowy i, używając rynsztokowego słownictwa, dopytywał się, gdzie ukrywają się Mietek Gil i Staszek Handzlik, działacze „S”, którzy uciekli z Huty im. Lenina. Nie wiedział.

Nie był świadkiem śmierci Bogdana Włosika, choć był akurat wtedy w Arce Pana. Do ks. Gorzelanego podszedł jeden z wikarych, szepnął mu coś do ucha i po chwili wierni usłyszeli z ust proboszcza: „Pomódlmy się za człowieka, którego postrzelono przed kościołem”. Duchowny prosił, by po wyjściu z Arki zachowano spokój, gdyż mogło dojść do rozlewu krwi. – Banalna, niepotrzebna śmierć – mówi o Włosiku Pach.

Natomiast na oczach Pacha rozegrała się tragedia innej ofiary stanu wojennego – Ryszarda Smagura. 1 maja 1983 r. zginął ugodzony w szyję pociskiem z gazem łzawiącym przez ZOMO. Ale to była bardziej podwórkowa awantura niż zamieszki polityczne.

Nie uważa się za kombatanta, kombatantem są – według niego – np. górnicy z kopalni „Wujek”. – Robiłem, co trzeba i co chciałem. Nic więcej – uważa Henryk Pach. Właściwie nie wraca do wspomnień z czasów stanu wojennego. Po zobaczeniu esbeckiego zdjęcia w „Dzienniku Polskim” zrobił to pierwszy raz. Od siedmiu lat, cierpliwie, krok po kroku, czyni starania o budowę w Krakowie pomnika poświęconego polskiemu oficerowi, który znając plany sowieckiej agresji na Europę podjął współpracę z Amerykanami.

Strategia tej wojny – przypomina Henryk Pach – z pełną akceptacją rządzących i wojskowych PRL zakładała jądrowe unicestwienie całego obszaru Polski. Płk Kukliński przekazał też CIA dokumenty dotyczące wprowadzenia stanu wojennego. Wtedy, na pogrzebie Włosika, nikt nawet nie miał prawa znać tego nazwiska. – Ja o pułkowniku dowiedziałem się pod koniec PRL-u „dzięki” rzecznikowi rządu Jerzemu Urbanowi. Mówił do zachodnich dziennikarzy, że był taki „szpieg ze Sztabu Generalnego” – przypomina sobie Henryk Pach. Ale to już temat na inną opowieść...

***

Zapraszamy naszych Czytelników w podróż do czasów PRL-u. Z miliona fotografii znajdujących się w archiwach Oddziału Instytutu Pamięci Narodowej w Krakowie, a stworzonych w ramach działań operacyjnych przez Służbę Bezpieczeństwa, wybraliśmy te, które dotyczą najważniejszych wydarzeń z lat 70. i 80. XX w.

Prosimy Państwa o podpowiedź,

kto znajduje się na zdjęciach? Historie rozpoznanych osób opisujemy na łamach „Dziennika Polskiego”. Kolejne fotografie publikujemy co poniedziałek na łamach „Dziennika Polskiego” i na www.dziennik-polski24.pl.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski