MKTG SR - pasek na kartach artykułów

4 VI 1989. Nie wszystko było piękne

Włodzimierz Knap
W dzień I tury wyborów na krakowskim Rynku
W dzień I tury wyborów na krakowskim Rynku FOT. ANDRZEJ STAWIARSKI
4 VI 1989. Uważa się, że tego dnia upadł komunizm, Polska odzyskała wolność i narodziła się III RP. Jednak nic z tego się wtedy nie zdarzyło.

Ćwierć wieku temu 62 proc. Polaków poszło do urn, by oddać głos w wyborach, określanych obecnie mianem przełomowych – są dziś powodem do wielkiego świętowania, ukoronowanego przyjazdem do Polski światowych przywódców, z prezydentem USA na czele.

Powszechnie uważa się, że 4 czerwca 1989 r. upadł w Polsce komunizm, nasze państwo odzyskało wolność i narodziła się III Rzeczpospolita. Jednak żadna z tych rzeczy nie zdarzyła się ani tego dnia, ani nawet krótko później.

Frekwencja 4 czerwca również nie może zachwycać, zwłaszcza że atmosfera przedwyborcza była napięta, a stawka wysoka.

W pierwszych wyborach po odzyskaniu niepodległości, w styczniu 1919 r., do urn poszło od 60 do ponad 90 proc. Polaków, w zależności od regionu. A przecież wtedy w Wielkopolsce trwało powstanie, na wschodzie toczyły się walki z Ukraińcami, na południu z Czechosłowacją. Dodajmy, że Śląsk i Pomorze znajdowały się w rękach niemieckich, podobnie jak rozległe obszary na wschodzie.

Ekonomiści twierdzą, a na dowód przedstawiają wyliczenia, że w całych ponadtysiącletnich dziejach Polski nigdy nie rozwijaliśmy się tak szybko jak przez ostatnie 25 lat. Nigdy też, jako obywatele, nie cieszyliśmy się taką wolnością i takim zakresem swobód demokratycznych. A państwo polskie nie miało tak dobrej koniunktury na arenie międzynarodowej od wieków. Lecz czy rzeczywiście ostatnie ćwierćwiecze, a zwłaszcza jego początek, to jedynie czas bezdyskusyjnych sukcesów?

Walka o władzę

W rzeczywistości po wyborach komuniści ani nie oddali rządów ani nawet nie zamierzali tego zrobić. Ich elity były co prawda zaskoczone i przerażone rozmiarami klęski wyborczej, lecz, jak dowodzą dokumenty, nadal liczyły, że uda im się zachować realną władzę.

Obóz gen. Wojciecha Jaruzelskiego brał jednak pod uwagę, że będzie musiał władzą nieco się podzielić, przede wszystkim z „Solidarnością”. Prof. Janusz Reykowski oraz Stanisław Ciosek, bliscy współpracownicy Jaruzelskiego, sondowali po wyborach cele i plany „S”, pytając m.in., czy jej przedstawiciel nie chciałby stanąć na czele rządu?

Reykowski i Ciosek wybrali na rozmówców Adama Michnika i Jacka Kuronia. Nieco później, bo 9 czerwca, apetyty „Solidarności” badał gen. Czesław Kiszczak, wtedy osoba numer dwa, szef MSW. Jego rozmówcą był Michnik, jednak po stronie opozycji decydujący głos należał do Lecha Wałęsy. Ten wykazał się wówczas niezdecydowaniem. Mówił, że nie jest przygotowany na zostanie prezydentem, ale dodał: „Nie mogę wykluczyć niczego”. Skończyło się tym, że wypełniono ustalenia przyjęte przy Okrągłym Stole i prezydentem PRL został gen. Wojciech Jaruzelski.

Zdaniem prof. Tomasza Gąsowskiego, historyka z UJ, przed ćwierćwieczem szefa punktu informacyjnego Małopolskiego Komitetu Obywatelskiego „S” dla Krakowa-Śródmieścia, o porozumieniu elit obozu władzy z częścią obozu solidarnościowego można mówić już od 5 czerwca.

– Tego dnia po południu przyszła z Warszawy instrukcja, by siedzieć cicho i udawać, że nic się nie stało. Wkrótce mogliśmy się przekonać, że nasi przywódcy nie za bardzo się z nami liczą. Bez pytania kogokolwiek o zgodę przystali na zmianę ordynacji wyborczej w środku gry, czyli przed drugą turą wyborów – mówi prof. Gąsowski. – Owszem, jakoś trzeba było dopełnić Sejm, ale czy należało iść rządzącym totalnie na rękę?

