Taką sytuację przewidziała już Zofia Kossak-Szczucka.W swym „Grodzie nad jeziorem” na pierwszą, niedostatecznie ufortyfikowaną linię obrony wysyła grodowych polityków (kler), a ci obrzucają najeźdźców mięsem: – „Klątwa na was, klątwa na was, pomiocie wilczycy! Bodaj wam krucy śledziony wyżarły, bodaj wam ząb w paszczęce nie trafiał na ząb”!
Trochę to jak na polską, żeby nie powiedzieć rosyjską praktykę za delikatne, ale nie chodzi o rodzaj amunicji, lecz o metodę. Jeśli ten pomysł pani Zofii nie odstraszy npla od polskich granic – cóż, trzeba będzie za przykładem Racławic stawiać kosy na sztorc. Tyle że to kosztuje, a i PSL na pewno natychmiast zagrozi wyjściem z koalicji: wojna – nie wojna, bez zgody sejmu nikt nie ma prawa używać i chłopa, i jego narzędzi do celów pozarolniczych, z wyjątkiem, oczywiście, prokreacji.
Sytuację taką przewidział już, nie chwaląc się, nasz „Dziennik Polski”, który przed laty wygrzebał, że w 1915 roku dowództwo Legionów rozważało projekt wprowadzenia do uzbrojenia Legionów kosy łamanej (składanej) w połowie swej długości. Miała ważyć 2,5 do 3 kg. „Po ogłoszeniu ataku żołnierz zdejmował kosę z plec i otwierał (...) Gdy nieprzyjaciel zbliżał się na odległość 6–8 kroków, żołnierze uzbrojeni w kosy wyciągają obiema rękami kosę w bok w lewą stronę i ciągną ku prawej stronie po twarzy, rękach lub nogach, zasłaniając legionistów strzelających”. Niestety, projektu nie zrealizowano, a szkoda, bo – jak marzył Szwejk – „Byłaby rzeź aż miło”.
Nie, o pieniądzach nie ma co marzyć. Pozostają sojusze – wspaniała lekcja polskiej historii. Taki sojusz RP podpisała w 1934 roku z Liberią. Afrykański kraj powierzał Polsce modernizację swych służb granicznych, natomiast Rzplita „w razie konfliktu w Europie miała prawo przeprowadzić w Liberii rekrutację 100 000 Murzynów do armii pomocniczej”.
Umowa, choć ściśle tajna, przeciekła i pod naciskiem Ligi Narodów trzeba ją było anulować. Obligatoryjna pozostała jedynie umowa gospodarcza, w wyniku której w lutym 1935 roku do portu w Monrovii zawinął statek „Poznań” wiozący Liberyjczykom kilkadziesiąt beczek cementu, kilka ton soli z Wieliczki i 500 sztuk używanych emaliowanych nocników made in Poland.
Po drugiej wojnie, rozczarowani kolejnymi sojuszami, postanowiliśmy raz wreszcie stworzyć coś sensownego: w ramach realizacji planów obronnych (innych nie było) zachodniej ściany Układu Warszawskiego z przywiezionej z Krakowa cegły z rozebranych austriackich fortów wybudowaliśmy w latach 1952–1954 na warszawskiej Starówce nowiuteńki choć tradycyjny w kształcie Rondel, czyli Barbakan, obiekt absolutnie uniwersalny, służący obecnie nam i wszystkim miłującym pokój narodom jako wschodni bastion NATO.
Oto postępowanie godne budżetu Ministerstwa Obrony Narodowej.
dziennikarz, krakauerolog i szwejkolog
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?