Cios planom zachowania władzy politycznej przez ekipę Jaruzelskiego zadali dopiero jej dotychczasowi sojusznicy, czyli Zjednoczone Stronnictwo Ludowe i Stronnictwo Demokratyczne, sprzymierzając się z „Solidarnością” i tworząc sejmową większość.

Moskwa nie rezygnuje

4 czerwca Polska nie wyzwoliła się też spod jarzma moskiewskiego, choć ówczesne władze Związku Sowieckiego, z Mi­chaiłem Gorbaczowem na czele, sytuacji w Polsce nie postrzegały już zero–jedyn­kowo, czyli – albo PZPR, albo nikt. Kreml chciał utrzymania Polski w ramach Układu Warszawskiego, a sprawą drugorzędną było to, komu będzie taki efekt zawdzięczać.

Wadim Zagładin, doradca Gorbaczowa, 3 lipca 1989 r. na pytanie o stosunek Moskwy do ewentualnego rządu solidarnościowego w Polsce odpowiedział: „Będziemy utrzymywać stosunki z każdym wybranym w Polsce rządem”. Trzy dni później takie stanowisko potwierdził sam Gorbaczow. Jednak łaskawość Kremla wynikała przede wszystkim z jego słabości ekonomicznej, a także oceny możliwości komunistów polskich i nastrojów społecznych w Polsce, a potem i w reszcie tzw. bloku sowieckiego.

Sukces nie dla wszystkich

Według obliczeń prof. Witolda Orłowskiego, po 1989 r. Polska rozwija się zdecydowanie najszybciej w całej swojej historii. Około roku 1000, według przedstawionego przez niego opracowania, w którym dokonał przeliczenia dochodów z przeszłości na obecny kurs dolara, na poddanego Bolesława Chrobrego przypadało około 360 dol.

Przez sześć kolejnych wieków miał miejsce dość wolny wzrost. Na początku XVII stulecia PKB wynosił (na mieszkańca) ok. 600 dol. (z tym, że na chłopa przypadało ok. 400 dol., na szlachcica – 1900). Po kryzysie, który zaczął się jeszcze przed połową XVII w., do tej przeciętnej (ok. 600 dol.) wróciliśmy dopiero pod koniec XVIII w.

W ostatnich latach PRL, PKB na głowę Polaka wynosił nieco ponad 5 tys. dol. Obecnie oblicza się go na 21,5 tys. dol.

Nie można jednak zapomnieć, że od dobrych kilku lat odsetek Polaków żyjących w skrajnej biedzie utrzymuje się na stałym, około 6-proc. poziomie. W liczbach bezwzględnych jest to nieco ponad 2 mln osób, czyli – jak gdyby – Kraków, Łódź i Wrocław razem wzięte. A 6,5 mln kolejnych obywateli RP egzystuje na skraju ubóstwa. W rodzinach wielodzietnych i w takich, w których jeden z dorosłych nie ma pracy, nędza jest plagą.

Pewnym pocieszeniem, może być fakt, że w minionym 25-leciu rozwijaliśmy się szybciej niż jakikolwiek kraj europejski. Pod tym względem nie mamy sobie równych, daleko wyprzedzając inne nacje, choć kolejne rządy stanowiły prawo, które z reguły kładło kłody pod nogi przedsiębiorczych Polaków.

Nie ma czego żałować

Prof. Jadwiga Staniszkis, socjolog z UW, zwraca uwagę, że fatalna jest struktura naszych dochodów – najwyższe są w administracji rządowej, potem w gospodarce, a na końcu w sferze nauki i kultury. To, jej zdaniem, dowodzi, że Polska realizuje trzecioświatowy model rozwoju kraju.

Zaś według prof. Ryszarda Bugaja, ekonomisty z PAN, gospodarka, choć rośnie szybko, staje się zarazem coraz bardziej peryferyjna. Specjalizujemy się w montażu, prostych usługach, a naszym największym atutem nadal, po 25 latach, jest względnie tania praca.

Oceny dotyczące wyjątkowo korzystnej koniunktury międzynarodowej, gwarantującej nam bezpieczeństwo, po ostatnich działaniach Rosji, włącznie z rozbiorem części Ukrainy, też muszą ulec częściowej weryfikacji. Choć jesteśmy w Unii Europejskiej, a przede wszystkim w NATO, nie możemy mieć pewności, że w razie ataku Rosji na Polskę otrzymamy ze strony sojuszników skuteczną pomoc.

Przy wszystkich zastrzeżeniach należy jednak pamiętać, że od 25 lat jesteśmy wolni jako kraj i ludzie. Ponadto, nie zapominajmy, że w komunizmie nie było niczego, czego można by dziś żałować.

Napisz do autora:
[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski